Adam Walny,
absolwent wydziału
Reżyserii Teatru
Lalek Akademii
Teatralnej w
Warszawie,
stypendysta Ministra
Kultury i
Dziedzictwa
Narodowego. W swych
pracach penetruje
różne tradycje
teatru lalki, maski
i przedmiotu w
warunkach
studyjnych,
estradowych i
ulicznych. Używa
lalki również poza
sceną: w edukacji,
terapii i sztuce
performance.
Osiadłem w
Ryglicach, ponieważ
lepszego towarzystwa
niż Józefa Cieśli
dla błędnego
snycerza znaleźć nie
mogłem. Kaplica pod
wezwaniem tego
czcigodnego majstra
znajduje się za
ścianą mojej
pracowni. Jest tu
też miejsce na
próby, dobry sen i
prace koncepcyjną.
Walny
– Teatr
reprezentował
Galicję na
Międzynarodowym
Festiwalu
Szekspirowskim w
Gdańsku, jak również
na 200 innych
festiwalach. Mój
teatr, który w tym
roku obchodzi
piętnastolecie, był
już z Poznania,
Gdańska, Supraśla,
Białegostoku,
Warszawy, a teraz
piszą że z Ryglic.
Zarówno Ryglice jak
i mój teatr świetnie
radzą sobie bez
siebie, niemniej to
prawda, pracownia
teatru mieści się w
Ryglicach, ale do
pełnej współpracy
teatru z gminą
jeszcze długa droga.
Najważniejsze, że
mój teatr ma się
dobrze, średnio
jedna premiera
rocznie, a w
ostatnich latach i
dwie się zdarzają
.Od niedawna „Opus
Hamlet” we
współpracy ze Sceną
Hamletowską w
Hesingor w Danii,
czyli „Hamlet” na
zamku Hamleta i
„Dyktator” na Starym
Rynku w Warszawie.
Współpraca z duńskim
kompozytorem i
budowniczym
instrumentów Larsem
Kynde układa się
nieźle i rokuje na
przyszłość. Nasz
pierwszy Hamlet już
jest po
pięćdziesiątce – 50
spektakli dla
objazdowego teatru
to 200 dni pracy i
wciąż gra, ostatnio
na Zamku Królewskim
w Warszawie.
Plany są, bo są
inwestycje.
Rysuję projekty
lalek poruszanych
wiatrem, buduję
wiatraki… to będzie
„Don Kichot”. Jestem
tuż po premierze
„Szwejk. A tyłach” w
tarnowskim Teatrze (vide:
nasza recenzja).
Planuje kino
manualne jako pomysł
na zimę, czyli teatr
w dłoni. A więcej
nie zdradzam, bo
trza być wiernym.
Poniżej publikujemy
w ślad za piątkową
Gazetą Tarnowską
poruszający swoją
szczerością wywiad z
lalkarskim guru… |
 |
Ze zdziwieniem
przyjąłem (nie tylko
zresztą ja) decyzję
Dyrektor
Artystycznej
„Solskiego” o
zdjęciu „Szwejka” z
afisza. Ci, którzy
spektaklu nie
zobaczyli, już nie
będą mieć na to
szansy?
|
|
Zdziwienie,
wszelkie jego odmiany
(zdziwienie z domieszką
niedowierzania, czy
zdziwienie i przerażenie
zarazem, a przede wszystkim
zdziwienie – niemoc),
towarzyszyły mi w relacjach
z Dyrektor Artystyczną (tak
jest napisane na wizytówce
tej Pani). Co do „Szwejka” –
wątpię, czy mieszkańcy
Tarnowa będą mieli szansę
zobaczyć ten spektakl. Aby o
autorskim spektaklu
realizowanym środkami Teatru
Formy móc coś powiedzieć,
ocenić, trzeba temu
spektaklowi dać szansę.
Primo: zaufać autorskiej
wizji pracy (aktorzy i
twórcy muszą się sobie
powierzyć). Secundo:
spektakl musi być grany i
dopracowywany podczas
spotkań z widzem. Żadne z
tych założeń nie zostało
spełnione – podczas prób
generalnych Pani Dyrektor
Artystyczna, mimo braku
wiedzy na temat koncepcji
autorskiej wizji spektaklu,
zaczęła ingerować w
delikatną jeszcze strukturę
spektaklu, zmieniła
koncepcję postaci głównego
bohatera, a zarazem cały
kontekst jego zachowania i
relacji ze światem.
Jaki był
tego efekt?
Podkopała
zaufanie aktorów do reżysera
i jego wizji, po czym
wyszła, nie mówiąc do
widzenia. Kolejna próba
generalna z udziałem Pani
Dyrektor zakończyła się
sukcesem, tzn. aktor grający
postać tytułową realizował
już koncepcję Pani Dyrektor,
więc po próbie cały zespół
wraz z reżyserem doczekał
się niezasłużonej i
przedwczesnej recenzji, że
cytuję: „teraz jest
świetnie”. To uspokoiło
zespół, który zaczął
realizować absolutnie
nieprzemyślane sugestie Pani
Dyrektor. Jak w fabryce:
majster robi to, co mu
kierownik każe. Na ostatniej
próbie generalnej, z
udziałem publiczności, Pani
Dyrektor nie było.
Podejrzewam, widząc jak
aktorzy grali na premierze,
że jeszcze przed premierą
dano im do zrozumienia, że
grać „Szwejka” nie będą.
Tego typu zachowanie powinno
być karalne. Trzy miesiące
pracy dwudziestu osób,
potężne pieniądze zostały
zmarnowane przez jedną
nieprzemyślaną decyzję.
Czy
poinformowano Pana o zdjęciu
„Szwejka”?
Nie.
Dowiedziałem się o tym od
Pana Adama Pierończyka
(autor muzyki do spektaklu
–red.), który...wyczytał to
w internecie. Twórcy
spektaklu, a są to osoby
doświadczone, uznane w
świecie, z ogromnym
dorobkiem, nie mogą
otrząsnąć się ze zdziwienia,
i pozbyć niesmaku, w jaki
sposób traktuje się pracę,
osobę artysty w teatrze
tarnowskim. Pani Dyrektor w
Dniu Teatru, po premierze,
nie zauważa twórców,
ignoruje ich, nie dziękuje
za pracę, co nie mieści się
w żadnych standardach. Wszak
to ona sama zaprosiła do
współpracy tych twórców.
Przepływ informacji w
teatrze tarnowskim jest
największym problemem tego
teatru. Nie wiadomo, kto
podejmuje decyzje, na jakiej
podstawie, z czyjej
inspiracji i, co gorsza, o
tych decyzjach informuje,
już zwyczajowo, ze strachu,
czy wstydu, nie ten co
decyduje. A najlepiej
bezosobowy internet. O tym,
że mój tekst do programu,
zamówiony przez Panią
Kierownik Literacką, nie
będzie zamieszczony w
programie, też nie
dowiedziałem się od Pani
Kierownik tylko z gotowego
już programu.
Czy w
ciągu pracy nad „Szwejkiem”
były jakieś zastrzeżenia ze
strony Eweliny Pietrowiak?
Nie było
żadnych zastrzeżeń, bo nie
było Pani Dyrektor.
Sekretariat informował mnie,
że przebywa w Afryce.
Pierwsza ingerencja
nastąpiła na generalnej,
kiedy reżyser nie ma dużego
pola manewru.
Według
Pani Pietrowiak, „Szwejk” to
jej „największa porażka”...
Też uważam,
że to największa porażka
Pani Dyrektor, bo trafiła na
temat i formę, które ją
przerosły. Polacy mylnie
widzą w Szwejku postać
komediową, chcą się śmiać.
Niestety ,idąc za myślą i
Haszkowską koncepcją Dobrego
Wojaka, nie ma z czego się
śmiać. O ile Szwejk może być
postacią tragikomiczną, to
Haszek jest już tylko
bohaterem tragicznym. Mój
„Szwejk” jest o Haszku. Bo
„Szwejk” to recepta Haszka
na ciekawe czasy – a takie
są te, w których żyjemy, o
czym świadczy choćby decyzja
Pani Dyrektor. Pani Dyrektor
mówi słowami Haszka:
„Szwejku, wy jesteście
kompletnym idiotą! Szwejk
odpowiada: posłusznie
melduję, że jestem.”. Nie
chodzi tu o to, że Szwejk
jest idiotą. Szwejk jest po
prostu: jest bo jest, był i
będzie. A dyrekcje się
zmieniają.
A jak
współpraca z aktorami?
Nie chcę
oceniać pracy pojedynczych
osób, uważam że zespół
zrobił, co mógł. A ile
mógł–to kwestia doboru
aktorów, czyli Pani
Dyrektor. Jako twórca teatru
przedmiotu staram się
wykorzystać materiał, który
mam. Nie mogę od drewna
wymagać tego, czego od
tkaniny, a od metalu tego,
czego od kamienia. Staram
się słuchać materiału. Tekst
był nauczony, kolejność scen
również. Jedyny zarzut to
brak pytań, otwarcie
wyrażanych wątpliwości.
Pytanie angażuje bardziej –
może tego zaangażowania
bardziej zabrakło. Wszystko
było zbyt poprawne, a Szwejk
to literatura awanturnicza.
Muzyka
również nie przypadła Pani
Pietrowiak do gustu...
O muzyce
Adama Pierończyka mówią co
najmniej od ćwierć wieku i
słuchają na wszystkich
kontynentach. Adam swoje
zadanie zrealizował
rewelacyjnie i nie jest to
tylko moje zdanie,
„niestety” zaprosiłem na
premierę profesorów z
akademii warszawskiej,
krakowskiej i łódzkiej
„filmówki”, wszyscy wyszli z
premiery porażeni siłą
muzyki i środków
inscenizacyjnych. Chwilę
później zostali porażeni
siłą braku kultury ze strony
Pani Dyrektor i jej niczym
nie uzasadnioną ignorancją.
Co teraz?
Jak co roku
festiwale w kraju i za
granicą. No i „Szwejk”. W
moim autorskim teatrze.
Rozmawiał
Piotr Kopa (Gazeta
Tarnowska)
|