Andrzej Pasek nie
ukrywał zdziwienia, gdy do jego
drzwi zapukali policjanci i nakazali
mu zabrać z domu to, co jest
niezbędne do kilkudniowego
przebywania w areszcie. Po drodze
dziwił się co raz mocniej, aż w
końcu spróbował ucieczki. Bez
skutku. Po nałożeniu Paskowi
kajdanek, ten popadł nagle w dziwną
chorobę, objawiającą się drgawkami.
Policjanci byli zbyt doświadczeni,
by dać się nabrać na takie
przedstawienie, więc pomogli Paskowi
powstać i zaprowadzili na
posterunek.
W tym samym czasie
inni stróże prawa przeprowadzili w
domu aresztowanego gruntowną rewizję
i znaleźli ukryty pod szafą
rewolwer. Jak się okazało, Pasek
został oskarżony o to, że dwa dni
wcześniej zawitał na ulicę Klikowską
i oddał kilka strzałów w kierunku
okna nauczycielki Marii Stec. Na
szczęście Stecównej nie było w tym
czasie w pokoju i obeszło się bez
ofiar. Oskarżony początkowo udawał,
że niczego nie pojmuje, bo broń
owszem posiada, ale na ulicy
Klikowskiej nie strzelał w stronę
okna, lecz w powietrze i robił to
tylko dla wypróbowania rewolweru.
Policjanci dotarli
jednak do dozorczyni kamienicy, w
której mieszkała Stecówna i
dowiedzieli się całej prawdy.
Andrzej Pasek od
dłuższego czasu kręcił się przy
nauczycielce i starał się wejść w
jej łaski. Początkowo udało mu się
nawet zaprosić pannę na tańce, a
potem na wieczorny spacer. Powoli
samotna panna ulegała czarowi Steca
i w końcu uległa mu całkowicie,
wierząc, że młodzieniec bez wahania
poprosi ją o rękę, co z resztą
gorąco jej obiecywał.
W końcu szczęście
zakochanych zaczęło nabierać
realnych barw. Młodzieniec się
oświadczył, co udokumentował
srebrnym pierścionkiem i butelką
wina marki Tokaj.
Słodki smak
zaręczynowego wina bardzo szybko
zamienił się w gorycz zawodu, gdy
panna dowiedziała się, że jej
przyszły małżonek jest pomocnikiem
grabarza, a nie jak zapewniał
drogistą w Dębicy. Stecówna rzuciła
pod nogi narzeczonego srebrny
pierścionek i oświadczyła, że jako
nauczycielka nie będzie nigdy żoną
jakiegoś cmentarnego obwiesia, bo to
nie licuje z jej godnością.
Pasek odszedł jak
niepyszny, ale nie zrezygnował z
dalszych zalotów. Często przychodził
pod dom byłej narzeczonej i z
nadzieją spoglądał w jej okna.
Któregoś dnia okazało
się, że dziewczyna ma innego
fatyganta i prowadzi się z nim pod
rekę przez miasto. Stec postanowił
krwawo się zemścić, do czego miał
się przyczynić wspomniany rewolwer.
Był to stary grat pamiętający
jeszcze czasy wojny włoskiej, ale po
oczyszczeniu i drobnej reperacji
stał się groźną bronią w ręku
zdesperowanego i pogrążonego w
smutku szaleńca. Naboje zakupił u
nieznanego żołnierza z 57. pułku.
Feralnego dnia Stec
przyszedł już po zmierzchu pod dom
Stecównej i postanowił czekać, aż ta
pojawi się w oknie. Nie przewidział,
że było zimno i panna wolała
siedzieć w domu przy zamkniętym
oknie. W końcu pojawiła się na
chwilkę za szybą i to dało początek
palbie. Stec wypalił sześć razy, ale
jego umiejętności strzeleckie były
zbyt marne, więc zdołał tylko raz
trafić w szybę, którą rozbił na
drobne kawałki. Panna na odgłos
strzałów uciekła do dozorczyni,
która całą historię opowiedziała
policjantom.
(Za
"Pogoń - MBP, Tarnów)
|