Michal Legierski - zdjęcie roku

 

Damian Kramski - ludzie

 

Bartosz Wrześniowski - życie codzienne

 

W. Grzędziński - Wydarzenia

 

T. Adamowicz - Środowisko

 

K. Jonderko - Ludzie

 

A.Rayss - Środowisko

 

J. Szymczuk - Życie codzienne

 

Press Foto 2013

Tarnowskie Centrum Kultury i miesięcznik „Press” zapraszają na wystawę polskiej fotografii prasowej Grand Press Photo 2013, czyli najlepszych zdjęć prasowych minionego roku, powstałych dokładnie pomiędzy 1 kwietnia 2012 roku a 31 marca 2013 roku. Wernisaż wystawy odbył się 30 października - 81 zdjęć na 30 planszach można oglądać w Galerii TCK do 23 listopada. Miesięcznik „Press” już po raz dziewiąty zorganizował Ogólnopolski Konkurs Fotografii Prasowej Grand Press Photo. To największy środowiskowy konkurs dla zawodowych fotoreporterów pracujących w redakcjach prasowych, agencjach fotograficznych oraz freelancerów, których miesięcznik „Press”  nagradza za kunszt i rzemiosło dziennikarstwa obrazu. Celem konkursu jest promowanie polskiej fotografii prasowej i podnoszenie jej jakości.

Na tegoroczny konkurs wpłynęło ok. 4,8 tys. zdjęć – spośród nich jury preselekcyjne nominowało do finału ponad 160 fotografii w 11 kategoriach - 15 fotoreportaży i 58 zdjęć pojedynczych. Zwycięzców w poszczególnych kategoriach oraz autora Zdjęcia Roku ogłoszono na uroczystej gali konkursu 10 maja w Warszawie.

Wcześniej obradowało jury preselekcyjne konkursu Grand Press Photo 2013 w składzie: Odd Andersen (AFP Berlin), Marek Grygiel (CSW Zamek Ujazdowski, „Gazeta Wyborcza”), Joanna Kinowska (Zachęta Narodowa Galeria Sztuki), Rafał Milach (Sputnik Photos) i Chris Niedenthal.

W każdej edycji przewodniczącym jury i osobą, do której należy decydujący głos przy wyborze nagrodzonych zdjęć, nagrody głównej – Zdjęcia Roku, jest ubiegłoroczny zwycięzca World Press Photo. W 2013 roku obradom jury przewodniczył Samuel Aranda, Hiszpan, zwycięzca konkursu World Press Photo w 2012 roku. To freelancer znany m.in. z „The New York Times”.

Tegoroczną edycję konkursu wygrało zdjęcie Michała Legierskiego (Agencja Fotograficzna Edytor) zrobione podczas pożaru kościoła w Orzeszu-Jaśkowicach. Mężczyzna wynosi krzyż z płonącego kościoła w Orzeszu-Jaśkowicach. Pożar wybuchł w nocy, gasiło go 30 sekcji straży pożarnej. Gdy tylko zauważono ogień, pod kościół zbiegło się wielu mieszkańców. Z kościoła wynoszono wszystko, co dało się uratować, rozebrano nawet częściowo organy, by je ocalić. Pomoc w odbudowaniu spalonej części świątyni zaoferowali wierni i okoliczne parafie. 14 stycznia 2013.

Nagrodę Nikona - mecenasa konkursu zdobył Krzysztof Wierzbowski (Forum Polska Agencja Fotografów) za zdjęcie pokazujące montaż konstrukcji stalowej najwyższego apartamentowca w Europie zaprojektowanego przez Daniela Libeskinda. W kategorii Fotokasty zwycięzcą okazał się Piotr Małecki z materiałem pt. „Jodie” (dla „Polityki”), pokazującym Warszawę oczami obcokrajowca.

Zdjęcie Michała Legierskiego wygrało również w kategorii "Wydarzenia". Oto zwycięzcy w pozostałych kategoriach:

W kategorii Życie codzienne zwyciężył Bartosz Wrześniowski. W niemieckim Düsseldorfie sfotografował pierwsze karmienie małego dziecka po skomplikowanej operacji.

W kategorii Ludzie wygrał Damian Kramski. W Pucku zrobił zdjęcie ks. Jana Kaczkowskiego, który od lat wspiera chorych na raka.

W kategorii Sport pierwsze miejsce uzyskał Kacper Kowalski z Panos Pictures za zdjęcie kolejki do wyciągu w ośrodku narciarskim Czarna Góra w Kotlinie Kłodzkiej.

W kategorii Środowisko pierwszą nagrodę otrzymał Tomasz Adamowicz z "Gazety Polskiej Codziennie". W Spale zrobił fotoreportaż, z którego pochodzi nagrodzone zdjęcie jelenia zastrzelonego podczas tradycyjnych obchodów Hubertusa Spalskiego.

W kategorii Portret Sesyjny wygrał Jacek Ura. W Krakowie zrobił portret niewidomego Piotra Ignaciaka z Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie.

Fotoreportaże: Afganistan, zaginieni, oczyszczanie ścieków...

Jury Grand Press Photo osobno oceniało też fotoreportaże.

W kategorii Wydarzenia I miejsce zdobył fotoreportaż Wojciecha Grzędzińskiego, przedstawiający żołnierzy V plutonu drugiej kompanii zgrupowania bojowego Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie.

W kategorii Życie codzienne wygrał Jakub Szymczuk z "Gościa Niedzielnego". Nagrodę zdobył za zdjęcia dokumentujące walkę żyjącej w Polsce Ukrainki o życie chorego dziecka.

W kategorii Ludzie zwyciężyła Karolina Jonderko z Napo Images. Jury najwyżej oceniło jej fotoreportaż o ludziach, których krewni zaginęli bez śladu.

W kategorii Środowisko I miejsce zdobyła Agnieszka Rayss (Sputnik Photos/Centrum Nauki Kopernik) za serię zdjęć dokumentujących sposób wykorzystywania wody z Wisły przez Warszawę - sfotografowała m.in. instalacje oczyszczalni ścieków Czajka i zobaczyła od wewnątrz warszawskie Filtry.

Nagrodę specjalną Nikona - mecenasa konkursu Grand Press Photo - zdobył Krzysztof Wierzbowski (Forum Polska Agencja Fotografów) za zdjęcie budowy wieżowca Złota 44

W konkursie Grand Press Photo startowały też fotokasty. I nagrodę w kategorii Fotokast zdobył Piotr Małecki (fotografował dla "Polityki") za zdjęcia Amerykanki Jodie Baltazar, która mieszka w egzotycznej dla niej Warszawie.

- Fotografia jest dla mnie jak polityka. Fotografuję to, z czym jestem związany emocjonalnie. Ale to też praca, jak stolarza - mówi portalowi Gazeta.pl laureat World Press Photo 2012 Samuel Aranda*, juror konkursu polskiej fotografii prasowej Grand Press Photo 2013.

Mówi wolno, z namysłem. Zapala się, gdy rozmowa schodzi na jego rodzinną Katalonię i Hiszpanię oraz Jemen, kraj, który dał mu najważniejszą fotograficzną nagrodę dziennikarską świata. Samuel Aranda wyróżnia się na tle gości warszawskiego Hiltona - jeansy, zwykła koszula, broda i wąsy nadają mu nieco niedbały, lecz swojski wygląd. Szybko zresztą przechodzi na "ty".

Z pewnością pomaga mu to w pracy. Aranda fotografuje głównie kraje Bliskiego Wschodu. Ze swoją ciemną karnacją i brodą wygląda prawie jak Arab, zna zresztą arabski, co pomaga mu zbliżyć się do ludzi. Jedno z takich zbliżeń - okrzyknięte "muzułmańską Pietą" zdjęcie kobiety w nikabie, tulącej młodego rannego mężczyznę - zostało zdjęciem roku World Press Photo 2012 r.

Michał Gostkiewicz, Gazeta.pl: Widziałeś już zdjęcia zgłoszone do tegorocznego konkursu Grand Press Photo?

Samuel Aranda: - Macie dobrych fotografów - zdjęcia miały znakomitą jakość. Świetnie wypadły portrety - niektóre były zdumiewające. Ale mieliście Euro 2012 - a dobrych zdjęć sportowych jest mało. Dużo jest za to interesujących fotografii z polskiej prowincji, zdjęć ludzi zmagających się z problemami.

Gdybyś dostał zlecenie na zrobienie zdjęć w Polsce, co chciałbyś zobaczyć w obiektywie?

- Właśnie prowincję - prawdziwe społeczeństwo kraju, w którym się jest. W mieście wszyscy ubierają się w tych samych sklepach.

Kiedy jedziesz robić zdjęcia, w pewien sposób poznajesz kraj, który odwiedzasz. Tym razem oceniasz zdjęcia z obcego kraju. Jaki obraz Polski na nich zobaczyłeś?

- Jak jedziesz pierwszy raz w nowe miejsce, zabierasz ze sobą stereotypy. No i ja sądziłem, że Warszawa będzie jednym z tych wielkich, głośnych miast pełnych spieszących się ludzi. A jest na odwrót - jest miło, cicho, ludzie są grzeczni. Wczoraj moi polscy znajomi wyciągnęli mnie na miasto. I ludzie się bawili, a nie hałasowali. Samochody nie trąbiły. Jest przyjemnie.

Zjeździłeś z aparatem cały basen Morza Śródziemnego i Bliski Wschód. Ale pierwszy projekt, który zrobiłeś po otrzymaniu nagrody World Press Photo, to powrót do domu. Fotografujesz kraje zwane ciągle przez wielu "Trzecim Światem,", a tu "Trzeci Świat" przyszedł do ciebie, do domu - miliony Hiszpanów nie mają pracy, setki tysięcy wyrzucono z domów.

- Kryzys dotknął moich przyjaciół - też stracili mieszkania. Więc kiedy po zdobyciu nagrody "New York Times" zaproponował mi kolejny materiał, powiedziałem, że chcę pokazać to, co się dzieje w moim kraju. I tak po 12 latach wróciłem do domu. Po publikacji hiszpański rząd skrytykował "NYT" za to, jak pokazał Hiszpanię. Nie ma nic lepszego w pracy dziennikarza niż to, gdy rząd jest wkurzony twoją robotą. To znaczy, że robisz coś ważnego.

Czułem się dziwnie w Hiszpanii w zeszłym roku. Widziałem bogatych, których stać było na drogie posiłki w modnych restauracjach, a kilka ulic dalej bezrobotnych imigrantów czekających na rogach ulic na pracę.

- Hiszpania to dziwny kraj. Media podają kolejne dane dotyczące bezrobocia (50 proc. młodych ludzi jest bez pracy), ale to nie do końca prawda. Dużo ludzi pracuje na czarnym rynku. Eksmisje to oczywiście tragedia. Ale w USA są miasteczka namiotów. Rozumiesz? Namiotów. Hiszpańskie rodziny są związane uczuciowo. Gdy młodzi potracili pracę, po prostu wrócili do rodziców. Jest źle, ale ludzie nie umierają z głodu.

Ty z kolei jedziesz do pracy w Jemenie, gdzie ludzie mają już dość i wychodzą na ulice. Podobne uczucie?

- Wspomniałeś o Trzecim Świecie. Powinniśmy się wiele od tego Trzeciego Świata nauczyć, bo mam wrażenie, że to my w wielu kwestiach jesteśmy "trzecim". Weźmy Afrykę: widzimy doniesienia z Mali o wojnie - a potem jedziesz do Mali i widzisz, że ludzie nie mają fajnych samochodów, ale są szczęśliwi i nie przejmują się aż tak bardzo pieniędzmi. Gdzie jest pierwszy, a gdzie trzeci świat? W Jemenie ludzie będą ci pomagać, od razu traktują cię jak przyjaciela. I robią wiele rzeczy bezinteresownie. To rzadkie w naszej kulturze. To mój ulubiony kraj na świecie.

 

Przez ostatni rok słyszałeś pewnie pytania o to zdjęcie tysiące razy, ale muszę je zadać. Wróciłeś do Jemenu, bo wyjaśniło się, kim byli kobieta i mężczyzna z twojej nagrodzonej fotografii - młody student medycyny Zayed Al-Qaws i jego matka Fatima. Okazało się też, że twoja fotografia zrobiła wiele dobrego w ich życiu.

- To jest dokładnie to - kto tu jest pierwszym, kto trzecim światem. Gdybym zrobił to zdjęcie w Hiszpanii, byłyby problemy, być może nawet ludzie zapytaliby o pieniądze, a w Jemenie - wiedziałem, że tak nie będzie. Kiedy ogłoszono wyniki World Press Photo, jakieś dwie godziny później dostałem telefon: "Cześć, chcielibyśmy cię poznać, przyjedź do Jemenu". Poleciałem, spotkanie było wspaniałe. Gadasz pięć godzin i śmiejesz się, a obok ciebie śmieje się kobieta w nikabie.

Przeglądając twoje zdjęcia, szukałem w nich wspólnego mianownika. Koncentrujesz się na ludziach, którzy albo nie mają nic do stracenia, albo właśnie wszystko stracili. I stawiają wszystko na jedną kartę w chwili, gdy naciskasz spust migawki.

- Fotografia jest dla mnie formą aktywizmu politycznego. Pochodzę z dość biednej rodziny spod Barcelony, moi rodzice są imigrantami z południa Hiszpanii, z Andaluzji. Mój ojciec był zaangażowany politycznie po lewej stronie. Ja sam, kiedy miałem 14 lat, malowałem antyrządowe graffiti. Ale przekonałem się, że fotografowanie tego, co się dzieje w moim sąsiedztwie, robi więcej dla tego sąsiedztwa niż np. rzucanie w policję kamieniami.

 Lubię jeździć po świecie dokumentować to, z czym czuję się związany emocjonalnie. Np. nie chcę fotografować islamistów w Mali - nie mają mi nic do zaoferowania. Obserwujemy, jak pokojowy proces - bo jako takim zaczęła się arabska Wiosna - tonie we krwi. Najpierw w Libii, potem w Syrii.

- Historia pokazuje, że jeśli chcesz coś zmienić, musisz czasem uciec się do przemocy. Nie uważam, że przemoc to dobra droga, ale tak po prostu jest. Bez przemocy w RPA nie byłoby końca apartheidu.

 W krajach arabskich nic się nie zmieni w pół roku. To, że islamiści teraz triumfują, nie jest niczym dziwnym - budowali szpitale, szkoły, opiekowali się ludźmi. Być może za kilka lat ludzie stwierdzą, że to, co im islamiści zaoferowali, to jednak nie to, czego chcieli. Ale to nie my powinniśmy im mówić, co i jak powinni zmienić.

Byłeś przez lata freelancerem. Greg Marinovich [fotograf, laureat nagrody Pulitzera - M.G.] mówił mi, że to nie takie łatwe. Co powiesz polskim fotografom na warsztatach w Warszawie?

- Ja lubię być freelancerem. Robię zdjęcia, jeżdżę po świecie, nie mam szefa, któremu muszę co chwila raportować, co robię. Będę chciał przekazać, jak się zorganizować, żeby zarabiać fotografią na życie. Praca fotografa jest dziś jak praca stolarza czy rolnika. Są nowe wyzwania, ale nie można mówić o wielkim kryzysie.

Nie boisz się świata Twittera, w którym dzieciak z telefonem wrzuci do sieci zdjęcie szybciej niż ty swoje? Wcześniej to ty - fotograf - byłeś dostawcą ekskluzywnej informacji, a teraz ilość wypiera jakość.

- To, że znajomi polubią twoje zdjęcie w internecie, nie czyni cię fotografem. I wielkie media to rozumieją. Nie można ufać wszystkiemu, co znajdziesz na Twitterze. Agencja fotograficzna wydaje pieniądze na moją podróż do Jemenu po to, żeby mieć zdjęcia dobrej jakości z pewnego źródła.

Znowu do Jemenu?

- W poniedziałek.

Kogo będziesz tam teraz fotografował?

- Poszkodowanych w atakach dronów. To ważne, bo w USA chcą poluzować regulacje w tej kwestii. Pojadę do wiosek, gdzie ludzie zostali ranni lub zabici.

Skąd fascynacja Bliskim Wschodem i regionem Morza Śródziemnego? Takie dostawałeś zlecenia?

- Zaczęło się od tego, że miałem palestyńskich i izraelskich przyjaciół i próbowałem zrozumieć, dlaczego, choć tak wiele mają wspólnego, tak bardzo się nienawidzą. I tak wsiąkłem w ten arabski świat. Łatwo mi się tam pracuje - wyglądam jak Arab [Aranda ma ciemną karnację, ciemne włosy i zarost na twarzy - M.G.] i mówię trochę po arabsku.

Wolisz w trakcie pracy nie wyróżniać się z tłumu, wtopić się w otoczenie, czy jasno pokazać, że jesteś fotografem?

- Wolę, gdy ludzie wiedzą, że jestem zawodowym fotografem, bo często robię zdjęcia naprawdę intymnych chwil. Ale z drugiej strony, dobrze jest czasem być trochę niewidzialnym, żeby móc robić zdjęcia spontaniczne, pokazywać życie.

Niektórzy fotografowie mówią, że trzeba mieć pozwolenie fotografowanej osoby na zrobienie jej zdjęcia. To kwestia etyki. Gdy fotografujesz konflikt, chyba nie zawsze pytasz o pozwolenie?

- Kiedy idziesz do czyjegoś domu i robisz zdjęcie kobiecie rozpaczającej nad trumną męża, to jej nie pytasz, prawda? To chyba niewłaściwy moment.

Zrobiłeś takie zdjęcie?

- Tak. Ale idziesz tam i nic nie ukrywasz - pokazujesz rodzinie, że jesteś fotografem. Wchodzisz do pokoju i patrzysz w oczy krewnych. I widzisz pozwolenie w tych oczach. Ja doświadczyłem czegoś odwrotnego: jeżeli np. robisz zdjęcia po bombardowaniu, to dotknięci nim ludzie sami mówią: Zrób zdjęcia pogrzebów.

Ale pewnie zdarzyło ci się nie zobaczyć tego zezwolenia w oczach? Co wtedy zrobiłeś? Wycofałeś się?

- Tak. Tak, oczywiście. To nie ulega wątpliwości. To ludzie są najważniejsi, nie zdjęcia.

* Samuel Aranda (ur. w 1979 r.) przez wiele lat był freelancerem, pracował m.in. na zlecenie agencji fotograficznych EFE i AFP. Za zrobione podczas demonstracji w Jemenie zdjęcie odzianej w nikab kobiety, tulącej w ramionach rannego mężczyznę, otrzymał World Press Photo 2012. Jest jurorem konkursu polskiej fotografii prasowej Grand Press Photo 2013.

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny