„Marny lecz wybrany”.

Takie zawołanie znajduje się w herbie ojca Bergoglio, metropolity Buenos Aires, nowego papieża Franciszka I. Ten syn kolejarza nie ma ani kierowcy, ani samochodu. Po Buenos Aires przemieszczał się za pomocą metra lub…  roweru. Nawet w Rzymie poruszał się pieszo lub transportem publicznym. Za to jest pierwszym papieżem chemikiem, w dodatku znającym pięć języków. W stolicy Argentyny miał wielki pałac, ale – jak sam mówił – nie mógł w nim sam mieszkać. Dlatego jego domem były dwa skromne pokoiki przy kurii. Sam prowadził swoje skromne gospodarstwo, gotował, sprzątał, nie miał służby. Częściej bywał w slumsach niż na salonach. Ci, którzy go znają, uważają go za prawdziwego męża Bożego, i argentyńskiego Jana Pawła II. Głośne był jego spory z prezydent Argentyny Cristiną Fernandez de Kirchner m.in. w sprawie małżeństw homoseksualnych. To „powrót do czasów inkwizycji” – tak „elegancko” skomentowała pani prezydent wybór swojego rodaka na biskupa Rzymu. Ksiądz kardynał Jorge Mario Bergoglio przyjął imię Franciszek. Chyba nikt z komentatorów nie spodziewał się takiego wyboru. Choć katalog imion przyjmowanych przez Papieży na przestrzeni dwudziestu wieków jest bardzo zróżnicowany (liczy 80 pozycji), imię to pojawia się po raz pierwszy.

Watykaniści przypuszczali, że Ojciec Święty nawiąże do któregoś ze swoich wielkich dwudziestowiecznych poprzedników – być może sięgnie do dziedzictwa Leona XIII czy Grzegorza Wielkiego, szukając w ten sposób analogii do stopnia trudności, złożoności czasów, w jakich żyli, i wyzwań, przed jakimi stawali. Ksiądz kardynał Bergoglio, wybierając imię Franciszek, zaskoczył niemal wszystkich. Ale tylko pozornie. Wydaje się, że jest to imię idealnie dobrane do wyzwań, przed jakimi staje dziś Ojciec Święty. Paradoksalnie wybór imienia Franciszek, choć odnosi się do innej tradycji Kościoła, innego kontekstu historycznego, doskonale spaja dążenie wszystkich wymienionych wyżej Papieży. Było nim pragnienie niesienia Ewangelii ludom całej ziemi, odnowa Kościoła, pokazanie, że orędzie Dobrej Nowiny, pomimo dziejowych wstrząsów, akceleracji procesów cywilizacyjnych jest aktualne i że może być atrakcyjne nie tylko dla chrześcijan.

Ktokolwiek zna choćby pobieżnie losy św. Franciszka z Asyżu, bez trudu jest w stanie odnaleźć paralelę pomiędzy przesłaniem, jakie otrzymał, a misją, jaką wyznaczył sobie ks. kard. Bergoglio, wybierając go sobie na patrona. Tradycja podaje, że po swoim nawróceniu syn bogatego kupca Piotra Bernardone, usłyszawszy polecenie Chrystusa Ukrzyżowanego: „Franciszku, idź i odbuduj mój Kościół, gdyż cały popada w ruinę!”, zrozumiał je dosłownie. Porzucił rodzinę i rozpoczął rekonstruować własnymi rękami zniszczony kościół św. Damiana pod Asyżem, potem inne zrujnowane świątynie. Opiekował się chorymi i nawoływał napotkanych ludzi do pokuty. W 1208 r. w położonym koło Asyżu kościółku Matki Bożej Anielskiej, zwanym Porcjunkulą, uświadomił sobie, iż Bóg wzywa go do duchowej odnowy Kościoła. Zrozumiał, że może się to dokonać w ubóstwie i posłuszeństwie, na wzór Chrystusa i apostołów. Odziany w zgrzebny habit, przepasany sznurem, zaczął głosić Słowo Boże. Początkowo był sam, niezrozumiany i wyśmiewany, wkrótce jednak zaczęli się do niego przyłączać coraz to liczniejsi naśladowcy. Duchowość św. Franciszka wywarła olbrzymi wpływ nie tylko na świat chrześcijański, ale była i jest do dziś szanowana także przez inne religie.

Choć od tamtych wydarzeń minęło ponad osiem wieków, Kościół znajduje się dziś na podobnym jak wtedy dziejowym zakręcie. Rzeki atramentu, jakie wylano, pisząc o panującym w nim kryzysie, nieradzenie sobie z potężną falą sekularyzacji, która praktycznie zmiotła go z krajobrazu wielu krajów Europy Zachodniej, świadczą o tym najdobitniej. Podobnie jak za czasów Franciszka nie chodzi o odbudowę jego struktur, ale o odnowę duchową – sięgnięcie do głębi ewangelicznego przesłania, zafascynowanie Chrystusem ludzi, którzy nader często, znudzeni błyskotkami, które oferuje im świat, z jednej strony czują oddech nicości, beznadziei, z drugiej łakną czystej, nieskalanej prawdy, piękna, które im odebrano, dobra, które zamieniono na pogoń za przyjemnością. Z pewnością Papież Franciszek będzie chciał nam to na nowo przypomnieć.

Czy na wybór imienia miała wpływ osobista droga życiowa ks. kard. Jorge Mario Bergoglio? Bez wątpienia tak. Podobnie jak św. Franciszek z Asyżu doświadczył tzw. późnego nawrócenia. Przyjął święcenia kapłańskie 13grudnia 1969 roku. Miał wtedy 36 lat. Biskupem został w 1992 roku. Media, nie tylko argentyńskie, wiele razy pisały, że „arcybiskup Buenos Aires więcej czasu spędza w barakopolis wokół argentyńskiej stolicy niż w kurii i porusza się autobusami, a nie limuzyną”. Wielki intelekt, poliglota, a zarazem człowiek wielkiej pokory i prostoty. Niezwykle wymowny był moment, kiedy podczas pierwszego spotkania z wiernymi, zgromadzonymi na placu św. Piotra w Rzymie tuż po ogłoszeniu wyboru, głęboko pochylił się w stronę Via Conciliazione, prosząc w ten sposób o modlitwę.

I wreszcie: czy na wybór imienia miał wpływ fakt, iż kardynałowie zebrani na konklawe wyznaczyli go na Następcę św. Piotra w dzień fatimski, 13 marca? Objawienia, które otrzymały portugalskie dzieci – jedno z nich nosiło właśnie imię Franciszek – są bardzo aktualne. I doskonale wpisują się w to, co – jak możemy przewidywać – zechce zaproponować światu nowo wybrany Ojciec Święty.

Żródło:  Internet

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny