Koncert był bardzo
emocjonujący (nie ze względu na
muzykę, bo twórczość Kołakowskiego
nie mieści się w granicach mojego
gustu muzycznego). Wspomnienia ofiar
komunistycznych represji były bardzo
wyraziste, przepełnione
makabrycznymi opisami ich tortur i
śmierci. Nie łatwo było mi tego
słuchać, jakkolwiek idea prawdy i
pamięci jest dla mnie szlachetna, bo
obnaża z okrucieństwa i zbrodni
naród ludzki, domagając się
sprawiedliwości dla pokrzywdzonych,
którym siłą zabrano wolność, godność
i życie. Należy piętnować
barbarzyńskie czyny szaleńców
uzurpujących sobie prawo do
decydowania o życiu drugiego
człowieka. Ten koncert dopominał się
o pamięć narodową, realizując
zarazem ideę wiecznej siły sztuki, o
której pisał Czesław Miłosz
"Który skrzywdziłeś
człowieka prostego(...)
Nie bądź bezpieczny.
Poeta pamięta(...)"
Zawsze szanowałam
prawo ludzi do czczenia tego w co
wierzą, do głoszenia tego co myślą,
do bycia tym kim są, bez względu na
kolor skóry, narodowość czy
wyznanie, o ile jednak nie godzi to
w takie samo prawo drugiego
człowieka i nie krzywdzi nikogo ani
psychicznie ani fizycznie. Brzydzę
się przemocą, jak również z
premedytacją unikam fanatycznych
moralizatorów i polityki, bo są one
nią przesycone (obleczone perfidnie
w piękne i wzniosłe kłamstwa).
Niestety koncert ten był dla mnie
taką trochę manipulacją czynioną
poprzez wielkie słowa Bóg, Honor,
Ojczyzna. Jak się w te słowa
wmyślać, przeczą dziś swej
pierwotnej treści, bo stały się
narzędziem polityki. Zamiast
krytyki podłości ludzkiej, jakiej
owocem jest przemoc i wojna, znów
słuchać musiałam, czego to od Polaka
wymaga dziś Bóg, Honor i Ojczyzna.
Tym razem "absolutna prawda"
wypływała z tekstów Kołakowskiego.
Mam wrażenie że jest w naszym
narodzie pewne wewnętrzne
skrępowanie, które polega na tym że
nie myśli się o wolności
wewnętrznej, o niepodległości
jednostki, a tylko o ideach
wspólnoty, mas. A takie postrzeganie
wolności, prędzej czy później
przeciwko wolności się obraca.
Dlaczego? A dlatego, że taka
niepodległość nie ma moim zdaniem
nic wspólnego z prawdziwą
niepodległością, co więcej opiera
się ona na zasadzie autorytetów, a
przecież nie ma wolności bez
samoświadomości, nawet za cenę
błędów. Przecież te autorytety które
mówią mi dziś co jest szlachetne, a
co jest obrzydliwe, co jest dobre a
co złe... nie przeżyją za mnie życia
i nie będą za mnie Polakiem, nie
doświadczą też za mnie ani dobra ani
piękna ani Boga ani okrucieństwa. To
wewnętrzna spójność (osiągana
poprzez myślenie, które czyni nas
prawdziwie ludźmi a nie
marionetkami, w rękach polityków i
fanatyków), jest istotą wolności.
Mamy dziś naród niepodległy, a
przecież równocześnie tak bardzo
zniewolony wewnętrznie. A miast
wojny z najeźdźcą, skutecznie
prowadzimy małe i większe wojny
domowe. Dlaczego? Bo tego wymaga od
nas dziś Bóg, Honor i Ojczyzna?
Nie chciałabym, żeby
ktoś zrozumiał mnie źle. Ja nie
jestem przeciwnikiem upamiętniania
bohaterów narodowych, ani też
świętowania we wspólnotach ważnych
dla danej wspólnoty wartości. Ja
tylko boję się tłumu, który
bezmyślnie ufa w hasła (pozbawione
treści) sugerujące model zachowań
dla wszystkich Polaków, wszak "jedna
to rodzina". Rodzina która skora
jest do szlachetnego pobicia
kogokolwiek kto do rodziny tej nie
należy, albo któremu model takiej a
nie innej rodziny nie odpowiada.
Prawdziwa i najcenniejsza jest dla
mnie niepodległość każdego człowieka
z osobna do bycia tym kim jest, bez
strachu o to że nie spełnia wymogów
tego czy innego szaleńca, który
narzuca model obywatelski. Bliskie
są mi słowa Jacka Kaczmarskiego,
który zauważył niebezpieczeństwo,
płynące z chęci poczucia
bezpieczeństwa w narodzie, za cenę
własnej wolności (a na rzecz
przekonań mas).
"On natchniony i
młody był, ich nie policzyłby nikt
On im dodawał pieśnią sil, śpiewał,
że blisko już świt
Świec tysiące palili mu, znad głów
unosił się dym
Śpiewał, że czas, by runął mur, oni
śpiewali wraz z nim
Wyrwij murom zęby krat
Zerwij kajdany, połam bat
A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat!
Wkrótce na pamięć znali pieśń i sama
melodia bez słów
Niosła ze sobą starą treść, dreszcze
na wskroś serc i dusz
Śpiewali wiec, klaskali w rytm, jak
wystrzał poklask ich brzmiał
I ciążył łańcuch, zwlekał świt, on
wciąż śpiewał i grał
(...)
Aż zobaczyli ilu ich,
poczuli siłę i czas
I z pieśnią, że już blisko świt,
szli ulicami miast
Zwalali pomniki i rwali bruk - Ten z
nami! Ten przeciw nam!
Kto sam, ten nasz najgorszy wróg! A
śpiewak także był sam
Patrzył na równy tłumów marsz
Milczał wsłuchany w kroków huk
A mury rosły, rosły, rosły
Łańcuch kołysał się u nóg...
Patrzy na równy tłumów marsz
Milczy wsłuchany w kroków huk
A mury rosną, rosną, rosną
Łańcuch kołysze się u nóg..."
Pozwolę sobie
dołączyć komentarz Kaczmarskiego do
"Murów", myślę że ten tekst
doskonale obrazuje to co chciałam
przekazać przez ten artykuł. Na
pytanie o to czy nadal dostrzega
"mury" w niepodległej już Polsce,
artysta odpowiedział;
"No tak, oczywiście.
W tamtej piosence jest przecież mowa
o murach, które stoją między nami,
między ludźmi. Ona jest tak samo
aktualna dziś, jak i 20 lat temu. To
piosenka o barierach, jakie nosimy w
sobie."
Jeśli dziś ktoś
zapyta mnie o patriotyzm, odpowiem
tak, jestem patriotą, ale w zupełnie
inny sposób niż wymagałby (być może)
ode mnie tego Kołakowski. Mój
patriotyzm odnosi się do
odpowiedzialności za siebie. Nie ma
to nic wspólnego z czynieniem z
przeszłości - narodowej
martyrologii, jaka pojawia się w
tekstach Kołakowskiego;
"Oskarżeni o wierność
i cnotę
Wędrujemy przez polską Golgotę
I niezłomną żywimy się wiarą
że z krwi naszej odrodzi się naród"
Podkreślam jeszcze
raz, ten artykuł nie jest protestem
przeciwko poszanowaniu tradycji,
wiary, przekonań i pamięci
narodowej, ale jest on przeciwko
zbiorowemu postrzeganiu Polaków,
jako tych, którzy muszą myśleć i
czuć tak, jak nakazuje im dana
tradycja, wiara, czy poglądy
odgórnie ustalone za słuszne. Jestem
bowiem daleka od stawiania sądów
absolutnych. Bo kto dał komukolwiek
prawo do kierowania kimkolwiek, i
skąd bierze się paskudne przekonanie
że to "dobrzy żołnierze biją
żołnierzy złych"? Rozumiem, że w
obliczu zagrożenia, słusznym jest
podjęcie walki, szlachetnym jest
oddanie życia za innych. Jestem i
nie przestane być wdzięczna tamtym
bohaterom, za to że żyję w wolnym
kraju, jednak świadomie "nie walczę
pod żadnym sztandarem" i nie mam
zamiaru żyć tak jak wymaga tego ode
mnie polityczny Bóg, ani fanatyzmem
podzielona Ojczyzna. Moim
patriotycznym przesłaniem są słowa
Stanisława Staszewskiego, "że z tylu
różnych dróg przez życie, każdy ma
prawo wybrać źle". Nikt nie ma prawa
kierować moim życiem, bo wolność
jest mi cenna, nie po to za nią
umierali, abym ja dobrowolnie
pozwalała sobie ją zabrać, tym
którym się wymyśliło że znają drogi
dobre i stawiają drogowskazy, lecz
nie idą nią pierwsi, acz uparcie
każą wybierać tą właśnie drogę a nie
inną. Takie postępowanie prowadzi do
umysłowej, mentalnej i duchowej
niewoli, a z tej trudno się wyzwolić
(o ile jest to możliwe, odbywa się
stopniowo i na pewno nie za sprawą
wszystkowiedzącej, jedynej moralnej
i prawdziwej "gadającej głowy"). O
duchowym zniewoleniu pisał także
Miłosz;
(...)
Tam, w tym pochodzie,
w milczącym szeregu,
Patrz, to twój syn. Policzek
przecięty,
Krwawi. On idzie, małpio
uśmiechnięty,
Krzycz! W niewolnictwie szczęśliwy.
Rozumiesz. Jest taka cierpienia
granica,
Za którą się uśmiech pogodny
zaczyna,
I mija tak człowiek, i już zapomina,
O co miał walczyć i po co.
Jest takie olśnienie w bydlęcym
spokoju,
Gdy patrzy na chmury i gwiazdy, i
zorze,
Choć inni umarli, on umrzeć nie może
I wtedy powoli umiera.
(...)
("Walc")
Myślę, że prawdziwa
niepodległość właśnie na tym polega,
aby nie dać się prowadzić nikomu
("małpio uśmiechniętym" i w swym
"niewolnictwie szczęśliwym"), ale
iść w świadomości własnej wolności,
nawet jeśli zagrożeniem będzie
popełnienie błędów, czy obranie
złego kursu. Gdyby nie takie
przekonanie, czym różniłabym się od
więźnia, który słucha rozkazów i
stosuje się do zasad więziennych?
Danuta Ryba
|