497

 

 

 
 
 
 

Właściwie to miałem o tym nie pisać. Chodzi o kolejną edycję szopki tarnowskiej, którą w tym roku przygotowali Tarnowscy Obywatele Kultury pod wodzą Krystyny Drozd i Jerzego Pala nazywając ją przekornie Shopką literacką.  Przedsięwzięcie udało się szczęśliwie zrealizować  w poniedziałek 11 lutego  w klubie studenckim „Przepraszam” m.in. dzięki naszemu portalowi. Sądząc po obecności na premierze shopki  licznych przedstawicieli lokalnych, głównie elektronicznych mediów, można było się spodziewać całej lawiny relacji z owego zdarzenia, boć chyba jednak nie wydarzenia.  Aliści mija właśnie kolejny tydzień a wokół obywatelskiej shopki  cisza medialna, jak makiem zasiał. W tej sytuacji postanowiłem wtrącić swoje pegazowe trzy grosze. Tym bardziej, że już sama jej tzw. warstwa literacka okazała się być mocno podejrzanej konduity. A  pieczętowanie tego zlepku różnych gatunków i fragmentów oraz cytatów i przeróbek (czytaj: podróbek) literackością, jest zwykłym nadużyciem. Stąd być może asekuracyjne określenie tego pseudo literackiego tworu shopką. Dodatkowo dziwi mnie fakt, że tak wytrawny aktor i kabareciarz jak Jurek Pal, od lat związany z kultowym krakowskim kabaretem „Jama Michalika”, firmuje to swoim nazwiskiem. Zawiodło go przysłowiowe mędrca szkiełko i oko, czy raczej zdrowy rozsądek Szwejka… A sama tegoroczna „Shopka literacka” Tarnowskich Obywateli Kultury to nie typowy kabaret, tylko raczej wodewil zagrany i wykonany(!)  na zasadzie „ratuj się kto, i jak może”. Zamiast zapowiadanego smakowitego satyrycznego podsumowania minionego roku w tarnowskiej kulturze zaserwowano zakalec w postaci akademii ku czci samych wykonawców. Czyżby dlatego zbojkotowała go publika i anonsowane lokalne „grube ryby” …?

Wiadomo, że szopka noworoczna to kabaret, satyra, prześmiewczy żart. To twór z natury obrazoburczy, szargający świętości (szczególnie te miejscowe: magistracko - biznesowe), targający po politycznych szczękach i z istoty swej anty salonowy. To wpisany w tę konwencję artystyczny nieład, organizacyjny bałagan i sceniczna improwizacja. Tyle, że ludzie teatru, a tych na shopkowej scenie nie brakowało, dobrze wiedzą o starej teatralnej zasadzie głoszącej, że każda sceniczna improwizacja winna być dokładnie przygotowana… Szopka musi być gorąca i prowokująca, aktualna i lokalna – nigdy letnia, nijaka i nudna… Zdecydowanie brakowało też wyrazistego wodzireja – konferansjera animującego i porządkującego ten sceniczny Armagedon. To co w tej materii zaprezentowali Krysia i Jurek to ledwie erzac tego, co powinno było się wydarzyć na studenckiej scenie. A pojawili się na niej w zdecydowanej większości prominentni ludzie tarnowskiej kultury, na co dzień postrzegani, jako kulturalny Dyrektoriat Tarnowa. I tak żeńską grupę aktorów stanowiły: Matylda Baczyńska (aktorka), Dorota Bernacka (artysta malarz), Krystyna Drozd (autorka tekstów i animatorka kultury), Marta Komorowska (dyrektor Pałacu Młodzieży), Wioletta Rękas (Galeria Miejska BWA), Ewa Stańczyk (dyrektor MBP) , Krystyna Szymańska (dyrektor Centrum Paderewskiego) , Anna  Śliwińska-Kukla (artysta malarz), Zofia Zoń (aktorka) oraz Aleksandra Zuba-Benn (artysta malarz). Natomiast męskie grono tworzyli: Rafał  Balawejder (dyrektor tarnowskiego teatru), Adam Bartosz (były dyrektor Muzeum Okręgowego), Andrzej Hebda (przedsiębiorca, radny miejski), Bogusław Kornaś, Jakub Kwaśny (radny), Jerzy Pal (aktor), Michał Poręba (artysta rzeźbiarz), Grzegorz Stokłosa, Andrzej Szpunar (obecny dyrektor Muzeum Okręgowego) i Marek Zięba (poeta, dziennikarz).

Ten dyrektorsko – aktorski gwiazdozbiór pokazał  różnorodny, co zupełnie zrozumiałe, wachlarz możliwości wokalnych i scenicznych. W powszechnej opinii  nielicznych widzów (absolutnie zawiódł marketing i promocja), niekwestionowaną gwiazdą wieczoru była dyrektor Centrum Paderewskiego i absolwentka wokalistyki bydgoskiej Akademii Muzycznej Krysia Szymańska, brawurowo produkująca się solo i w chórkach. W niczym nie ustępowała jej galerianaka z BWA Wioletka Rękas, dysponująca wyjątkową formą wokalną. Równie dobrze wokalnie dysponowane były tego wieczoru pozostałe nasze diwy. Za to na całej linii zawiedli panowie, tak ruchowo jak i wokalnie. Nie pomogły kostiumy i charakteryzacje, rekwizyty i „luzactwo”, którym próbowali zakryć oczywistą prawdę, że król jest nagi. Nawet jeśli wciela się w niego sam dyrektor teatru, któremu nie pomogła świetnie dobrana peruka z koroną. Podobne, jak młodopolska peleryna i cylinder żurnalisty Marka Z. absolutnie najsłabszego ogniwa tego shopkowego łańcucha. Całość zwieńczyły „gromkie” brawa „samych swoich” i nieco wymuszony bis… oraz szampan zaserwowany przez gospodarzy klubu „Przepraszam” Ewę i Ryszarda Korczyków. I tylko żal, że w finałowym rozgardiaszu „zapomniano” podziękować im za bezpłatne udostepnienie lokalu, sprzętu i garderób. Chociaż w ten sposób rekompensując im straty finansowe wynikające z konieczność zamknięcia lokalu na czas prób i samego spektaklu. Reszta jest milczeniem.

Ps. A zszarganej opinii Pegaza, który wiecznie się czepia i nie wiedzieć czego chce i tak nic już nie uratuje, więc niech tam…         

Ryszard Zaprzałka

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny