Kilkanaście
dni temu obchodziliśmy
rocznicę polskiego triumfu w
bitwie pod Grunwaldem. Na
najsłynniejszym obrazie
ukazującym słynną wiktorię –
monumentalnej „Bitwie pod
Grunwaldem” Jana Matejki,
obok księcia Witolda i
krzyżackiego Wielkiego
Mistrza, wyróżnia się postać
niezwyciężonego rycerza –
Zawiszy Czarnego. To postać
niezwykle mocno związana z
naszym regionem. Ale po
kolei...
Zawisza
Czarny był w sobie
współczesnych czasach
człowiekiem znanym na
dworach Europy i – co
najważniejsze – posiadającym
nieposzlakowaną opinię
prawego rycerza. Do wielu
zalet z jakich go znano, po
zwycięstwie z największą
„gwiazdą” europejskich
turniejów rycerskich, Janem
Aragońskim, doszła
świadomość, że polskiego
rycerza należy zaliczyć do
niewielkiego, elitarnego
grona najwybitniejszych
wojaków tamtego czasu.
Zawisza
postanowił osiąść i założyć
rodową siedzibę w miejscu
bynajmniej niespecjalnie
ludnym, czy nawet wręcz
dzikim – z dala od wielkich
dworów. Wybór padł na dolinę
rzeki Dunajec, wzdłuż której
wiódł trakt na południe, do
Węgier i dalej. Konkretnie
na miejsce, gdzie rzeka,
pędząc spienionym nurtem,
wrzynała się pomiędzy coraz
bliżej schodzące się
wzgórza. Od XIV wieku
istniał tu zamek, którego
poprzednimi właścicielami
byli min. Rożenowie i
Gryfici. Dopiero patrząc na
stare ryciny, uświadomić
można sobie, że Dunajec
tworzył tutaj, w okolicach
Rożnowa, coś na kształt
miniaturowego przełomu,
takiego, jak w nieodległych
przecież, Pieninach.
Od tamtych
czasów wiele się zmieniło,
na Dunajcu powstała zapora i
dawna siedziba Zawiszy –
ruiny zamku wiszą prawie nad
budynkami wodnej elektrowni.
To jednak dzięki słynnemu
rycerzowi, Rożnów stał się
czymś więcej niż zapomnianą,
trudnodostępną wioską. W
kolejnych pokoleniach
majątek przeszedł bowiem w
ręce rodu Tarnowskich i
gospodarzył tu między innymi
Jan Amor, ojciec słynnego
hetmana, najwybitniejszego
chyba tarnowianina w
historii.
Zanim więc
przejdziemy do opowieści
bardziej współczesnej –
historii dworu w Rożnowie,
warto jeszcze wspomnieć, że
znakomity ród Tarnowskich
pozostawił w nad dunajeckich
dobrach niezwykłe, bezcenne
świadectwo historii. Jest
nim budowla w Polsce
niespotykana,
charakterystyczna dla
słonecznej Italii i jej
systemów fortyfikacyjnych,
tak zwana beluarda. Dziś ten
zapadły w ziemię,
pięcioboczny, kamienny
bastion wciąż sprawia
potężne wrażenie, zwłaszcza
kiedy wejść do jego wnętrza.
Z pozostałymi budowlami o
charakterze obronnym,
beluarda połączona jest
pięknym murem kurtynowym.
Tego typu fortyfikacji,
próżno szukać w innych
częściach naszego kraju.
Pomiędzy tymi
dwoma świadectwami dawnych
wieków – zamkiem Zawiszy
oraz beluardą Tarnowskiego,
w początkach XIX wieku
powstał dwór. Wybudowali go
najprawdopodobniej
Stadniccy, znana w całym
regionie rodzina,
posiadająca m.in. Wielką
Wieś, czy Nawojową. Dwór
przybrał typową,
klasycystyczną formę, z
charakterystycznym
czterokolumnowym portykiem
od strony podjazdu. Wyróżnia
go natomiast monumentalny
względem całego budynku
portyk od strony ogrodu, na
który składa się aż dziesięć
kolumn. Dwór, jak twierdzi
Jerzy Stadnicki, potomek
właścicieli, jako dziecko
mieszkający w rożnowskim
dworze: „dość typowy,
klasycystyczny, parterowy z
facjatą lecz pomyślany
prawdopodobnie jako pałac.
Wskazywałyby na to: wysoki
nad miarę dach,
niewykończone wnętrza (brak
normalnych posadzek i
pieców), przede wszystkim
zaś ich dekoracja.”
Rzeczywiście,
dwór w Rożnowie posiada całą
gamę malowideł ściennych.
Jak pisze tarnowski
historyk, Andrzej B.
Krupiński: „W kilku
najbardziej
reprezentacyjnych wnętrzach
dworu zachowały się
klasycystyczne malowidła o
motywach krajobrazowych,
figuralnych i
ornamentalnych, oraz cztery
supraporty z rodzajowymi
scenami polskimi: na jednej
z nich widać ułanów księcia
Józefa Poniatowskiego, na
innych podobizny Syreniusza,
Kopernika i Kluga. Są też
alegorie pór roku w
architektonicznych oprawach,
putta i wieńce”.
Do dziś z
oryginalnego wnętrza, prócz
opisanych malowideł,
pozostały jedynie... trzy
kamienne kominki. Ale jak
się okazuje, rożnowski dom
nigdy nie obfitował w bogaty
wystrój. Nie było tu wielu
dzieł sztuki, czy cennych
mebli. Odpowiedź dlaczego
tak było, również znajdziemy
we wspomnieniach Jerzego
Stadnickiego: „Dziad mój
nabył majątek, ale w nim nie
mieszkał (…) rodzice
sprowadzili się tu
zabierając jedynie
najpotrzebniejsze sprzęty.
Ojciec niebawem zmarł (…) a
matka w 1933 r. wróciła do
Wielkiej Wsi.
Dom był więc
zawsze, pod względem
mieszkaniowym prowizorką.
Kochaliśmy go jednak,
posiadał ogromny urok wraz
ze swym krajobrazem,
powietrzem, izolacją. Dojazd
był i poniekąd do dziś
pozostaje – trudny, okrężny;
przybysze z innych stron
zjawiali się rzadko. Sławna
była wizyta Jordanów z
Więckowic, którzy wybrali
się do nas z mapą i
rewolwerem…”
W tym
niezwykłym nagromadzeniu
zabytków w Rożnowie,
znalazło się miejsce dla
drewnianego kościółka św.
Wojciecha, położonego kilka
kroków od dworu. XVII
wieczna świątynia zawdzięcza
byt dziadkowi Jerzego
Stadnickiego, który jako
kolator (osoba, która ma
prawo obsadzać urzędy
kościelne, zazwyczaj
fundator kościoła lub
spadkobierca fundatora –
red.), dokonał generalnego
remontu budynku, którego
ściany groziły zawaleniem.
Wówczas też w kościółku
pojawiły się secesyjne
malowidła i obrazy
autorstwa… babki autora
powyższego fragmentu
wspomnień. Jako że
osierocona przez ojca
rodzina Stadnickich
przeniosła się z Rożnowa do
Wielkiej Wsi (ten dwór
opisywaliśmy z 5 lipca br.),
tutejszy dwór stał nieco
zapomniany, choć zawsze ktoś
tu gospodarował, a pani
Stadnicka wielokrotnie
odwiedzała majątek pokonując
nieraz drogę z Wielkiej Wsi…
pieszo.
Wielkie
nadzieje wzbudziła w
właścicielach dóbr budowa
zapory na Dunajcu, której
wznoszenie rozpoczęto w 1935
roku (polski rząd podjął
ostateczną decyzję po
katastrofalnej powodzi 1934
roku), a zakończono w czasie
okupacji, już pod niemieckim
zarządem. Inwestycja miała
nie tylko podnieść poziom
cywilizacyjny zapomnianego
zakątka – miał zostać
doprowadzony prąd, miały
wybudowane nowe drogi, ale w
perspektywie ściągnąć w te
strony, nad powstający
zalew, turystów z całej
Polski.
Wybuchła
wojna i większość nadziei
nigdy się nie spełniła.
Stadniccy utracili swoje
dobra. Jerzy Stadnicki,
który już jako dorosły
człowiek odwiedził Rożnów,
stojąc nad wodami
spiętrzonego Dunajca,
wspominał, jak zalew niegdyś
budził żywe emocje; tyle
wiązano z nim planów na
rozwój okolicy. Dziś to
wszystko, cały tamten świat,
spoczywa gdzieś głęboko,
kilka metrów pod modrą tonią
jeziora. I „gdyby nawet
spuszczono tę wodę,
ujrzałbym tylko żwir i muł”.
Agata Żak
(Gazeta Krakowska)
|