Suplement do wywiadu cz. III


Stanisława Wiatr – Partyka - „Listy do Pani S.” to nie ja! To pan Tomasz Żak do mnie. To niebawem będzie dostępne pod tytułem „Dom za żelazną kurtyną”. Czekam na tę książkę, bo zainspirowała Autora pielgrzymka do Nieświeża właśnie. Ja tam napisałam tylko jeden list – do pana T. Posłowie

List do Pani S. cz. III

Radziwiłł w Tarnowie…

Droga Pani S.!

Pani dobrze wie, że moje nie pisanie - jak dotąd - o Nieświeżu, to nie jest przypadek. Ale także nie jest to jakaś obawa przed tematem, przed „dotknięciem” Pani Miasta. Przecież już w wielu moich listach ono się pojawiało. Nie, tutaj chodzi o coś innego. To raczej konieczność znalezienia dystansu do tych wszystkich emocji, które to miejsce mi przyniosło. Znalezienia klucza – to dobre słowo, chyba najlepsze – do sedna mojego dotykania tej naszej wyprawy na Białoruś. Do istoty Kresów, która w tym mieście przeglądającym się w wodach kilku jezior definiuje się i skupia, jak światło w przysłowiowej soczewce. I w końcu do istoty Pani życiorysu, który z Nieświeżem jest spleciony na zawsze, na Amen. Bo to Miasto, to Pani serce…   

 

Dopiero wiele tygodni później uświadomiłem sobie, że mniej więcej w tym samym czasie, kiedy nas tak poważnie muzycznie potraktowano w Nieświeżu, to w Tarnowie miało miejsce zdarzenie, można by powiedzieć „nieświeskie”. W mieście hetmana Tarnowskiego pojawił się jeden z Radziwiłłów, i to taki związany z muzyką. Oczywiście – Tarnów już tylko metaforycznie jest miastem wielkiego hetmana i ów Radziwiłł pojawił się także tylko metaforycznie. Niestety, obaj panowie już dawno nie żyją, ale problem nie w tym, bo metafora potrafi całkiem nieźle łączyć ogniwa łańcucha. Problem w tym, że wszystko odbyło się niemal konspiracyjnie, a więc o łańcuchu można w tej sytuacji zapomnieć.

Ale po kolei. Michał Radziwiłł, podkomorzy wielki litewski i kawaler Orderu Orła Białego, to niezwykle ciekawa postać. Oprócz działalności politycznej, był przede wszystkim kompozytorem epoki klasycyzmu. Do dziś zachowały się jednak tylko nieliczne jego utwory: polonezy orkiestrowe, sonata, serenada. Oprócz tego był on również autorem oper i – co nas tutaj najbardziej interesuje - libretta opery -wodewilu „Agatka, czyli przyjazd pana” (kompozytorem tego dzieła był Jan Dawid Holland, kapelmistrz zamkowy w Nieświeżu). Premiera „Agatki…” miała miejsce w 1784 r. na nieświeskim zamku (no a gdzież by miała się odbyć, jak nie tam!) i uświetniła pobyt w Nieświeżu króla Stanisława Augusta. Opera odwołuje się do polskiej tradycji narodowej - tak przez samą muzykę, zawierającą odniesienia do ludowych tańców i pieśni, jak i przez swą treść. Tematyka utworu, zgodnie z modą tamtych czasów, nawiązuje do spraw tzw. niższych warstw społecznych. Bohaterowie, to para zakochanych w sobie mieszkańców wiejskiego folwarku, których kruche szczęście zależy od pana - dziedzica. W tym wszystkim rzeczą niezwykle frapującą jest to, że to nie my, ale Białorusinie uważają dzisiaj to dzieło za swoją operę narodową.

U nas,  „odnaleziono tę zapoznaną „ramotę” po raz pierwszy po II wojnie światowej dopiero w 2003 r. Uczynił to Marek Toporowski, słynny polski klawesynista, ale też dyrygent i prof. Akademii Muzycznej w Katowicach. Jednorazowa prezentacja (rejestrowana i nagrana na płytę) miała miejsce na Zamku Królewskim w Warszawie, a specjalnie dobranej grupie śpiewaków towarzyszył grający na historycznych instrumentach zespół Toporowskiego - „Concerto Polacco”.

Pyta Pani, gdzie Tarnów i konspiracja? Już się zbliżamy. Artystycznej dyrektor miejskiego teatru w Tarnowie jest zdecydowanie bliżej do operowej sceny, niż do klasycznie rozumianego teatru słowa i gestu. Przed przyjściem do Teatru im. L. Solskiego pani Ewelina Pietrowiak pracowała ze studentami we Wrocławskiej Akademii Muzycznej, gdzie wiosną 2012 r., w ramach dyplomu Wydziału Wokalnego, a przy pomocy kompozytora Marka Toporowskiego (tego właśnie), zrealizowała po raz drugi w Polsce w XXI wieku „Agatkę, czyli przyjazd pana”. Sama reżyserka przed tarnowskim pokazem tak mówiła o tym przedsięwzięciu: „W obsadzie znaleźli się studenci wydziału wokalnego WAM. Akcja w oryginalnym dziele ma miejsce na wsi. W naszej realizacji przenieśliśmy ją do pegeeru. Co ważne, studenci mieli szanse zagrania pełnych ról - poza partiami śpiewanymi w spektaklu znajdują się też partie mówione, więc jest to również solidny kawałek teatru dramatycznego. Chociaż opera zwykłemu widzowi może kojarzyć się z powagą - „Agatka...” jest przedstawieniem pełnym humoru, energetycznym. Aktorzy mówią wiejską gwarą, przełożoną na współczesny język ze staropolskiego”. Nie wiem, czy charakter dyplomowy tego przedsięwzięcia, czy właśnie próba uwspółcześniania (pegeer plus język dzisiejszej ulicy) były powodem, dla którego widowisko to miło zaledwie kilka prezentacji - w tym jedną w Tarnowie. Dla tej tarnowskiej wymyślono termin w środku sezonu urlopowego miejskiej sceny i w środku letniej kanikuły, czyli w sumie, jak napisałem: konspiracyjnie. Polska „Agatka…” okazała się być li tylko egzotycznym ozdobnikiem jakichś muzycznych poszukiwań i zwykłą studencką wprawką, a nie kulturowym punktem odniesienia.

Zupełnie inaczej było w Nieświeżu. Zamek, a jeszcze konkretniej jego dziedziniec (ze studnią, ze studnią – to jasne), dzięki białoruskiej „Agatce…” stał się dla mnie tą niespodziewaną niespodzianką, choć formalnie rzecz biorąc, to nie był przypadek. Koniec prac renowacyjnych na zamku połączył się niejako w roku 2012 z ogłoszeniem Nieświeża kulturalną stolicą Białorusi. Suma wszystkich ówczesnych działań, inspiracji i kontekstów związanych z tym wydarzeniem oraz z samym zamkiem, znalazła wyraz w wypowiedzi białoruskiego wiceministra kultury, Tadeusza Strużeckiego, którą odnalazłem na portalu internetowym „Wilnoteka” (to jedna z polskich stron internetowych na Litwie). Minister mówił tak: „Głównym zadaniem Nieświeża będzie rozwinięcie w jak największym stopniu turystycznego potencjału miasta i danie tutejszym mieszkańcom możliwości zetknięcia się z wysoką sztuką. Myślę, że pałac w Nieświeżu stanie się jedną z głównych sal koncertowych kulturalnej stolicy 2012 roku, kiedy będą tu przyjeżdżać goście z innych miast Białorusi, a także turyści zagraniczni”.

No i jak mam się nie wstydzić, jak ma mi nie być głupio? A przecież to nie jest tylko pusta gadka jakiegoś aparatczyka. To, co on mówił, sprawdza się tam w praktyce. Dokładnie tak, jak zapowiedziano.

A jak ktoś chce, to się dowie, że np. zbudowana w Mińsku w 2006 r. Biblioteka Narodowa Białorusi jest jedną z największych i najbardziej niezwykłych bibliotek świata. Tutaj znajdują najliczniejsze zbiory białoruskich materiałów drukowanych, a także trzecia na świecie co do wielkości kolekcja książek w języku rosyjskim, choć sławę miejsce to zdobyło najpierw ze względu na swój kształt architektoniczny. 23-piętrowa Biblioteka została zbudowana w kształcie kryształu diamentu (wysokość  ponad 70 metrów). Jej ogólna powierzchnia wynosi ponad 100 tys. m2. Na górze budowli znajdują się punkty widokowe (otwarty i zamknięty), skąd można obserwować cały Mińsk. Sam budynek Biblioteki można podzielić na dwie części: wysokościową-centralną i dolną-schodkową. Pomieszczenia magazynowe ze zbiorami znajdują się w części centralnej, w owym „diamencie”. Z magazynu czytelnicy mogą otrzymać zamówioną pozycję w ciągu maksymalnie 15 minut, co  jest możliwe dzięki nowoczesnemu automatycznemu systemowi, tzw. telewindom. Dolna część budynku (podstawa) ma konstrukcję schodkową. W tej części biblioteki mieszczą się czytelnie, hole, strefy informacyjne z katologami oraz pomieszczenia administracyjne i techniczne. Okna czytelni wychodzą na zielone ogrody z wodnymi kanałami i fontannami, a także na jezioro. W bibliotece jest trzy kawiarnie, muzeum książki oraz kompleks sportowo-rekreacyjny, z którego mogą  korzystać odwiedzający, ale także pracownicy Biblioteki. 

A jak ktoś chce, to dowie się również, że wyższe wykształcenie na Białorusi można otrzymać w 45 państwowych i 10 prywatnych uczelniach, a stosunek ilości studentów do ogólnej liczby ludności jest jednym z najwyższych w Europie. Jeżeli ktoś studiował tutaj bezpłatnie, to państwo przewiduje obowiązkowe skierowanie takiego studenta do pracy na dwa lata (dodajmy, że po tzw. zawodówce czy po technikum skierowanie obowiązuje na Białorusi przez jeden rok). Dzięki temu systemowi gwarantowana jest praca w zawodzie i zdobycie doświadczenia. Po dwu latach można albo dalej pracować w tym samym miejscu, albo zmienić pracę. Oczywiście, nie każdy może być zadowolony ze skierowania. W takim przypadku wnioskuje się o zmianę miejsca, ale można też w ogóle zrezygnować z tej opcji, choć wtedy trzeba zapłacić za lata bezpłatnych studiów. Studenci, którzy mają bardzo dobre stopnie w nauce, mogą sami wybierać miejsce skierowania do pracy. I ważna dodatkowa informacja: jeżeli osoba kierowana do pracy jest w stanie małżeńskim, to komisja uczelni skieruje ją w miejscu zamieszkania lub pracy małżonki czy małżonka. Na Białorusi  studiują ludzie z całego świata (odnotowano ostatnio, że z 88 krajów). Najwięcej studentów przyjeżdża z Chin, Korei Południowej, Turkmenistanu i Rosji. Według ankiety przeprowadzonej w Białoruskim Państwowym Uniwersytecie, jako główną przyczynę przyjazdu 30% studentów wskazało możliwość otrzymania wykształcenia w języku rosyjskim, 24% uznało za powód wysoki poziom edukacji na Białorusi, a 19% przyjechało tutaj na studia z polecenia krewnych lub znajomych.

Tomasz Antoni Żak

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny