felieton nr 106

 
 

 

 
 
 
 

PROWOKACYJNY DEBIUT

16 czerwca mija 40 lat od dnia, w którym ukazał się pierwszy album Roxy Music - zespołu, który w dziejach rocka był uważany za glamrockowy, progresywny, artrockowy, a w latach 80. nawet za new romantic. Krążek zatytułowany po prostu Roxy Music stał się jednym z najciekawszych debiutów w historii.

 

Płyta ujrzała świat w czasie ofensywy glam rocka. Na nieco „wiochmenską” poetykę tego gatunku wskazywała nie tyle okładka, zaprojektowana przez lidera - Bryana Ferry’ego, ile jej wnętrze. Warto jednak podkreślić, że oprócz strojów, o czym poniżej, związki Roxy Music z glam rockiem były niewielkie. Na stronie frontowej okładki, w jasnoróżowej kolorystyce, roznegliżowana i wystylizowana na gwiazdę lat 50. znalazła się modelka Kari Ann Mueller.
            Fotografia dziewczyny była wysmakowanym zaproszeniem do galerii znajdującej się wewnątrz. Galeria natomiast zawierała zdjęcia muzyków ubranych i ucharakteryzowanych z quasi-burdelową estetyką. Czego tam nie było. Złocista kurtka Ferry’ego, utapirowana fryzura saksofonisty Andy’ego Mackaya, efektowne gogle gitarzysty Phila Manzanery, krzykliwa koszula Briana Eno, wzorzysty sweter basisty Grahama Simpsona i wreszcie czerwony kotylion perkusisty Paula Thompsona. Można było dostać mdłości. Wszystko to jednak było plastyczną prowokacją. Zresztą, po wysłuchaniu płyty, trudno było oprzeć się wrażeniu, że muzyka, a przynajmniej liczne jej fragmenty mają również prowokować.

            Płyta wydana przez wytwórnię Island, powstawała w londyńskich studiach nagraniowych zaledwie przez 16 dni marca 1972 roku. Jej producentem był Peter Sinfield, związany z King Crimson poeta i autor tekstów.

            Chris Shade (muzyk, pisarz i projektant) w recenzji płyty - zamieszczonej w książce wydanej u nas jako1001 albumów muzycznych – pisał: krążek stanowił innowacyjną mieszankę rocka lat pięćdziesiątych, rechotliwego saksofonu i kosmicznej elektroniki, a wszystko było inspirowane pop-artem, którym interesował się lider.
            Andrzej Dorobek na łamach Magazynu Muzycznego (marzec 1986) rzecz ujmował tak:
Najbardziej bodaj widoczną cechą nagranej muzyki jest różnorodność stylistyczna. Pod tym względem można wyróżnić trzy podstawowe czynniki: dynamiczny, ostro rytmizowany rock and roll, eksperymentalną muzykę z taśmy i tzw. doo-wop  - sentymentalną odmianę amerykańskiej piosenki lat 30-tych i 40-tych.

            Płytę otwierały dźwięki cocktail party. Tak zaczynał się utwór Re-Make/Re-Model zainspirowany obrazem Dereka Boshiera Re-Think/Re-Entry. To niby glam rock, ale słychać tu dziwną melorecytację brytyjskiej rejestracji samochodowej CPLS 93H i wyrafinowany śpiew Ferry’ego.

            W intro kompozycji Ladytron rekonstrukcja dźwięków lądowania na księżycu - autorstwa Briana Eno - jest zadziwiającym tłem dla kombinacji nowoczesnych i klasycznych instrumentów. W dalszej części sentymentalny zaśpiew Ferry’ego kontrastuje z gitarowym atakiem w instrumentalnym refrenie.

            Z kolei If There Is Something - jakby futurystyczne country. W tekście Ferry wskrzesza wyświechtane słowa piosenek o miłości i natychmiast ironicznie je unieszkodliwia: Dla ciebie udałbym się wszędzie / Zdobywałbym góry /... lub siedziałbym w ogrodzie / uprawiając całe zagony ziemniaków. W utworze tym, podobnie jak w Would You Belive?, moog i melotrony Eno zmagają się z prowokacyjnymi gitarami Manzanery.

            Artystowska ironia płyty przejawia się również w wokalnych popisach lidera, który potrafi swoiście „beczeć” (If There Is Something), albo też rwać frazy z kabaretową manierą (środkowa część See Breezes). Muzycznie krążek intrygował od początku do końca, a choć żonglowanie stylistykami z różnych nurtów muzycznych rodziło niebezpieczeństwo pospolitego eklektyzmu, to jednak muzycy wyszli z tego obronna ręką, osiągając wrażenie estetycznego dysonansu.

            Dziś ktoś może pomyśleć, że ten „zakurzony” krążek to tylko ciekawostka sprzed lat. Jednak można się dzięki niemu przekonać na ile twórcze, na ile odważne i inspirujące były niegdyś poszukiwania w obrębie szeroko pojętej muzyki rockowej.       Czterdzieści lat temu Bryan Ferry powiedział: większość zespołu ma podejście natchnionych amatorów i jak długo uda nam się to utrzymać, wszystko będzie dobrze. Muzycy szybko stali się natchnionymi zawodowcami, a kolejne płyty udowodniły, że Roxy Music to jedna z najbardziej twórczych kapel tamtej dekady. Dziesięć lat po debiucie zespół wydał jeden z najpiękniejszych krążków lat  osiemdziesiątych – Avalon, ale to już zupełnie inna historia.

 

Krzysztof Borowiec

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny