Co piątek przenosimy
się w tym miejscu w przeszłość
Tarnowa. Ciekawych historii i ludzi
związanych z naszym miastem jest tak
wiele, że tematów nieopisanych nie
ubywa. Podążając tropem podsumowań i
postanowień, przenieśmy się w
przyszłość, inspirowani
oczywiście...
przeszłością. Przyjechałam dziś do
Tarnowa – nie mieszkam w samym
mieście, w zasadzie niedaleko, ale
te dziesięć kilometrów to nie
problem – mam do wyboru kilka linii
podmiejskich autobusów i podmiejski
pociąg –„szczucinkę”. Szczególnie ta
druga opcja to rewelacja – nigdy nie
ma tłoku, wagoniki unikają korków i
zbierają ludzi ze sporego obszaru
położonego na północ od Tarnowa.
Dziękować Bogu, że nie rozebrano
tych torów, tak jak kiedyś
proponowano – zmarnować taki
potencjał, to byłaby czysta głupota.
Teraz mówi się też o budowie mostu
kolejowego przez Wisłę. Nareszcie
nie musielibyśmy jeździć na północ
kraju„ na okrętkę”, przez Kraków.
Tak wiec, dojechałam do Tarnowa, do
pracy, bo to nie problem znaleźć
tutaj prace. Dużo dał rozwój uczelni
wyższych, postawienie na kształcenie
profesjonalnej kadry we współpracy z
największymi polskimi zakładami
chemicznymi, których irracjonalny
pomysł sprzedaży obcemu kapitałowi
na szczęście porzucono. Studenci
innych kierunków kształcą się też
pod okiem specjalistów z Zakładów
Mechanicznych, które jakiś czas temu
zamiast dzielić się na spółki,
przyjęły opcje skonsolidowania w
jeden zakład. Podobnie inne
tarnowskie fabryki, Tamel, huty
szkła i inne. Każdy z nich zatrudnia
po kilkadziesiąt, a te większe
kilkuset pracowników.
Ale przecież Tarnów to nie tylko
umysły ścisłe. Na uczelniach jest
sporo kierunków
humanistycznych. Tarnowska,
wielowiekowa historia daje mnóstwo
tematów i wątków do badan. Nie
mówiąc o jedynej w swoim rodzaju
atmosferze – miejska starówka z
przyległościami, po kilkuletniej
sukcesywnej renowacji prowadzonej
według opracowanego wcześniej planu,
przyniosła niesamowite efekty. Z
początku wcale nie było tak łatwo.
Niektóre pomysły wydawały się
kontrowersyjne, ale warto było.
Chyba najbardziej rzuca się w oczy
jednolita nawierzchnia z kostki, z
naszego polskiego granitu. Pamiętam
jeszcze te nieszczęsne, popękane
płyty na rynku, albo po wielokroć
łatane uliczki, zwłaszcza Kapitulna,
szczególnie zniszczona, plac Rybny,
który co jakiś czas się zapadał… no
właśnie, abym nie zapomniała – teraz
tarnowskie podziemia są dokładnie
przebadane, zabezpieczone i przez
ich część prowadzi podziemna trasa
turystyczna. Hitem jest cześć tej
trasy, czyli piwniczki
winne; jedna szczególna, bo
nawiązująca do tarnowsko -
węgierskich wątków historii,
piwniczka Lippóczego, gdzie istnieje
możliwość degustacji. Stale widzi
się Węgrów, którzy
zwiedzają nasze miasto.
Skoro już jestem przy sprawach
przyjemnych, to muszę wspomnieć o
tarnowskich atrakcjach. Dość
wspomnieć, że powstała niesamowita
wystawa o historii miasta, która
przyciąga mnóstwo turystów. Co mnie
najbardziej cieszy, światło dzienne
ujrzały w końcu bezcenne zbiory
książąt Sanguszków. Wszystko to
można obejrzeć w części pałacu w
Gumniskach. O tak – to był prawdziwy
przełom – nawiązano pozytywny
kontakt z potomkami dawnych
książęcych właścicieli Tarnowa.
Miasto zobowiązało się zorganizować
budynek dla dawnej szkoły
ogrodniczej, szkoła opuściła pałac,
w którym oprócz kilku
zrekonstruowanych pomieszczeń na
potrzeby ekspozycji, stworzono
piękne, reprezentacyjne sale.
Rozmowy objęły też do niedawna
smętne ruiny zamku Tarnowskich na
Górze Świętego Marcina, które teraz
są częścią ulubionego kompleksu
rozrywkowo - edukacyjnego tarnowian.
Podobnie w Klikowej, gdzie znowu z
powodzeniem funkcjonuje stadnina
koni ze znanym
w całej Polsce ośrodkiem
hipoterapii. Mamy zresztą niezłą
kadrę jeździecką i powoli
rozwijające się „końskie” targi,
aspirujące do rangi tych
najsłynniejszych w Janowie
Podlaskim.
Wspomnę jeszcze o czymś, co
tarnowianom bardzo przypadło do
gustu – praktycznie w samym centrum
miasta, przy ulicy Kopernika,
zbudowano od nowa piękną muszlę
koncertowa! Kiedyś mówiło się o
wykorzystaniu tego terenu na parking
– cóż, taki
pomysł nie jest wart nawet
komentowania. Poza tym mamy teraz
kilka parkingów w różnych punktach
centrum, w tym dwa podziemne, które
póki co zaspokajają potrzeby.
I sprawa, która cieszy mnie
niepomiernie – pamiętają Państwo
jeszcze kiedy parę lat temu dawne, „poowintarowskie”
tereny stały pustką i ruina? No
właśnie, dzisiaj trudno sobie nawet
to przypomnieć. Przez jakiś czas
straszono, że miejsce to wypełni
kolejny, wielki sklep, kolejna
paskudna hala. Już nie wiem, kto
rzucił pomysł, który wbrew wszelkim
niezgodom
postanowiono zrealizować – aby
właśnie tutaj powstał kompleks
sportowo - rekreacyjny. Dogadano się
z właścicielami, całość
zagospodarowano jako tereny zielone.
Rosną już drzewka. Co więcej, miasto
uderzyło się w piersi i za wszelką
cenę postanowiło doprowadzić do
świetności najstarszy tarnowski klub
sportowy, Tarnovie. Dziś mamy i
nowoczesną halę ze ścianką
wspinaczkowa, i przyległe salki
treningowe, kilka boisk, w tym do
piłki nożnej,
tenisa, koszykówki, siatkówki… Nie
zaprzepaszczono ponad stuletnich
tradycji jednego z najstarszych
klubów sportowych w Polsce!
Na koniec pójdę jeszcze na Burek.
Jest dalej tu gdzie był „od zawsze”.
Otrzymał tylko nową szatę. Nikt też
nie broni handlu pomniejszym
sprzedawcom, albo po prostu ludziom,
którzy przyjechali, by sprzedać
produkty ze swego gospodarstwa.
Kiedy tak się rozglądam, to
zastanawia mnie, dlaczego jeszcze
nie tak dawno, przez długi okres,
nie można było się uporać z
paskudnymi reklamami i szyldami na
budynkach, z wszechobecnym graffiti,
z całym tym bałaganem i chaosem.
Mogłabym mówić jeszcze o wielu,
wielu sprawach, bo nasze miasto jest
tego warte, ale tak naprawdę nie
wiem, czy pisanie o przeszłości nie
wychodzi mi lepiej.
Agata Żak (Gazeta
Krakowska)
|