51...
Była pierwsza
połowa lat 50. XX wieku.
Pierwsze klasy szkoły
podstawowej. Gdy przychodził
listopad lądowałem w
Szpitalu Dziecięcym. Miałem
powtarzające się poanginowe
zapalenie stawów. Cierpiałem
przez miesiąc w tym
szpitaliku. Piłem wstrętny
salicyl i brałem dziesiątki
zastrzyków penicyliny i
streptomycyny w chude nóżki
i pośladki. A później na
nowo uczyłem się chodzić,
miałem 8-10 lat. Jak starzy
ludzie pamiętają, rodzice
nie mogli odwiedzać dzieci w
szpitalu dziecięcym. Stali
codziennie godzinami pod
oknami na trawniku od strony
szkoły Słowackiego i
wpatrywali się w zapłakane
twarze swoich dzieci,
których buzie przyklejone
były do szyb. Tęsknota za
domem i mamą była tak
wielka, że trauma rozstania
pozostała mi do starości.
Ordynatorem Oddziału
Dziecięcego był dr Stanisław
Ksyk (1902-1976). Potężny
mężczyzna, ponury na oko, z
marsowa miną. Leczył dzieci
wspaniale. Przedwojenny
asystent Kliniki
Pediatrycznej w Krakowie. Po
wojnie trafił do Tarnowa i
pod koniec lat 40.
zorganizował Szpital
Dziecięcy i został jego
pierwszym ordynatorem.
Zorganizował także Oddział
Dziecięcy Zakaźny w budynku
dawnego Szpitala
Żydowskiego. Plotka
wszechobecna głosiła, że
bierze łapówki, od mojej
mamy nigdy nie wziął,
ratował mi życie i chore od
stawów serce. W Tarnowie był
prezesem Oddziału Polskiego
Towarzystwa Lekarskiego.
Sława pediatryczna,
wyszkolił wielu późniejszych
tarnowskich pediatrów. W
końcowych latach 60.
komuniści wreszcie go
dopadli. Oskarżono go, że w
prywatnym gabinecie swojego
mieszkania ma zastrzyki,
których brakuje dzieciom w
szpitalu. Jakaś kobiecina
tak zeznała. W końcu
uniewinniony, rozgoryczony,
opuścił Tarnów i na
emeryturze osiadł w
Krakowie. Jakże żałuję, że
kiedy byłem już dorosły, nie
spotkałem się z nim i nie
podziękowałem, nie tyle za
uratowanie życia, ale za to,
że ten ponury człowiek jako
lekarz miał wielkie serce
dla dzieci. Zdjęcie
przedstawia dr. Ksyka z
personelem na swoim
Oddziale. Pochodzi zapewne z
lat 60., przypadkowo do mnie
trafiło.
52...
Jutro
rocznica 183 wybuchu
Powstania Listopadowego z
1830 r. Więc prezentuje
litografię gen. Józefa Bema,
bohatera spod Stoczka, Igań,
wielkiego stratega i
dowódcy. Litografia ta
znajduje się w starym
albumie z moich zbiorów. W
latach zaborów była w każdym
domu, jak relikwia, mówię o
patriotycznych domach.
Dawała nadzieję, podobnie
jak obrazek święty.
Portrecik gen. Bema wg
litografii można było kupić
w atelier fotograficznym
choćby w Tarnowie czy w
Krakowie. Można było kupić w
księgarniach. Dziś pewnie
wiadomość o rocznicy
przemknie się w kłamliwych
mediach na którymś tam
miejscu. Do I wojny żyło się
wspomnieniami o tych
wydarzeniach. Dziś Klata
wystawia w Teatrze Narodowym
kopulujące, genderowe
przedstawienie, zamiast
przyłożyć się do
Warszawianki, Nocy
Listopadowej, do arcydzieł
Wyspiańskiego. Gdyby dziś
Bem żył swoje armaty
ustawiłby na Czerskiej w
Warszawie, w wiadomymi celu.
Tarnowianie wnieśli swój
wkład w Powstanie. Oboje
bracia Sanguszkowie: Roman i
Władysław byli adiutantami
naczelnych wodzów. Roman
właśnie po Powstaniu
rozpoczął swoją legendę
Księcia Niezłomnego. Na
Starym Cmentarzu jest kilka
grobów uczestników
Powstania. Jeden z nich
Teofila Chmielowskiego
odnowiliśmy w tym roku z
pieniędzy zebranych na
kweście AD 2012. Z pieniędzy
Waszych. Jak wspaniały miał
pomysł twórca pomnika gen.
Bema w Tarnowie. Głowa
Generała i wzrok zwrócony
jest w kierunku ulicy
Lwowskiej. Czuj duch przed
Moskalami. Kto będzie
pilnował zachodnich krańców
miasta, przed szwabami? A
więc dla pokrzepienia serc
zamieszczam portrecik
bohatera Powstania
Listopadowego.
53...
Karol
Polityński (1804-1876.
Kapitan w Powstaniu
Listopadowym, szlachcic całą
gębą, właściciel majątku k.
Ustrzyk Górnych. Po
powstaniu osiadł w Tarnowie
i Wł. Sanguszko oddał mu
Hotel Krakowski w dzierżawę.
Znali się z powstania. Co
ten nasz Karol wyrabiał!
Skandal gonił za skandalem.
Hotel Krakowski to ówczesna
w połowie XIX sodoma i
gomora. Dziwki eleganckie,
zwariowane szlachcianki,
posesjonaci przegrywający w
karty swoje majątki, Żydzi
stale z gotówką za weksle,
pijaństwa i orgie,
spiskowania patriotyczne. W
tym wszystkim nasz
Polityński. Musicie
wiedzieć, że Tarnów w latach
40. XIX stulecia to chociaż
miasto powiatowe, było
jednak zapyziałą dziurą. Na
Wałowej kury i kaczki
spokojnie spacerowały, także
świnie. Jedynie Rynek, plac
Sobieskiego, św. Ducha to
było miasto, dalej już
wiejskie przedmieścia.
Wszyscy o wszystkim w
mieście wiedzieli.
Polityński
miał romans z mężatką,
młodziutką, tuż po ślubie.
Mąż chyba chory na umyśle
nie konsumował małżeństwa.
Józefa Kłosińska jakimś
cudem znalazła się w łóżku
Karola. W latach 1838-1844
rodziło mu czworo dzieci,
wszystkie bękarty, które od
razu Karol uznawał za swoje,
mimo, że obłąkany albo
impotentny maż żył w majątku
w Jastrząbce. Józefa z
brzuchem pod nosem
konsystorza i dewotek
tarnowskich przechadzała się
po mieście. Tego w Tarnowie
jeszcze nie było. Co za
skandal. Na szczęście mąż
zmarł i Karol dżentelmen
poślubił matkę swoich
dzieci, wśród których był
Karol młodszy, najlepszy
architekt w dziejach miasta.
Nasz Karol starszy
organizował w 1848 r. Wiosnę
Ludów w Tarnowie, pomagał
powstańcom styczniowym, a
później od czasów autonomii
bez przerwy w radzie
miejskiej. W latach 70. XIX
w. wiceburmistrz Tarnowa.
Brat łata, żartowniś,
niezrównany gawędziarz,
kawalarz.. Jego dzieci te z
nieprawego łoża i te z
prawego zrobiły dobre
partie, córki wspaniale
wyszły zamąż, chłopcy byli
utalentowani. Widzimy go na
zdjęciu jakiegoś smutnego,
oczy tylko bardzo młode
zdają się coś mówić. Karol
Polityński-Pan Kapitan Wojsk
Polskich z czasów Powstania
Listopadowego. Dziś
rocznica. A obok na zdjęciu
sponiewierany piękny
grobowiec-kaplica
Polityńskich na Starym
Cmentarzu. Sami powstańcy,
burmistrzowie architekci,
przemysłowcy. Nie ma kto go
odremontować. Miasto robi
interesy. Jak wyglądała
Józefa, pytacie? Będzie
niespodzianka.
54...
Burmistrzówka,
czyli dworek burmistrza
Tarnowa Witolda Rogoyskiego
(1841-1916), który był
burmistrzem w latach
1884-1906. Dzisiaj to dom
Sióstr Służebniczek
Dębickich przy ulicy
Słowackiego. Na froncie tego
domu i kaplicy był olbrzymi
ogród, w którym spędzałem z
baciarami z tej dzielnicy
dzieciństwo, buszując w
grządkach i na drzewach
owocowych biednych
siostrzyczek. Mieszkałem
przecież naprzeciw,
dokładnie naprzeciw ogrodu.
W 1968 r. w miejsce ogrodu
stanął Dom Studenta, ale ja
już byłem wtedy dorosły. Z
tyłu za domem zakonnym były
oficyny i dawne zabudowania
dworskie. Tam było owo
słynne przedszkole
prowadzone przez siostry, do
którego chodziłem pod koniec
lat 40. W czasach
stalinowskich odebrano
siostrom przedszkole.
Burmistrz Rogoyski to jedna
z największych postaci
nowożytnego Tarnowa.
Szlachcic z jasielskiego,
student Akademii Wojskowej w
Wiedniu, porzucił karierę
wojskową i ukończył prawo.
Poszedł do powstania
styczniowego i bił się w
słynnym oddziale płk. Leona
Czachowskiego. To był taki
współczesny elitarny Grom.
Niezwykle zdyscyplinowane,
bojowe, odważne do przesady
wojsko pułkownika dało się
we znaki Moskalom na
Kielecczyźnie i w Lubelskim
1863 r. Rogoyski zakończył
służbę w stopniu majora,
wyobrażacie sobie taki
stopień w elitarnym
oddziale!!!? Potem porzucił
lemiesz i szlachecką
ojcowiznę i przyszedł do
Tarnowa, do swoich kolegów z
powstania. Wybrany
burmistrzem pełnił swój
urząd przez 23 lata, długo,
jak nikt przed nim i nikt po
nim. Tarnów rozkwitł pod
koniec XIX w. Dzieła
dopełnił jego następca T.
Tertil. Rogoyski kupił
kawałek pola na Zamieściu w
pobliżu parku. Wystawił tam
dworek, do miasta było
wówczas kawałek. Około 1900
r. odsprzedał Burnistrzówkę
siostrzyczkom służebniczkom
dębickim. I siedzą one tam
do tej pory, tylko
przedszkola nie ma, ogrodu i
sadu i mojego dzieciństwa, i
mojej młodości też nie ma.
55...
Bursa św.
Kazimierza. Wybudowana przy
ulicy Lipowej (Solidarności)
w 1878 r. przez o.
Kazimierza Mikulskiego,
bernardyna, dla biednych
gimnazjalistów ze wsi.
Mieszkało w niej wielu
późniejszych wybitnych
gimnazjalistów, z
politykami, biskupami,
ludźmi kultury, pisarzami na
czele. Słynęła z surowej
dyscypliny. Stefan Jaracz,
genialny aktor teatralny,
został z niej usunięty za
"wycieczki" do miasta
wieczorową porą. Zarządzana
była przez księży
diecezjalnych. Z tyłu było
oficyny gospodarcze,
chlewnia, ogród warzywny,
Bursa była samowystarczalna.
Przez cały okres istnienia
słynne były bitki chłopców z
miasta z bursiakami. Przed
II wojną ostatnim dyrektorem
był ks.dr Władysław
Bochenek, brat proboszcza
katedralnego ks. dr. Jana
Bochenka. W czasie okupacji
Niemcy zainstalowali tu
Arbeitsamt, czyli urząd
pracy. Na piętrze mieszkał
ks. Bochenek i ukrywał przez
jakiś czas poszukiwanego
przez gestapo dr. Zająca,
akowca. Niemcy nie dali rady
ks. Bochenkowi, ale dali
radę stalinowcy. W 1953 r.
zniesiono wszelkie fundacje
i Bursa przestała istnieć.
Ks. Bochenka wyrzucono w
jeden dzień na zbity...
Utworzono tu internat dla
chłopców I LO, a później dla
chłopców z III LO.
Pracowałem w tej Bursie
dziesięć lat. Napisałem
niewielką monografię tej
Bursy, stąd jestem taki
mądry. W 1990 r. internat
przestał istnieć, budynek
odzyskała Kuria, następnie
go sprzedała bodajże
województwu, a ten
magistratowi, albo na
odwrót. Wkrótce wyburzono
budynek, niezbyt zresztą
ładny i wyplantowano, dziś
trawka zasiana i są pomysły
choćby na parking, co nie
daj Boże. Można tam zrobić
przepiękny zieleniec z
fontannami, ławeczkami itd.
Lewa strona ulicy Lipowej od
Nowego Świata do
Piłsudskiego dziś już nie
istnieje. Oprócz Bursy były
tam jeszcze do lat 70. dwa
domy. Pani Syttowej i na
rogi Schimitzków, tak sobie
zapamiętałem, był jeszcze
ogrodnik bardziej w stronę
emilki. W tym pierwszym domu
za Bursą w górę urodził się
lub mieszkał dr Stasiu
Wróbel, wspaniały historyk,
sam mi to opowiadał.
56...
Uroczy domek
przy Krakowskiej i
Pułaskiego, wyburzony na
pocz. lat 90. XX wieku.
Należał do rodziny
Dudzińskich. Od strony
Pułaskiego była fabryka
Dudzińskiego produkująca
kotły, stalowe i żelazne
elementy. Znana w całej
Galicji, a nawet poza nią. W
PRL domek zakupiła rodzina
Góreckich i na parterze
mieściła się pralnia i
farbiarnia Julia, pamiętacie
ją? Była w rękach państwa
Góreckich. Przed wyburzenie
w miejsce pralni była
sprzedaż bardzo smacznych
lodów. Fabryka na zapleczu,
jedna z najnowocześniejszych
w Tarnowie przed I wojną
światowa. W okresie
nacjonalizacji Bieruta
została zrabowana bodajże
przez Spółdzielnię Pokój i
była tam jakaś odlewnia.
Dawna ranga fabryczki
odchodziła w niepamięć,
komuna dała sobie radę z
wszystkim, a jak nie, to
teraz postkomuna dokończyła
roboty. Domek wyburzono,
bowiem wyprostowano ulicę
Pułaskiego i zarząd miasta,
radni, rozpoczęli wtedy
właśnie owe niejasne
interesy, które umożliwiły
cwaniakom budowy w centrum
miasta stacji benzynowych
czy hipermarketów. Tak więc
na przeciw dworca
autobusowego, maszkary
architektonicznej tamtych
czasów, prawie w centrum
miasta wybudowano ową stację
benzynową i tak jest do
dziś. Tak wyglądała
modernizacja Polski, co
zakończyło się kolonizacją,
którą my i nasze dzieci
doświadczają. Nie mamy ani
kapitalizmu, ani nie mamy
drugiej Japonii czy
Irlandii. Mamy za to coś, co
przypominało po upadku
kolonializmu owe wyzwolone
afrykańskie kraje. W każdym
razie młodzi niech popatrzą,
jak wyglądała pierwsza w
komunistycznym Tarnowie
pralnia chemiczna o
wdzięcznej nazwie Julia, w
domu rodzin Dudzińskich,
Zahaczewskich i
Warchałowskich. Na zdjęciu
pierwszym i drugim domek, na
trzecim budowa stacji
benzynowej, na czwartym
fragment fabryczki przy
Pułaskiego. I chyba
zgodzicie się, że w tym
ruchliwym miejscu można było
zaprojektować piękny
zakątek, tak aby ci, co po
raz pierwszy znajdą się w
Tarnowie po wyjściu z dworca
jednego albo drugiego, byli
zauroczeni od razu. Na samym
starcie zatriumfowała
bylejakość. Zdjęcia są
zupełnie unikatowe i
zawdzięczam je p.
Warchałowskiej.
57...
Zdjęcie parku
Strzeleckiego i najbliższej
okolicy. Widzimy stojące już
Mauzoleum, czyli zdjęcie z
1929 r. lub po te dacie. na
lewo gwiaździście pokazany
ogródek jordanowski, czyli
plac zabaw. Musze wam
powiedzieć, że ogród miejski
założony w połowie lat 60.
XIX w. był oczkiem w głowie
magistratu. Pierwszy
autonomiczny burmistrz
Tarnowa W. Bandrowski
powiedział, że tarnowianie
muszą oddychać świeżym
powietrzem (w całym mieście
smród od Młynówki i Wątoku
był niemożliwy), co za
mądrzy ludzie byli wówczas.
Do I wojny w radzie
miejskiej działała tzw.
komisja ogrodowa, zajmująca
się li tylko tym parkiem,
jednym z najpiękniejszych w
Galicji. Sam J. Leniek,
wybitny historyk i dyrektor
II LO przewodniczył tej
komisji. I wówczas właśnie
był najwspanialszy okres w
dziejach naszego parku.
Później już był gorzej, a
teraz jest fatalnie. Za
parkiem widoczny ogród
szkolny Szkoły Ogrodniczej.
Tu młodzież miała zajęcia
praktyczne. W moim
dzieciństwie w czasach
stalinowskich organizowano
tu dożynki powiatowe. Boże,
jakie to było dla nas
dzieciaków z okolicy
wydarzenie. Chłopi
przywozili najwspanialsze
produkty, byki na dwa metry,
krowy rekordzistki, świnie
przepiękne blondynki.
Zobaczcie na ulicę Bema
(Piłsudskiego) wzdłuż parku,
a dalej na Sandomierską w
stronę basenu. Nie
zabudowana. Widoczny ładny
dom w połowie parku,
Podoleckich, tam był żłobek
w PRL. Zobaczcie na ulicę
Kantorię biegnącą równolegle
do Bema (Seminaryskiej)
nieliczne domki, a tak to
pola, ogródki. Co za
nostalgiczne zdjęcie, jak
życie szybko upłynęło. Na
drugim zdjęciu, które
wykonał Jan Gomoła, Szkoła
Ogrodnicza, na przeciw
głównego wejścia do parku.
Przeniesiona do Tarnowa w
latach 70. XIX w. z
Czernichowa. Miasto
wybudowało budynek i
kształciło się tu wiele
roczników wspaniałych
ogrodników. Szkoła o
wielkiej renomie w Galicji.
Oczko w głowie magistratu
tarnowskiego. Po II wojnie
szkołę przeniesiono do
pałacu Sanguszków w
Gumniskach, zaś w tym
budynku były mieszkania dla
nauczyciel tej szkoły. Tu, w
tej okolicy, spędziłem
pierwsze 60 lat mojego
życia. W parku właściwie się
wychowałem (seksualnie).
Muszę napisać książkę o
takich miejscach w Tarnowie.
58...
Na zdjęciu
lewym ulica Słowackiego z
lat międzywojennych. Moja
ulica, przy niej się
urodziłem i mieszkałem
następnych 60 lat. Kiedyś
pod koniec XIX w. nazywana
Kurkową od Bractwa Kurkowego
mającego siedzibę w ogrodzie
miejskim, którego mur
widzimy na zdjęciu. Ta ulica
jeszcze do lat
międzywojennych dobiegała
jedynie do Wojtarowicza, a
później były pola i ogrody,
nie było przebitki do
Klikowskiej. Widzimy także
mur od strony Szpitala
Wojskowego dziś Pałac
Młodzieży. Za tym murem były
stajnie końskie, pamiętam je
z dzieciństwa. Szpital
musiał mieć swoje wozy
szpitalne. Na końcu widoczny
dom dr Pilzera. W tym domu
mieściło się w na początku
XX w. II Gimnazjum im.
Hetmana Tarnowskiego, zanim
nie dobudowali budynku
szkolnego od strony Legionów
(Kantorii). Budynek
wyburzono niedawno, aby
połączyć Słowackiego nowym
przebiciem ze Słoneczną. Na
prawym zdjęciu dwa domy
naprzeciw Sióstr
Służebniczek, na rogu Nowego
Świata. Pierwszy należał do
Krausów, w drugim na
pierwszym piętrze ja
mieszkałem. Widać moje okno
od kuchni. Ulica Słowackiego
w latach mojego dzieciństwa
była ostatnią na północ
ulicą od strony śródmieścia.
Mało ruchliwa, dziś znajduje
się w centrum miasta. Ulicą
sunęły furmanki chłopskie z
Klikowej, Żabna zdążające na
Targowicę. Widać taka
furmankę, do której się
doczepialiśmy jako brzdące,
a woźnica zacinał nas batem.
Ech, łza się w oku kręci
59...
Podpis trochę
myli, bowiem te baraczki
były przy ulicy
Dwernickiego, której w
chwili robienia zdjęcia
jeszcze pewnie nie było (od
1922 r.). Baraki dla
zakaźnie chorych powstały
przed I wojną światową, jako
schronisko czy szpitalik
brata Alberta. Prowadziły je
początkowo albertynki. W
latach międzywojennych
urządzono w nich lecznicę
dla dzieci chorych na
zakaźne choroby. Urzędował w
nich wyśmienity pediatra płk.
Goździewski, który ożenił
się córką burmistrza Tertila.
Zamordowany następnie ten
piękny mężczyzna w Katyniu.
Po nim była niezłomna pani
doktor Dorożyńska, a później
pani doktor Krupińska. Po II
wojnie szpitalik zakaźny dla
dzieci umieszczono na
parterze Szpitala
Żydowskiego i tam do dziś
jest. Baraczki przy
Dwernickiego to kawał
historii Tarnowa. Na końcu
tej uliczki była tarnowski
Bronx, czyli jedna wielka
menelownia, ze względu na
baraki dla ubogich. To
niedawna strach było tak
iść. Wracając do naszej
lecznicy. Prawdopodobnie w
niej przebywał w czasie I
wojny dzielny wojak Szwejk.
Haszek opisuje w jego
przygodach, że leczył się w
barakach dla zakaźnie chory
żołnierzy. Na czas I wojny
baraczek ten udostępniono
wojsku.
60...
Kapliczka św.
Walentego za Starym
Cmentarzem w Tarnowie z 1798
r. Do niedawna jedna z
najbardziej znanych i
zarazem tajemniczych.
Paręnaście lat temu odkryłem
przyczyny jej fundacji przez
Sanguszków z Gumnisk.
Opisałem w Moim Tarnowie
obszernie. W skrócie:
Generał Stanisław
Mokronowski, jeden z
największych wodzów wojny z
Rosją w 1792 i powstania
kościuszkowskiego w 1794,
bliski przyjaciel księcia
Pepi Poniatowskiego,
Kościuszki i naszego
Eustachego Sanguszki,
poślubił jego siostrę. Po
III rozbiorze osiadł u
teściów w pałacu w
Gumniskach. Dzieci rodziły
się i umierały szybciutko. W
kościele Bernardynów w
przedsionku tablice
poświęcone tym maluszkom.
Ponieważ generał cierpiał na
epilepsję, zrozpaczeni
rodzice sądząc, że ta
choroba jest przyczyną
wczesnych zgonów ich dzieci,
ufundowali kapliczkę przy
Tuchowskiej z wizerunkiem
św. Walentego, patrona od
epilepsji. Stad ta nasza
najstarsza kapliczka. W
czasie powstania
styczniowego młodzież
tarnowska tam urządzała
zbiórkę i wychodziła do
powstania nocą. Nawet
13-letnie Orlęta Tarnowskie.
Odtąd, aż do 1939 r., pod
kapliczką zaczynały się
wszelkie manifestacje
patriotyczne. Cudowna
tradycja zabita przez
komunę. I jeszcze jedno. Od
dawna mający się do siebie
dziewczęta i chłopcy
tarnowscy uważali, że należy
w wigilię Bożego Narodzenia
umówić się pod kapliczką i
razem przejść na górę św.
Marcina do tamtejszego
kościółka na pasterkę. Potem
powrócić na piechotę do
domu. Taka eskapada
gwarantowała w nowym roku
zamążpójście. Opowiadali mi
starzy tarnowianie, że taki
zwyczaj utrzymał się do II
wojny światowej. Piękne
tradycje. Teraz zauważcie w
radio i tv jakby nie było
kolęd. Genderowcy wymuszają
pod pretekstem obrażanie
uczuć niewierzących zakaz
kolęd i jak najmniej symboli
Bożego Narodzenia. Jakaś
szalona kobieta ogłasza
publicznie ku uciesze
gawiedzi w publicznej czy
prywatnej telewizji, że w
wigilię ma zamiar się
wyskrobać i płód zanieść do
kościoła, a wraży celebryci
o tym dyskutują i rechotają.
Ale się nie damy.
Wszystkim goszczącym na tym
portalu Spokojnych Świąt
Bożego Narodzenia i
Doooosiego Nowego Roku. |