Tenże
Spicymir, wyjednawszy już u
króla wszelkie konieczne
zgody i przywileje, a tym
samym stając się
założycielem Tarnowa, nie
osiadł na laurach. Miasto
powstało przecież ze wsi i
daleka jeszcze była droga do
tego, aby stać się grodem
nie tylko z nazwy. Jedną z
istotnych czynności było
przygotowanie terenów pod
osadnictwo. Pamiętajmy, że w
czasach współczesnych
Spicymirowi Tarnów był
niemalże zagubioną pośród
borów osadą. Puszcze i bory
były zaś dobre głównie do
polowania i zbieractwa.
Osadnictwo z kolei opierało
się na rolnictwie. Z rozkazu
Spicymira poczęto więc
karczować lasy przyległe do
tarnowskich włości. W ten to
sposób mógł powstać zaczątek
przyszłej wsi. Pewnym jest,
że istniała ona już w XVI
wieku.
Wieś przeszła
przez ręce członków
najznamienitszych polskich
rodów, począwszy od
Tarnowskich poprzez
Ostrogskich, Zamoyskich,
Tarłów i w końcu Potockich.
Ci ostatni wystawili dla
siebie (XVIII w.) drewniany
dwór. Dom ten poszedł w
niepamięć za przyczyną
epidemii cholery, która
nawiedziła Łęg i w wyniku
której spalono dwór w obawie
przed utrzymaniem się
choroby. Majątek przeszedł
już wówczas w ręce rodziny
Dobrzańskich, a w pół wieku
później przejął go Józef
Męciński, propagator
utworzenia linii kolejowej
Tarnów- Szczucin, budowniczy
istniejącego do dzisiaj
pałacu. Męciński, wszedłszy
w posiadanie Partynia za
sprawą małżeństwa z Heleną
Dobrzańską, zlecił wykonanie
projektu nowego pałacu
znanemu architektowi
krakowskiemu przełomu XIX i
XX wieku, Sławomirowi
Odrzywolskiemu. Śmiałą
koncepcję wcielił w życie
tarnowski budowniczy Adolf
Stapf.
W regionie
tarnowskim ze świecą szukać
takiego projektu. Bardzo
trafnie określił go Andrzej
Krupiński, wybitny znawca
historii architektury, że do
złudzenia może
przypominać…toskańską willę.
I kto wie – być może projekt
pałacu w Partyniu
zainspirowała jakaś włoska
sadyba? Fachowo zaś
nazywając ów styl
neorenesansowym, sięgnijmy
do fragmentu opisu pałacu,
pióra wyżej wspomnianego A.
Krupińskiego: „Jego główną
ozdobę stanowi poprzedzający
główne wejście trójarkadowy
portyk o dwóch kamiennych
kolumnach doryckich i
znajdującą się nad nim
galerią oraz wychodzący na
ogród obszerny taras”.
Pałac, mimo swego
niecodziennego wyglądu,
musiał spełniać wszelkie
funkcje należne
wielkopańskiej siedzibie.
Był więc reprezentacyjny hol
z klatką schodową, liczne
sale, w tym sypialnie,
salony, jadalnie, a wszystko
to ubrane w dzieła sztuki,
bibeloty, cenne meble.
Za sprawą
małżeństwa córki Męcińskiego,
Heleny, majątek przeszedł do
kolejnego rodu– Zborowskich,
i w tych rękach pozostał aż
do momentu przejęcia przez
Skarb Państwa. Szczęśliwie
pałac w Łęgu przetrwał trudy
wojen, a przede wszystkim
czasy PRL-u, zabójcze dla
większości tego typu
obiektów. Co więcej, nie
przetrwał jedynie jako
„wydmuszka”, a więc mury z
całkowicie wyprutym
wnętrzem. Zachowały się
choćby elementy drewniane
stolarki, schody w holu,
zdobione polichromiami
stropy, drzwi czy piece
kaflowe i stiuki. Jest to
jednak jedynie cień dawnej
świetności pałacu. Koniec
dziejów pałacu, takim jakim
był on w „świecie który na
zawsze przeminął”, tak jak
wiele innych dworów i
siedzib rodowych, wyznacza
data wprowadzenia dekretu „o
przeprowadzeniu reformy
rolnej”. Ostatni właściciel,
Aleksander Zborowski wraz z
rodziną, musiał opuścić swój
dom w styczniu1945 roku.
Dalsze koleje
losu pałacu są równie
typowe, jak wielu innych
obiektów przejętych przez
Skarb Państwa. Wielokrotnie
zmieniały się koncepcje
wykorzystania budynku oraz
właściciele. W pierwszym
etapie „upaństwowienia”
rozgrabiona została
większość wyposażenia. Od
1946 roku wprowadzały się
kolejno: szkoła, bank,
spółdzielnia, urząd gminy.
Już w latach 80. miał tu się
zainstalować ośrodek
wypoczynkowy dla partyjnych
notabli. Historia stanęła
jednak na przeszkodzie i tuż
przed zmianami ustrojowymi,
do pałacu wróciła szkoła,
która zajmuje budynek do
dziś.
Ągata Żak
(Gazeta Krakowska)
|