Święto Pojednania na Jamnej

Jamna to maleńka wioska, położona w głębokich lasach Ciężkowicko-Rożnowskiego Parku Krajobrazowego (woj. małopolskie), wśród jarów i parowów. Obecnie liczy około 90 mieszkańców (przed I wojną światową było ich ponad 300), których domostwa porozrzucane są na terenie ponad 16 km kwadratowych.  Jamna to także miejsce nasycone historią, pamiętające pacyfikację wsi we wrześniu ‘44 roku i bitwę stoczoną tu przez Armię Krajową. Jamna to także góra (530 m n.p.m.), której rozległy masyw, w trzech czwartych zalesiony, jest ozdobą Parku Krajobrazowego. W okolicach Jamnej znajduje się również kilkadziesiąt cmentarzy z czasów I wojny światowej. Spoczywają tu obok siebie młodzi ludzie różnych narodowości i wyznań. – Jamna to miejsce szczególne na ziemi tarnowskiej, szczególnie doświadczone w czasie II wojny światowej, dlatego wybraliśmy je na organizację Święta Pojednania – mówił starosta tarnowski.

 

W tych to właśnie rejonach działał od lipca do listopada 1944 roku 1 batalion partyzancki 16 pp. Armii Krajowej pod dowództwem kpt. Eugeniusza Antoniego Borowskiego „Leliwy” – batalion „Barbara”. Kapitan „Leliwa” organizował wypady i zasadzki leśne na oddziały Wehrmachtu i policji, celem zdobycia uzbrojenia. Partyzanci „Barbary” stali się tak dokuczliwi, że wojskom niemieckim nakazano zlikwidować problem. Do walki skierowano słynną dziś dywizję SS-Galizien.

Niemcy wielokrotnie próbowali otoczyć partyzantów w lasach i zniszczyć ich, ale bez powodzenia. 12 września 1944 roku dwa bataliony 14 dywizji SS-Galicja otoczyły batalion „Barbara” na pobliskiej Suchej Górze, zaciskając pierścień, pchały ich coraz wyżej. Strategiczne położenie miało wzgórze 530, stanowiące jedyną drogę odwrotu. Dowódca 1 kompanii, „Mimoza” (Józef Rusecki) – otrzymał pod groźbą kary śmierci rozkaz utrzymania wzgórza do zapadnięcia zmroku. Pomimo prawie dziesięciokrotnej przewagi Niemców żołnierzom „Barbary” udało się wyjść zwycięsko z tej zasadzki, nie ponosząc większych strat, przebijając się szturmem przez niemiecki pierścień okrążający.

Po tej walce batalion „Barbara” zatrzymał się w Jamnej. Dowództwo zakwaterowało się w budynku wiejskiej szkoły, położonej na wzgórzu, skąd dobrze widać było okolice. Wieś na ten czas zmieniła się w obozowisko pełne partyzantów (około 600) i koni.

25 września 1944 roku, tuż przed świtem, oddziały 14 dywizji SS-Galicja otoczyły obozowisko partyzanckie w Jamnej. Partyzanci obserwowali ruchy wojsk niemieckich i aby uniknąć otwartej walki z przeważającymi siłami niemieckimi, wycofali się na sąsiednie zalesione wzgórza, stwarzające dogodniejsze warunki do obrony. Po zaciętej i morderczej walce, partyzantom udało się znaleźć lukę w nieprzyjacielskim pierścieniu. Wyprowadzono prawie pół tysiąca ludzi między dwoma posterunkami esesmańskich karabinów maszynowych. Rano hitlerowski kocioł okazał się pusty, a na pobojowisku było ponad 100 zabitych i rannych esesmanów. Bolesne i dotkliwe były również straty partyzantów, ale niewspółmiernie mniejsze. Mimo znacznej dysproporcji sił, partyzanci wyszli z groźnego okrążenia, odnosząc zdecydowane zwycięstwo i zachowując nadal siły oraz wolę walki z niemieckim najeźdźcą.

W czasie tych walk hitlerowcy za pomoc partyzantom spacyfikowali liczącą wówczas około 200 mieszkańców Jamną. Cała wieś płonęła przez noc z 25 na 26 września. Zginęło w tym czasie 57 osób.

Niemcy przyszli do Marii Potokowej – opowiada Stanisław Potok. – W piwnicy jej domu ukrywało się kilkanaście osób. Maria wyszła do nich z dzieckiem na ręku, drugim u boku i z obrazem Matki Bożej. Pytali ją, gdzie ukrywają się partyzanci. Powiedziała, że ich nie widziała, więc Niemcy odeszli. A wtedy w piwnicy u Potoka ze dwudziestu ludzi siedziało. W chwilę później Niemcy usłyszeli strzały partyzantów. Wrócili i jak przyszli i zobaczyli, to zaraz zaczęli krzyczeć: „Wychodzić! Wychodzić!”. Pierwsza wyszło Potokowa z rocznym synkiem na ręku. Położyli ją zaraz na progu, serią z automatu. tak samo Marię Stanuch, która też wyszła z małym dzieckiem. Dwaj chłopcy od Potoka myśleli, że uda im się przeskoczyć do lasu; nie przebiegli nawet dziesięciu metrów…

Po wojnie Jamna pustoszała. W latach 60. całą wieś chciano przesiedlić, a teren zalesić. Dopiero w 1967 roku postawiono pomnik ku pamięci poległych. Do początku lat 90. Jamna umierała – bez planów na przyszłość, bez perspektyw, bez nadziei... Ludzie nie wiedzieli, co będzie dalej. Nie wolno było mówić o Jamnej, bo zakazano wspominać o Armii Krajowej. Wieś, opanowana przez władzę ludową, nigdy się z upadku nie otrząsnęła.

Nowe zaczęło się wiosną 1993 roku, kiedy to na Jamnej zadomowili się dominikanie z Duszpasterstwa Akademickiego w Poznaniu. Wtedy miejscowi podarowali ojcu Janowi Górze – górę... Budynek dawnej szkoły dał początek akademickiej „Szkole Wiary”.

Blisko 50 lat po tamtych tragicznych wydarzeniach 1944 roku poznańska malarka, Małgorzata Sokołowska, ku pamięci zamordowanych, zwłaszcza owych kobiet i dzieci, namalowała  ikonę Matki Bożej Jamneńskiej – Matki Dobrej Nadziei. 3 czerwca 1998 na Placu św. Piotra Ojciec Święty osobiście koronował ten obraz.

3 maja 2001 roku nastąpiła konsekracja Kościoła pod wezwaniem Matki Bożej Jamneńskiej – Matki Niezawodnej Nadziei, której to uroczystości przewodniczył prymas Polski, kardynał Józef Glemp.

Tradycyjnie już 15 sierpnia, w dzień Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, organizowane jest tutaj Święto Pojednania. 15 sierpnia ma bowiem podwójne, w przypadku naszego narodu, znaczenie. Po pierwsze – to wielkie święto kościelne, po drugie – dzień, w którym wojsko polskie pokonało w bitwie pod Warszawą czerwonoarmistów. Od ponad 10 lat do Jamnej z okazji Święta Pojednania zjeżdżają ludzie z całego kraju. Tradycyjnie kombatanci, samorządowcy, młodzież i ojcowie dominikanie modlą się w intencji ojczyzny.

Nie inaczej było i w tym roku.

Tegoroczny Odpust Jamneński rozpoczął się we środę o godz. 15 koronką do Miłosierdzia Bożego, po której rozpoczęło się kilkugodzinne misterium Radosnego Pogrzebu Matki Boskiej. Jamna jest jednym z czterech miejsc w Polsce (Kalwaria Pacławska, Kalwaria Zebrzydowska, Borek Stary, Jamna), gdzie wśród wzgórz i lasów (trasa liczy ponad kilometr) wędruje barwny  orszak z  naturalnych rozmiarów, ruchomą figurą Matki Bożej, za którą niesiony jest 100-metrowy welon usłany kwiatami.

Sam „pogrzeb” jest radosny, roztańczony i rozśpiewany. Jego finałem jest złożenie na szczycie  jamneńskiej góry w kamiennej piwniczce, jakich dawniej pełno było po wsiach,  niesionej na zmianę przez cztery osoby figury Maryi. Bywam tam od lat i zawsze uczestniczy w  tym plenerowym misterium po kilkaset osób przybyłych z całej Polski. Zaś po wieczornej mszy św. odbyło się interesujące spotkanie z Janem Grzegorczykiem, redaktorem ostatnich książek Romana Brandstaettera. To właśnie temu  wybitnemu, wywodzącemu się z  Tarnowa  pisarzowi i poecie, który w Jamnej ma m.in. swój pokój, było ono poświęcone.

Natomiast czwartkowe obchody Święta Pojednania rozpoczęły się o godz. 10.15 na placu przykościelnym, obok pomnika upamiętniającego poległych partyzantów i mieszkańców Jamnej. W tej podniosłej, patriotycznej uroczystości wzięli udział wysocy przedstawiciele władz województwa małopolskiego, m.in. wicemarszałek R. Ciepiela, wicestarosta tarnowski  Z. Banach, burmistrz Gminy i Miasta Zakliczyn J. Soska oraz  z-ca prezydenta miasta Tarnowa K. Latałowa. Byli posłowie na Sejm RP: U. Augustyn i M. Wojtkiewicz, przedstawiciele wojska i policji oraz orkiestra. Nie zabrakło także gospodarzy miejsca, czyli ojców dominikanów z rektorem jamneńskiego kościoła, o. A. Chlewickim,  i duszpasterzem ruchu lednickiego, charyzmatycznym o. J. Górą na czele.

Aliści najważniejsi byli tego dnia weterani, a wśród nich jeden z ostatnich żyjących żołnierzy batalionu „Barbara”, pułkownik Jerzy Pertkiewicz – „Drzazga”. Po oficjalnych wystąpieniach, odegraniu hymnów i złożeniu wieńców pod pomnikiem ku czci poległych, odprawiono na leżącej po drugiej stronie kościoła łące uroczystą Mszę św., podczas której homilię wygłosił niemiecki  ksiądz Manfred Deselaers, od 22 lat mieszkający w Oświęcimiu, niestrudzony orędownik  pojednania polsko-niemieckiego. – Zaprosiłem go umyślnie do Jamnej, aby wspólnie modlił się z nami i przeprosił ludzi za zło, które wyrządzili tu hitlerowcy. To pojednanie między narodami jest potrzebne, bo choć od wojny minęło już 70 lat, to miejscowi wciąż mówią zjadliwie o pobycie Niemców na Jamnej – tłumaczy o. Góra.

A po Mszy św. niezmordowany ojciec Jan zaprosił ponad tysięczny tłum odpustowych gości na prawdziwy festyn do położonego nieopodal duszpasterskiego matecznika. Grały i śpiewały tarnowskie „Kumotry”, był kiermasz książek i pamiątek jamneńsko-lednickich. Ale przede wszystkim odtańczony został obowiązkowy po każdym odpuście polonez na kilkaset par. W takt muzyki z „Pana Tadeusza” Andrzeja Wajdy w tan ruszyli młodzi i starzy, tworząc niepowtarzalny wielopokoleniowy, kilkaset par liczący korowód taneczny pod wodzą wytrawnych wodzirejów lednickich. Oni także animowali integracyjne gry i zabawy dla dzieci i młodzieży.  Współorganizujący Święto Pojednania powiat tarnowski częstował  gości darmową „grochówką od starosty”, były grille i rożna, napoje i lody.  Zaś późnym popołudniem miało miejsce wieńczące jamneński odpust plenerowe misterium Wniebowzięcia Matki Bożej przygotowane przez poznańskich artystów.

Do Ośrodka Duszpasterstwa Akademickiego ojców dominikanów przybyli w tym roku  pielgrzymi m.in. z Wrocławia, Krakowa, Bydgoszczy, Warszawy i Poznania. Byli nawet Murzyni…

Na zaimprowizowanej konferencji prasowej twórca Ruchu Lednickiego podkreślał, że to właśnie na Jamnej przygotowywany jest program corocznych spotkań z młodzieżą w Lednicy. – Jamna ma być miejscem pamięci o przeszłości, ale także miejscem nadziei i przyszłości. Miejscem formowania i kształcenia. Inwestycja w młodego człowieka to największy walor Jamnej – mówi ojciec Jan Góra. – Chcemy dać młodzieży trochę ciepła, inwestujemy w ich rozwój i zapraszamy wszystkich, którzy chcą być blisko. I dodaje: – Teraz chcemy pójść krok dalej. Już dziś mogę oficjalnie ogłosić, że Jamna będzie swoistym poligonem przed Światowymi Dniami Młodzieży w 2016 roku w Krakowie. Tu będziemy uczyć się aprowizacji, ćwiczyć kwestie organizacyjnie i logistyczne oraz, co najistotniejsze, przygotowywać się ideowo do tego wydarzenia.

Tekst i zdjęcia: Ryszard Zaprzałka (także w tygodniku Miasto i ludzie)

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny