Pisanie muzyki do spektaklu jest dla mnie chwilą wytchnienia.

 

        Z cyklu znani i nieznani…

 

Z Adamem Pierończykim, jazzmanem, autorem muzyki do spektaklu „Szwejk” w Solskim rozmawia Mateusz Tolbat.

Tak się składa, że spotykamy się przy realizacji „Szwejka” na tarnowskiej scenie. Jak zareagowałeś na propozycję Adama Walnego, by napisać muzykę do tego spektaklu?

Pisanie muzyk i do teatru jest dla mnie odskocznią, chwilą wytchnienia pomiędzy ćwiczeniem, komponowaniem dla moich zespołów i wyjazdami w trasy koncertowe. Adam Walny wprowadza do spektaklu elementy teatru lalek, więc wydaje mi się, że będzie to niecodzienna wersja Szwejka.

Specyficzny, osadzony w swoistym klimacie świat Haszka. Sprawiał trudności czy raczej frajdę? Książki Haszka towarzyszą mi od dziecka, więc było to dla mnie miłe spotkanie po latach. Sam tekst i historia Szwejka są bardzo sugestywne i wszyscy dobrze znamy czechosłowackie adaptacje filmowe.

Ciężko jest się więc całkowicie oderwać od tej atmosfery i stworzyć tu absolutnie nowy wymiar muzyczny.

Pisałem na trąbkę, puzon i suzafon –skład, którego brzmienie w kontekście Szwejka jest jednoznaczne i od razu mocno określone. Mimo wszystko starałem się wpleść w nie jak najwięcej siebie i współczesności.

Twoją muzykę w tym spektaklu gra Leliwa Jazz Band. Ty jesteś z jazzu, oni są z jazzu to współpraca była jazzowa?

Współpraca była mało jazzowa, bo nie chciałem tu być kojarzony z jazzem. Nie ma tu też miejsca na improwizacje. Pisząc muzykę do teatru, nie chcę narzucać tekstowi świata muzycznego, którym żyję na co dzień, a raczej służyć atmosferze spektaklu, jednocześnie nie rezygnując z siebie. Podobnie było w ostatniej produkcji „Stalker” dla Teatru Wybrzeże, w której 90 procent muzyki było elektroniką a nie jazzem, czego większość odbiorców mogłaby się spodziewać.

Byłeś obywatelem świata, od kilku lat mieszkasz w Krakowie. Smog Ci służy?

 Mieszkając w Krakowie w dalszym ciągu czuję się obywatelem świata, ponieważ stąd nie pochodzę i w dalszym ciągu dużo podróżuję. A oprócz koszmarnego smogu jest to bardzo przyjemne Miasto i wraca się do niego po prostu chętnie.

Zdradzisz swoje popremierowe plany artystyczne?

Przygotowuję się obecnie do nagrania płyty wyłącznie na saksofonie sopranowym. Jest to spore wyzwanie, ponieważ nie chcę korzystać z żadnych „polepszaczy”, jakimi są podkłady elektroniczne, czy nakładanie na siebie kilku ścieżek. Bardzo mnie cieszy, że będzie to saksofonsopranowy „saute”, ponieważ mam do tego instrumentu szczególny stosunek. Premierowy koncert odbędzie się 8 czerwca w XVI-wiecznej cytadeli podczas 50.edycji legendarnego Festiwalu Jazz werk statt Peitz.

W Tarnowie bywałeś, masz tu fanów, czy można się spodziewać kolejnej wizyty? W Tarnowie pojawiam się z różnymi projektami od lat 90. I chętnie znów tu zawitam.

Mateusz Talbat  (Gazeta Krakowska)

 
 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny