Była podhalańska
góralka z krwi i kości. Oboje
rodzice wywodzili się ze sławnych
rodów: Jan Marusarz i Helena Tatar,
córka Szymona, jednego z pierwszych
członków Tatrzańskiego Ochotniczego
Pogotowia Ratunkowego. Helena była
piątym z kolei z sześciorga dzieci
małżeństwa – miała dwóch braci i
trzy siostry. Chłopcy – Stasiek i
Janek, od najmłodszych
lat pokochali dwie deski i tą
miłością zarazili resztę rodzeństwa.
Z talentu i pasji, którymi już
obdarzona przyszła na świat,
narodziła się wspaniała zawodniczka.
Najpierw poznało ja Zakopane, a
później pokochała cała Polska.
Helena była bowiem nie tylko
fenomenalną narciarką, ale
niezwykłej urody kobietą. Trzeba
jednak powiedzieć, że sukces nie
wziął się ot tak, znikąd.
Podglądając braci wiele się od nich
nauczyła już
jako kilkulatka, a później wraz z
nimi wybierała się na coraz to
trudniejsze trasy.
W owym czasie Kornel Makuszyński,
pisarz i bywalec Zakopanego,
zainicjował narciarskie zawody dla
dzieci, podczas których Helcia
zdobywała pierwsze zawodnicze
szlify. Narty miała wtedy jeszcze
bardzo proste, zrobione dla niej
przez brata. Kiedy po zakończeniu
siedmioklasowej szkoły powszechnej,
dzięki braciom, zapisana została w
poczet członków Sekcji Narciarskiej
Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego,
zaskoczyła wszystkich – nie tylko
poziomem jaki prezentowała, ale
wyrobioną kondycja i wytrwałością w
ciężkich treningach.
Tak Marusarzówną wspomina Helena
Hajdukiewicz: „Pewnego razu
dowiedziałyśmy się, że zakończono
budowę kolejki na Kasprowy Wierch.
Poszłyśmy wiec z Helcią na
zapowiedziane otwarcie. Poszłyśmy –
to lekko powiedziane. Od samych
Kuźnic z nartami na ramieniu
wspinałyśmy się na Kasprowy krok za
krokiem. Wiatr gwizdał, jakby się
wszystkie górskie złe moce przeciwko
nam sprzysięgły. Gdy po trzech
godzinach tej jakże morderczej
wspinaczki dotarłyśmy na szczyt,
spotkało nas rozczarowanie, bo z
powodu halnego uroczystość odłożono.
Pocieszyłyśmy się natychmiast
wspaniałym szusem na niezawodnych
nartach, hen w dół, przez Hale
Goryczkową”.
Był to rok 1936 i wtedy właśnie
rozpocząć się miało największe pasmo
sukcesów polskiej zawodniczki. W
latach 1935 i 1936 nosiła tytuł
mistrzyni Polski w konkurencjach
alpejskich, w 1937 roku była
najlepsza w biegu zjazdowym. Sukcesy
te mogłaby potwierdzić podczas
organizowanych w Zakopanem
międzynarodowych zawodów FIS. Los
nie był jednak
wówczas łaskawy ani dla
organizatorów – śniegu jak na
lekarstwo, ani dla Heleny
Marusarzówny, która w 1939 roku
leczyła kontuzje.
Ostatnim, jak na ironię, występem
Heleny był udział w niemieckich
zawodach w Feldbergu. Była
doskonała, zajęła drugie miejsce:
„Gnała na tych «zubkowych»
hickorowych nartach, że tylko
kurzyło pomiędzy bramkami. Nie
potraciła ani jednej. Jechała
pięknie. Burza oklasków,
nieustające owacje wśród kibiców
wystarczyły już za oficjalną ocenę”
– pisał kolega
z reprezentacji Jan Kula.
Wszystkich wówczas uderzyło
prawdziwe oblicze faszystowskich
Niemiec – wspomnienia te były
poważnym bodźcem o bezwarunkowym
wstąpieniu do konspiracji, kiedy
Niemcy zajęli już Zakopane. I
rzeczywiście, Hela wraz z kolegami
narciarzami i swoim rodzeństwem,
rozpoczęła działalność
konspiracyjną. Była silna, doskonale
znała Tatry – została wiec kurierem.
Z Polski, przez Słowację, na Węgry,
do Budapesztu, gdzie znajdowała się
baza kurierska, przeprowadzała
żołnierzy, ochotników i wielu
innych, którym pozostanie na terenie
okupowanego kraju, groziło śmiercią.
Z powrotem do Polski trafiały broń,
pieniądze, poczta.
1940 roku, z końcem marca, słowaccy
żandarmi schwytali Helenę
Marusarzównę i jej dwóch towarzyszy.
Kurierów przekazano gestapo.
Mężczyzn skierowano do Auschwitz,
Helena przez półtora roku była
przesłuchiwana w kolejnych
więzieniach – najpierw w Muszynie,
potem w Nowym Sączu, na koniec w
Tarnowie. Podczas przesłuchań Niemcy
poddawali ją
ciężkim torturom – mimo to nie
wyjawiła żadnych nazwisk, nikogo nie
wsypała. Wyrokiem sądu specjalnego
skazana na śmierć, została
rozstrzelana. Miała 23 lata.
Po ekshumacji w 1957 roku jej
szczątki spoczęły na Pęksowym
Brzyzku w Zakopanem.
Agata Żak
(Gazeta Krakowska)
|