153 Jerzy Reuter - Antoni Sypek
 

O tym i owym 153 czyli w rok po śmierci Jerzego Reutera

 

25 kwietnia, rok temu, zmarł Jerzy Reuter, nasz Przyjaciel i Kolega. Skonał dwa dni po swoich imieninach. To było tak niespodziewanie. Każda śmierć zaskakuje przyjaciół i rodzinę, ale ta była czymś zupełnie nieoczekiwanym. W niedzielę, dwa dni wcześniej, telefonował do mnie,  jak zwykł był czynić od kilku lat. Kończył swój artykuł i prosił o przeczytanie i ewentualne uwagi. Denerwowały mnie początkowo te niedzielne telefony około 13-tej godziny. Ja szykowałem niedzielny rodzinny obiad, rosół dochodził i zbierali się goście. Zastanawiałem się, czy mu się godziny poprzestawiały, czy po prostu nie zasiadał do obiadu. Wydawał się bardzo samotny. Kiedy kogoś polubił lgnął do niego i się otwierał. Jego smutna twarz zaciekawiała, jeszcze smutniejsze oczy były takie smutne na pozór, Jurek potrafił się tymi oczami także śmiać…

Nasza paroletnia bliższa znajomość pozwoliła mi poznać jego życie fragmentarycznie. Nie wiem dlaczego, ale przypominał mi urodą, poplątanym życiorysem wielkiego Vincenta. Tak samo jak i on samotny, bez grosza, tak samo odrzucany, odsuwany, bez przyjaciół, bez domu. Jerzy był bardzo uzdolniony. Tak się ułożyło, że nie kończył żadnych uniwersytetów, na szczęście. Miał dar pisania. Można przypominać w tym miejscu Tyrmanda, Stachurę, Hłaskę, Wojaczka czy naszego Jana z Lisiej Góry, ale to nie ma sensu. Taki był Jurek. Pisarz i poeta z bożej łaski.

Nie mógł się przebić, może z własnej winy. Wóda, balangi, odpływania w nicość, nie mogły w tym cholernym PRL-u pozwolić mu na bycie zauważonym. Tym bardziej w postkomunie,  w czasach współczesnych. Na ten czas należało być hieną, należało walczyć o swoje okrutnie, należało zdradzać ideały i zapominać o wszelkich zasadach. To nie był czas dla niego. Jurek pisał wspaniałe opowiadania, do szuflady najczęściej. Nie umiał, nie chciał chodzić koło swoich spraw, był ambitny i jak każdy nałogowiec straszliwe dumny. Myślę o nałogowcu, który nigdy się nie poddał i nie spadł całkowicie na dno.

            Wielką radością ostatniego etapu jego życia było pisanie do „Gazety Krakowskiej”. Trafił tam chyba dzięki mojej sugestii. Pisał o Tarnowie, udawał historyka, co mnie tak bardzo czasem denerwowało, bowiem jego historyczne eseje ocierały się o plagiat. Dlatego często dodawał, że korzystał z moich prac, moich lub Staszka Potępy. Nareszcie choć troszkę został doceniony, ludzie go poznali i rozpoznawali. Czy może cos dla pisarza być bardziej radosne? Muszę dodać, że niektóre z tych esejów to perełki prozy historycznej.

            Namawiałem, aby szukał wydawcy do swoich opowiadań o Tarnowie, aby wydeptywał ścieżki w wydziale kultury czy na dywanach prezydenckich.  Ktoś z tych ludzi obiecywał mu jakąś dotację, ale nigdy się to nie zmaterializowało. Naser mater z nimi, mówił, ale był bardzo rozgoryczony.. Wydają różne badziewie za pieniądze podatnika, ale nie mogli wydać fantastycznych tarnowskich opowiadań Jurka. Był dobrym krytykiem teatralnym, bacznie obserwował tarnowską scenę, pisał recenzje do portalu Ryszarda Zaprzałki, jego Przyjaciela.

Kontestował nieustannie wydarzenia kulturalne czy też medialne dotyczące Tarnowa. Dawał temu wyraz z licznych artykułach. Narażał się bez przerwy, nie było hołubiony przez wszelką władzę. Zrobił kilka wywiadów z ludźmi kultury, między innymi z Edwardem Żentarą, dyrektorem tarnowskiego teatru. To był okres „czyszczenia” naszego teatru, Żentara posłużył decydentom za reformatora. Po tym wywiadzie w rozmowie ze mną znalazł słowa usprawiedliwienia dla nieszczęsnego dyrektora. Niebawem Żentara zmarł straszliwą, samobójczą śmiercią. Blisko rok później zmarł Jurek. Symboliczne jest więc zdjęcie ich obu.

            Jurek był lojalny i uczciwy. Małomówny, tak małomówny, że bywanie w jego towarzystwie było przyjemnością. Nie udało mu się za bardzo życie, myślę, że trochę z własnej winy. Pozostawił po sobie najważniejszą rzecz, pamięć i żal nas wszystkich, którzy go znali. Sądzę, ze jego twórczość będzie odkrywana i Jerzy zaistnieje w tarnowskiej kulturze jak świecąca gwiazda na niebie. Żal okrutny, że go już z nami nie ma.

            Pogrzeb miał skromniutki, koledzy z „Gazety”, przyjaciele z internetowej naszej klasy, brat, rodzina, którą miał. Pochowany na klikowskim cmentarzu pisze swoje opowiadania o rodzinnym mieście w niebiosach, gdzie samotny już nie jest. Powspominajmy Jurka w tę pierwszą rocznicę jego śmierci.

Antoni Sypek

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny