MAKABUNDA czyli zwrot w stronę muzycznej przeszłości.

W piątek 19 kwietnia 2013 w tarnowskim klubie Przepraszam, będącym siedzibą portalu tkk, który patronuje odbywającym się tam imprezom -  czasoprzestrzeń uległa specyficznemu zakrzywieniu. Jedyny w swoim rodzaju powrót do przeszłości i muzyczną podróż w czasie zafundował słuchaczom zespół MAKABUNDA. Tym, co najważniejsze w twórczości zespołu i wyznacznikiem jego wyjątkowości jest nietypowy repertuar, który stanowią głównie polskie ponadczasowe szlagiery, tanga i fokstroty z okresu międzywojennego. Cudne pieśni o miłości, zarówno tej spełnionej jak niespełnionej, świetne, humorystyczne, o nieprzemijającej tematyce utwory- to wszystko w nowych, świeżych, aranżacjach okraszonych charakterystycznym dla reggae'owej stylistyki brzmieniem. Formacja pochodzi z Częstochowy, a założona została przez, doskonale znanego wszystkim fanom reggae, wokalistę grupy HABAKUK- Wojciecha „Brodę” Turbiarza, który teraz na potrzeby nowego zespołu przybiera przydomek Brotiar Stanisławski. Odpowiada on w zespole za wokal, banjo i gitarę. Ponadto skład zespołu tworzą:

Wojciech Cyndecki - bas

Tomasz Drozdek - perkusja i wiele innych

Damian Kluźniak - instrumenty klawiszowe

Piotr Nikoli- akordeony

            Z zespołem współpracują także muzycy:

Agnieszka Rarok - skrzypce

Edyta Krzak - flet poprzeczny

Jakub Przybylski – akordeon, instrumenty klawiszowe

            Tym, co najważniejsze w twórczości zespołu i wyznacznikiem jego wyjątkowości jest nietypowy repertuar, który stanowią głównie polskie ponadczasowe szlagiery, tanga i fokstroty z okresu międzywojennego. Cudne pieśni o miłości, zarówno tej spełnionej jak niespełnionej, świetne, humorystyczne, o nieprzemijającej tematyce utwory- to wszystko w nowych, świeżych, aranżacjach okraszonych charakterystycznym dla reggae'owej stylistyki brzmieniem. Do tego charyzmatyczny wokal Brotiara Stanisławskiego. Nie dość, że świetny pomysł to jeszcze szlachetny cel, bo wiele tych utworów już dawno zostało zapomnianych, a dla wielu to już zupełna prehistoria. A dzięki MAKABUNDZIE dostają one szansę i możliwość zaistnienia dla całkiem nowej grupy słuchaczy.

            Warto także wspomnieć, że nazwa zespołu ma bardzo ciekawy rodowód, bo MAKABUNDA w lwowskiej gwarze oznacza ulicznego włóczęgę:


„Makabunda” – batiar, co włóczyć si lubi

I co lubi tagży pchać si w awantury;

Czasym to łachmaniarz, co swy portki gubi,

W chtórych samy łaty, abu samy dziury.

(Witold Szolginia – fragment wiersza „O, lwoski bałaku...” ze zbioru „Krajubrazy syrdeczny”)

            A tak o swoim projekcie mówi sam pomysłodawca:

„Makabunda - co to jest? To mój nowy projekt, zespół. Wylewam w nim swoją fascynację polską muzyką okresu międzywojennego, choć nie tylko. Gramy i śpiewamy głównie stare foxtroty, tanga i waleczne walce w walce z rutyną też, a piosenki te są głównie o miłości. Cały czas szukamy, poznajemy coraz to nowsze piosenki. Nie będę kłamał, że zespół ma jasną określoną wizję. Tak nie jest. Z próby na próbę, ze spotkania na spotkanie pojawiają się nowe pomysły, ale jakże może być inaczej, skoro muzyka która nas inspiruje jest źródłem źródeł, studnią bez dna. To nie jest zamknięta forma, zastrzeżony zamknięty skład. Wręcz przeciwnie: grupa jest otwarta na współpracę z ludźmi, którzy kochają ten klimat, którzy dostają ciar i dreszczy na ciele, słuchając tych starych pieśni z jakże wspaniałymi tekstami. To tak w skrócie…”

            Nie trudno więc się domyślić, że koncert wypadł świetnie. Nieśmiała, acz bardzo wdzięczna publiczność stawiła się całkiem licznie, i co ciekawe, w bardzo różnym przedziale wiekowym, co tylko potwierdza znaną tezę, że muzyka łączy pokolenia. Tego piątkowego wieczoru mieliśmy okazję wysłuchać wielu utworów wykonywanych niegdyś przez takich znakomitych pieśniarzy jak m.in. Tadeusz Faliszewski, Mieczysław Fogg, Stanisław Grzesiuk, Adam Aston.

            Do rzeczy więc: koncert rozpoczął się o godzinie 21. jako pierwszy wybrzmiał utwór Katiusza. Później zrobiło się nieco smutniej, gdy wybrzmiała jedna z wielu tego wieczoru pieśń o niespełnionej miłości, znanej w dużej mierze dzięki wykonaniom Mieczysława Fogga- Kiedy przyjdzie taka chwila, że zatęsknisz za dziewczyną... - śpiewał sobie Broda i poczuć można było klimat tamtych lat. Kolejny utwór, który wybrzmiał, już nieco radośniejszy, też o miłości- Kiedy będziesz zakochany, i okazało się, że na sali znajduje się kilka zakochanych osób. Pojawiły się także utwory Szkoda twoich łez, dziewczyno, Szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie, Zakochany złodziej, Przytul, uściśnij, pocałuj, Zimny drań, Tylko Ty, Tango szemrane, i tu już nieco żartobliwie- fokstrot z filmu Kocha, lubi, szanuje- utwór pt. Kryzys, który udowodnił, że kryzys stanowi nieodłączny element świadomości ludzkiej, który bez względu na czasy zawsze jest wszystkiemu winien. Następnie wybrzmiały utwory Ty albo żadna, Serce matki, Przy kominku, Bal na Gnojnej, Całuję twoją dłoń madame. Kolejny utwór Baby, ach te baby rozkręcił trochę publiczność i na chwilę na parkiecie pojawiła się tańcząca para. Następnie MAKABUNDA zagrała znany chyba wszystkim jako piosenka samobójców utwór Ta ostatnia niedziela. Na koniec zespól zagrał kawałek z autorską muzyką do fragmentu wiersza w gwarze lwowskiej pt. Makabunda i był to bardzo fajny, żywotny utwór. Jest także oczywistym, że publiczność zażądała bisu, a panowie z zespołu nie dali się długo prosić i na koniec dostaliśmy jeszcze dwa żywiołowe utwory. Warto jeszcze wspomnieć o nagłośnieniu tego wieczoru, które dzięki Live-Ton było idealne. Dzięki temu poza wsłuchiwaniu się w muzykę można było także dokładnie wsłuchać się w teksty, które są bardzo istotne, bo ponadczasowe.

            MAKABUNDA tego wieczoru zafundowała słuchaczom masę międzywojennych muzycznych doznań. Zaproponowane przez nich wersje tych starych utworów bardzo przypadły mi do gustu, szczególnie, że pomimo nowych aranżacji został zachowany ich specyficzny klimat. Szczególne ukłony dla akordeonu, w którym kocham się stale bez pamięci i chyba nigdy nie przestanę. Krótko mówiąc: Makabunda dała bardzo dobry występ, który na długo zapadnie mi w pamięć i żywię nadzieję, że zespół będzie wciąż z takim zaangażowanie i też z dającą się zauważyć fascynacją wskrzeszał te nieprzemijające w swym pięknie pieśni.

Ela Wodzińska

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny