Listy od Nikodema (2)

Wczoraj, w schowku na korespondencję, taki schowek-kieszeń ma każdy z zakonników obok swojej celi, znalazłem list od Ciebie. Od rana spieszę z odpowiedzią, ale wiesz, jak to jest z pisaniem w moim wieku. Zresztą czytam ów list po kilka razy i delektuję się nim, bo tylko taki mam teraz kontakt z rzeczywistością, poprzez korespondencję. Jak Ci wspominałem, po Smoleńsku zaprzestałem oglądać telewizję, nawet, a może przede wszystkim, wiadomości. Ogrom manipulacji był widoczny dla każdego, kto chciał to widzieć. Listy ze świata, tak rzadkie, są dla mnie wielką radością.

Właśnie dzwonią w klasztorze na nieszpór. W porze zimowej, kiedy tu nad Ropą słońce tak nagle zachodzi i robi się ciemno, klasztor wydaje się bezpieczny w tym surowym klimacie. Nie wiem czy wiesz, że pierwsze klasztory zakładane na ziemiach Polski przez Franciszkanów przybyłych z południa Europy, nie miały żadnego systemu ogrzewania, nie miały pieców po prostu. O ile we Francji, Italii, w Hiszpanii surowość ta była zrozumiała, a noce nawet w zimie niezbyt mroźne, tak w Polsce w ostrym klimacie mnisi marli przedwcześnie. Dopiero z czasem któryś z papieży zezwolił na zmianę Reguły i odtąd klasztory polskie braci mniejszych były zaopatrzone w kominki czy później piece. Piszę Ci o tym przy okazji zimy, która właśnie zawitała i tutaj, na Pogórze.

            Pytałem Cię onegdaj o Mirka Poświatowskiego, który jawił się jako odważny dziennikarz, prowadził wiele tematów nazwijmy to śledczych. Kilka lat temu przyjechaliście do mnie, do klasztoru i przy szklanicy węgrzyna prowadziliśmy rozhowory. Jak słyszę zamilkł teraz zupełnie. On, wydawał się niezłomny, on jeden bez ustanku kontestował władzę i politykę tego prezydenta, który jest teraz zatrzymany. Czyżby Mirosława zmusili do milczenia, zastraszyli, puścili z torbami za jego odwagę? Byłoby to niepowetowaną stratą. Napisz mi mój drogi, co u niego słychać, czy przypadkiem nie stoi przy zmywaku w Brighton, co byłoby straszliwą karą dla tego młodego człowieka i pozbawienie go wszelkich złudzeń, co do znalezienia sprawiedliwości na tym ziemskim padole. Sądzę, że on jeden tropiłby teraz pajęczynę tarnowską. Oboje dobrze wiemy, że te aresztowania, to nawet nie wierzchołek góry lodowej, że pajęczyna od lat oplata polityczne i gospodarcze życie w Tarnowie.

            W te zimowe wieczory brak mi mego przyjaciele Jacka Szurka, pamiętasz, wybitnego polonistę miejscowego liceum, historyka regionalistę. Tego samego, który przez całe  życie pedagogiczne wystawiał z teatrem szkolnym jednoaktówki Fredry. Nikt inny nie mówił już tak piękną polszczyzną, jak ten absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wieczory z nim spędzane to była istna uczta duchowa, nawet dla mnie starego mnicha, zaczytanego w te wszystkie filozofie. Jak wiesz Jacek zmarł w samą wigilię dwa lata temu, znaleziono go w swoim domku dopiero po świętach. Był samotny, nie zaskakują więc okoliczności ponurej śmierci. Piszę o tym, bowiem dotąd dźwięczy mi w uszach mowa pogrzebowa wygłoszona na bieckim cmentarzu przez przyjaciela z Tarnowa, miał wielu znajomych w Tarnowie, kochał Tarnów prawie taką samą miłością jak Biecz. Mowa tego człowieka była tak wzruszająca, że cały Biecz obecny na pogrzebie, jakby na nowo ujrzał Jacka, jakby go nigdy takiego nie znał. Pamiętam tylko imię tego przyjaciela-Antoni.

            Czekam na brata Anzelma, by podpierając się nawzajem razem pójść do kościoła na nieszpory. A później przed snem kilka karteczek Psa Ogrodnika Lope da Vegi, owego geniusza z Kastylii, owego dramaturga, którego i Ty lubisz. Lope da Vega na te wieczory bez Jacka Szurka jest niezastąpiony. Pozdrawiam Cię Drogi Ricardo. Zamyślam się nad marnością tego świata, jak ów Teodor z Psa Ogrodnika, w ramionach dwóch pięknych kochanek: Marceliny i Diany.

Twój Nikodem

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny