Golden Boy - Złoty
Chłopiec
tarnowskiego teatru
był dzieckiem
Zamojszczyzny, gdzie
w Biłgoraju w
ciężkich powojennych
latach spędził
dzieciństwo, i skąd
wyruszył aby
„podpalić świat…”.
Jeszcze będąc w
szkole średniej
podejmował próby
dziennikarskie, i to
z dobrym skutkiem,
bowiem zwrócił na
niego uwagę kielecki
dziennik „Słowo
Ludu”, w którym
zadebiutował jako
prawdziwy
dziennikarz. Po
wyedukowaniu się w
Warszawie powrócił z
nakazem pracy (takie
były czasy) do
„swoich” Kielc,
gdzie w tamtejszym
dzienniku „Słowo
Ludu” przez całe
lata był czołowym
publicystą,
szczególnie znanym z
cotygodniowych
felietonów. W sumie
napisał ich dla tej
gazety kilka
tysięcy, część z
nich ukazała się
później w formie
książkowej. Będąc
uznanym i
powszechnie
lubianym, nie tylko
w kieleckim
środowisku,
współpracował bowiem
również z kultową w
tamtych czasach
„Polityką”, bardzo
wpływowym i
opiniotwórczym
ogólnopolskim
tygodnikiem
społeczno –
kulturalnym, którego
naczelnym był
wówczas późniejszy
premier Mieczysław
Rakowski oraz z
drugim nie mniej
popularnym
tygodnikiem
„Szpilki”, któremu
szefował późniejszy
rzecznik rządu Jerzy
Urban - założył w
Kielcach słynny
środowiskowy Klub
Dziennikarza i
Aktora. Tam
zaistniał jako
twórca i reżyser
tzw. teatru faktu.
To u niego
zadebiutował Jan
Nowicki. Swoje
monodramy
prezentowali tam,
m.in. Ryszard
Filipiki i Henryk
Giżycki. Wtedy też
nawiązał współpracę
z teatrem
dramatycznym w
Kielcach i
„Bagatelą” w
Krakowie, gdzie
przez czas jakiś
pełnił funkcję
kierownika
literackiego. Był
rok 1972, kiedy
podjął współpracę z
Teatrem im. L.
Solskiego w
Tarnowie, w którym
wyreżyserował na
małej scenie „Czapę”
J. Krasińskiego, a
później już na dużej
scenie „Moralność
pani Dulskiej” G.
Zapolskiej. Ten
ostatni spektakl
wywołał swoją
niekonwencjonalną
formą (scena
obrotowa, kuso
odziane córki
Dulskiej wąchały
„tri”) prawdziwy
skandal. Świętym
oburzeniem zawrzało
mieszczańsko –
kołtuńskiej
środowisko
pedagogiczne,
posypały się petycje
i oświadczenia
kierowane do
dyrekcji teatru,
któremu szefował
wówczas krakowski
aktor J. Morgała i
władz miasta. Na
szczęście skandal
wywołany „Dulską”
nie zniechęcił
ówczesnych partyjno
– urzędowych
włodarzy Tarnowa,
którzy zaufali
młodemu,
przebojowemu
dziennikarzowi i
powierzyli mu
dyrekcję tarnowskiej
sceny.
Ryszard Smożewski
pojawił się, a
raczej objawił się w
budynku przy ulicy
Mickiewicza, jako
młody gniewny, wręcz
rewolucjonista i
skandalista, który
niczym Mesjasz miał
zmienić oblicze
ówczesnego
skostniałego i
prowincjonalnego
teatru w nowoczesny
przybytek Melpomeny.
I zmienił, dosłownie
w sensie materialnym
(wraz z jego
przyjściem zakończył
się generalny remont
budynku teatru) i
artystycznym –
zatrudnił całą
plejadę absolwentów
z łódzkich i
krakowskich szkół
teatralnych, który
wraz z młodymi
reżyserami,
scenografami,
kompozytorami w
krótkim czasie
stworzyli prawdziwy
teatralny wonder
team. W powszechnej
opinii Smożewski
miał świetna „rękę
do aktorów”, a jego
– nasz teatr
określano jako
wyścigową stajnię, z
której wypuszczał w
świat swoje
„aktorskie
czempiony”.
O
tym, że się nie
mylił i miał
niezawodną intuicję
najlepiej świadczą
późniejsze losy
aktorskiej młodzieży
startującej w
Tarnowie do
późniejszych
wielkich karier. Do
dzisiaj brzmią mi w
uszach drewniane
chodaki, w których
prywatnie chodził po
teatrze młodziutki
Krzysiu Stroiński
(czas jakiś mieszkał
nad pracowniami
teatralnymi w
budynku zaplecza).
To był czas kiedy
kręcił on swój
pierwszy serial,
kultowe „Daleko od
szosy”. To właśnie u
nas Andrzej
Grabowski poskramiał
na scenie
szekspirowską
złośnicę czyli Anię
Tomaszewską, swoją
późniejszą żonę.
Podobnie było ze
zjawiskowym
Andrzejem Malcem,
który zaangażował
się do naszego
teatru tuż po
nakręceniu z
koleżanką ze studiów
Jadwigą Jankowską –
Cieślak (bywała u
nas na
popremierowych
bankietach),
słynnego filmu
„Trzeba zabić tę
miłość”, a w którym
kochało się pół
Tarnowa. A „Złoty
chłopiec” z
Andrzejem Bieniaszem
w roli głównej (od
nas trafił do Teatru
„Ateneum” w
Warszawie),
rozgrywany na
bokserskim ringu
ustawionym na środku
widowni z całą
plejadą gwiazd
Smożewskiego, na
który widzowie
przyjeżdżali m.in. z
Krakowa był jednym z
najgłośniejszych,
spektakularnych
osiągnięć
reżyserskich tego
nietuzinkowego
dyrektora. Zresztą
bywało u nas na
premierach wielu
znakomitych ludzi
teatru i filmu,
znanych krytyków i
dziennikarzy,
zafascynowanych
fenomenem Solskiego
i jego dyrektora.
Smożewski był
teatralnym
wizjonerem, działał
niezwykle
dynamicznie,
nierzadko wbrew
utartym schematom i
procedurom. Był na
wskroś
pluralistyczny,
otwarty na różne
opcje polityczne i
ludzi. Wprawdzie
regularnie spotykał
się z pierwszym
sekretarzem KW PZPR
S. Opałką ale bywał
też w rezydencji
tarnowskiego
ordynariusza, ks.
abp J. Ablewicza.
Jako jedni z
pierwszych w Polsce
wystawiliśmy na
deskach naszej sceny
sztukę „Brat naszego
Boga” Karola
Wojtyły, z którym
już jako papieżem R.
Smożewski
korespondował z
Watykanem w tej
sprawie. Warto tutaj
przypomnieć, iż
tylko w pierwszym
jego sezonie w
Tarnowie odbyło się
na dużej i małej
scenie oraz w
objeździe aż 17
premier, ilość
dzisiaj kiedy
standardem jest ich
4 lub pięć, wręcz
nie wyobrażalna. I
zapewniam, iż ich
ilość z reguły
dorównywała ich
jakości. Obok sceny
dramatycznej
rozpoczęła
działalność Scena
Lalkowa, której
kierownictwo
sprawowała E.
Marcinkówna, a na
której debiutowali
m.in. Maria Zawada –
Bilik, późniejsza
dziennikarka
lokalnej „kablówki”,
obecnie szefowa
biura promocji
miasta, oraz
Grzegorz
Janiszewski, także
dziennikarza będący
później zastępcą
dyrektora teatru
Edwarda Żentary.
Grywaliśmy w zamkach
(m.in. w Nowym
Wiśniczu i Dębnie,
gdzie gościnnie
występował Marek
Grechuta), i
pałacach, dworach
(m.in. w Dołędze, u
Krzysia i Grażynki
Nowaków), i w
kościołach. Także w
tzw. objeździe,
który za czasów tego
dyrektora obejmował
całą południową
Polskę, od Śląska po
Bieszczady,
sprawiając, że
teatralne tabory
(najczęściej Star z
przyczepą z
dekoracjami, Jelcz z
aktorami i Nysa z
zespołem
technicznym)
przebywały poza
swoją stałą siedzibą
całe tygodnie.
Ale z
tzw. terenu
wracaliśmy na
teatralne salony, co
nadawało istotny
sens naszej pracy.
To za dyrektorskiej
kadencji R.
Smożewskiego,
tarnowski teatr
uzyskał szereg
nagród i wyróżnień w
rozmaitych
konkursach i
festiwalach. M.in.
pierwszą nagrodę w
Ogólnopolskich
Spotkaniach
Teatralnych Kalisz
`75, jednym z
najważniejszych
wówczas festiwali
teatralnych w
Polsce, za reżyserię
Ryszarda
Smożewskiego i
główną rolę Andrzeja
Bieniasza w
spektaklu „Złoty
chłopiec" C. Odetsa;
pierwszą nagrodę
Ogólnopolskich
Konfrontacji
Teatralnych w Opolu
w 1975 roku za
scenografię Jana
Kuli i pamiętną rolę
Moniki Niemczyk w
„Klątwie" S.
Wyspiańskiego,
nagrodę dla Andrzeja
Grabowskiego za
główną rolę w
spektaklu Marka
Piwowskiego
„Przepraszam czy tu
biją" na
Ogólnopolskich
Spotkaniach
Teatralnych w
Kaliszu w 1977 roku,
tudzież kilka nagród
Ministra Kultury i
Sztuki za
całokształt
działalności
teatralnej. Zostały
również dostrzeżone
indywidualne zasługi
Ryszarda
Smożewskiego, jako
dyrektora
Tarnowskiego Teatru
- w 1976 roku
przyznano mu Krzyż
Kawalerski Orderu
Odrodzenia Polski.
Przez kilka lat był
również głównym
reżyserem
krakowskiego ośrodka
telewizyjnego,
dzięki czemu i nasz
teatr zaistniał na
szklanym ekranie.
Łącznie Smożewski
wyreżyserował w
teatrach (m.in.
Kielc, Wrocławia,
Koszalina,
Częstochowy,
Katowic, gdzie był
kierownikiem Sceny
Kameralnej) i
telewizji ponad 100
widowisk.
Po
raz pierwszy też w
dziejach tarnowskiej
sceny nawiązana
została współpraca z
teatrami
zagranicznymi - z
rumuńskim Sibiu,
ukraińskim
Żytomierzem,
węgierskimi
Kacskemet i Kiskores,
słowacką Nitrą.
Wymieniano
reżyserów,
scenografów i całe
spektakle.
Regularnie bywaliśmy
na Węgrzech,
objeżdżając budowy
prowadzone tam przez
kielecki „Exsbud”.
A
kiedy po blisko
siedemnastu latach
na skutek intryg
zawistnych
„aktorskich
związkowców” i
innych aktywistów,
wyrzucono go z
dyrektorskiego
fotela pokazał
prawdziwą klasę, nie
obraził się na teatr
i swoją
dotychczasową małą
ojczyznę. I chociaż
wyemigrował z
Tarnowa do Krakowa,
a później rodzinnych
Kielc, często wracał
do ukochanego
Tarnowa i odwiedzał
swój teatr.
W
ciągu ostatnich
pięciu lat, jakie
upłynęły od czasu
jego odejścia,
pojawiały się
rozmaite inicjatywy,
mające na celu
upamiętnienie
Ryszarda
Smożewskiego.
Mówiono m.in. o
nazwaniu jednej ze
scen świeżo co
wyremontowanego
gruntownie teatru
jego imieniem, padła
też propozycja ulicy
Ryszarda
Smożewskiego. Żadna
z nich nie została
sfinalizowana.
Zabrakło także
funduszy na książkę
o Nim, którą
wspólnie z Tomkiem
Żakiem i Jurkiem
Świtkiem
przygotowaliśmy…
Ryszard Zaprzałka |