Poetyckie tabletki

Jestem twórcą baniek mydlanych,
Które – podobno –
są ludziom równie niezbędne
jak chleb.

 

(Jan Rybowicz, Życiorys )
 

Nie bez powodu cytuję Jana Rybowicza. 25 lutego w Piwnicy Studenckiej Przepraszam odbył się drugi już wieczór poświęcony poezji. Spotkanie poprowadził ponownie Zbigniew Mirosławski, wprowadzając tym razem w szerszy krąg poetów związanych z Tarnowem. Wśród licznych odczytań z almanachu pt. "Dotknięci samotnością" moją szczególną uwagę zwrócił właśnie Rybowicz. Jego Tabletki ze słów były poniekąd odpowiedzią na pytanie o to, skąd tak wiele w poezji cierpienia, pesymizmu, powagi?

 

Kogo nie boli,

ten nie pisze wierszy,

bo po co?

Wiersze piszą ci,

których boli,

tak jakby mogły one

zmienić cokolwiek...

Wiersze piszą ci,

których zawiodły

wszystkie

przeciwbólowe

środki...

A więc wiersze

to dla nich

uśmierzające

tabletki ze słów.

Trudno powiedzieć,

co dokładnie boli poetę,

w którym miejscu?

Ból ten

jest podobny do bólu

nogi faceta,

któremu nogę

amputowano...

Pisanie wiersza,

to wysiłek poruszania

tą odciętą

nogą.

A i to pytanie o cierpienie w poezji zainspirowane było bardzo ciekawym (jak dla mnie) wierszem Joanny Wań;

* * *

Spaliłam swój dom-

Z ciekawości

Chciałam ujrzeć go w płomieniach

Chciałam cierpieć myśląc

O wspaniałych chwilach

Spędzonych w nim

 

Zbuntowałam się-

Z ciekawości

Chciałam ujrzeć swój bunt w innych ludziach

Chciałam myśleć

Wspominając lata wczesnej młodości

 

Zabiłam swój spokój-

Z głupoty

Chciałam nacieszyć się

Swoją dziecinną naiwnością

Chciałam pomarzyć o zaginionych czasach

 

Umarłam-

To moja wolność!

Chcąc nie chcąc

Powoli odchodziłam

By zniknąć.

Interpretacja tego wiersza nie musi być wcale tak oczywista, jaka (zdaje mi się) przeważała podczas dyskusji. Wiersz odebrany został jako samobójczy, mroczny akt poetycki świadczący o samodestrukcyjnych skłonnościach podmiotu lirycznego (co więcej utożsamionego z autorką).  Samo "palenie domu", "buntowanie się", "zabijanie swojego spokoju" a wkońcu "umieranie" nie jest przecież oczywistym popadaniem w samozatracenie. Podmiot liryczny doświadcza własnych granic, szuka inspiracji, przeszukuje pamięć i przedewszystkim jest ciekaw. Z ciekawości siebie rodzi się potrzeba eksperymentu. A tym eksperymentem jest (metaforycznie traktowane) poddanie się mrokowi i jasności zarazem (myślę że podświadomości)  co niekoniecznie musi mieć związek jedynie z samodestrukcją. Traktuję ten wiersz bardziej w kontekście egzystencjalnym, a niżeli jako opis przeżyć osoby owładniętej myślami samobójczymi. I nie jest to nowy pomysł na odczytanie. Wiele jest wierszy nacechowanych mrocznymi (z pozoru jedynie mrocznymi) wizjami, samobójczymi aktami i masochistycznymi praktykami, a niekoniecznie służy to ukazaniu emocji podmiotu, cierpiącego chorobę psychiczną. Nie zawsze nacechowanie (na pierwszy rzut oka) mrokiem, ma być odbiciem mroku, tak jak nie zawsze pozorna radość odzwierciedla pozytywne emocje. Tutaj widzę (być może nie słusznie) filozofię szukania (za sprawą prowokującej ciekawości). Poszukiwanie to odbywa się w wielu skomplikowanych płaszczyznach. Dokonywane "zniszczenia" (traktuje je jako metafory) odbywają się bardziej w warstwie emocjonalno metafizycznej aniżeli w rzeczywistości fizycznej. A celem nie jest chyba samobójstwo, a wręcz przeciwnie. Może być nim chęć doświadczenia siebie w pełni, zarówno poprzez cierpienie jak i radość, czego skutkiem ostatecznym będzie pokonanie barier, rozpoznanie własnej istoty poprzez dotarcie do podświadomych pragnień. To nie musi być wiersz o samobójstwie, to może być wiersz o ponownym narodzeniu (chodzi o aspekt filozoficzno metafizyczny).

Spotkanie było emocjonujące, choćby z tego względu, że z wieloma wypowiedziami nie mogę się zgodzić. Mocno zdziwiła mnie opinia Ryszarda Zaprzałki jakoby (uznany i ceniony przez krytyków gatunek) science fiction był podgatunkiem. To tak jakby powiedzieć że muzyka opierająca się na elektronice jest również podgatunkiem muzycznym, bo nie wykorzystuje tradycyjnych instrumentów i konwencji. Czym innym jest sprawa mojego gustu a czym innym sprowadzanie np. science fiction do podgatunku, tylko dlatego że nie mieści się on w moim guście. Uważam takie podejście za infaltylne, co więcej zabijające kreatywność - a ta przecież jest potrzebna sztuce. Wiele z przeczytanych wierszy nie wpłynęło na mnie w żaden sposób, bo zwyczajnie nie traktowały o problemach dla mnie istotnych, bądź posługiwały się formą dla mnie niezrozumiałą czy poprostu nieatrakcyjną, to jednak nie znaczy wcale że te utwory mogę zaliczyć do podgatunku. Owszem każdy ma prawo oceniać dane "wytwory" sztuki, jest to zupełnie normalne, bo sztuka obejmuje szeroki wachlarz estetyczny i każdy odbiera ją indywidualnie, zgodnie z własnymi preferencjami estetycznymi. Jednakże stwierdzenie typu "kubizm to podkierunek w dziedzinie malarstwa, bo nie opiera się na założeniach szkoły klasycznej" jest dla mnie absurdalne. 

Oceniam ten wieczór mimo wszystko za udany. Przede wszystkim spotkanie znów finalnie stało się sukcesem, bo zrealizowało swoją ideę którą podkreślił po raz kolejny Zbigniew Mirosławski; "Spotykamy się aby dać sobie nawzajem szansę na zauważenie". I tego wieczoru również ta szansa została wykorzystana. Swoją twórczością tym razem podzieliła się Bożena Kwiatkowska. Wiersz który nam zaprezentowała mieścił w sobie nie tylko fascynację słowem, ale także muzyką i malarstwem.

Danuta Ryba

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny