Co do samej
organizacji zdania studentów są
bardzo podzielone. Jedni uważają, że
pozostawiała ona wiele do życzenia,
inni, że organizatorom nie można nic
zarzucić. Trudno opowiedzieć się po
którejkolwiek stronie, bo jak to
zazwyczaj w życiu bywa każdy swoje
racje ma. Pierwszą kwestią, którą
warto poruszyć jest brak
tradycyjnego pochodu, w którym
tarnowscy żacy mogliby w mniej lub
bardziej ekstrawaganckich,
zaskakujących, czy też zabawnych
przebraniach, swobodnie przejść
ulicami Tarnowa. Niestety, ta
tradycja w naszym mieście zanikła
już jakieś trzy lata temu. O tę
kwestię zapytałam organizatorów
tegorocznych tarnowskich Juwenaliów.
Przedstawiciel Rady Uczelnianej
Samorządu Studenckiego Grzegorz
Sokołowski decyzję o tym, że w
Tarnowie pochodu nie będzie
tłumaczył tym, że kiedy był on
zorganizowany w 2010 roku, swoją
drogą po raz ostatni, to nie cieszył
się zbyt dużym zainteresowaniem
wśród studentów. Trudno się nie
zgodzić z tą opinią, bo czymże jest
pochód bez obecności na nim
studentów? Spacerem kilku osób
wzdłuż ul. Krakowskiej, jak ma to
miejsce każdego dnia?
Kolejna kwestia to
samo rozpoczęcie tarnowskich
Juwenaliów. Na przegląd kabaretowy
szczerze powiedziawszy szłam bez
większego przekonania, jednak dałam
się mile zaskoczyć. Po przekazaniu
klucza do bram miasta Tarnowa przez
Marię Zawadę - Bilik
przewodniczącemu RUSS, na deskach
teatru pojawiły się takie kabarety
jak „Kuku” i „Jesteś.My”, które
chwilami doprowadzały widownię do
łez, na szczęście były to łzy
radości.
Drugi dzień, a raczej
wieczór Juwenaliów upłynął pod
znakiem piękna. Przynajmniej chyba
takie miało być założenie tego
przedsięwzięcia. Otóż pierwszy raz w
historii PWSZ odbyły się wybory Miss
Studentek. W Klubie 139 w Śmignie
tłumnie stawili się głównie osobnicy
płci męskiej, dokonując wyboru
najpiękniejszej studentki
Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej,
którą ostatecznie została studentka
pierwszego roku wzornictwa.
Ponieważ sama idea tego
przedsięwzięcia jest dla mnie trochę
niezrozumiała, o kryteria i sam
koncept konkursu zapytałam Grzegorza
Sokołowskiego, który przyznał, że
pomysł ten jest zaczerpnięty z
innych miast, gdzie takie konkursy
Miss Studentek są organizowane i
cieszą się bardzo dużym
zainteresowaniem. Jak się
dowiedziałam przy wyborze Miss Jury
kierowało się trzema kryteriami:
wyglądem, tekstem otrzymanym w
zgłoszeniu, w którym kandydatki
pisały o sobie, oraz popularność na
facebooku - uzupełnił przewodniczący
RUSS-u. Najatrakcyjniejsze tego
wieczoru wydawały się być jednak
same nagrody dla finalistek, czyli
m.in. kwoty pieniężne o różnych
wysokościach w zależności od
zdobytego tytułu, czy komplet
biżuterii ufundowany przez jednego
ze sponsorów.
Kolejnego dnia
organizatorzy przewidzieli dla
studentów kilka atrakcji. Najpierw
studenci mogli zmierzyć się w
zawodach laserowego paintballa w
Laser Planet (os. Zielone), kolejno
szaleć na torze kokardowym Daytona,
a na koniec wybrać się na nocny
maraton filmowy i obejrzeć projekcje
filmów, które de facto niedawno
zeszły z kinowych afiszy. Jak widać
tego dnia atrakcji dla studentów nie
zabrakło, jednak zabrakło samych
studentów. Choć zapisy zarówno na
paintballa, jak i na kokardy
kończyły się dwa dni wcześniej, to
jeszcze w dniu imprezy były wolne
miejsca wolne - mówił Kuba, student
PWSZ. Podobne zjawisko mogłam
zaobserwować w auli PWSZ, gdzie na
projekcje filmowe przybyło znacznie
mniej chętnych, niż się można było
spodziewać, sala wypełniona była
ledwie w połowie. Poza tym studenci
wchodzili i wychodzili w trakcie
wyświetlania filmów, zachowywali się
głośno, co zdecydowanie
przeszkadzało tym, którzy jednak
filmami zainteresowani byli.
Ostatni dzień
Juwenaliów przez studentów był tym
chyba najbardziej wyczekiwanym. Na
stadionie KS Błękitni można było nie
tylko posłuchać, ale i zobaczyć
takie zespoły jak „Sayes”, „Hutr”,
czy „Grubson”, którym supportowały
zespoły „Trzymaj fason” i „Uwaga na
jeża”. Pierwszy z nich, „Trzymaj
fason” z bliżej nieokreślonych
powodów został zdjęty ze sceny po
dwóch pierwszych piosenkach – czy
padła organizacja w koncertowym
kalendarzu organizatorów, czy raczej
przeszkodziła ilość użytych w tak
krótkim czasie wulgaryzmów przez
zespół, tego nie wiadomo. Tak czy
inaczej „Trzymaj fason” na scenie
pojawił się raz jeszcze jako support
gwiazdy wieczoru Grubsona. W ich
miejsce pojawił się inny rockowy
zespół z wokalistką na czele „Uwaga
na jeże”, który przeniósł nas w
klimaty starego, dobrego rocka,
między innymi za sprawą coverów
zespołów takich jak U2, czy 4 Non
Blondes. Muzycy zaprezentowali także
piosenki własnego autorstwa.
Usłyszeliśmy m.in. takie utwory jak:
„Zatrzymaj czas”, „Droga”, czy
„Perswazja”. Trzeba przyznać, że
choć zespół pochodzi z Tarnowa, ja
osobiście słyszałam o nich pierwszy
raz ale mam nadzieję, że nie
ostatni.
Kolejni na scenie
pojawili się półfinaliści znanego
telewizyjnego show „Must be the
music”, zespół mocno zakorzeniony w
naszym mieście, tarnowski debiut
roku, jak zapowiedział jeden z
organizatorów koncertu, czyli grupa
„Sayes”. Trzem bardzo młodym
chłopakom grających rocka
alternatywnego udało się skupiać
całkiem sporą widownię pod sceną.
Jednak to za sprawą następnego
wykonawcy prawdziwy tłum fanów
zgromadził się pod bandą
oddzielającej publiczność od
wykonawców. Mowa tutaj o kapeli
„Hurt”, czyli nic mniej nic więcej
jak „Załoga G”, którą to zespół
rozpoczął i zakończył swój występ.
Oprócz takich piosenek jak „Nowy
początek”, czy wspomniana wcześniej
„Załoga G” zespół wykonał wiele
utworów ze swojej najnowszej płyty,
która nosi taką samą nazwę, jak i
sam zespół, czyli po prostu „Hurt”.
Jako ostatni, i chyba
najbardziej wyczekiwany przez
znaczną część publiczności, na
scenie pojawił się polski raper
Grubson. Choć osobiście na temat
rapu wypowiadać się nie będę, bo
kolokwialnie mówiąc, to nie moja
bajka, to można było zauważyć duże
zainteresowanie wśród publiczności
tymże artystą. I tutaj po raz
kolejny celowo używam określenia
„publiczność’, a nie studenci, gdyż
z przykrością muszę stwierdzić, że
średnia wieku podczas całego
koncertu była o wiele poniżej tego,
który ma w dowodzie przeciętny
student rozpoczynający swoją
edukację na uczelni wyższej.
Studentów zabrakło także na
tarnowskim rynku po zakończeniu
koncertów.
W tym miejscu aż
ciśnie się na usta pytanie, gdzie
podziali się wszyscy studenci? W
rozmowie z tymi, którzy w Tarnowie
pozostali wywnioskowałam, że po
prostu rozjechali się do domów, bądź
na Juwenalia do innych miast,
wychodząc z założenia, że w Tarnowie
„nic się nie dzieje”. Czy
rzeczywiście jest tak, że nic się
nie dzieje? Czy naprawdę musimy być
świadkami aktów wandalizmu,
pijaństwa, czy agresji, jak miało to
miejsce podczas tegorocznych
krakowskich Juwenaliów, gdzie pijany
student poważnie ranił nożem
przypadkowo napotkane osoby, żeby
stwierdzić, że coś się jednak w tym
Tarnowie dzieje? Nie sądzę. Okazuje
się, że nawet niektórzy studenci z
Krakowa przyjeżdżają na Juwenalia do
Tarnowa właśnie, gdyż, jak mówi
Daniel – student Uniwersytetu
Rolniczego w Krakowie, panuje tutaj
zupełnie inna atmosfera, nastrój
dobrej zabawy, takiej, którą się
później pamięta.
Wygodnie jest
narzekać na organizację, kiedy nie
chce się korzystać z tego, co
uczelnia oferuje. Tytułem
wyjaśnienia trzeba dodać, że
Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w
Tarnowie była wyłącznym
organizatorem tegorocznych
Juwenaliów, tak więc bardziej niż na
samych organizatorów ponarzekajmy na
tych, którzy tej organizacji
kompletnie podjąć się nie chcieli. I
niestety na tych, którzy z samych
Juwenaliów ostatecznie zrezygnowali
– bo to przecież nikt inny jak sami
studenci tworzą tę kulturę i bez
nich juwenaliowa rzeczywistość
przerodzi się w niedzielny piknik
rodzinny, niewiele mający wspólnego
z samym zamysłem studenckiej
imprezy.
Jolanta Frączek
|