|
Perry w swojej flocie
posiada przede wszystkim różne
modele gitar marki Gibson (Les Paul,
Firebird), kilka fenderów (Stratocastery
i Telecastery), ale także wiosła
marki Gretsch (Black Falcon). Czy
jest dobrym wioślarzem? Wszelkie
rankingi wskazują, że tak. Przyznam,
że w jego przypadku nie spieram się
z układającymi te zestawienia. W
2003 muzyk został sklasyfikowany na
48. miejscu listy „100 najlepszych
gitarzystów wszech czasów” wg
magazynu Rolling Stone. Z
kolei w 2004 roku znalazł się na 18.
miejscu listy „100 najlepszych
gitarzystów heavymetalowych wszech
czasów” wg magazynu Guitar World.
Wielkim
fanem gitarowych umiejętności
Perry’ego jest Slash. Tu muszę
przyznać, że młodzieńcze fascynacje
Slasha Aerosmithem były (o co
zresztą nie tak trudno) zbieżne z
moimi. Ja z muzyką bandu zetknąłem
się przy okazji czwartej płyty –
Rocks. Krążek ten (wydany w 1976
roku) radował nastoletnie uszy
prostą, ale zarazem mocną i dość
bezkompromisową - jak na tamten czas
- muzyką. Otwierający płytę kawałek
Back In The Saddle do dzisiaj
pozostaje jednym z moich ulubionych
w dorobku grupy. Slash, o czym
przeczytałem zupełnie niedawno,
wypowiedział się tak:
Gdy masz około 14
lat, zaczynasz odkrywać własną
muzykę. Tak było z „Back in
the Saddle" Aerosmith z albumu „Rocks”.
Ten album wytyczył mi drogę, którą
podążam. Pierwszy raz usłyszałem go
w 1978 i to zmieniło moje życie.
Gdyby
duet Joe Perry i Steven Tyler
(wokalista Aerosmith) porównać do
kogokolwiek na świecie, to tylko do
nieco starszych - Micka Jaggera i
Keitha Richardsa z The Rolling
Stones. Tyler do złudzenia
przypomina Jaggera, a oba duety mają
na swoim koncie długi, mocno
eksploatujący organizmy żywot
rockandrollowców.
A propos Stonesów,
historia Aerosmith zaczęła się
właśnie wtedy, gdy dwaj młodzi
mieszkańcy Sunapee (New Hampshire) -
Steven i Joe spotkali się na ich
koncercie. Tak bardzo zafascynowała
ich muzyka Anglików, że postanowili
założyć zespół. Kapela przybrała
nazwę Jam Band, a w roku 1969,
przeniósłszy się do Bostonu, grała
już jako Aerosmith. Od początku
grupa starała się wykorzystywać
uderzające podobieństwo Tylera do
frontmena Stonesów, a on sam bardzo
udanie Jaggera naśladował.
Początki nie były
jednak łatwe. Kwintetowi udało się
podpisać kontrakt płytowy w 1973
roku i dopiero trzecia płyta –
Toys In The Attic - ulokowała go
na szczytach list bestsellerów.
Kolejny, wspomniany już album
Rocks przyjęty został wręcz
owacyjnie i uczynił z Aerosmith
megakapelę. Jak to jednak w rocku
bywa, kiedy grupa stoi u szczytu
kariery, to właśnie zaczyna się z
niego staczać. Tom Hamilton,
basista, tak niegdyś to ujął:
John McLaughlin i jego grupa
medytowali przed każdym występem. My
mieliśmy swoją własną medytację –
chemiczną. Muzycy zaczęli tracić
kontakt z rzeczywistością. Połowa
lat osiemdziesiątych zastała ich w
klinikach odwykowych i – jakimś
cudem - podnieśli się. Tyler tak to
kiedyś ujął:
To kwachy wszystko
rozwaliły... Teraz, gdy się o nich
uwolniliśmy, możemy zaczynać na
nowo...
Zaczęli. Pierwszy,
wydany po przerwie album Done
With Mirrors zawiódł nieco
oczekiwania, ale w tym samym czasie
rapowa grupa Run DMC postanowiła
przypomnieć stary numer Aerosmith
Walk This Way i zaprosiła Tylera
i Perry’ego do studia. Nagranie
okazało się początkiem fuzji metalu
z rapem i sprawiło, że muzycy
Aerosmith zabrali się za nagranie
kolejnej płyty.
Wydany w 1987 roku
album Permanent Vacation stał
się największym bestsellerem
zespołu. Chociaż najbardziej z tego
krążka lubię tryskające wulkaniczną
energią numery, takie jak choćby
Dude Looks Like A Lady, to
jednak, mimo pewnych „muzycznych
słodkości” (jakby spod znaku Bon
Jovi), całość została zrobiona
bardzo solidnie. Dzięki płycie
Permanent Vacation Aerosmith po
raz kolejny znalazł się u szczytu
popularności.
Następny krążek
Pump pokazał zespół grający w
swoim starym, sprawdzonym stylu, a
Love In An Elevator stało
się tego stosownym przykładem. Płyta
Get A Grip przyniosła kolejne
światowe hity, które ugruntowały
pozycję zespołu wśród największych
rockowych kapel świata, Living On
The Edge, Cryin’ czy Crazy
stały się megahitami.
Za dwa miesiące ma
się ukazać pierwszy od Honkin’ On
Bobo z 2004 roku album Music
From Another Dimension! Ma
nadzieję, że jubilat i jego kumple
również i tym razem dadzą solidnego
czadu.
W najbliższym wydaniu
programu FONOGRAF (RDN Małopolska,
sobota godz.10.05) przypomnę utwory
Perry’ego i Aerosmith.
Krzysztof
Borowiec
|