Szanowni
Państwo!
Drodzy
Przyjaciele!
Historia –
jak widzimy – nigdy się nie
kończy. I nie jest to li
tylko aluzja do Ukrainy. Nie
jest to również nawiązanie
do kolejnych wyborczych
zawodów… Właśnie -
„zawodów”. Dwa ze znaczeń
tego słowo jakoś dosadnie
opisują to, czym
społeczności tzw.
demokratyczne są
doświadczane co pewien czas.
Po pierwsze, co sam miałem
na myśli, mamy kontekst
jakiegoś meczu, jakichś
igrzysk, którymi karmi się
lud. Po drugie, żyjemy w
stanie nieustannego zawodu,
co do naszych „wybrańców” i
co do ich przedwyborczych
obietnic. Ot, i znów
polityka, której nie
wygonisz za próg, choćbyś
bardzo chciał. I nie ma
teatru bez polityki, choćby
się ktoś zarzekał, że to, co
robi, to tylko forma.
19 września
ub. roku Portal Kulturalny
MAGAZYN przeprowadził ze mną
wywiad na temat działalności
Teatru Nie Teraz. Jedno z
pytań dotyczyło właśnie
polityki w teatrze, a
konkretnie tego, czy TNT
jest teatrem politycznym.
Odpowiadając, nawiązałem do
naszej „Ballady o Wołyniu”:
(…)politycy dzisiaj robią
nam tylko „prezent”, nie
chcąc w Sejmie nazwać
tamtych wydarzeń
ludobójstwem, choć
ludobójstwem one były. Tak
m.in. upolitycznia się
sztuka, a naszą „Balladę…”
obejrzało już ponad 5 tys.
widzów. I tak propozycja
artystyczna, dotykając
przemilczanego
dziesięcioleciami i wciąż
zakłamywanego tematu, staje
się teatrem politycznym. A
tak w ogóle, to w świecie
tak spolaryzowanym i na tej
szerokości geograficznej,
trudno o sztukę, która jest
niepolityczna. A
szczególnie, kiedy władza,
finansując tych, a nie
innych artystów, te, a nie
inne projekty artystyczne,
sama upolitycznia sztukę. I
tak jest odkąd pamiętam.
Przypominam
ten wywiad (
http://www.mgzn.pl/artykul/1035/zapotrzebowanie-na-polske),
bo jego konkluzja, skądinąd
bardzo celnie wyłowiona
przez dziennikarkę,
definiuje się już w tytule
rozmowy: „Zapotrzebowanie na
Polskę”. Tak, dokładnie tak
to widzę – potrzebujemy
Polski!
Nasze
teatralne podróżowanie po
kraju za każdym razem
potwierdza coraz dobitniej
ten już paradygmat:
potrzebujemy tutaj
prawdziwej Polski, naszej
Ojczyzny, z jej dającymi
siłę atrybutami, regaliami i
z jej wszystkimi – jakby
powiedział Mistrz Rymkiewicz
– trupami! O żadnym nie
można zapomnieć, bo nie ma
takiej politycznej taktyki,
owej „mądrości etapu”, która
miałby nam kazać się wyrzec
pamięci o Kresach czy o
mordowanych strzałem w tył
głowy.
I tutaj chyba
jest miejsce na jeszcze inną
refleksję. Koniec 2013 roku
przyniósł znany wszystkim
protest w Narodowym Starym
Teatrze w Krakowie. Protest
przeciwko „obrzydliwości”,
jak bardzo trafnie nazwał
to, co dzieje się na scenach
polskich teatrów,
dwumiesięcznik Polonia
Christiana. Miałem okazję
wziąć udział w dwóch
spotkaniach tego tematu
dotyczących, organizowanych
przez to środowisko – w
Krakowie i w Poznaniu.
Nasze, jak najbardziej
słuszne oburzenie
degenerowaniem przestrzeni
publicznej i zamienianiem
sztuki w indoktrynacyjny
rynsztok, to jednak za mało.
Albo inaczej: nie tędy
droga. Bo „oni” robią swoje,
„mają gdzieś” nasze
protesty, którymi ich
janczarowie tylko się
karmią. Opisywanie zła mamy
przećwiczone do bólu. Opisy
zła nie mieszczą się już na
półkach naszych bibliotek i
na dyskach naszych
komputerów. A gdzie jest
dobro?
Drodzy
Przyjaciele nie wystarczy
werbalne przywoływanie
bohaterów przeszłości,
wieszczów oraz świętych
mężów, którzy zginęli za
Ojczyznę. Przepraszam, ale w
praktyce, to tylko
akademijna „mowa-trawa”. W
praktyce tracimy kontakt z
ludźmi młodymi, którzy tak
Polsce są potrzebni, a sami
się tylko frustrujemy naszą
bezsilnością. Opisujmy dobro
i róbmy dobro – to jest
wedle mnie najlepsza recepta
na sukces. „Jest tyle sił w
narodzie, jest tyle tyle
ludzi; niechże w nie duch
twój wstąpi i śpiące niech
pobudzi” – to Wyspiański, w
„Wyzwoleniu”. I oczywiście
autor odsyła nas tutaj przy
okazji do jedynej właściwej
instancji – do Pana Boga.
Opisywanie
dobra to opowiadanie o nas.
O naszych wcale nie takich
małych „pracach”. Widzę to
wszędzie, gdzie zdarza się
nam prezentować spektakle
TNT. I w Birczy, i w
Wschowie, i w Malborku, i w
Kobierzycach. Ale też w
Stalowej Woli, Gromniku czy
Głubczycach. Po tej i po
tamtej stronie mapy; blisko
Bugu i blisko Odry, pod
Tatrami i nad morzem. Tego
polskiego pejzażu nikt jakoś
nie opisuje, a tutaj właśnie
bija źródła polskości. A
ponadto – jeżeli „oni” nas w
twarz „ich” teatrem, to my
im w odpowiedzi nasz teatr.
Że niby się reklamuję? Tak,
to prawda, choć nie tylko o
TNT tutaj chodzi. Ale robiąc
to, nie mam cienia
wątpliwości. Wiem, że w
sztuce jesteśmy takim
żołnierzami do wynajęcia. I
nie tyle mamy bronić murów
naszych miast, bo te już
straciliśmy (bądźmy
realistami – „nie
sciemniajmy”). My mamy te
stracone mury odwojowywać.
Po to jesteśmy!
Przed TNT w
najbliższym czasie dwa
niezwykłe przedsięwzięcia.
Czas marcowego wspominania
Żołnierzy Wyklętych
domkniemy prezentacją
naszego spektaklu na Zamku w
Rzeszowie. Od ponad roku
zabiegaliśmy o możliwość
pokazania „Wyklętych” tam
właśnie. Wiąże się to z moim
projektem prezentowania tego
przedstawienia w miejscach,
które są związane z pamięcią
żołnierzy podziemia
niepodległościowego po II
wojnie światowej. Jak
Państwo pamiętacie, premiera
„Wyklętych” odbyła się w
osławionym wiezieniu na
Rakowieckiej w Warszawie.
Wszystkie tamte nasze emocje
były jeszcze przed „Łączką”
i ekshumacjami, które
imiennie wracają nam dzisiaj
naszych Bohaterów. Takie
teatralne dotykanie miejsc
przez Nich dotkniętych może
być czymś bardzo ważnym.
Niestety, wciąż nie mamy w
tej sprawie żadnego
konkretnego wsparcia.
Ale wróćmy na
Zamek, gdzie wspólnie z
rzeszowskim oddziałem IPN
zapraszamy 23 marca na godz.
18,00. Istniejące tutaj od
czasów zaboru austriackiego
więzienie, w okresie
wojny i okupacji
niemieckiej stało się
miejscem kaźni dla tysięcy
Polaków. Rozstrzeliwania
były dokonywane na placu
zamkowym. Oprócz tego
więźniów mordowano w
podziemiach Zamku. Po wojnie
Zamek przejęło NKWD i UB.
Tortury i egzekucje
dotyczyły niemal tych samych
ludzi, co do 1944 roku, choć
kwalifikacja była inna –
teraz zwalczano bandy
antykomunistyczne. Zaraz po
wkroczeniu do Rzeszowa
NKWD
przetrzymywało i torturowało
tutaj ponad 400 żołnierzy
AK. W nocy z 7 na
8 października ppłk.
Łukasz Ciepliński
„Pług” dowodził próbą
odbicia więźniów Zamku.
Cieplińskiego zabito na
Rakowieckiej 1 marca 1951 r.
wraz z grupą sześciu
członków IV Zarządu Głównego
WiN i z datą tą wiąże się
ustanowienie święta
Żołnierzy Wyklętych. Na
Zamku mordowano do końca lat
40-tych. Odbywało się to
przez rozstrzelanie w
piwnicach albo na dziedzińcu
przez powieszenie. W latach
1944 – 1956 przez tę
katownię przeszło ponad 30
tys. ludzi.
Trzy dni
przed Rzeszowem – 23 marca,
nasza „Ballada o Wołyniu”
dotrze niemal na granicę z
Ukrainą – do miasta
Lubaczów. Systematycznie
odwiedzamy miejscowości na
tzw. ścianie wschodniej. I
okazuje się, co raczej nie
jest szerzej znane, że cały
ten pas województw
lubelskiego i podkarpackiego
jest usiany krzyżami ofiar
mordów banderowskich i
upowskich. „Wołyń” stał się
po latach hasłem oczywistym,
choć wciąż trwają próby
zakłamania historii i
wspomnianej brudnej
politycznej gry tym tematem.
A wojenna i powojenna
historia Lubaczowa i jego
okolic są kolejnym dowodem
na jednoznaczność
ludobójczej i
eksterminacyjnej
działalności ukraińskich
nacjonalistów. Ogółem w
latach 1944 – 1947 z rąk
OUN-UPA zginęło w powiecie
lubaczowskim ponad 3500
osób, z czego dokładnie
ustalono okoliczności
śmierci w przypadku 1621
ofiar. Na cmentarzu
komunalnym w Lubaczowie
znajduje się 12 mogił
zbiorowych i 6 pojedynczy, w
których spoczywa 100
żołnierzy poległych w
walkach z banderowcami.
Żołnierze ci bronili miasta
przed atakami setni
upowskich, szczególnie w
latach 1944 - 45. Doszło
nawet do jednoznacznych
żądań terytorialnych ze
strony ukraińskiej, kiedy to
w nocy z 24/25 kwietnia 1944
r. ukazały się w Lubaczowie
ulotki wzywające Polaków do
opuszczenia miasta do dnia
28 kwietnia do północy.
Tak, wychodzi
na to – i nie raz już to
słyszałem, że prezentowanie
naszych spektakli w takich
miejscach i jeszcze w takim
czasie, to
nieodpowiedzialność. Czy
mówienie prawda może być
traktowane, jako działanie
nieodpowiedzialne? Czy
„robienie” teatru, któremu
zależy na Polsce jest czymś
nieodpowiedzialnym?
W każdym bądź
razie zapraszam i do
Lubaczowa (tam o 17,00 w
Miejskim Domu Kultury) i na
Zamek do Rzeszowa i wszędzie
tam, gdzie Teatr Nie Teraz
dotrze. A docieramy w dużej
mierze dzięki Państwa
aktywności i determinacji.
Dziękuję za to i… proszę o
jeszcze.
Tomasz A.
Żak
|