Spotkali się na
środku rynku, gdzieś pomiędzy budami
kwiaciarek, a ulicznym muzykiem,
grającym rzewne, ukraińskie pieśni
na bandurze. Ona w niebieskiej
sukience z białym kwiatkiem we
włosach. On w wypłowiałych dżinsach
i siatkowym podkoszulku. Znali się
bardzo przelotnie, on czasami
przychodził do szkoły, ona była
najlepszą uczennicą.
Czek, przyjaciel
Tomka umówił ich na randkę. Znał
Dorotkę ze spotkań w przykościelnej
Oazie, gdzie spędzał czas zabijając
nudę. Kilka dni temu wybrali się na
ryby, a właściwie na wagary i tam
Czek opowiedział Tomkowi o
dziewczynie. W końcu Czek podjął się
roli posłańca i zaniósł Dorotce
list. Tomek pisał:
Panno Doroto!
Bardzo się mnie panna
podoba a ja bym chciał sie spotkać.
Wiem że chodzisz na Oazy i dlatego
mam do Ciebie wielki szacun.
Uczęszczamy do tej samej szkoły,
gdzie rzadko bywam z powodu różnych
chorób ale jak tam juz jestem to
zawsze rozglądam się za Tobą. Mam 13
lat i chodzę do VA.
Czekam w sobotę o 13
na rynku, obok tego grajka z wielką
mandoliną.
Tomasz.
Dorotka z chęcią
przyjęła zaproszenie, ale oznajmiła,
że musi poprosić o zgodę tatę. Czek
przekonał Dorotkę, by tego nie
robiła.
- Tomek ma złą opinię
przez swego ojca – powiedział. –
Jego tata był piratem i straszył
ludzi po nocach, a teraz każdy
myśli, że Tomek robi to samo.
- Wobec tego, zgadzam
się na spotkanie, ale bardzo krótkie
i przy ludziach – odparła Dorotka.
Przed wyjściem na
randkę Tomek stoczył bój z Czekiem o
prawo do posiadania procy, ale w
końcu jakoś się pogodzili i broń
zostawił u przyjaciela.
Tuż przed trzynastą
napluł na rękę i przygładził włosy.
Dorotka przyszła punktualnie. Na
powitanie podała Tomkowi drobną i
pachnącą dłoń. Ten, zanim podał
swoją, długo wycierał ją o spodnie.
- Czy zaprosisz mnie
na loda? – zapytała.
Tomek wpadł w
popłoch. Na takie pytanie nie znał
odpowiedzi. Nigdy nie zapraszał
dziewczynek na loda i oczywiście nie
miał pieniędzy. Ostatnie wydał na
robaki i haczyki do wędki.
- Lody mogą bardzo
zaszkodzić – odpowiedział i zrobił
mądrą minę. – Słyszy się nawet o
zgonach, tu i ówdzie. Mój tata jadł
lody i zginął na środku morza.
- Twój tatuś był
marynarzem? Czek mówił, że piratem.
Opowiesz mi o tym?
- A kim jest twój?
- Inżynierem.
Tomek wiedział, że
inżynier to ktoś, kto buduje wielkie
domy, a jedynym wielkim domem w ich
miasteczku było więzienie, więc
poczuł się nieswojo. „Ważne, że lody
mamy z głowy” – pomyślał. – „Ale jak
mam jej opowiedzieć, że mój tatuś
spadł z łódki do wody? Że był
pijany?”
- Może usiądźmy na
ławeczce? – zaproponował. –
Najlepiej w cieniu, to nie będzie
nam się chciało lodów. Otóż mój tato
był wielkim marynarzem, ale w
miasteczku nikt tego nie wiedział.
Kiedyś wypłynął w rejs i nie wrócił.
Nazywali go piratem, bo kilka razy
kogoś przestraszył. To stara
historia.
Siedzieli w
milczeniu. Ona myślała, jakby to
było, gdyby jej tata gdzieś wyjechał
i nie wrócił, on dyskretnie wdychał
jej kwiatowy zapach.
- Zobacz tylko tutaj
– podwinął nogawkę. – Widzisz tę
bliznę?
- Oj! Widzę! Jaka
straszna!
- Dostałem z łuku, a
jak!
- Z łuku?
- Polowałem na dziką
zwierzynę – odparł.
Oczywiście, nie
napomknął nawet, że ta dzika
zwierzyna to kury pani Grotowej,
spacerujące pod lasem, a blizna
powstała na skutek upadku na rozbitą
butelkę, gdy uciekał przed starym
Grotem.
- Albo, o! Tutaj
zobacz – pokazał kolano usiane
bliznami. – To przy zdobywaniu
wielkiej góry, ale nie pamiętam już
gdzie to było. Jednym słowem, lała
się krew i było ciężko.
Tutaj też nawet się
nie zawahał, bo górą była dzwonnica
kościelna, a blizny nabył w
wyprawach na jabłka do sadów
proboszcza.
- Jeszcze coś ci
pokażę, jeżeli zatrzymasz to w
tajemnicy, chcesz?
- Oczywiście i
dotrzymam słowa, przysięgam.
Tomek odchylił
skarpetkę i pokazał kostkę.
- Widzisz? – Wokół
wystającej kostki układały się
wytatuowane kropki. – To bardzo
tajemny znak. Tylko ja i Czek wiemy,
co to znaczy. Nie wolno nam zdradzić
tajemnicy nawet na mękach. Raz
proboszcz targał mnie za włosy, ale
słowo, to słowo. Czek to mój kumpel.
Tomek poczuł, że już
wykorzystał wszystko, co mogło
zaskoczyć Dorotkę. Postanowił
uderzyć ostatecznie.
- Czy panna Dorota ma
jakiegoś kolesia? – zapytał.
- Nie mam. Tatuś mi
nie pozwala. Ale o tobie nic mu
jeszcze nie mówiłam.
- Czyli, jak się
dowie, to zabroni?
- Zabroni, jak nic.
- Ja to mam pecha! –
westchnął.
Dorotka przez chwilę
milczała i układała coś w swojej
ładnej główce.
- Jak mi zdradzisz tę
wielką tajemnicę, to może przekonam
tatusia? – Zamrugała długimi
rzęsami. – Co?
„Ale wpadłem”-
pomyślał. Zrobiło mu się smutno.
- Dorotko! Jesteś jak
każda kobieta! Zżera cię ciekawość!
Wstał i odszedł bez
pożegnania. Przez chwilę stał przy
muzyku i wdychał smutek płynący z
ukraińskiej pieśni. Gdzieś w bocznej
uliczce skopał kosz na śmieci i
napluł na wystawę mięsnego sklepu.
Po dwóch godzinach marszu dotarł nad
brzeg małej rzeczki. Wpatrując się w
leniwy nurt krzyknął:
- Jutro ucieknę z
domu! Nikt mnie nie znajdzie!
Jerzy Reuter |