Jakub
Szela urodził się w
Smarzowej 15 lipca
1787 roku. Data
śmierci Szeli nie
jest znana i jak
podają różne źródła
historyczne zmarł
pomiędzy 1862 – 1866
rokiem w małej wsi
na rumuńskiej
Bukowinie. Wiadomo,
że pochodził z
wielodzietnej
rodziny zamożnych,
podjasielskich
chłopów. Po
przejęciu przez
starszego brata
Kazimierza
ojcowizny, został
cieślą i
kołodziejem. Ponoć w
młodości był
człowiekiem łagodnym
i nad wyraz
uprzejmym. Nie
szczędził datków dla
biednych i każdego
żebraka przyjmował w
domu.
Podobno nie służył w
wojsku, bo odrąbał
sobie dwa palce
lewej ręki.
Pierwsze małżeństwo,
poprzez posag w
postaci małego
gospodarstwa,
uczyniło z Szeli
rolnika. Żona, Róża
Chodórzanka zmarła,
lub jak podają
niektórzy, została
zamordowana przez
Jakuba, pozostawiła
jednego syna
Stanisława,
późniejszego
„pułkownika
chłopskiego” w
czerniawach”
(oddziałach) ojca.
Drugą żoną Jakuba
była Salomea
Niewiarowska, z
którą miał dwoje
dzieci, ale czy
ostatnią?
Pierwsze wzmianki
urzędowe o Jakubie
Szeli pochodzą z lat
dwudziestych i
pokazują blisko
trzydziestoletnią
walkę z
właścicielami
Smarzowej należącej
do parafii Siedliska
- Boguszami, którzy
zasłynęli ze swojej
srogości i
bezlitosnego
traktowania
poddanych chłopów,
wędrówkach po
wszystkich urzędach
austryjackich, od
Krakowa po Lwów, a
także upokorzenia
jakie spotykały
Szelę ze strony
szlachty – za wyjazd
z chłopską petycją
do Lwowa, w pierwszy
dzień 1833 roku
został przykuty
łańcuchami w
kościele i
wystawiony na
publiczne
pohańbienie.
Niepotwierdzone
informacje podają,
że Szela posłował aż
do Wiednia, gdzie
miał się spotkać z
samym arcyksięciem
Karolem, a inna
plotka podaje, że z
cesarzem Ferdynandem
Dobrotliwym. Legenda
jaka się tworzyła
wokół Jakuba
przerastała często
swoje czasy. Wraz z
procesem z Boguszami
rosła sława
galicyjskiego
pieniacza i rósł
jego niesłychany
mir. Początkowo
sąsiedzi, potem
okoliczne wsie
prosiły o upominanie
się o swoje krzywdy
i niesprawiedliwość
panów. Szela
wyrastał na
chłopskiego wodza,
co stawało się
zarzewiem
nadchodzących
krwawych zapustów
1846 roku.
Cesarskie władze
zaczęły powoli
upatrywać w Szeli
swojego pomocnika w
walce z
niepodległościowymi
ruchami i
nadchodzącymi
powstaniami
szlachty. Sprytny
starosta tarnowski
Józef Breinl von
Wllenstern
wykorzystał
znaczenie Szeli
wśród chłopstwa i
umocnił go, nadając
pełne prawo do
formowania
przyszłych zbrojnych
oddziałów i
szerzenia wśród nich
zagrożenia
wynikającego ze
strony szykującej
się do buntu
szlachty. Szela
prowadził spotkania
po wsiach i pod
nakazem milczenia
wyznaczał na
przyszłych dowódców
ludzi, wśród których
nie brakowało
kryminalistów i
pospolitych
przestępców. Do tej
roli zaangażował też
swojego syna Staszka
Szelę.
Opracował całą
strategię zbrodni i
wyznaczał miejsca do
napadów, chwaląc się
przy tym i
podpierając
dokumentami mającymi
niby przekazywać
Szeli specjalne
rozkazy od samego
cesarza, w których
miał jakoby mieć
zapewnione 24
godziny wolnej ręki
na rozprawieniem się
ze zbuntowaną
szlachtą. Hasłem
jego gromad były
słowa „Bóg i
cesarz”. Wystawiał
glejty
bezpieczeństwa,
które były
akceptowane przez
austriacką
administrację.
Nieszczęśliwie
rabacja wywołana
przez Szelę zbiegła
się z wybuchem
Powstania
Krakowskiego i
sprowadziła na
Galicję niespotykane
dotąd rzezie i
pogromy. Powstanie
Krakowskie wybuchło
18 lutego i w tym
samym dniu starosta
Breinl zwołał do
Tarnowa
przedstawicieli
chłopskich na
naradę. Po tym
spotkaniu Szela
powrócił do
Smarzowej już jako
plenipotent władzy i
wydał rozkazy do
buntu.
W
nocy z 18 na 19
lutego 1846 roku na
Górze św. Marcina
miano podpalić
karczmę, której
płomienie – wici
miały dać sygnał
powstańcom
zgromadzonym wokół
Tarnowa. Pomimo, że
nie udało się jej
podpalić, chłopi
zmanipulowani przez
władze austriackie
ruszyli z cepami i
widłami, piłami i
siekierami na
okoliczne dwory.
Tejże nocy we
wspomnianej na
wstępie Lisiej Górze
powstańcy zdążający
w kierunku Tarnowa
napotkali silny
oddział chłopski pod
dowództwem wójta
Stelmacha. Licząca
ponad 200
chłopów czerniawa
rozbroiła powstańców
i zamknęła ich w
piwnicy miejscowej
karczmy, której
tradycja przetrwała
do naszych czasów.
Dzisiaj to budynek w
samym centrum wsi,
tuż obok ronda,
działa w nim
popularny wśród
kierowców zajazd. Na
drugi dzień
aresztantów
odstawiono do
tarnowskiego
starostwa, gdzie
chłopi otrzymali od
starosty Breinla
zapłatę w wysokości
500 złotych, co
wówczas było sumą
ogromną.
Pierwsza czerniawa
pod dowództwem
Jakuba Szeli zrobiła
błyskawiczne
zaciągi, przechodząc
przez okoliczne wsie
i zbierając
wszystkich zdolnych
do walki. Opornych
bito, a nawet
zabijano. Chłopi
chętnie
przystępowali do
czerniawy, zwabieni
wielkością
przyszłych łupów i
możliwością
zarobienia na rzezi
– starosta obiecał
zapłacić za każdego
zabitego, rannego i
żywego szlachcica
odstawionego do
cyrkułu. Austriacy
płacili chłopom po
10 florenów za
każdego zabitego
szlachcica, 8
złotych za
pokaleczonego i 5
złotych za zdrowego
oraz darowali
chłopom zrabowane
rzeczy na własność.
Nic też dziwnego, że
ulicą Krakowską w
dół płynęła rzeka
krwi… .
Ciała
zwożono do Tarnowa i
w oczekiwaniu na
obiecaną zapłatę,
gromadzono na placu
Sobieskiego i w
piwnicach kamienicy
Bracha. Sam Szela,
według niektórych
historyków, nie brał
bezpośredniego
udziału w
zbrodniach, a
jedynie dowodził i
pobierał dziesięcinę
od zrabowanych
łupów.
Według księdza
Wojciecha Michny,
naocznego świadka i
kronikarza tamtych
dni, Szela
zorganizował trzy
czerniawy, które
okazały się
potężnymi oddziałami
dobrze uzbrojonych
chłopów. Jednej z
nich przewodził
Szela, drugiej
Koryga, a trzeciej
Szydłowski. Koryga
mordował i rabował
na odcinku pomiędzy
Bochnią, Dąbrową i
Tarnowem. Szela w
okolicach Pilzna,
Ropczyc, Dębicy i
Mielca, do samego
Rzeszowa i Brzostka.
Pierwszymi ofiarami
byli najwięksi
antagoniści Szeli,
rodzina Boguszów.
Jednocześnie chciał
ożenić syna Staszka
z dziesięcioletnią
Zosią Bogusz ze
Smarzowej, córką
swojego największego
wroga, ale dziecko
wybawił z opresji i
wywiózł do Jasła
austriacki major
Rosner, na czele
oddziału wojska.
W
Brzezinach-Broniszowie
koło Ropczyc – jak
pisze Kamil Janicki
w swoim szkicu o
rabacji – w czasie
napadu na miejscowy
dwór „zgubiono” w
śniegu niemowlę,
którym okazał się
późniejszy wybitny
polski uczony prof.
Karol Olszewski
współautor
skroplenia m.in.
tlenu, azotu i
wodoru.
Rabacja trwała
zaledwie kilka dni,
ale zebrała w całej
Galicji krwawe żniwo
w postaci ok. dwóch
tysięcy zabitych i
wielu setek rannych,
spustoszono,
rozgrabiono i
spalono ponad 470
dworów szlacheckich.
Ofiarami masakry
byli ziemianie i
urzędnicy dworscy
(oficjaliści,
dzierżawcy),
nierzadko w raz z
całymi rodzinami, a
także zakonnicy i
księża. Tylko w
bezpośredniej
bliskości Tarnowa
zniszczono 131
dworów i zamordowano
424 osoby. Przy
klasztorze w
Zakliczynie banda
chłopska, której
dowódcą była…
kobieta pochwyciła
zakonnika i nie
chcąc „świętej szaty
szargać” rozebrała
go do naga i
zatłukła cepami na
śmierć. Wielu
złapanych
szlachciców żywcem
cięto piłami i
rąbano siekierami,
kobietom obcinano
sierpami piersi,
gwałcono na oczach
ich najbliższych, a
dzieci przybijano do
drzew, topiono lub
palono… .
Szela
nie domyślał się, że
będąc narzędziem w
ręku starosty
Breinla kiedy
spełnił już swoją
rolę, powinien
powrócić do
pierwotnego stanu.
Rozsierdzony
poczynaniami Szeli
starosta nakazuje
aresztować
niepokornego
buntownika i zamknąć
go w tarnowskim
cyrkule. Niedawny
przyjaciel i
zleceniodawca rzezi,
stał się pogromcą
swojego wykonawcy.
Jakub Szela wyszedł
z więzienia po
niecałych dwóch
latach i został
przeniesiony z
rodziną na Bukowinę,
gdzie zmarł w
zapomnieniu, w
bliżej nieokreślonym
roku. Jak podają
źródła zmarł
śmiercią naturalną i
pochowany został w
miejscowości Vicsani
ok. 6 kilometrów od
miasteczka Siret.
Ostatnią informacją
o Szeli była
opowieść jego syna,
który odwiedzał ojca
na Bukowinie.
Opowiadał, że zawsze
przywoził ojcu
czarny wiejski
chleb, co Szela
witał ze łzami w
oczach, podnosił
bochenek w stronę
północną, ku
rodzinnej wsi i
żarliwie się modlił
o powrót do domu.
/ Za
F. Ziejką i J.
Reuterem /
Ryszard Zaprzałka
|