Prawdopodobnie 7 kwietnia 30 roku na krzyżu umarł Jezus z Nazaretu. Dla chrześcijan sprawa jest oczywista - oddał życie dla naszego zbawienia. Wielu jednak interesuje również to, dlaczego doszło do pojmania, procesu, skazania i egzekucji. Grupa uczonych badała ostatni dzień Jezusa. Ustalenia są w niektórych miejscach ze sobą sprzeczne, ale dzięki ich pracy możemy dzisiaj powiedzieć, że mniej więcej wiemy, jak wyglądały ostatnie godziny przed straceniem.

Faryzeusze

Komu zależało na tym, aby Jezus zamilkł? Jego przeciwnikami byli Żydzi, bo i On sam był Żydem, tak samo jak wszyscy Jego uczniowie, znajomi i słuchający Go tłum. Z lektury Ewangelii wynika, że bardzo żarliwymi przeciwnikami Jezusa byli faryzeusze, czyli osoby świeckie. Na czele tego stronnictwa stali uczeni w Piśmie. Cały ruch faryzeuszy powstał z powodu niezgody na korupcję i odchodzenie od tradycji Izraela przez elity rządzące "świętym ludem", czyli Żydami. Faryzeusze dążyli do tego, by Żydzi byli wierni Bogu, posłuszni prawu i tradycji. Mimo że stanowili elitę intelektualną, mocno stali po stronie ludu. Błędne jest powszechne przekonanie, że faryzeusze byli zakłamani. Jak dowodzą znawcy, ich religijność cechowały autentyzm i silnie zakorzenienie w tradycji. Dlatego tak bardzo denerwował ich Jezus! Widzieli w nim bowiem człowieka równie głęboko religijnego, a jednocześnie inaczej pojmującego Boga i Jego naukę. Faryzeusze starali się, by Prawo dane przez Boga było stale, coraz pieczołowiciej i gorliwiej przestrzegane. Chrystusa uważali za bluźniercę, ponieważ głosił, że o dobre relacje z Bogiem trzeba dbać w każdej chwili, a nie tylko opierać je na Prawie. W kazaniu na Górze mówił wprost: "Słyszeliście, że powiedziano ojcom... a Ja wam powiadam". Dla faryzeuszy Jezus był wielkim bluźniercą, zwodzicielem Żydów. Za bluźnierstwo i zwodzenie - zgodnie z Pismem - groziła kara śmierci. Faryzeusze chcieli śmierci Jezusa, bo wierzyli, że w ten sposób dowiodą oddania i wierności Bogu.

Saduceusze

Osiągnięcie tego samego celu przyświecało również saduceuszom. Ugrupowanie to składało się z najbogatszych mieszkańców Jerozolimy, a na ich czele stała arystokracja kapłańska. Stawiali na kult i rytuał, a sprzeciwiali się mocnemu i modnemu wówczas oczekiwaniu bliskiego końca świata. Saduceusze prowadzili grę z rzymską władzą okupacyjną. Zdawali sobie sprawę, że podjęcie otwartego starcia z Rzymem może zakończyć się wyłącznie wielką klęską Izraela. Z tego powodu Jezus potrafiący zyskiwać posłuch tłumów, stanowił dla nich wielkie zagrożenie. Obawiali się, że może wydać rozkaz walki z okupantem lub Rzymianie sami będą zmuszeni interweniować, widząc ruch pęczniejący wokół Jezusa. Z pewnością nie mogli wybaczyć Mu również lekceważenia jerozolimskiej świątyni, na czele której stali.

Wysoka Rada

Zwolenników miał Jezus przede wszystkim wśród wieśniaków, głównie z Galilei, ale też w samej Jerozolimie. Faktem jest, na co zwracają uwagę najwybitniejsi bibliści i historycy, że los Chrystusa był obojętny dla zdecydowanej większości osób przebywających w Jerozolimie prawie 2000 lat temu. „Ta świątynia zostanie zburzona i w ciągu trzech dni odbudowana". Te słowa najpewniej stały się pretekstem dla przeciwników Jezusa do definitywnego rozprawienia się z Nim. Św. Marek mówi, że arcykapłani i uczeni w Piśmie szukali możliwości ujęcia i zabicia Jezusa. W czwartkową noc Chrystus poszedł z uczniami na Górę Oliwną. Tam został pojmany. Według św. Marka zaprowadzono Go do domu urzędującego arcykapłana Kajfasza, gdzie następnie, na nocnym posiedzeniu, zebrała się 71-osobowa Wysoka Rada, inaczej zwana Sanhedrynem, by odbyć sąd nad Jezusem. Natomiast wg św. Jana, Chrystusa zaprowadzono najpierw do dawnego arcykapłana Annasza. Po wstępnym przesłuchaniu Annasz odesłał Jezusa do Kajfasza. Św. Jan nie wspomina o posiedzeniu Wysokiej Rady. Niewątpliwe jest, że arcykapłanom, starszym (członkom wpływowych rodzin z całego Izraela) i uczonym w piśmie (przede wszystkim faryzeuszom) z racji święta Paschy bardzo śpieszyło się, by jak najszybciej zamknąć sprawę Jezusa. Nie mogli czekać na koniec święta, bo obawiali się Jego zwolenników.

Dwa procesy

Rzymskie postępowanie sądowe zasadniczo różniło się od żydowskiego. W pierwszym kluczowe znacznie miało przesłuchanie oskarżonego, gdy tymczasem dla Żydów najważniejsi byli świadkowie - zarówno obrony, jak i oskarżenia. Istotne w przypadku postępowania żydowskiego było, że zeznania świadków musiały być zgodne ze sobą co do najmniejszych szczegółów. W przeciwnym wypadku uznawano je za nieważne. W ocenie historyków prawa Chrystus był najpewniej oskarżany przed Sanhedrynem o "zwodzenie ludu" i bluźnierstwo. Taki zarzut został mu już postawiony - jak pisze św. Jan - gdy nauczał. Również w Talmudzie Babilońskim czytamy: "Jezus uprawiał magię, zwodził i oczerniał Izrael". "Zwodzenie ludu" w praktyce oznaczało nieprzestrzeganie prawa i grożenie świątyni. Z faktu, że nocny proces Jezusa przed Wysoką Radą utknął, można wnosić, iż słowa świadków nie zgadzały się. W Ewangeliach nie wyjaśniono, czy Jezus miał choćby jednego świadka zeznającego na Jego korzyść. Nie ulega natomiast wątpliwości, że Chrystusa nie było w czasie przesłuchiwania świadków. Kiedy wprowadzono Go, zgodnie z procedurą streszczono Mu ich wypowiedzi. Następnie przedstawiciele Sanhedrynu zadawali pytania. Jezus nie odpowiadał. Wówczas Kajfasz postawił wszystko na jedną kartę. Powtórzył zapewne pytanie, jakie Jezus kilka dni wcześniej słyszał od delegacji Wysokiej Rady: "Czy ty jesteś Mesjaszem?". W nocy z czwartku na piątek Chrystus przyznał: "Ja jestem". To stwierdzenie było bluźnierstwem zasługującym na śmierć. Jezus zostaje więc związany i w piątek rano zaprowadzony przed oblicze rzymskiego namiestnika Piłata. Zaczyna się drugi proces, tym razem toczony zgodnie z rzymskimi regułami postępowania. Dlaczego Chrystus dwukrotnie był sądzony? Ponieważ Rzymianie odebrali Żydom prawa egzekwowania kary śmierci. Wyjątkiem było bezprawne wtargnięcie do świątyni. Skazani na śmierć przez sąd żydowski, kończyli życie z reguły pod gradem kamieni. Rzymianie skazywali na krzyż. Przekazanie Jezusa Piłatowi świadczyło, że Żydzi uważają, iż zasługuje na najwyższą karę. Za bluźnierstwo i zwodzenie tłumu. Ale namiestnik rzymski - wykonujący rolę sędziego - nie mógł skazać Żyda za przekroczenie żydowskich przepisów religijnych. W Dziejach Apostolskich jest relacja o tym, jak prokonsul Gallio w Koryncie powiedział do Żydów: "Słuchajcie. Gdyby chodziło o jakieś bezprawie czy czyn niegodziwy, wstawiłbym się za wami; skoro jednak spór dotyczy słów, nazw i waszego prawa, sami się tym zajmijcie. Ja nie chcę być sędzią w tej sprawie". Członkowie Sanhedrynu doskonale wiedzą, że Piłatowi do skazania Jezusa na śmierć nie wystarczy zarzut bluźnierstwa i zwodzenia ludu. Dlatego Wysoka Rada robi z Chrystusa przywódcę politycznego, podżegacza przeciw Rzymowi. Zbitka "Mesjasz-król" w czasach Jezusa była tożsama z "bojownikiem o wolność", "antyrzymskim buntownikiem", a władza rzymska z całą siłą i brutalnością reagowała na najmniejszy przejaw czy nawet na pogłoskę o buncie. Jezus nie podburzał narodu, nie odwodził od płacenia podatków cesarzowi i nie podawał się za "Mesjasza-króla" - a o popełnienie takich czynów przed Piłatem obwiniali Go arcykapłani, starsi i uczeni w piśmie. Piłat zwleka więc z przyjęciem oskarżenia. Dla niego, rzymskiego legalisty, urzędnika, żydowskie zarzuty wobec Chrystusa są słabo udokumentowane. Piłat z pewnością nie miał kłopotów, by szybko pojąć, że Jezus nie jest buntownikiem. Nie mógł jednak tak po prostu Go uwolnić, bo oskarżenie o rebelię polityczną było zbyt poważne. Znalazł więc furtkę, która najpewniej miała zwrócić oskarżonemu wolność. Odesłał Go do Heroda Antypasa, syna Heroda Wielkiego, tłumacząc, że Jezus terytorialnie podlega Antypasowi (władcy Galilei). O badaniu Chrystusa przez Heroda wspomina tylko św. Łukasz. Piłat liczył na to, że Herod pomoże mu ułaskawić Jezusa, bo wiedział, iż w Galilei nie zrobił Mu nic złego, choć mógł. Herod jednak, zniechęcony milczącą postawą Jezusa, odsyła Go z powrotem do Piłata. Namiestnik rzymski szuka innego wyjścia. Przedstawia Jezusa jako kandydata do amnestii. Żydzi - jak zawsze z okazji święta Paschy - otrzymali wybór: albo zostanie ułaskawiony Jezus, albo Barabasz, skazany na śmierć za udział w powstaniu i zabójstwie. Historycy i bibliści uważają, że winą Barabasza i kilku jego kolegów był najpewniej udział w napadzie przeciwko grupie Rzymian zakończony zabiciem kogoś z grona ówczesnych "panów świata". Jeżeli Piłat nie miał zamiaru skazywać na śmierć Jezusa, to popełnił błąd, wystawiając go jako alternatywę dla Barabasza. Tym samym uznał Chrystusa za winnego i odebrał sobie prawo uwolnienia go na drodze rozstrzygnięcia procesowego. Jednocześnie niektórzy uczeni zwracają uwagę, że Jezus musiałby zostać skazany podczas procesu, ponieważ Piłat obawiał się cesarza Tyberiusza. Przeciwnicy Jezusa ostrzegali namiestnika, że w razie uwolnienia Chrystusa poinformują cesarza, iż występuje przeciwko niemu. Piłatowi zatem, gdy przywódcy żydowscy wymogli, by lud zażądał uwolnienia Barabasza, pozostało wypowiedzieć zwyczajową formułę: Ibis in crucem" - pójdziesz na krzyż.

Męka

Ukrzyżowanie - zgodnie ze zwyczajem - poprzedzało biczowanie. Również Jezus został wychłostany przez rzymskich żołnierzy. Często zdarzało się, że skazani nie przeżywali biczowania. Działo się tak dlatego, że liczba razów nie była ustalona, a na rzemiennym pejczu zwykle umieszczone były kawałki metalu. Jezus umarł na krzyżu, który ustawiony był na pagórku o nazwie Golgota, czyli Miejsce Czaszki, bo wzgórek przypominał czaszkę. Z opisu św. Marka wynika, że około godziny trzeciej czasu jerozolimskiego Jezus został przybity do krzyża. Po sześciu godzinach umiera. Według relacji św. Marka i św. Mateusza Chrystus przed śmiercią modli się wstrząsającymi słowami z Psalmu 22: "Mój Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił". Łukasz natomiast przypisuje Mu ostatnie słowa z Psalmu 31: "Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego". Jan natomiast pisze krótko: "Dokonało się". Egzegeci od dziesiątków lat spierają się, co rzeczywiście powiedział Jezus, umierając. Większość z nich radzi wierzyć św. Markowi, przypominając późniejsze słowa Psalmu 22: "Ty jesteś moim Bogiem", ale Chrystus był za słaby, by do nich dojść.

Włodzimierz Knap

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny