|
Niepokój zapanował
wśród księży, osób zakonnych i
świeckich pracujących na misjach w
Republice Środkowej Afryki. Walczący
z siłami rządowymi rebelianci
przejęli w niedzielę kontrolę nad
stolicą kraju Bangi, zmuszając
prezydenta do ucieczki. Rebelianci
dokonali już kilku grabieży w
parafiach i zakonach. Obecnie w
Republice Środkowej Afryki pracuje
dziewięciu księży i sześć osób
świeckich z diecezji tarnowskiej. To
tam tarnowscy lekarze, misjonarze i
wolontariusze prowadzą od 2004 r. w
Bagandou, liczącej 4 tys. ludzi
wiosce (głównie Pigmejów) położonej
w tropikalnej dżungli w odległości
160 km od stolicy Bangui, szpital
utrzymywany m.in. z corocznych kwest
kolędników misyjnych.
Obecnie
szpital posiada 50 łóżek, blok
operacyjny, salę porodową,
laboratorium, aptekę. Każdego
miesiąca jest konsultowanych ok. 300
osób, z czego prawie połowa jest
także hospitalizowana. O Republice
Środkowoafrykańskiej (Be Africa –
Serce Afryki) mówi się często, że
jest to kraj bez państwa. Na
powierzchni dwukrotnie większej od
Polski zamieszkuje zaledwie 4 mln
ludzi. Bez dostępu do morza, bez
przemysłu, gdzie dochód
poszczególnych mieszkańców opary
jest na drobnym rolnictwie i drobnym
handlu, a całego państwa dodatkowo
jeszcze na sprzedaży surowców
naturalnych. Nękany wielokrotnie w
ciągu ostatnich lat przewrotami,
ciągle nie może osiągnąć
stabilizacji politycznej i
gospodarczej. Średnia życia to
zaledwie 43 lata. Te jak i inne
wskaźniki rozwojowe stawiają ten
kraj w końcówce krajów świata, a
pierwsza dziesiątka, do jakiej on
doszedł to tylko lista tzw. państw
upadłych naszego globu.
Nowy prezydent, który
stał na czele rebelii nie jest
przychylny dla katolików, a sam jest
muzułmaninem. Te walki rebeliantów
trwają już od pewnego czasu -
podkreśla ks. Krzysztof Czermak,
dyrektor wydziału misyjnego
tarnowskiej kurii. Praktycznie
nie znamy tego nowego prezydenta,
ale widzieliśmy go już z turbanem na
głowie na zdjęciach. To sugeruje
jakieś intencje ze strony
rebeliantów, jeśli nie od razu to
powolne wdrażanie Republiki
Środkowoafrykańskiej w kierunku
republiki islamskiej. Na dzień
dzisiejszy należy się cieszyć, że
ten przewrót dokonał się bezkrwawo-
dodaje ks. Krzysztof Czermak. Do
kilku wspólnot rebelianci weszli,
zabrali samochody i środki
materialne. A u nas do naszej
parafii dzięki Bogu jeszcze nie.
Czekaliśmy wczoraj jak i przez całą
noc, ale dziś rano wystrzały
ucichły, nie słychać już kanonad. U
nas nie byli, mimo że parafia nie
jest zamknięta i nie jest ogrodzona.
Wczoraj natomiast podczas wieczornej
Mszy św. było widać przejeżdżające
samochody z rebeliantami i słychać
było wystrzały, jednak na nasz teren
nie weszli, cały czas modliliśmy się-
mówi ks Krzysztof Mikołajczyk,
pracujący w jednej z dzielnic Bangi
- Bimbo.
Bagandou to licząca 4
tys. ludzi wioska położona na
południu kraju, ukryta w tropikalnej
dżungli w odległości 160 km od
stolicy Bangui. Tutaj od 2000 roku
istnieje misja katolicka prowadzona
przez księży z Tarnowa. Mieszkańcy
wioski to tradycyjni Afrykańczycy
oraz Pigmeje, plemię żyjące z tego,
co znajdą w dżungli. Ponieważ ich
obszary zbieracko-łowieckie coraz
bardziej się kurczą stoją w obliczu
dramatycznego wyboru: albo przejście
ona osiadły tryb życia i
przestawienie się na uprawę pola
oraz hodowlę albo poważne zagrożenie
wyginięcia.
Przez tradycyjnych Afrykańczyków
Pigmeje są bardzo często pogardzani
i wykorzystywani jako tania siła
robocza. Jako biedni i odrzucani
przez innych stali się główną troską
misjonarzy. To właśnie z myślą o
nich w 2004 roku zaczął funkcjonować
w Bagandou szpital.
Zatrudnia 15 Afrykańczyków: w tym
chirurga, położną, pielęgniarzy,
salowych, oraz stażystów, którzy
przygotowują się do prowadzenia tzw.
punktów medycznych w dalszych
wioskach. Ponadto aktualnie pracują
tu dwie lekarki oraz laborantka z
Polski.
|