Listy do pani S.

Przed nam książka Tomasza A. Żaka, książka niezwykła, niepoprawna politycznie, zaczepna i nie dająca szans na obojętność: DOM ZA ŻELAZNĄ KURTYNĄ. Jej promocja odbyła  się w ramach II Festiwalu Niepodległości we wtorek 29 października o godz.17 w Galerii „Hortar”, ul. Legionów 32. Jej autor to osoba wyjątkowa: artysta teatru – reżyser, scenarzysta i aktor, twórca Teatru Nie Teraz; organizator i współorganizator  festiwali teatralnych i zdarzeń artystycznych, m.in. Festiwali Niepodległości w Tarnowie;   poeta i publicysta, dziennikarz, historyk książki i antykwariusz, społecznik i człowiek pierwszej SOLIDARNOŚCI; pielgrzym i wędrowiec poszukujący artefaktów kultury katolickiej; potomek rodziny wołyńskiej i – jak sam o sobie mówi - Polak.

 

Zacznijmy może od rozszyfrowania tytułu i tajemniczego podtytułu -„Listy do pani S.”…

„Żelazna kurtyna” to dość określenie oczywiste, szczególnie dla tych, którzy pamiętają tzw. komunę i to czym się ona różniła od tzw. Zachodu. Granica światów była realna, najeżona drutami kolczastymi, wieżyczkami strażniczymi lub murem, ale była też niewidoczna, bo wpisana w świat pojęć, w ludzką mentalność kształtowaną i tym, co w sklepach, i tym, co niesie lub nie niesie ze sobą świat wolnej myśli. Tę granicę, symbolicznie rysowaną na Łabie Europa zlikwidowała na przełomie lat 80- i 90-tych  XX wieku, ale kilka lat później Unia Europejska „zafundowała” nam kolejną, tym razem na Bugu. Przedtem jednak, w ramach sowieckiego łagru narodów, ale byliśmy jakoś razem z naszymi rodakami, choć oddzieleni od nich granicami utworzonymi autorytarnie przez aliantów po II wojnie światowej. Teraz nie dzieli nas od naszych Kresów szlaban, ale nowa „Żelazna kurtyna”.

Co do podtytułu, to niechaj owa Pani S. zdemistyfikuje się dopiero przed Czytelnikiem, gdy ten weźmie książkę do ręki. Powiem tylko, że nie jest to postać wymyślona.     

Skąd  pomysł na taką książkę?

Z potrzeby serca. Tak, właśnie tak to widzę. Ale także z potrzeby rozumu. Powiem tak o Kresach, których dotyczy moje pisanie: jeżeli tam nie wrócimy mentalnie, kulturowo oraz  poprzez ludzi, Polaków tam w swoich domach trwających, to także tutaj, w III RP będziemy się kurczyć. Będzie nas ubywać, będzie ubywać Polski. Obecna polityka naszego państwa jawi się jako zdrada tej naszej ojcowizny. Tymczasem w każdym zakątku naszej Ojczyzny jest wielu wspaniałych ludzi, których spotykam na swojej drodze. I najczęściej są to osoby z korzeniami kresowymi. Zaczynam mieć takie przeświadczenie, że właśnie wśród nich należy szukać prawdziwej polskiej elity, której misją jest m.in. bycie depozytariuszem polskości. A polskość bez Kresów już polskością nie jest.

 Jak wiem, Twoje, tak wyraźnie w twórczości artystycznej, np. w teatrze, widoczne zainteresowania Kresami i Golgotą Wschodu, mają swoje konotacje w rodzinnej przeszłości.

Moja rodzina wywodzi się z ziemi wołyńskiej, z okolic Włodzimierza Wołyńskiego i z samego miasta Włodzimierz. Spektakl „Ballada o Wołyniu” długo we mnie czekał, aby się urodzić. Niełatwo jest opowiadać o czymś tak strasznym, jak ludobójstwo, które na Polakach popełnili ukraińscy nacjonaliści. Musiałem do tego po prostu „dorosnąć” i uporządkować w sobie także przekaz rodzinny.  Jest i w naszej rodzinie również wątek sybiracki, jest szlak legionowy. Łańcuch pokoleń to istota tożsamości. Trzeba tylko odnaleźć swoje miejsce w tej historii. 

Czy „Dom za żelazną kurtyną” to kontynuacja teatru czy suplement do tego, czego nie sposób wyrazić środkami scenicznymi?

Dobre pytanie. Te środki przekazu, o które pytasz, po prostu się we mnie uzupełniają. Mam nadzieję, że podobnie odbiorą to Czytelnicy mojej książki i Widzowie moich spektakli.

 Jak powstawała ta książka, będąca zapisem bardzo emocjonalnym, miejscami wręcz bardzo osobistym? Dlaczego w formie listów? 

List to jakby zapomniana forma komunikowania się ludzi. Jakże jednak szlachetna, jakże wymagająca – i od nadawcy i od odbiorcy. Oprócz tego pisanie „Domu…” zaczęło się faktycznie od listu, który potem wciągnął mnie tak mocno, że już nie było sposoby przestać, nim nie opowiedziała się w ten sposób cała moja ubiegłoroczna wyprawa na Białoruś. Dodam, że białoruskie Kresy są tutaj li tylko pretekstem do czegoś znacznie większego.

Książka jest bardzo starannie wydana, co jest dziś rzadkością.  Powiedzmy też, gdzie będzie dostępna.

Szata edytorska to od lat taki mój „konik”; pewnie efekt bibliofilskich zainteresowań. Widać to przecież także w folderach towarzyszących spektaklom Teatru Nie Teraz. Także tutaj postanowiłem znaleźć adekwatną formę do zawartości książki, która łączy w sobie i tekst i fotografię. Przy okazji warto podkreślić, że nie byłoby tej książki, gdyby nie pomoc wielu przyjaciół i ich wsparcie finansowe dla tego wydawnictwa. Szczególne podziękowania należą się tarnowskiej drukarni „kpw”, która wykonała wspaniałą robotę wydawniczą. Książka będzie już dostępna podczas imprez tegorocznego Festiwalu Niepodległości w Tarnowie, a później lokalnie m.in. w księgarni Pan Tadeusz oraz poprzez Internet. 

 Rozmawiał Ryszard Zaprzałka

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny