Dopiero wiele
tygodni później uświadomiłem
sobie, że mniej więcej w tym
samym czasie, kiedy nas tak
poważnie muzycznie
potraktowano w Nieświeżu, to
w Tarnowie miało miejsce
zdarzenie, można by
powiedzieć „nieświeskie”. W
mieście hetmana Tarnowskiego
pojawił się jeden z
Radziwiłłów, i to taki
związany z muzyką.
Oczywiście – Tarnów już
tylko metaforycznie jest
miastem wielkiego hetmana i
ów Radziwiłł pojawił się
także tylko metaforycznie.
Niestety, obaj panowie już
dawno nie żyją, ale problem
nie w tym, bo metafora
potrafi całkiem nieźle
łączyć ogniwa łańcucha.
Problem w tym, że wszystko
odbyło się niemal
konspiracyjnie, a więc o
łańcuchu można w tej
sytuacji zapomnieć.
Ale po kolei.
Michał Radziwiłł, podkomorzy
wielki litewski i kawaler
Orderu Orła Białego, to
niezwykle ciekawa postać.
Oprócz działalności
politycznej, był przede
wszystkim kompozytorem epoki
klasycyzmu. Do dziś
zachowały się jednak tylko
nieliczne jego utwory:
polonezy orkiestrowe,
sonata, serenada. Oprócz
tego był on również autorem
oper i – co nas tutaj
najbardziej interesuje -
libretta opery -wodewilu
„Agatka, czyli przyjazd
pana” (kompozytorem tego
dzieła był Jan Dawid
Holland, kapelmistrz zamkowy
w Nieświeżu). Premiera
„Agatki…” miała miejsce w
1784 r. na nieświeskim zamku
(no a gdzież by miała się
odbyć, jak nie tam!) i
uświetniła pobyt w Nieświeżu
króla Stanisława Augusta.
Opera odwołuje się do
polskiej tradycji narodowej
- tak przez samą muzykę,
zawierającą odniesienia do
ludowych tańców i pieśni,
jak i przez swą treść.
Tematyka utworu, zgodnie z
modą tamtych czasów,
nawiązuje do spraw tzw.
niższych warstw społecznych.
Bohaterowie, to para
zakochanych w sobie
mieszkańców wiejskiego
folwarku, których kruche
szczęście zależy od pana -
dziedzica. W tym wszystkim
rzeczą niezwykle frapującą
jest to, że to nie my, ale
Białorusinie uważają dzisiaj
to dzieło za swoją operę
narodową.
U nas,
„odnaleziono tę zapoznaną
„ramotę” po raz pierwszy po
II wojnie światowej dopiero
w 2003 r. Uczynił to Marek
Toporowski, słynny polski
klawesynista, ale też
dyrygent i prof. Akademii
Muzycznej w Katowicach.
Jednorazowa prezentacja
(rejestrowana i nagrana na
płytę) miała miejsce na
Zamku Królewskim w
Warszawie, a specjalnie
dobranej grupie śpiewaków
towarzyszył grający na
historycznych instrumentach
zespół Toporowskiego - „Concerto
Polacco”.
Pyta Pani,
gdzie Tarnów i konspiracja?
Już się zbliżamy.
Artystycznej dyrektor
miejskiego teatru w Tarnowie
jest zdecydowanie bliżej do
operowej sceny, niż do
klasycznie rozumianego
teatru słowa i gestu. Przed
przyjściem do Teatru im. L.
Solskiego pani Ewelina
Pietrowiak pracowała ze
studentami we Wrocławskiej
Akademii Muzycznej, gdzie
wiosną 2012 r., w ramach
dyplomu Wydziału Wokalnego,
a przy pomocy kompozytora
Marka Toporowskiego (tego
właśnie), zrealizowała po
raz drugi w Polsce w XXI
wieku „Agatkę, czyli
przyjazd pana”. Sama
reżyserka przed tarnowskim
pokazem tak mówiła o tym
przedsięwzięciu: „W obsadzie
znaleźli się studenci
wydziału wokalnego WAM.
Akcja w oryginalnym dziele
ma miejsce na wsi. W naszej
realizacji przenieśliśmy ją
do pegeeru. Co ważne,
studenci mieli szanse
zagrania pełnych ról - poza
partiami śpiewanymi w
spektaklu znajdują się też
partie mówione, więc jest to
również solidny kawałek
teatru dramatycznego.
Chociaż opera zwykłemu
widzowi może kojarzyć się z
powagą - „Agatka...” jest
przedstawieniem pełnym
humoru, energetycznym.
Aktorzy mówią wiejską gwarą,
przełożoną na współczesny
język ze staropolskiego”.
Nie wiem, czy charakter
dyplomowy tego
przedsięwzięcia, czy właśnie
próba uwspółcześniania
(pegeer plus język
dzisiejszej ulicy) były
powodem, dla którego
widowisko to miło zaledwie
kilka prezentacji - w tym
jedną w Tarnowie. Dla tej
tarnowskiej wymyślono termin
w środku sezonu urlopowego
miejskiej sceny i w środku
letniej kanikuły, czyli w
sumie, jak napisałem:
konspiracyjnie. Polska
„Agatka…” okazała się być li
tylko egzotycznym
ozdobnikiem jakichś
muzycznych poszukiwań i
zwykłą studencką wprawką, a
nie kulturowym punktem
odniesienia.
Zupełnie
inaczej było w Nieświeżu.
Zamek, a jeszcze konkretniej
jego dziedziniec (ze
studnią, ze studnią – to
jasne), dzięki białoruskiej
„Agatce…” stał się dla mnie
tą niespodziewaną
niespodzianką, choć
formalnie rzecz biorąc, to
nie był przypadek. Koniec
prac renowacyjnych na zamku
połączył się niejako w roku
2012 z ogłoszeniem Nieświeża
kulturalną stolicą
Białorusi. Suma wszystkich
ówczesnych działań,
inspiracji i kontekstów
związanych z tym wydarzeniem
oraz z samym zamkiem,
znalazła wyraz w wypowiedzi
białoruskiego wiceministra
kultury, Tadeusza
Strużeckiego, którą
odnalazłem na portalu
internetowym „Wilnoteka” (to
jedna z polskich stron
internetowych na Litwie).
Minister mówił tak: „Głównym
zadaniem Nieświeża będzie
rozwinięcie w jak
największym stopniu
turystycznego potencjału
miasta i danie tutejszym
mieszkańcom możliwości
zetknięcia się z wysoką
sztuką. Myślę, że pałac w
Nieświeżu stanie się jedną z
głównych sal koncertowych
kulturalnej stolicy 2012
roku, kiedy będą tu
przyjeżdżać goście z innych
miast Białorusi, a także
turyści zagraniczni”.
No i jak mam
się nie wstydzić, jak ma mi
nie być głupio? A przecież
to nie jest tylko pusta
gadka jakiegoś aparatczyka.
To, co on mówił, sprawdza
się tam w praktyce.
Dokładnie tak, jak
zapowiedziano.
A jak ktoś
chce, to się dowie, że np.
zbudowana w Mińsku w 2006 r.
Biblioteka Narodowa
Białorusi jest jedną z
największych i najbardziej
niezwykłych bibliotek
świata. Tutaj znajdują
najliczniejsze zbiory
białoruskich materiałów
drukowanych, a także trzecia
na świecie co do wielkości
kolekcja książek w języku
rosyjskim, choć sławę
miejsce to zdobyło najpierw
ze względu na swój kształt
architektoniczny.
23-piętrowa Biblioteka
została zbudowana w
kształcie kryształu diamentu
(wysokość ponad 70 metrów).
Jej ogólna powierzchnia
wynosi ponad 100 tys. m2. Na
górze budowli znajdują się
punkty widokowe (otwarty i
zamknięty), skąd można
obserwować cały Mińsk. Sam
budynek Biblioteki można
podzielić na dwie części:
wysokościową-centralną i
dolną-schodkową.
Pomieszczenia magazynowe ze
zbiorami znajdują się w
części centralnej, w owym
„diamencie”. Z magazynu
czytelnicy mogą otrzymać
zamówioną pozycję w ciągu
maksymalnie 15 minut, co
jest możliwe dzięki
nowoczesnemu automatycznemu
systemowi, tzw. telewindom.
Dolna część budynku
(podstawa) ma konstrukcję
schodkową. W tej części
biblioteki mieszczą się
czytelnie, hole, strefy
informacyjne z katologami
oraz pomieszczenia
administracyjne i
techniczne. Okna czytelni
wychodzą na zielone ogrody z
wodnymi kanałami i
fontannami, a także na
jezioro. W bibliotece jest
trzy kawiarnie, muzeum
książki oraz kompleks
sportowo-rekreacyjny, z
którego mogą korzystać
odwiedzający, ale także
pracownicy Biblioteki.
A jak ktoś
chce, to dowie się również,
że wyższe wykształcenie na
Białorusi można otrzymać w
45 państwowych i 10
prywatnych uczelniach, a
stosunek ilości studentów do
ogólnej liczby ludności jest
jednym z najwyższych w
Europie. Jeżeli ktoś
studiował tutaj bezpłatnie,
to państwo przewiduje
obowiązkowe skierowanie
takiego studenta do pracy na
dwa lata (dodajmy, że po
tzw. zawodówce czy po
technikum skierowanie
obowiązuje na Białorusi
przez jeden rok). Dzięki
temu systemowi gwarantowana
jest praca w zawodzie i
zdobycie doświadczenia. Po
dwu latach można albo dalej
pracować w tym samym
miejscu, albo zmienić pracę.
Oczywiście, nie każdy może
być zadowolony ze
skierowania. W takim
przypadku wnioskuje się o
zmianę miejsca, ale można
też w ogóle zrezygnować z
tej opcji, choć wtedy trzeba
zapłacić za lata bezpłatnych
studiów. Studenci, którzy
mają bardzo dobre stopnie w
nauce, mogą sami wybierać
miejsce skierowania do
pracy. I ważna dodatkowa
informacja: jeżeli osoba
kierowana do pracy jest w
stanie małżeńskim, to
komisja uczelni skieruje ją
w miejscu zamieszkania lub
pracy małżonki czy małżonka.
Na Białorusi studiują
ludzie z całego świata
(odnotowano ostatnio, że z
88 krajów). Najwięcej
studentów przyjeżdża z Chin,
Korei Południowej,
Turkmenistanu i Rosji.
Według ankiety
przeprowadzonej w
Białoruskim Państwowym
Uniwersytecie, jako główną
przyczynę przyjazdu 30%
studentów wskazało możliwość
otrzymania wykształcenia w
języku rosyjskim, 24% uznało
za powód wysoki poziom
edukacji na Białorusi, a 19%
przyjechało tutaj na studia
z polecenia krewnych lub
znajomych.
Tomasz Antoni
Żak
|