Bogusław Wojtowicz (1956 – 2010)

Od młodości moją pasją była sztuka, a zwłaszcza muzyka...

Tuż przed świętami minęła trzecia rocznica śmierci Bogusia, jak go wszyscy nazywali. Ta tragiczna wiadomość lotem błyskawicy rozeszła się po zanurzonym już w świątecznym nastroju Tarnowie. 23 grudnia po południu zmarł po ciężkiej chorobie Bogusław Wojtowicz, od 12 lat dyrektor Biura Wystaw Artystycznych Galerii Miejskiej w Tarnowie, wcześniej pracujący również w Tarnowskim Centrum Kultury i tarnowskim teatrze (ale także na scenach w Rzeszowie, Bielsku Białej i Lublinie). Miał 54 lata. W poniedziałek 23 grudnia 2013 roku o godz. 12 odprawiona została  Bazylice Katedralnej rocznicowa msza św. za spokój duszy świętej pamięci Bogusia, gromadząc, jak co roku liczne grono jego przyjaciół i współpracowników.

Ten z urodzenia Rzeszowianin, a z wyboru Tarnowianin był twórcą i współtwórcą wielu artystycznych projektów. Jego niespokojny duch, co i raz, gnał go po świecie ale zawsze wracał do swojego ukochanego miasta i marzył…  Wcześniej o „Młynie Sztuki”, o niszczejącej „Harcówce” – pałacyku w Parku Strzeleckim, który chciał zamienić na tętniące sztuką centrum kultury oraz o dworcowej galerii, którą na kilka dni przed jego odejściem otwarto na tarnowskim dworcu PKP. Nie zdążył już tam być fizycznie ale jego duch, wierzymy w to głęboko, będzie niebiańskim kuratorem każdej kolejnej ekspozycji przygotowanej przez jego następców. Zostanie w naszej pamięci i sercach, a jego charakterystyczna sylwetka jeszcze nieraz pojawi się na tarnowskim Rynku… 

Miał wielkie zasługi dla kultury, i to nie tylko tarnowskiej, doceniany i wielokrotnie nagradzany. Inicjator szeregu interesujących wystaw, które przez ostatnie lata można było podziwiać w Tarnowie, współtwórca m.in. oryginalnego Festiwalu ArtFest, który od 2011 rok nosi jego imię. Stale współpracował z Andrzejem Dudzińskim (był „etatowym” kuratorem jego wystaw), Januszem Foglerem, Ryszardem Horowitzem, Wojciechem Prażmowskim, Jerzym Skolimowskim. Wcześniej prowadził autorskie audycje radiowe poświęcone jazzowi i piosence francuskiej. Współpracował w tej dziedzinie z: Tomaszem Stańko, Janem Ptaszynem Wróblewskim, Zbigniewem Namysłowskim, Adamem Pierończykiem, Stanisławem Sojką, w latach 90 - tych był menadżerem zespołu rockowego ZIYO.

Był jednym z luminarzy tarnowskiej kultury, wulkanem energii, człowiekiem iście renesansowym. Znaliśmy się i przyjaźniliśmy się całe lata... To dzięki niemu udało mi się przed laty przeprowadzić z Ryszardem Horowitzem, światowej sławy fotografikiem, obszerny wywiad do nie istniejącego już tygodnia „Echo Tarnowa”. Podobnie było z głośnym amerykańskim pisarzem Williamem Whartonem, którego pobyt w Tarnowie był prawdziwym wydarzeniem. Obaj ci wielcy twórcy przylecieli z Nowego Jorku na zaproszenie Bogusia, uświetniając organizowane przez niego imprezy.   

Charyzmatyczny dyrektor ówczesnej Galerii Miejskiej BWA był  przykładem człowieka, któremu udało się zatrzymać na kilka lat rozwój choroby nowotworowej. Jak sam mówił, choć chwilami było ciężko, postanowił się swoim schorzeniem po prostu „nie przejmować”, choć przecież wielu tarnowian pamięta jego wychudzoną postać z tego okresu. 

Zapytałem go kiedyś o ten pierwszy moment, w którym dowiedział się że ma raka. „W takich chwilach, gdy dowiadujesz się że jesteś chory na raka, człowiek robi swego rodzaju rachunek sumienia, dzieląc rzeczy na istotne oraz nieistotne, przewartościowując swoje kontakty z ludźmi” – dywagował. Trudne doświadczenie skłoniło go również do ponownego zastanowienia się nad tym, czym jest życie – tu dla B. Wojtowicza jedyną wartością okazała się duchowość, postrzegana jako umiejętność przeżywania piękna. Był też i Bóg – ale nie ten zinstytucjonalizowany.

Zapytałem go także o reakcje innych ludzi, o litość, której Boguś w ogóle nie oczekiwał i nie chciał, o innych pacjentów obecnych w klinice... „W tym miejscu ludzie są tam wobec siebie nadzy i przez to prawdziwi, każdy jest niezgrabny, więc w pewnym sensie okazuje się tym, kim jesteś naprawdę” - mówił.

Pytałem również o lęk przed śmiercią - w odpowiedzi usłyszałem m.in., iż dużą trudność sprawia m.in. brak możliwości zaplanowania czegokolwiek w dłuższej perspektywie czasu oraz strach przed „pozostawieniem nie załatwionych spraw”.

„Za bardzo się do życia przyzwyczailiśmy” – tak spuentował to nasze ostatnie spotkanie.

Ryszard Zaprzałka

 

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny