Krwawe zapusty i rozkwit Karwodrzy

Podtuchowska wieś była areną tragicznych wydarzeń, a później błyskotliwego sukcesu

Imienna wzmianka w „Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich” to nie byle co. Na takie wyróżnienie trzeba było zasłużyć. Karol Berké niewątpliwie zrobił bardzo wiele, by redaktorzy poczytnej publikacji wspomnieli i o nim, i o jego majątku w Karwodrzy. Wzmianka to może niewielka i lakoniczna, ale przecież nobilitująca: „…obszar większej posesji Karola Berkego odznacza się wzorowym gospodarstwem…”. Rozłożona na wzniesieniach skłaniających się ku dolinie Białej, z których doskonale widać zabudowania tuchowskiego klasztoru, Karwodrza, dopiero dzięki gospodarności Berkego rozkwitła. Rodowód wsi nie jest bliżej znany, choć nazwa Karwodrza pojawia się w wieku XV. Osada leżąca wówczas pośród lesistych wzgórz musiała mieć związki z Pilznem, Tuchowem, a nawet Bieczem, w kronikach i dokumentach których to miast, znaleźć można o niej wzmianki. Podobnie niewiele wiadomo o właścicielach Karwodrzy w tych zamierzchłych czasach. Pozostały jedynie nazwiska: Wielogłowskich, Chrząstowskich, Rokoszów i Broniowskich.

W trudnym dla Rzeczpospolitej XVII wieku wieś praktycznie przestała istnieć. Przyczyniły się do tego wojny szwedzkie oraz grabieżcze najazdy Rakoczego. Wieś zupełnie wówczas opuszczona, nie posiadała ani jednego gospodarstwa. Ocaleli uciekli na Węgry. Kiedy przyszło do ponownej kolonizacji tych terenów, nowi osadnicy musieli zaczynać od zera, budując domostwa i porządkując zniszczone pola. W smutnym tym czasie osada stanowiła villa militoris, czyli wieś wojskową, a więc dzierżawioną przez wojskowych. O Karwodrzy robi się znów głośno w pierwszej połowie XIX wieku. Dziedzicami wsi są wówczas Niemyscy. Jak wiele innych galicyjskich dworów i pałaców, Karwodrza staje się celem podburzonych chłopów, którzy w bezpardonowej walce mordują „panów”. „Milę od Tarnowa, we wsi Karwodrza, mieszkał dziedzic tej majętności Florian Niemyski.

O godzinie 5 rano zbudzony ze snu przez koniuszego swego, który przypadłszy ze stajni, zapukał do drzwi sypialnego pokoju z wiadomością, że ogromna chmara chłopstwa bramę dolną dziedzińca siekierami wyważyć usiłuje. Otwierając Florian Niemyski drzwi, posłyszał ogromną wrzawę na dziedzińcu i tuż pod oknami, a na pytanie czego by ci ludzie chcieli, otrzymał odpowiedź: „Ciebie zabić”. Porwał dubeltówkę ze ściany i odpowiada strzałem, który powala trafionego w głowę chłopa, drugi strzał pakuje drugiemu w ramię. Chce nabić fuzję, szuka razem z Gantarym ładunków, ale nic nie znajduje…”. Dalej wypadki toczą się szybko i dramatycznie. Dziedzic ukrywa się pod rozbitym łóżkiem, chłopi grasują już bowiem po dworze, mordując kogo napotkają na swej drodze: „byłby może i losem Opatrzności uniknął śmierci, gdyby nie natrętna suka, która zaczęła obwąchiwać łóżko i skamleć, co zwróciło uwagę nadchodzących morderców. Jeden z nich odepchnąwszy łóżko znalazł Niemyskiego, który zasłoniwszy się pałaszem znalazł jeszcze tyle czasu, żeby zesunąć się na nogi i stanąwszy w kącie jeszcze dobrą godzinę ogarniał się na wszystkie strony… Wyciągnięty na dziedziniec zamordowany został i wzięty z dziedzińca swego dworu do Tarnowa dostarczony został”. Wkrótce ginie też syn Niemyskiego, Julian.

Co ciekawe napadu na dwór w Karwodrzy dokonują wyłącznie chłopi z Zabłędzy. Wkrótce po tragicznych wydarzeniach, Karwodrza trafia w ręce Karola Berkego, doskonale wykształconego agronoma, który wraz z żoną doprowadza majątek go do świetności. Kiedy nowi właściciele sprowadzają się do majątku, zamieszkują w starym, modrzewiowym dworze. Przez kolejne dwie dekady Karol Berke „zakłada winnicę, sad morelowy, morwowy, hodowlę jedwabników i stadninę koni. Buduje cegielnię, tartak, młyn i wodociąg. Jest właścicielem trzech karczm”. Karwodrza staje się więc samowystarczalna.

Karol Berke w 1885 roku wystawia obszerny, murowany dwór (z cegieł własnej produkcji). Powstaje także kaplica, zabudowania gospodarcze oraz kościół w Piotrkowicach (gdzie znajduje się rodzinny grobowiec rodziny Berke). Solidne fundamenty budynków gospodarczych, stodoły oraz spichlerza, służą do dziś. Sam dwór również jest w bardzo dobrej kondycji, mieści się w nim Dom Pomocy Społecznej. Majątek w Karwodrzy nie uniknął bowiem parcelacji w wyniku „reformy rolnej”. Rodzina Berke musiała opuścić swój dom. Maria Wiczkowska, ostatnia dziedziczka, wielokrotnie odwiedzała Karwodrzę, zawsze powtarzając, że szczęśliwa jest, iż dom jej służy tak pożytecznemu dziełu.

 

Agata Żak  (Gazeta Krakowska)

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny