Oskarżenie o wierność

"Już w Ordynku nad Wilią stają polskie wojska
A na drugim brzegu rzeki armię zebrał Moskal
Pewnie zaraz zagrzmią działa i zabłysną szable
Jazda polska i litewska zmiecie plemię diable!"

( Andrzej Kołakowski "Bój" )

23 lutego w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej odbył się koncert Andrzeja Kołakowskiego "Oskarżeni o wierność". Podczas uroczystości (bo taką formę przybrał koncert) wspominano i czczono pamięć bohaterów walczących o niepodległość Polski.

Koncert był bardzo emocjonujący (nie ze względu na muzykę, bo twórczość Kołakowskiego nie mieści się w granicach mojego gustu muzycznego). Wspomnienia ofiar komunistycznych represji były bardzo wyraziste, przepełnione makabrycznymi opisami ich tortur i śmierci. Nie łatwo było mi tego słuchać, jakkolwiek idea prawdy i pamięci jest dla mnie szlachetna, bo obnaża z okrucieństwa i zbrodni naród ludzki, domagając się sprawiedliwości dla pokrzywdzonych, którym siłą zabrano wolność, godność i życie. Należy piętnować barbarzyńskie czyny szaleńców uzurpujących sobie prawo do decydowania o życiu drugiego człowieka. Ten koncert dopominał się o pamięć narodową, realizując zarazem ideę wiecznej siły sztuki, o której pisał Czesław Miłosz

"Który skrzywdziłeś człowieka prostego(...)

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta(...)"

Zawsze szanowałam prawo ludzi do czczenia tego w co wierzą, do głoszenia tego co myślą, do bycia tym kim są, bez względu na kolor skóry, narodowość czy wyznanie, o ile jednak nie godzi to w takie samo prawo drugiego człowieka i nie krzywdzi nikogo ani psychicznie ani fizycznie. Brzydzę się przemocą, jak również z premedytacją unikam fanatycznych moralizatorów i polityki, bo są one nią przesycone (obleczone perfidnie w piękne i wzniosłe kłamstwa). Niestety koncert ten był dla mnie taką trochę manipulacją czynioną poprzez wielkie słowa Bóg, Honor, Ojczyzna. Jak się w te słowa wmyślać, przeczą dziś swej pierwotnej treści, bo stały się narzędziem polityki.  Zamiast krytyki podłości ludzkiej, jakiej owocem jest przemoc i wojna, znów słuchać musiałam, czego to od Polaka wymaga dziś Bóg, Honor i Ojczyzna. Tym razem "absolutna prawda" wypływała z tekstów Kołakowskiego. Mam wrażenie że jest w naszym narodzie pewne wewnętrzne skrępowanie, które polega na tym że nie myśli się o wolności wewnętrznej, o niepodległości jednostki, a tylko o ideach wspólnoty, mas. A takie postrzeganie wolności, prędzej czy później przeciwko wolności się obraca. Dlaczego? A dlatego, że taka niepodległość nie ma moim zdaniem nic wspólnego z prawdziwą niepodległością, co więcej opiera się ona na zasadzie autorytetów, a przecież nie ma wolności bez samoświadomości, nawet za cenę błędów. Przecież te autorytety które mówią mi dziś co jest szlachetne, a co jest obrzydliwe, co jest dobre a co złe... nie przeżyją za mnie życia i nie będą za mnie Polakiem, nie doświadczą też za mnie ani dobra ani piękna ani Boga ani okrucieństwa. To wewnętrzna spójność (osiągana poprzez myślenie, które czyni nas prawdziwie ludźmi a nie marionetkami, w rękach polityków i fanatyków), jest istotą wolności. Mamy dziś naród niepodległy, a przecież równocześnie tak bardzo zniewolony wewnętrznie. A miast wojny z najeźdźcą, skutecznie prowadzimy małe i większe wojny domowe. Dlaczego? Bo tego wymaga od nas dziś Bóg, Honor i Ojczyzna?

Nie chciałabym, żeby ktoś zrozumiał mnie źle. Ja nie jestem przeciwnikiem upamiętniania bohaterów narodowych, ani też świętowania we wspólnotach ważnych dla danej wspólnoty wartości. Ja tylko boję się tłumu, który bezmyślnie ufa w hasła (pozbawione treści) sugerujące model zachowań dla wszystkich Polaków, wszak "jedna to rodzina". Rodzina która skora jest do szlachetnego pobicia kogokolwiek kto do rodziny tej nie należy, albo któremu model takiej a nie innej rodziny nie odpowiada. Prawdziwa i najcenniejsza jest dla mnie niepodległość każdego człowieka z osobna do bycia tym kim jest, bez strachu o to że nie spełnia wymogów tego czy innego szaleńca, który narzuca model obywatelski. Bliskie są mi słowa Jacka Kaczmarskiego, który zauważył niebezpieczeństwo, płynące z chęci poczucia bezpieczeństwa w narodzie, za cenę własnej wolności (a na rzecz przekonań mas).

"On natchniony i młody był, ich nie policzyłby nikt
On im dodawał pieśnią sil, śpiewał, że blisko już świt
Świec tysiące palili mu, znad głów unosił się dym
Śpiewał, że czas, by runął mur, oni śpiewali wraz z nim

Wyrwij murom zęby krat
Zerwij kajdany, połam bat
A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat!

Wkrótce na pamięć znali pieśń i sama melodia bez słów
Niosła ze sobą starą treść, dreszcze na wskroś serc i dusz
Śpiewali wiec, klaskali w rytm, jak wystrzał poklask ich brzmiał
I ciążył łańcuch, zwlekał świt, on wciąż śpiewał i grał


(...)

Aż zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas
I z pieśnią, że już blisko świt, szli ulicami miast
Zwalali pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam!
Kto sam, ten nasz najgorszy wróg! A śpiewak także był sam

Patrzył na równy tłumów marsz
Milczał wsłuchany w kroków huk
A mury rosły, rosły, rosły
Łańcuch kołysał się u nóg...

Patrzy na równy tłumów marsz
Milczy wsłuchany w kroków huk
A mury rosną, rosną, rosną
Łańcuch kołysze się u nóg..."

Pozwolę sobie dołączyć komentarz Kaczmarskiego do "Murów", myślę że ten tekst doskonale obrazuje to co chciałam przekazać przez ten artykuł. Na pytanie o to czy nadal dostrzega "mury" w niepodległej już Polsce, artysta odpowiedział;

"No tak, oczywiście. W tamtej piosence jest przecież mowa o murach, które stoją między nami, między ludźmi. Ona jest tak samo aktualna dziś, jak i 20 lat temu. To piosenka o barierach, jakie nosimy w sobie."

Jeśli dziś ktoś zapyta mnie o patriotyzm, odpowiem tak, jestem patriotą, ale w zupełnie inny sposób niż wymagałby (być może) ode mnie tego Kołakowski. Mój patriotyzm odnosi się do odpowiedzialności za siebie. Nie ma to nic wspólnego z czynieniem z przeszłości - narodowej martyrologii, jaka pojawia się w tekstach Kołakowskiego;

"Oskarżeni o wierność i cnotę
Wędrujemy przez polską Golgotę
I niezłomną żywimy się wiarą
że z krwi naszej odrodzi się naród"

Podkreślam jeszcze raz, ten artykuł nie jest protestem przeciwko poszanowaniu tradycji, wiary, przekonań i pamięci narodowej, ale jest on przeciwko zbiorowemu postrzeganiu Polaków, jako tych, którzy muszą myśleć i czuć tak, jak nakazuje im dana tradycja, wiara, czy poglądy odgórnie ustalone za słuszne. Jestem bowiem daleka od stawiania sądów absolutnych. Bo kto dał komukolwiek prawo do kierowania kimkolwiek, i skąd bierze się paskudne przekonanie że to "dobrzy żołnierze biją żołnierzy złych"? Rozumiem, że w obliczu zagrożenia, słusznym jest podjęcie walki, szlachetnym jest oddanie życia za innych. Jestem i nie przestane być wdzięczna tamtym bohaterom, za to że żyję w wolnym kraju, jednak świadomie "nie walczę pod żadnym sztandarem" i nie mam zamiaru żyć tak jak wymaga tego ode mnie polityczny Bóg, ani fanatyzmem podzielona Ojczyzna. Moim patriotycznym przesłaniem są słowa Stanisława Staszewskiego, "że z tylu różnych dróg przez życie, każdy ma prawo wybrać źle". Nikt nie ma prawa kierować moim życiem, bo wolność jest mi cenna, nie po to za nią umierali, abym ja dobrowolnie pozwalała sobie ją zabrać, tym którym się wymyśliło że znają drogi dobre i stawiają drogowskazy, lecz nie idą nią pierwsi, acz uparcie każą wybierać tą właśnie drogę a nie inną. Takie postępowanie prowadzi do umysłowej, mentalnej i duchowej niewoli, a z tej trudno się wyzwolić (o ile jest to możliwe, odbywa się stopniowo i na pewno nie za sprawą wszystkowiedzącej, jedynej moralnej i prawdziwej "gadającej głowy"). O duchowym zniewoleniu pisał także Miłosz;

(...)

Tam, w tym pochodzie, w milczącym szeregu,
Patrz, to twój syn. Policzek przecięty,
Krwawi. On idzie, małpio uśmiechnięty,
Krzycz! W niewolnictwie szczęśliwy.

Rozumiesz. Jest taka cierpienia granica,
Za którą się uśmiech pogodny zaczyna,
I mija tak człowiek, i już zapomina,
O co miał walczyć i po co.

Jest takie olśnienie w bydlęcym spokoju,
Gdy patrzy na chmury i gwiazdy, i zorze,
Choć inni umarli, on umrzeć nie może
I wtedy powoli umiera.
(...)

("Walc")

Myślę, że prawdziwa niepodległość właśnie na tym polega, aby nie dać się prowadzić nikomu ("małpio uśmiechniętym" i w swym "niewolnictwie szczęśliwym"), ale iść w świadomości własnej wolności, nawet jeśli zagrożeniem będzie popełnienie błędów, czy obranie złego kursu. Gdyby nie takie przekonanie, czym różniłabym się od więźnia, który słucha rozkazów i stosuje się do zasad więziennych?

Danuta Ryba

 
 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny