Są jeszcze w
Tarnowie ludzie, którzy
pamiętają ten dzień 18
lutego 1946 r. i pamiętają
ten pogrzeb. Na Nowym
Cmentarzu w Krzyżu było
chyba z tysiąc ludzi,
większość stanowiła młodzież
tarnowskich średnich szkół.
Było cicho, jak makiem
zasiał. Dzień wcześniej
odbył się na Starym
Cmentarzu pogrzeb dwóch
ubeków. Było kilkudziesięciu
skurwysynów z ubecji, był
poczet sztandarowy, była
salwa honorowa. Te dwa
pogrzeby łączyła tragedia,
jaka się wydarzyła 14 lutego
1946 r. w Tarnowie. Gdyby
nie okupacja sowiecka, która
już trwała, nie doszłoby do
tej tragedii.
Budynek
dyrekcji Wodociągów
Miejskich przy ulicy
Narutowicza tarnowanie
ochrzcili zaraz po
wybudowaniu na początku XX
w. Białym Domem. Elewacja
tego monumentalnego budynku,
który stanął nad Wątokiem,
obok cmentarza, w
podmiejskiej okolicy, była
biała, stąd nazwa. Mieściły
się w nim biura dyrekcji
oraz mieszkania dla wyższych
urzędników Wodociągów.
Jednym z ostatnich
dyrektorów Wodociągów był
Józef Zahaczewski. W 1946 r.
jego żona wynajmowała jeden
z pokoi na stancję
gimnazjaliście Kazimierzowi
Pilchowi. W mieszkaniu
naznaczali sobie spotkania
członkowie młodzieżowych
konspiracji. Rozlepiali
ulotki szkalujące
bolszewików i nowy ustrój,
wypisywali na murach
kamienic, czytali samizmaty,
wierzyli, że wywalczą
Niepodległą Polską, nie
chcieli żyć w sowieckiej
niewoli. Ot, takie mrzonki
młodych romantyków, chwała
im za to.
Ubecja miała
to mieszkanie na oku od
jakiegoś czasu. Przed 14-tym
lutego dostali cynk, że
spotkają się tam młodzi
ludzie. Szef UB w Tarnowie
radziecki bandyta Lew
Sobolew, wydał rozkaz
polskim bandytom z UB, aby
aresztowali młodych ludzi,
może coś powiedzą. Poszło
czterech ubeków, niewiele
starszych od tych uczniów.
Ubecy mieli po 20 i kilka
lat i już wyprane mózgi nową
bolszewicką ideologia, lub
byli tak sprytni, jak
dzisiejsi celebryci,
wazeliniarze i postanowili
trzymać z nową władzą. Lew
Sobolew nauczył ich jak
torturować, dał im broń i
całkowitą swobodę w
bandyckim rzemiośle
przesłuchiwania więźniów.
Zaczaili się
w Białym Domu. Spotkanie
najprawdopodobniej nie było
żadnym konspiracyjnym
zebraniem, ot tak spotkali
się, by pogadać. Kiedy dwóch
ubeków zostało pod
budynkiem, dwóch innych
weszło do kamienicy.
Chłopców także było
czterech. Ci, co weszli do
budynku, aby odwiedzić
kolegę, zostali
wylegitymowani. Jeden z
młodych konspiratorów miał
broń. Rozpoczęła się
strzelanina. Dwóch ubeków
zginęło do kul, jeden z
młodych konspiratorów został
ciężko ranny, trzej inni
uciekli.
Tym rannym
był 18-letni Tadeusz Bereś,
uczeń Technikum
Mechanicznego, harcerz,
chłopak urodzony w
Skrzyszowie. Rannego
Beresia, co ja mówię
rannego, umierającego,
przewiozła ubecja do
szpitala i tam mimo agonii
przesłuchiwała, tak jak
szkolił ich Sobolew. Nie
wiem, co konającemu robili,
może tylko wykrzykiwali
pytania, może wiercili
paluchami w ranie, może
przyduszali, nie wiem, mogę
sobie wyobrazić. Udręczonego
przesłuchiwali jeszcze pół
godziny przed zgonem. W
każdym razie skonał 15
lutego w szpitalu, zanim na
dobre zajęli się nim
lekarze".
Mija 68 lat,
o Tadziku Beresiu cicho. Nie
ma szkoły jego imienia, nie
ma drużyny harcerskiej jego
imienia. Zdrajcy z ubecji
mieli do niedawna swoją
tablicę pamiątkową, a ich
dzieci są beneficjentami
dawnych dobrych dla nich
czasów. Grobowiec
wyremontowała i się nim
opiekuje p. dr M. Żychowska.
Antoni
Sypek |