Jak Anna Pustowójtówna chciała uwolnić dyktatora powstania

Była adiutantem generała Langiewicza. Pod koniec życia zarabiała układaniem bukietów.

Anna przeżywała bardzo trudne chwile. Jej ukochany został uwięziony i wydawało się, że nic nie da się zrobić, by go uwolnić. To co dotychczas wydawało się niezwykłą przygodą, codziennością inną od tej szarej, nudnej, przez osobistą tragedię, ukazało prawdziwy wymiar powstańczych zmagań. Nie to, żeby była próżna czy nie świadoma okropności wojny. Przeciwnie – czasy były trudne i wiedziała co to śmierć i cierpienie. Jednak przecież wszystko miało ułożyć się inaczej! Ona, u boku doskonałego żołnierza i dowódcy, przy tym swego ukochanego, miała wywalczyć Polsce niepodległość. Tymczasem Powstanie upadało, wszystko już na to wskazywało. Oddziały rozbite, rozproszone, szerząca się dezercja i przede wszystkim on – internowany! A bez niego, dowódcy i dyktatora, nic już się nie uda. Jest teraz pod ścisłą strażą austriackich żołdaków, przetrzymywany chwilowo w tarnowskim Hotelu Krakowskim. Anna Pustowójtówna otrząsnęła się z rozmyślań. Powzięła już decyzję, uwolni Langiewicza.

 

Wszystko jest gotowe i dopięte na ostatni guzik. Najpewniej się uda. Przejrzała się w lustrze – tak, nabrała już wprawy w przeobrażaniu się w mężczyznę. W tym stroju tylko z trudem można było poznać, że pod na poły wojskowym ubiorem kryje się kobieta. Ale teraz już czas – Anna ze współspiskowcami ruszyła do Hotelu Krakowskiego. Wszystko szło jak po maśle, przekupieni strażnicy dopuścili ją do generała Langiewicza. W torbie miała przygotowany ubiór kobiecy–tak przebrany więzień miał opuścić miejsce tymczasowego internowania. Czy tak mogła wyglądać legendarna próba uwolnienia dyktatora powstania styczniowego, generała Mariana Langiewicza przez zakochaną w nim „na zabój” Annę Pustowójtównę? Ryzykowna próba nie powiodła się, nie z powodu nieudolności spiskowców, ale z powodu odmowy ucieczki przez samego aresztanta… Rezygnacja z jedynej możliwości uniknięcia austriackiego więzienia miała być jednocześnie wyraźnym zakończeniem związku generała z Pustowójtówną. Mówi się, że w każdej historii znajdzie się ziarnko prawdy. Marian Langiewicz rzeczywiście znał się z Anną Pustowójtówną, a być może łączyło ich coś więcej niż relacje służbowe–dowódcy i adiutanta. Anna Pustowójtówna była bowiem adiutantem generała Langiewicza od chwili, gdy dołączyła do powstańczych oddziałów podczas walk w świętokrzyskim.

Przyszła na świat 26 lipca 1838rokuwWierzchowiskach opodal Lublina. Stosunki rodzinne od samego zarania sprawiły, że tak Anna, jak i jej rodzeństwo musieli wybierać, pomiędzy dwoma światami. Matka, Marianna z Kossakowskich, była Polką pochodzącą z rodziny szlacheckiej, w dużej części nastawionej patriotycznie, ojciec zaś, Trofim Pawłowicz Pustowojtow, był rosyjskim oficerem. Anna pod wpływem matki, ale przede wszystkim babki, która zajmowała się jej wychowaniem, nie myślała o sobie inaczej, jak o Polce. Dla kontrastu jej brat został rosyjskim wojskowym, okrutnym i nieubłaganym względem Polaków. Nauki pobierała najpierw w Lublinie w Szkole Płci Żeńskiej Zgromadzenia Panien Wizytek, następnie w Puławach, w Instytucie Wychowania Panien. Kształcenie tylko utwierdziło Annę w polskich i katolickich przekonaniach. Od wczesnej młodości przejawiała też niespokojnego, ale i nie złomnego ducha, angażując się w rozmaite działania patriotyczne. Nie kiedy sama przeprowadzała akcje, które wkrótce otoczyły jej imię złą sławą wśród zaborczych władz.

Czym Anna zasłużyła sobie na nienawiść zaborcy? Śpiewaniem narodowych pieśni, składaniem kwiatów u stóp poświęconych polskiej pamięci monumentów, organizacją marszów i procesji. Niby niewiele, a jednak kara spotkała ją zupełnie poważna– została zesłana na odosobnienie do prawosławnego klasztoru w głąb Rosji. Annie udało się uciec–przedostała się do Mołdawii, gdzie rozpoczęła swój żołnierski epizod, dołączając do polskich oddziałów.

Na wieść o wybuchu powstania styczniowego, postanowiła jak najrychlej przyłączyć się do walczących rodaków. Po przekroczeniu granicy, dogoniła żołnierzy Langiewicz a w Staszowie. Czy wystąpiła w męskim przebraniu, czy otwarcie przyłączyła się do powstania jako kobieta, któż odgadnie – grunt, że została adiutantem generała. Jak toczyły się dalej losy tych dwojga? Czy pozostali żołnierzem i dowódcą, czy jak chcą romantyczne przekazy podsycone w beletrystyce, rozkwitło pomiędzy nimi płomienne uczucie? Bojowy szlak oddziałów Langiewicza wiódł przez świętokrzyską ziemię z przyległościami: Staszów, Cisów, Pierzchnicę, Sobków, Małogoszcz, Wodzisław, Szreniawę, Pieskową Skałę, Skałę, Goszczę, Sosnówkę, Marchocice, Antolkę, Zaryszyn, Chroberz, Grochowiska, Nowy Korczyn, Opatowiec.

Anna cały czas była przy Marianie Langiewiczu. Również wówczas, gdy w Goszczy spoczął na nim zaszczyt i obowiązek pełnienia roli dyktatora powstania. Z funkcją dyktatora związany jest też prawdopodobnie upadek Langiewicza jako głównodowodzącego. Aby dopełnić formalności związanych z nowym tytułem, musiał bowiem udać się do Galicji. Inne wersje mówią o chęci rozszerzenia walk na południe, za Wisłę, bądź potrzebie obecności generała za Wisłą w związku z naradami i organizacją dalszych działań. Tak czy inaczej, Langiewicz przekroczywszy Wisłę, a zarazem granicę zaborów rosyjskiego i austriackiego, został natychmiast aresztowany przez Austriaków. Wraz z generałem została aresztowana najprawdopodobniej Anna Pustowójtówna, co przeczyłoby romantycznej wizji próby uwolnienia internowanego w Tarnowie generała. Podczas gdy Langiewicz z aresztu w Tarnowie trafił na dwa lata do czeskiego Josefstadt, Anna została zwolniona. Powstanie styczniowe tymczasem upadło. Anna, podobnie jak Langiewicz, nie powróciła już do kraju.

Generał po pobycie w Wielkiej Brytanii i Szwajcarii osiadł w Turcji, gdzie służył w tamtejszej armii. Anna zaś mieszkała kolejno w Pradze, w Szwajcarii, aby ostatecznie osiąść w stolicy Francji. Wyszła za mąż, za poznanego jeszcze podczas powstania lekarza, Stanisława Loewenhardta. W Paryżu dorabiała układaniem bukietów; gdy zmarła, spoczęła na cmentarzu w dzielnicy, w której mieszkała – Montparnasse. Na jej nagrobku czytamy: „Pełna odwagi energii poświęcenia w kraju i na wygnaniu na polu bitwy i w rodzinie”.

Agata Żak (Gazeta Krakowska)

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny