Piękna
Lucynda
-
jaka
będzie?
/
wywiad
z
Eweliną
Pietrowiak,
reżyserką
i
scenografką
spektaklu
-
Lucynda
udaje
tekst
niewspółczesny,
oparty
na
XVIII-wiecznym.
Czy
tarnowska
inscenizacja
będzie
współczesna?
Nie
będę
nic
uwspółcześniać.
Choć
wspólnie
z
autorką
kostiumów
będziemy
bawić
się
tą
epoką.
Także
projektując
scenografię
nie
zamierzam
jej
osadzać
w
realiach
sztuki,
czyli
1765
rok,
ale
poflirtować
z
formą.
Chcę
zrobić
spektakl
absolutnie
kostiumowy.
Nigdy
nie
robiłam
historycznej
sztuki
kostiumowej,
dlatego
cieszę
się
na
nią.
-
Tekst
jest
bardzo
prosty,
nie
ma
żadnych
dramatycznych
momentów.
Jakie
są
zatem
jego
zalety?
Jest
to
też
pastisz
francuskiej
komedii
salonowej,
takie
qui
pro
quo,
ktoś
za
kogoś,
gdzieś
się
ktoś
pomylił.
Myślę,
że
nie
o to
Hemarowi
chodziło,
żeby
napisać
utwór
z
drugim
dnem.
Jego
główną
zaletą
jest
bezpretensjonalność,
nie
musimy
się
psychologicznie
napinać.
Oczywiście
autor
mógł
napisać
sztukę
o
ciężkim
życiu
emigranta
w
Londynie
w
latach
60-tych,
ale
na
uczczenie
200-lecia
polskiego
teatru
wybrał
właśnie
taką.
Może
tego
mu
brakowało:
śpiewu,
polskiego
wiersza.
Nie
wiem.
Ja
wybrałam
dlatego,
że
sztuka
ma
niesamowity
wdzięk
i
może
bawić.
-
Wróćmy
jeszcze
do
scenografii.
Jaka
będzie?
Tak
jak
zwykle
u
mnie,
będzie
bardziej
architektoniczna
niż
malarska
i
bardziej
prosta
niż
skomplikowana.
Zważywszy
na
to,
jak
bardzo
będą
rozbudowane
kostiumy,
będzie
bardzo
prosta,
nawiązująca
do
stylu
klasycystycznego
w
Warszawie,
do
kamienic,
do
pierzei
ulic,
które
każdy
ma w
głowie.
Jednym
z
miejsc
akcji
będzie
m.in.
Park
Łazienkowski
zimą
(miejsce
spaceru
głównych
kochanków
–
red.)
-
Może
przynajmniej
kostiumy
będą
oparte
na
tej
epoce?
Na
pewno
nie
będą
to
cytaty
wprost.
Będą
wysokie
peruki,
krynoliny
i
jakby
charakter
XVIII-wiecznego
stroju,
pomieszane
z
elementami
współczesnymi.
Po
moich
rozmowach
z
autorką
kostiumów
myślę,
że
to
będzie
coś
bardzo
fajnego.
-
Brzmi
to
bardzo
imponująco,
bajecznie.
Mam
nadzieję.
Pierwszy
raz
w
życiu
chcę
zrobić
bezpretensjonalną
komedię,
czyli
coś,
czym
jest
ten
tekst
i ta
muzyka.
Nie
szukam
szóstego
dna
ani
psychologicznych
uwarunkowań
wszystkich
postaci.
Chcę
wydobyć
z
tekstu
dowcip
i
wdzięk.
-
Muzyka,
jakie
jest
jej
miejsce,
obok
scenografii
i
kostiumów?
Można
powiedzieć,
że
jest
to
komedia
muzyczna.
Właściwie
każda
postać
śpiewa,
główne
nawet
po
dwa,
trzy
numery.
Do
współpracy
zaprosiłam
tarnowskiego
aranżera,
Bartka
Szułakiewicza,
który
ma
pracować
z
aktorami.
Jestem
niezwykle
ciekawa
tego
doświadczenia,
jak
się
zmierzą
z
rolami
śpiewanymi.
Już
dawno
chciałam,
żeby
w
Tarnowie
było
muzyczne
przedstawienie.
-
Wynika
z
tego,
że
nie
ma
tu
miejsca
na
improwizację.
Wizja
postaci
jest
już
ustalona?
Zawsze
jest
miejsce
na
to,
czym
aktorzy
wypełnią
moją
wizję,
jaka
by
ona
nie
była
dokładna.
Tutaj,
zważywszy
na
oczywistość
tego
tekstu,
nie
będziemy
go
grać
wbrew,
ani
jakoś
na
smutno,
ani
według
jakiegoś
dziwnego
pomysłu.
Raczej
aktorzy
wszystkiego
się
domyślają.
Myślę,
że
praca
będzie
polegała
na
wydobyciu
dowcipu
i
puent,
na
pilnowaniu
rytmu
i na
bawieniu
się
postaciami.
- Na
trzymaniu
się
schematu…
Schematy
amanta,
amantki,
ciotki-swatki,
gdzieś
się
tam
cały
czas
powtarzają.
Już
po
pierwszych
próbach
widzę,
że
aktorzy
chętnie
w to
wchodzą
i że
bardzo
ich
ten
tekst
śmieszy.
-
Jeszcze
pytanie
o
prolog,
a
dokładnie
o
pojawiające
się
w
nim
Muzy.
Prolog
stanowi
jakby
odrębny
byt.
Tłumaczy
jednak
sens
powstania
tej
sztuki,
czyli
z
okazji
dwustulecia
istnienia
polskiego
teatru.
1765
rok
to
umowna
data
wystawienia
pierwszej
sztuki
po
polsku.
Wcześniej
na
dworach
grały
głównie
teatry
włoskie.
Jeśli
dobrze
pamiętam
„Natręci”,
na
postawie
których
powstała
„Lucynda”
byli
pierwszą
sztuką
wystawioną
po
polsku.
Ta
data
w
każdym
razie
jest
dość
symboliczna
i
prolog
Lucyndy
być
może
nie
do
końca
zrozumiały
dzisiaj.
Te
trzy
Muzy
śpiewają
o
tym,
jaka
była
historia
teatru
i
jak
to
dobrze,
że
on
właśnie
się
zaczyna
w
Polsce.
Zachowuję
ten
prolog,
bo
to
po
pierwsze
jest
ładna
rzecz
do
zaśpiewania,
a po
drugie
daje
jakąś
klamrę
całemu
spektaklowi.
Z
Eweliną
Pietrowiak,
reżyserką
i
scenografką
„Pięknej
Lucyndy”
rozmawiała
Anna
Łabuz
(miesięcznik
"Kulisy
Solskiego")
|