Frączek i jego
kamraci założyli złodziejską spółkę
przy wódce i kradli dla podtrzymania
tej tradycji, czyli głównie dla
alkoholu.
Wszyscy mieli rodziny
i nie mogąc znaleźć odpowiedniej
"dziupli" do przechowywania łupów,
skierowali swój wzrok w stronę
cmentarza, gdzie upatrzyli sobie
skrytkę przy zwłokach
wzmiankowanego, adwokata Goldhammera.
W owym czasie na
tarnowskich cmentarzach grasowały
inne grupki bandyckie, zwane
szakalami i najprawdopodobniej to od
nich dotarł donos do policji.
Szakale nie uznawali konkurencji i
dlatego dni bandy Frączka zostały
policzone.
Policja przyglądała
się poczynaniom złodziei i czekała
na odpowiedni moment, a taki pojawił
się bardzo szybko. Po okradzeniu
przez bandę składu skór Baserów,
wywiadowcy zastawili pułapkę na
sprawców i rozpoczęli stróżowanie na
cmentarzu. Przez kilka nocy, nie
bacząc na grozę miejsca, dzielni
policjanci oczekiwali ukryci
pomiędzy grobami na złodziei, nie
przejmując się nocnymi ciemnościami
i natłokiem spacerujących, jak to na
cmentarzu bywa, duchów. Dla dodania
animuszu, strach zapijali wódką.
Pierwszy przestępca
pojawił się pomiędzy grobami około
północy. Przemykał do "dziupli"
pewny siebie, nie rozglądając się na
boki i pogwizdując z cicha.
Przyczajony wywiadowca bez wahania
zapalił latarkę i w imieniu prawa
zażądał by złodziej poddał się i
grzecznie poszedł z nim na policję.
Lekko przestraszony rzezimieszek
popadł w desperację i szybko zbiegł,
a wywiadowca potknąwszy się o grób
upadł i boleśnie potłukł kolano.
Pomimo odniesionych ran, policjant
nie zrezygnował i postanowił wytrwać
na posterunku do świtu.
Po kilku godzinach,
wytrwałość i oczekiwania stróża
prawa zwieńczyły dzieło. Pojawił się
następny członek bandy. Nauczony
przykrym doświadczeniem wywiadowca
podszedł do ujęcia złodzieja
bardziej ostrożnie. Zapalił latarkę,
oddał strzał z rewolweru i zmusił
przybysza do wyciągnięcia przed
siebie rąk, po czym wytrenowanym
ruchem zarzucił kajdanki. Ujęcie
pozostałych przestępców nie
nastręczyło już żadnych kłopotów.
Schwytany przestępca
tłumaczył się, że przyszedł na
cmentarz by podglądać figlujące ze
sobą parki (sic!) i nie ma nic
wspólnego z rzeczami znalezionymi
przy katafalku adwokata Goldhammera,
który niejednokrotnie bronił go
przed sądem. Po kilku dniach
skruszał i wydał swoich kamratów,
kończąc tym samym działalność
groźnej bandy.
Jerzy Reuter
|