16 czerwca 1944
roku. Pododdział ukraiński UPA
zatrzymał w środku pola pociąg
osobowy jadący z Bełżca do Rawy
Ruskiej. Wydarzyło się to niedaleko
wsi Zatyle. Składający się jedynie z
lokomotywy i jednego wagonu
transport zatrzymał się od razu po
wybiegnięciu z lasu kilku
przebranych w mundury niemieckie
mężczyzn. Weszli do pociągu,
wylegitymowali pasażerów i
oddzielili Polaków od Ukraińców.
Tych pierwszych wyprowadzono,
ustawiono w rzędzie i rozstrzelano.
Prawdopodobnym sprawcą zbrodni była
sotnia Ukraińskiej Powstańczej Armii
Dmytra Karpenki „Jastruba”.
Współpracował z nim prowadzący skład
ukraiński maszynista. Była to bardzo
dobrze przygotowana egzekucja na
blisko 70 niewinnych Polakach. Z
czego prawie połowę stanowiły
kobiety i dzieci. Po „sprawie”
pociąg ruszył w dalszą drogę.
Nacjonaliści ukraińscy wsławili się
wyjątkowym bestialstwem.
Najodważniejsi byli wobec
bezbronnych cywilów i duchownych.
Zabili ojca Ludwika Włodarczyka z
Okop. Księdzu Stanisławowi
Dobrzańskiemu obcięli głowę; wraz z
nim zginęło 967 parafian z Ostrówki.
Potem całą wieś spalono i zrównano z
ziemią, a na jej miejscu powstały
pola uprawne. W Korytnicy Ukraińcy
przepiłowali w poprzek ciało ks.
Karola Barana. I tak można wyliczać
w nieskończoność. Dla Niemców
zapuścili się aż do Warszawy, by
zarzynać jej mieszkańców w trakcie
Powstania Warszawskiego. Czy z
hitlerowcami, czy z komunistami –
byle tylko zabijać Polaków. I
nieprawdą jest, że rzeź wołyńska to
rewanż Ukraińców za politykę II RP.
W XX w. pierwsze takie mordy
Ukraińcy przeprowadzili już wiosną
1919 r. w Złoczowie.
Dziś, dopiero 24 lata
po powstaniu III RP, jest szansa, by
państwo polskie oddało cześć i honor
tym, którzy niewinnie ginęli z rąk
Ukraińców. Wkrótce w Sejmie ma być
głosowana uchwała oddająca hołd
ofiarom, wyrażająca uznanie
żołnierzom AK, Batalionom Chłopskim
walczącym w obronie polskiej
ludności cywilnej, będąca wyrazem
wdzięczności dla tych Ukraińców,
którzy – narażając życie – bronili
Polaków, wyrazem szacunku dla rodzin
i różnych organizacji walczących
przez lata o prawo do prawdy o
zbrodni wołyńskiej oraz
podziękowaniem dla tych Ukraińców,
którzy obecnie pomagają w
dokumentowaniu zbrodni i uczczeniu
ofiar. Wreszcie! Ale i tu jest spór
o to, jak nazwać to, co się tam
wydarzyło. Zgodnie z kwalifikacją
tej zbrodni przez Główną Komisję
Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu IPN było to ludobójstwo.
Ale dyskusja toczy się obecnie w
sejmowej Komisji Kultury i Środków
Przekazu. Niech za komentarz do tej
dyskusji posłuży oficjalne, sejmowe
sprawozdanie z posiedzenia komisji:
„Podsekretarz stanu w
MSZ Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz oraz
sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk
i Męczeństwa Andrzej Kunert, uznając
suwerenność decyzji posłów co do
ostatecznej treści uchwały, zwrócili
uwagę, że ustanowienie Dnia Pamięci
Ofiar Zbrodni Wołyńskiej –
Męczeństwa Kresowian i użycie słowa
’ludobójstwo’ zostaną przyjęte źle i
nie będą służyły procesowi
pojednania i układania dobrych
stosunków polsko-ukraińskich”.
Czy płacząca matka
trzymająca w objęciach swoje drżące
dziecko tuż przed morderczym
strzałem może być przehandlowana za
dobre samopoczucie Ukraińców?
Proszę zwrócić uwagę
na sformułowanie „źle przyjęte”. Od
Niem- ców domagaliśmy się
odszkodowań (nie za wszystko, ale
jednak), a słowo „ludobójstwo” jest
niekulturalne. Co jest z tym
Wschodem nie tak, że tak wiele
pretensji kierowanych w tym kierunku
uważanych jest za „źle przyjęte”?
I jeszcze w
nawiązaniu do niemieckiego serialu,
którego bohaterami są polscy
„antysemici”. Cytując za „Atlas of
Holocaust” Martina Gilberta: „Między
majem a grudniem 1942 zamordowano
ponad 140 tys. wołyńskich Żydów. Ci,
którzy znaleźli schronienie w
polskich domach, zginęli razem ze
swoimi polskimi opiekunami”.
Filip Frąckowiak
(Nasz Dziennik)
Autor jest dyrektorem
Izby Pamięci płk. Ryszarda
Kuklińskiego.
|