|
Szanowni
Państwo, Drodzy Przyjaciele!
Wiele
miesięcy minęło od mojego
ostatniego listu ubranego w
tę formułę komunikowania się
z Wami. To milczenie, to nie
efekt jakiegoś lenistwa czy
zapomnienia. Wręcz
odwrotnie: działo się bardzo
dużo. Był to czas
intensywnej pracy nad nowym
spektaklem TNT i czas
wyjątkowo częstego naszego
teatralnego podróżowania po
Polsce (i nie tylko Polsce –
o czym za chwilę). Był to
też czas niekończącej się
„walki o życie” naszego
zespołu.
Sformułowanie: „walka o
życie”, to żadna
kokieteria. Jak Państwo
wiecie, od lat nie
dysponujemy nawet salą do
prób (nie mówiąc o scenie) i
nasza praca warsztatowa
odbywa się w różnych
użyczanych nam miejscach,
często poza miastem rodzimym
dla teatru. Zresztą „nasze”
miasto – Tarnów nie tylko
nam nie pomaga, ale wręcz
utrudnia działalność. Nie
pomogło nawet, w zdawać by
się mogło tak oczywistej
sytuacji, jak tegoroczna
premiera w TNT dramatu
Romana Brandstaettera,
wyjątkowego współczesnego
twórcy, urodzonego właśnie w
Tarnowie. A przeszkadzanie
polega na tym, że pomimo
podpisanej wcześniej z TNT
umowy, Tarnów wymusił na nas
rezygnację z możliwości
korzystania z sali dla nas
przeznaczonej w
wyremontowanym miejskim
teatrze. To właśnie Państwa
aktywność i otwartość na
nasze działania artystyczne,
a w efekcie napływające do
nas z Polski zaproszenia,
utrzymują TNT przy życiu – w
przenośni i dosłownie.
Najpierw
napiszę o wywołanej już
wyżej naszej nowej
premierze. Niektórzy wręcz
twierdzą, że ten spektakl,
wraz z dwoma poprzedzającymi
go przedstawieniami TNT,
tworzą swoisty patriotyczny
i duchowy tryptyk polski.
Coś w tym jest. A móc
opowiadać historię naszej
Ojczyzny poprzez sztukę, to
dzisiaj nie tylko wielkie
wyzwanie, ale też obowiązek.
Potrzeba emocji, jakie
niesie ze sobą teatr, jest
ogromna, czego doświadczamy
od kilku lat, podróżując po
Polsce ze spektaklami.
Prawda o nas samych, o
naszych dziejach, prawda,
której tak brakuje, jest nie
tylko nieobecna w tzw.
kulturalnym mainstreamie,
ale wręcz relegowana z
bardzo wielu utrzymywanych
za pieniądze podatników
instytucji; w tym ze szkół.
Trzeba więc robić swoje, po
prostu.
Nowy
spektakl
TNT powstał jako wynik
gniewu, a ten jest efektem
terroru poprawności
politycznej, która rujnuje
prawdę historyczną. W
konsekwencji mamy coraz
częstsze upublicznianie
haniebnych przesłań na temat
„polskich obozów
koncentracyjnych” oraz
„wyssanego z mlekiem matki
polskiego antysemityzmu”,
podobno szczególnie
uwarunkowanego
chrześcijaństwem. To
właśnie doprowadziło mnie do
realizacji jednego z
dramatów Romana
Brandstaettera, o wyjątkowo
w tym kontekście adekwatnym
tytule: „Dzień gniewu”.
Praca nad
tekstem urodzonego w
Tarnowie Żyda, polskiego
patrioty i katolika, znawcy
Biblii, pisarza i człowieka
teatru, zderzyła nas z
wyjątkową wiedzą o czasach
„drugiej Apokalipsy” i z
wyjątkową tejże wiedzy
dramaturgiczną metaforą.
Uświadomiła nam również
prawdę zapoznaną (pewnie
dlatego, iż nie pasuje do
programowej dzisiaj „radochy”
ze wszystkiego), prawdę o
tym, że ten, kto nie jest z
Chrystusem, jest z szatanem.
Można by to też spuentować
znanym stwierdzeniem, że
„wiara czyni cuda” i dodać –
odwołując się właśnie do
treści „Dnia gniewu”: wiara,
ale w Chrystusa cierpiącego,
ukrzyżowanego i
zmartwychwstałego. A
wszystko to jest zaplątane w
niezwykle gorące relacje
polsko - żydowsko –
niemieckie.
Nasze
wymuszone wygnanie
zaprowadziło nas z nową
premierą znów poza Tarnów,
a
konkretnie do nieodległego
miasteczka – Dąbrowy
Tarnowskiej. Spektaklowy „genius
loci” odnaleźliśmy tym razem
w byłej synagodze,
wyremontowanej pięknie i
oddanej do użytku ledwie rok
temu, jako filia lokalnego
Domu Kultury. Powstał
spektakl niezwykły (jak
twierdzą widzowie i
krytycy), a potrzeba treści
i emocji, które z sobą
niesie, są być może nawet
większe – a na pewno
aktualniejsze, niż to, co
mają w sobie „Ballada o
Wołyniu” i „Wyklęci”.
Pozwólcie
państwo, że przytoczę kilka
popremierowych wpisów na
naszej poczcie (oczywiście
każdy jest podpisany):
Wspaniały
spektakl, dużo wrażeń.
Bardzo dziękujemy.
Dziękuję
za zaproszenie. Wspaniały
spektakl. Doskonała
reżyseria i wykonanie było
wczoraj dużym moim
emocjonalnym przeżyciem.
Wspaniała
praca. Wspaniali aktorzy,
ludzie. Gratulacje.
Wspaniała
gra aktorska! Głębokie
przesłanie, wzruszające…
Roman
Brandstaetter to prorok.
Udało Wam się wyrazić
najgłębsze sensy, które
zawarł w dramacie „Dzień
gniewu”. Gratuluję i
dziękuję!
Rok 2013 jest
już o 70 lat odległy od
apogeum ludobójczej zbrodni
ukraińskich nacjonalistów na
mieszkańcach polskich Kresów
wschodnich i
południowo-wschodnich.
Smutna to rocznica, smutna w
dwójnasób, bo wciąż pamięć o
tamtych czasach jest
zakłamywana. Trudno o
bardzie jaskrawy dowód, jak
tegoroczna uchwała Sejmu III
RP, która zbrodnię
ludobójstwa nazwała
„czystkami etnicznymi ze
znamionami ludobójstwa”. To
faktycznie jest plucie w
twarz ofiarom i ubliżanie
elementarnej
sprawiedliwości. Nic więc
dziwnego, że nasza „Ballada
o Wołyniu”, tego roku
mająca prawie 20
prezentacji, jest w tej
sytuacji coraz bardziej
politycznym spektaklem, co
skomentowałem w wywiadzie
„Zapotrzebowanie na Polskę”
udzielonym we wrześniu
Portalowi Kulturalnemu (www.mgzn,pl):
„(…) politycy dzisiaj
robią nam tylko „prezent”,
nie chcąc w Sejmie nazwać
tamtych wydarzeń
ludobójstwem, choć
ludobójstwem one były. Tak
m.in. upolitycznia się
sztuka”. I dalej
dopowiadałem tak: „A tak
w ogóle, to w świecie tak
spolaryzowanym i na tej
szerokości geograficznej,
trudno o sztukę, która jest
niepolityczna. A
szczególnie, kiedy władza,
finansując tych, a nie
innych artystów, te, a nie
inne projekty artystyczne,
sama upolitycznia sztukę”.
Ano właśnie.
A to nasze
podróżowanie po Polsce z
„Balladą…” jest coraz
bardziej wymagającą pracą.
To udowadniają nam ludzie
spotkani po drodze i reakcje
widzów. To udowadniają nam
także niektóre lokalne
samorządy i ich patriotyczne
zaangażowanie. Tak było np.
w podkarpackiej Birczy,
gdzie m.in. TNT został
uhonorowany złożonym na moje
ręce specjalnym adresem, w
którym czytamy m.in.:
„Wyrażamy wdzięczność za
pasję i entuzjazm oraz trud
włożony w przygotowanie
„Ballady o Wołyniu”, a
także wpływanie na
kształtowanie postaw
patriotycznych (…)”. Tak
jest również z naszym, od
kilku miesięcy coraz
istotniejszym kontaktem z
miastem Stalowa Wola,
którego prezydent osobiście
się zaangażował w promowanie
TNT i „Ballady o Wołyniu”.
Największym jednak
przeżyciem dla nas, a
szczególnie dla jednej z
aktorek (Magdaleny Zbylut),
był występ w dolnośląskim
miasteczku Trzebnica. Tutaj,
w trakcie prezentacji, z
widowni usłyszeliśmy łamiący
się głos: „To ja. To moje
słowa. To jest o mnie!”
Możecie Państwo sobie tylko
wyobrazić, jakie emocje
wyzwoliła ta sytuacja.
Okazało się, że jednym z
widzów jest pani Irena
Gajowczyk (po mężu
Ostaszewska), cudem
uratowana z wołyńskiej
Zagłady, której świadectwo,
zapisane w dziele Władysława
i Ewy Siemaszków,
wykorzystaliśmy w
scenariuszu „Ballady o
Wołyniu”. Powiedziałem
później Magdzie, które te
wspomnienia wypowiada, że
takie historie w zasadzie
się nie zdarzają. Że to dar
od Boga, po prostu. Jakby
tych przeżyć było mało, to w
tejże Trzebnicy mieliśmy na
widowni sporą grupę mężczyzn
ubranych w galowe mundury
wojskowe. Byli to
przedstawiciele Środowiska
Żołnierzy Polskich Oddziałów
Samoobrony z Kresów
Południowo-Wschodnich II RP.
Po spektaklu, ci autentyczni
świadkowie historii, w
imieniu swojej Rady
Krajowej, wręczyli nam
Dyplom Uznania
„za wybitne
zasługi w działalności
społecznej na rzecz
stowarzyszeń kombatanckich i
kresowych oraz za
popularyzowanie i utrwalanie
pamięci o ludziach i ich
czynach w walce o
niepodległość Polski podczas
II wojny światowej i po jej
zakończeniu”.
Tak jak
puentowałem cytatem
poprzedni akapit, tak i
ten, poświęcony spektaklowi
TNT „Wyklęci”,
cytatem zacznę: „Słucham
w tej chwili Radia Maryja i
Państwa wypowiedzi i
świadectw o Żołnierzach
Wyklętych. Gratuluję postawy
i patriotyzmu, który
obecnie jest tak potrzebny.
Życzę trwania i wytrwania -
to jak nasza wiara czyni
Polaka”.
To email słuchacza z
Kielc - reakcja na rozmowę z
przedstawicielami TNT
(konkretnie – aktorki
Agnieszki Rodzik i niżej
podpisanego), która miała
miejsce z końcem lutego w
toruńskim studio TV Trwam,
a następnie w studio Radiu
Maryja w jego sztandarowym
programie – Rozmowy
niedokończone. W
telewizyjnej części audycji
pt. „Honor i pamięć
Żołnierzom Wyklętym”,
prowadzonej przez ojca
Grzegorza Maja, wzięła
również udział pani dr
Alicja Paczoska-Hauke,
historyk z bydgoskiego IPN.
To, skądinąd piękne i udane
spotkanie, uświadomiło mi
raz jeszcze, ale dobitniej
to, co już wcześniej parę
razy artykułowałem przy
różnych okazjach: Polsce
potrzebna jest polska
sztuka.; naszej Ojczyźnie
potrzebny jest polski
teatr i najbardziej
skuteczne w narodowej i
duchowej edukacji emocje,
którym patronują cztery
greckie muzy: Melpomena,
Talia, Polihymnia i
Terpsychora. Książki, sesje
naukowe, panele, wykłady,
audycje radiowe i
telewizyjne, artykuły
w prasie
itd. itp. – to za mało, aby
zmienić ten świat; to
dzisiaj za mało, aby
odwojować Polskę w głowach
ludzi, szczególnie młodych
ludzi.
Kilka dni
później miałem w Warszawie
spotkanie z Jackiem
Pawłowiczem, Kierownikiem
Referatu Edukacji
Historycznej IPN. Temat
jeden: możliwa pomoc IPN w
promocji naszych
przedstawień, a szczególnie
spektaklu „Wyklęci”, co do
którego zasugerowałem stałą
współpracę w ramach projektu
artystyczno-edukacyjnego,
którego początkiem było
podpisanie przez TNT umowy z
Okręgowym Inspektoratem
Służby Więziennej w
Warszawie. I co? Miano się
odezwać; latem mieliśmy
pokazywać spektakl na jakimś
młodzieżowym obozie w
Kampinosie; potem dalej… I
nic!
Parę miesięcy
później możliwość wspólnej
realizacji tegoż projektu
zaproponowaliśmy Fundacji
Niepodległości z Lublina.
Jak najbardziej, ale…
milczą. O co chodzi z tymi
„żołnierzami wyklętymi”?
Dlaczego zaledwie kilka
prezentacji „Wyklętych”
mieliśmy w tym roku?
Dlaczego jedyny spektakl w
Polsce temu tematowi
poświecony, nie jest
„używany” do tak bardzo
potrzebnej pracy nad
narodową świadomością?
Przecież trwa wojna o znaki,
symbole; cały czas trwa
bezwzględna wojna o
symboliczną przestrzeń, w
której żyjemy i nie wygramy
tej walki o swoją tożsamość,
jeżeli nie „odwojujemy”
kultury.
Tymczasem „nieznani sprawcy”
tuż przed świętem Żołnierzy
Wyklętych zniszczyli na
krakowskich Plantach pomnik
Danusi Siedzikówny „Inki”,
zamordowanej przez polskich
komunistów. Tymczasem,
zaledwie rok temu, trzeba
było zbierać pieniądze, bo
nie było za co pochować
zmarłej w jakimś domu
opieki córki mjr Zygmunta
Szendzielarza „Łupaszki”, w
którego oddziale „Inka” była
sanitariuszką. Tymczasem w
50 rocznicę śmierci
„ostatniego Wyklętego”,
Józefa Franczaka „Lalka”,
niejaki Tadeusz Iwiński,
niegdyś członek
komunistycznej PZPR, dzisiaj
poseł SLD, nazywa tego
polskiego żołnierza
terrorystą, a jego partyjna
towarzyszka, niejaka Joanna
Senyszyn (też obecnie poseł
SLD) kpi publicznie mówiąc,
że „Lalek” „został zabity w
1963 r., bo biedak nie
wiedział, że się wojna
skończyła”. Tymczasem,
komunista Aleksander
Wołkowycki, rozstrzelany
przez oddział “Łupaszki” za
zdradę Ojczyzny, jest nadal
patronem zespołu szkół
(podstawówka i gimnazjum)
w
Narewce. Tej samej Narewce,
w której urodziła się
„Inka”… Długo tak jeszcze?
W recenzji z
naszych „Wyklętych” Jan
Maniak napisał:
„Spektakl
„Wyklęci” ustami aktorów
zadaje nam pytanie o
prawdziwą Polskę z „Nie –
Teraz”, wieczną. Zadaje
pytanie o Polskę, która
potrafi zmieniać Polaków w
prawdziwych ludzi. Ktoś, kto
stawia pytanie:, „Co z ta
Polską?”, otrzymuje
odpowiedź godną pytania.
Jest chora i nienormalna.
Zapytaj siebie: Co z Tobą
Polaku? Albo Ty masz rację
albo Rejtan i Ci Wyklęci”.
Patrzę na to, co napisałem i
widzę, że trochę to brzmi
jak apel o pomoc dla
działalności TNT. Teatr Nie
Teraz faktycznie czeka na
Państwa zaproszenia; na
Wasze inicjatywy, które
pozwalają nam docierać do
ludzi, a w rezultacie dają
nam szansę na walkę o to, o
czym było powyżej. Oprócz
naszego repertuaru,
proponujemy pracę
warsztatową z chętnymi
bardziej roboczego spotkania
się z „innym” teatrem.
Jesteśmy również gotowi do
realizacji lokalnych i
ponadlokalnych projektów,
wpisujących się w Państwa
oczekiwania i zgodnych z
naszymi przekonaniami.
Ponadto proponujemy
możliwość spotkań autorskich
(film, wykład, rozmowa) z
przedstawicielami TNT i to
niekoniecznie tylko z
teatrem w roli głównej.
Tutaj
chciałbym zainteresować
wszystkich książką, której
jestem autorem, a która
„wyszła z drukarni” z końcem
października, mając swój
debiut podczas II Festiwalu
Niepodległości w Tarnowie,
którego współorganizatorem
był TNT. Książka
zatytułowana „Dom za żelazną
kurtyną” wpisała się bardzo
dobrze w tegoroczny profil
Festiwalu, czyli w
różnorodne rozważania o
Kresach, z istotną dominantą
dotyczącą Zagłady polskiego
Wołynia. Książka to ponad
200 stron pasjonującego
tekstu, który uzupełnia
ponad 40 oryginalnych
kolorowych fotografii
autora. Wszystko w pięknej
szacie edytorskiej ujętej w
twarde oprawy.
DOM ZA
ŻELAZNĄ KURTYNĄ to jednak
nade wszystko świadectwo
miłości Ojczyzny i dowód na
niezniszczalność kresowego
łańcucha polskości.
Tomasz
Antoni Żak
Dyrektor
Teatru Nie Teraz
|