tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny

 

nr 102

 
 

 

 
 
 
 
Kradli, a łupy ukrywali przy zwłokach adwokata
 

Brawurowa obława policyjna na tarnowskim cmentarzu zakończyła się sukcesem i wprost z grobowca "dziupli" doprowadziła do sądu groźną szajkę złodziei. Niejaki Frączek, Barwacz, Pytel i Krzemiński kradli niemal wszystko, co można było zamienić na pieniądze i ukrywali łupy w miejscu ostatecznego spoczynku. Rezydentem tej smutnej budowli był znany w Tarnowie adwokat, błogosławionej pamięci Goldhammer, który bardzo często bronił rodzimych łotrzyków przed wymiarem sprawiedliwości. Powodem do skierowania uwagi na cmentarz było zakończone śledztwo przeprowadzone przez samego komisarza policji, Freundla, które ujawniło wiele nieprawidłowości i przestępstwa dokonywane na tarnowskich nekropoliach przez pracowników komunalnych tychże cmentarzy. Sprawa była szokująca i zakończyła się zwolnieniem z pracy jednego robotnika.

 

Frączek i jego kamraci założyli złodziejską spółkę przy wódce i kradli dla podtrzymania tej tradycji, czyli głównie dla alkoholu.

Wszyscy mieli rodziny i nie mogąc znaleźć odpowiedniej "dziupli" do przechowywania łupów, skierowali swój wzrok w stronę cmentarza, gdzie upatrzyli sobie skrytkę przy zwłokach wzmiankowanego, adwokata Goldhammera.

W owym czasie na tarnowskich cmentarzach grasowały inne grupki bandyckie, zwane szakalami i najprawdopodobniej to od nich dotarł donos do policji. Szakale nie uznawali konkurencji i dlatego dni bandy Frączka zostały policzone.

Policja przyglądała się poczynaniom złodziei i czekała na odpowiedni moment, a taki pojawił się bardzo szybko. Po okradzeniu przez bandę składu skór Baserów, wywiadowcy zastawili pułapkę na sprawców i rozpoczęli stróżowanie na cmentarzu. Przez kilka nocy, nie bacząc na grozę miejsca, dzielni policjanci oczekiwali ukryci pomiędzy grobami na złodziei, nie przejmując się nocnymi ciemnościami i natłokiem spacerujących, jak to na cmentarzu bywa, duchów. Dla dodania animuszu, strach zapijali wódką.

Pierwszy przestępca pojawił się pomiędzy grobami około północy. Przemykał do "dziupli" pewny siebie, nie rozglądając się na boki i pogwizdując z cicha. Przyczajony wywiadowca bez wahania zapalił latarkę i w imieniu prawa zażądał by złodziej poddał się i grzecznie poszedł z nim na policję. Lekko przestraszony rzezimieszek popadł w desperację i szybko zbiegł, a wywiadowca potknąwszy się o grób upadł i boleśnie potłukł kolano. Pomimo odniesionych ran, policjant nie zrezygnował i postanowił wytrwać na posterunku do świtu.

Po kilku godzinach, wytrwałość i oczekiwania stróża prawa zwieńczyły dzieło. Pojawił się następny członek bandy. Nauczony przykrym doświadczeniem wywiadowca podszedł do ujęcia złodzieja bardziej ostrożnie. Zapalił latarkę, oddał strzał z rewolweru i zmusił przybysza do wyciągnięcia przed siebie rąk, po czym wytrenowanym ruchem zarzucił kajdanki. Ujęcie pozostałych przestępców nie nastręczyło już żadnych kłopotów.

Schwytany przestępca tłumaczył się, że przyszedł na cmentarz by podglądać figlujące ze sobą parki (sic!) i nie ma nic wspólnego z rzeczami znalezionymi przy katafalku adwokata Goldhammera, który niejednokrotnie bronił go przed sądem. Po kilku dniach skruszał i wydał swoich kamratów, kończąc tym samym działalność groźnej bandy.

Jerzy Reuter

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny