Dobrze, że córka Ady
– Ania potrafi dziś i to z sukcesem
przywołać muzyczny klimat czasów, w
których jej słynna mama święciła
triumfy. Choć wszystko już było,
zgrabna i powabna Ania Rusowicz robi
to bardzo dobrze, a w dodatku
dysponuje głosem nie gorszym niż śp.
Adriana. To jednak jest inna,
całkiem współczesna historia.
Franciszek Walicki - założyciel
Niebiesko-Czarnych, zespołu, z
którym Ada Rusowicz przez lata była
związana – pisał:
Z zakamarków
wspomnień wydobywam obraz młodej
przystojnej dziewczyny o wyrazistych
oczach, pogodnym usposobieniu i
ciekawym głosie. Była obdarzona
wyjątkowym talentem. Nigdy jednak
nie zabiegała o popularność, nie
pozowała na gwiazdę i nie rozpychała
się łokciami w drodze do sławy.
Urodzona
w Wilnie w 1944 roku artystka miała
dziewiętnaście lat, gdy została
odkryta przez Niemena. Niemen
napisał dla niej kilka wczesnych
przebojów, takich jak Duży błąd
i Hej, dziewczyno, hej.
Skomponował także i te późniejsze,
jak choćby najbardziej znany Za
daleko mieszkasz miły oraz
Nie pukaj do moich drzwi.
Jako
wokalistka Adriana Rusowicz
zadebiutowała jesienią 1963 roku w
trio Niebieskie Pończochy, które
zostało utworzone na wzór
amerykańskich żeńskich grup
wokalnych. Właśnie w Niebieskich
Pończochach towarzyszyła Niemenowi w
jego pierwszych nagraniach. Wkrótce
jednak została solistką
Niebiesko-Czarnych. Współpraca z tą
słynną formacją trwała aż do jej
rozwiązania w 1976 roku i
zaowocowała wieloma przebojami. Z
grupą artystka wystąpiła w
programach telewizyjnych, w filmie
fabularnym Jerzego Passendorfera
Mocne uderzenie, w filmie
muzycznym Kulig oraz w
filmach krótkometrażowych
Przekładaniec i Mogło być
inaczej. Koncertowała w wielu
krajach zachodniej Europy, a także w
USA i Kanadzie.
Adriana
Rusowicz z powodzeniem śpiewała
zarówno nieskomplikowane, łatwo
wpadające w ucho piosenki, jak też
„poważne kawałki” z repertuaru
Arethy Franklin i Janis Joplin (Respect,
Me And Bobby McGee) oraz – jak
to się wtedy określało - ambitne
songi. To ostanie zostało przez nią
udowodnione podczas występów w
gdyńskim Teatrze Muzycznym w
legendarnej polskiej rock-operze
Naga, utrwalonej w nagraniach
Niebiesko-Czarnych w roku 1972. Z
dwudziestu dwóch utworów, wydanych
na dwóch winylowych krążkach, Ada
zaśpiewała trzynaście.
Witold
Filler, wytrawny znawca polskiej
estrady, w końcu lat 90. tak m.in.
opisywał artystkę:
swoją młodzieżową
urodą zdobiła estradowe popisy
Niebiesko-Czarnych. A przypomnieć by
należało, że scenariusz koncertu
big-beatowego wyznaczał soliście o
wiele bardziej odpowiedzialną
funkcję, niż dzieje się to dziś.
Koncert był w gruncie rzeczy rewią
numerów solowych, grupa
zabezpieczała głównie akompaniament.
Filler - odnosząc
się do rywalizacji w latach 60.
Niebiesko-Czarnych z
Czerwono-Czarnymi - pisał, że ci
drudzy
postawili na powaby swoich solistek
w osobach Kasi Sobczyk i Karin
Stanek – obie utalentowane, ale
obie, choć w różny sposób
dziewczyńskie. Niebiescy nastawili
się, dla kontrastu, na solistki
sexy. I takimi były Helena Majdaniec
oraz Ada Rusowicz - jasna, wysoka,
roztańczona, o silnym głosie. Jej
piosenki odwoływały się do radości
życia, kokietowały publiczność swym
– niezbyt zresztą perwersyjnym –
erotyzmem.
Po
rozpadzie Niebiesko-Czarnych
Rusowicz występowała z mężem,
wcześniejszym solistą i kompozytorem
tej formacji – Wojciechem Kordą,
tworząc duet Ada i Korda. W roku
1977 wylansowała z nim przebój
Masz u mnie plus. W duecie
śpiewała do roku 1980. Potem
wycofała się z estrady.
Niewątpliwym sukcesem okazały się
jej występy w sopockiej Operze
Leśnej (w latach 1986 i1987) podczas
koncertów dinozaurów Old Rock
Meeting. Rusowicz udowodniła, że
jeśli artysta ma prawdziwy talent to
estradowe powroty są możliwe.
Niestety, późnym wieczorem 1
stycznia 1991 roku rozpędzony fiat
uno turbo gti najpierw ściął trzy
stalowe słupki, dzielące ulicę
Dąbrowskiego w Poznaniu na dwa
pasma, potem uderzył w betonową
podstawę latarni i ostatecznie
roztrzaskał się na drzewie. Spośród
czterech osób jadących samochodem
jedna zginęła na miejscu, dwie
zmarły w szpitalu, jedynie Wojciech
Korda, siedzący obok kierowcy, cudem
uniknął śmierci. Kierowca fiata i
Adriana Rusowicz zmarli nie
odzyskując przytomności. W tydzień
później na poznańskim cmentarzu
tysiące oddanych sympatyków
pożegnały Adę.
Krzysztof
Borowiec
|