Widok żony i
ukochanego dziecka, leżących w
kałuży krwi, do końca życia
prześladował młodego pracownika
tarnowskich tramwajów Franciszka
Jaworskiego i przez wiele lat
napawał grozą uczciwych mieszkańców
Tarnowa.
Pobrali się kilka lat
przed tą tragedią, a owocem ich
związku była córka, którą oboje
kochali nad życie. Jaworski, jak sam
twierdził, był mężem dobrym i
starającym się ze wszelkich sił o
rodzinę, a każdy zarobek oddawał do
domu, nie przepijając ni grosza.
Żona Jaworskiego,
zdaniem tegoż, była kłótnicą i
awanturną kobietą co często
skutkowało scysjami i dochodziło
pomiędzy nimi do drobnych
rękoczynów, które nie powodowały
większych uszkodzeń ciała jego
połowicy, bo były czynione taktownie
i z należytym szacunkiem dla płci
pięknej.
 Sama zaś Jaworska,
wedle zeznań sąsiadów, była cichą i
posłuszną kobietą.
Opiekowała się
dzieckiem z widoczną troskliwością i
z bojaźnią odnosiła się do swego
ukochanego męża. Natomiast rodzina
Jaworskiego twierdziła, że jego
małżonka była bardzo agresywna i
często rzucała w męża ciężkimi
przedmiotami, za co dostawała od
męża cięgi wojskowym pasem i jak
stwierdziła jej teściowa - bardzo
słusznie.
Po kolejnej awanturze
Jaworski postanowił, że zostawi żonę
w osamotnieniu, a sam odejdzie
bezpowrotnie. Zamieszkał u swego
kolegi. A jednak ciągle tęsknił do
trzyletniej córki, odwiedzał
dziecko, planując zabranie małej do
siebie jak najdalej od porzuconej
żony. Feralnego dnia przyszedł do
małżonki z mocnym postanowieniem
rozwiązania problemu.
Sprawę postawił
stanowczo i zażądał oddania dziecka.
Jaworska zachowywała się w dziwny
sposób. Patrzyła w okno i
odpowiadała półgębkiem, co jeszcze
bardziej denerwowało jej męża, była
nadzwyczajnie spokojna i cicha.
Sprawę postawiła jasno.
Zaproponowała Jaworskiemu powrót do
domu i podjęcie próby pogodzenia się
z rodziną, wspólne życie i darowanie
sobie wzajemnie wszelkich grzechów.
Niestety, nie pomogły prośby i łzy.
Jaworski dał małżonce
godzinę na spakowanie dziecka i
wyszedł z mieszkania, udając się na
piwo do restauracji "Secesja". Tam
starał się przemyśleć dogłębnie
problem i podjąć jakieś kroki. Po
upływie kilkudziesięciu minut
powrócił i był, jak twierdził,
zdecydowany pozostać w domu z
rodziną. Jednak drzwi do mieszkania
były zabarykadowane na głucho i nikt
nie odpowiadał od wewnątrz.
Jaworski w przeczuciu
nieszczęścia zawołał sąsiadów i
wspólnie, przy pomocy siekiery
rozbili przeszkodę i weszli do
środka. Na kanapie w kałuży krwi
leżały dwa ciała. Widok był
przerażający. Okrwawiona Jaworska
trzymała w objęciach ciało córki,
której kuchennym nożem odcięła
głowę, a sama zaś dogorywała
śmiertelnie poraniona własną ręką.
Przybyli na miejsce policjanci i
lekarz, stwierdzili zgon oraz
zabezpieczyli miejsce domniemanej
zbrodni, które to stało się na wiele
lat postrachem dla kłócących się
małżonków.
Po dokładnym
śledztwie Jaworski wyszedł na
wolność i ślad po nim zaginął, a
sprawa krwawego finału małżeńskiej
kłótni z upływem czasu zamieniła się
w przysłowie, często rzucane przez
kobiety w stronę swoich niewiernych
i kłótliwych mężów.
/za S. Potępa "Z
życia półświatka"/ |