Izolowany
od świata, głodzony,
poddawany psychicznemu
terrorowi, traktowany
środkami farmakologicznymi
wywołującymi otępienie i
zmiany osobowości, był
strzępem człowieka.
Przeszedł – jak obliczyli
historycy – 223
przesłuchania, trwające po
kilkadziesiąt godzin,
podczas których przekonywano
go, że duchowni i wierni nie
chcą już znać ordynariusza,
„niemieckiego kolaboranta”,
że nikt na niego w diecezji
nie czeka, że nie ma dla
niego innej drogi niż
przyznanie się do „winy”.
Przed pokazowym procesem
biskup Kaczmarek został
poddany intensywnej kuracji
medycznej dla zatarcia
śladów nieludzkiego
traktowania. Razem z nim na
ławie oskarżonych zasiedli
księża: Jan Danilewicz –
były skarbnik kurii
kieleckiej, Józef Dąbrowski
– były kapelan biskupa
Kaczmarka i Władysław Widłak
– były prokurator seminarium
duchownego w Kielcach, oraz
zakonnica Waleria Niklewska
– wszyscy „winni
działalności szpiegowskiej”
na rzecz imperialnych
ośrodków. Władzom zależało
na nadaniu sprawie jak
największego rozgłosu.
Cztery dni po procesie
biskupa Kaczmarka został
aresztowany Prymas Stefan
Wyszyński, a później jego
współpracownik biskup Antoni
Baraniak.
Rozsadzić od
środka
Prześladowania Kościoła
rozpoczęły się już w Polsce
Lubelskiej. Księża ginęli od
kul MO i UB, jak
rozstrzelany w lesie pod
Rzeszowem w grudniu 1944
roku ks. Michał Pilipiec,
który w kazaniach występował
przeciwko sowieckiej
przemocy, czy skrytobójczo
zamordowany w 1945 roku ks.
Stanisław Zieliński –
obrońca kraśnickich parafian
przed czerwonym terrorem. W
1946 roku zginął ks. Michał
Rapacz – zawleczony z
plebanii w Płokach na
sznurze do lasu pod
Trzebinią i tam zamordowany
za otwarte głoszenie
niezgody na komunizm.
Władze nadały
rozgłos pokazowemu procesowi
ks. Władysława Gurgacza,
skazanego w 1949 roku w
Krakowie na śmierć i
rozstrzelanego za
roztoczenie opieki
duszpasterskiej nad
oddziałem partyzanckim
Polskiej Podziemnej Armii
Niepodległościowców w
Nowosądeckiem. „Herszta w
sutannie” – jak pisała prasa
– fotografowano w celach
propagandowych z plikami
dolarów i z pistoletem wis
na kolanach. „Pokazówkę”
urządzono w Nowym Sączu ks.
Józefowi Dryi, aresztowanemu
w 1951 roku za kazanie, w
którym przestrzegał: „Nie
idźcie za gwiazdą ze
Wschodu”.
Zaciekły atak
na Kościół rozpoczął się pod
koniec lat 40., gdy władze
komunistyczne rozprawiły się
ze zbrojnym podziemiem
niepodległościowym i z PSL
opozycją polityczną. Do 1955
roku w więzieniach znalazły
się setki duchownych.
Funkcjonariusze UB
torturowali ich, dręczyli
psychicznie, przesłuchiwali
bez końca, przedłużali im
tymczasowe areszty.
Równolegle do
prześladowań prowadzono
politykę rozsadzania
Kościoła od wewnątrz przez
zorganizowany na przełomie
lat 40. i 50. ruch „księży
patriotów”, popierający –
wbrew Prymasowi Kardynałowi
Stefanowi Wyszyńskiemu –
władzę „ludową”, a także za
pośrednictwem Stowarzyszenia
PAX, katolickiej organizacji
świeckich, która otrzymała
prawo wydawania własnej
prasy. Zamiast niszczyć
Kościół brutalnymi metodami
na wzór sowiecki, co mogło
wzmocnić w polskim
społeczeństwie
antykomunistyczne nastroje,
władze podjęły przemyślaną
akcję skompromitowania go w
oczach wiernych.
Biskup
„kolaborant”
Biskup
kielecki był osobą nadającą
się znakomicie – z punktu
widzenia komunistów – do
obnażenia przed wiernymi
„prawdziwego” oblicza
Kościoła. Trzy listy
pasterskie z lat 1939 i
1940, w których nawoływał do
zachowania spokoju
społecznego, potraktowano
jako dowód na jego
„kolaboracyjną” przeszłość.
– Niemcy byli silni, a
przelewanie krwi, zdaniem
biskupa, było bezsensowne –
wyjaśnia ks. prof. Jan
Śledzianowski, autor
opracowania „Czesław
Kaczmarek. Biskup Kielecki
1895–1963”. – Ordynariusz
wyraźnie wskazywał, na czym
się skupiać: na pracy
dobroczynnej, charytatywnej,
pomocowej. Taką postawę
uważał w tym czasie za
wskazaną. Potem, gdy
wybuchła wojna
niemiecko-rosyjska i
pojawiła się szansa na
skuteczną walkę, biskup
wspierał ruch oporu,
patronował kapelanom Armii
Krajowej, którzy byli
powoływani za jego zgodą, od
początku wojny pomagał Żydom
– zaznacza ks. prof.
Śledzianowski.
Przykładem
zastosowanej przez
propagandę manipulacji niech
będzie zmiana słowa
„godność” na „gościnność” w
jego liście z 9 października
1939 roku, który w
oryginalnej wersji brzmiał:
„Dlatego wzywam Was,
żebyście, nasamprzód wierni
świętym przykazaniom Boga i
Kościoła, okazali się
posłusznymi względem władz
administracyjnych we
wszystkim, co nie sprzeciwia
się sumieniu katolickiemu i
naszej polskiej godności”.
Co
zdecydowało, że właśnie
biskupowi Kaczmarkowi
postanowiono urządzić
pokazowy proces z nagonką
prasową o niezwykłym nawet
jak na lata 50. natężeniu?
Historycy
wymieniają zdecydowanie
antykomunistyczną postawę
ordynariusza po wojnie, jego
krytyczny stosunek do
projektu umowy między
Kościołem a państwem z 1950
roku, a także
bezkompromisowe stanowisko
wobec ruchu „księży
patriotów”. Wspominają też
jego bliskie kontakty z
ambasadorem USA w Polsce
Arthurem Bliss Lanem,
którego znał ze studiów we
Francji i któremu po
lipcowym pogromie kieleckim
w 1946 roku przekazał raport
powołanego przez siebie
zespołu – dokument
wskazujący bezpiekę jako
inspiratora zbrodni oraz
podkreślający kontekst
polityczny tragedii.
Kierowana odgórnie prasa
mściła się, obciążając
ordynariusza w latach 40.
winą za kielecki dramat.
Zastanawiające jest jednak
to, dlaczego podczas procesu
w 1953 roku prokuratura nie
wytoczyła przeciwko niemu
żadnego zarzutu związanego z
tą sprawą.
Moskiewski
ślad
Bezpośrednim
pretekstem aresztowania był
fakt, że biskup Kaczmarek
odmówił wszczęcia
postępowania kanonicznego
wobec dwóch księży z
Wolbromia: Piotra Oborskiego
i Zbigniewa Gadomskiego,
aresztowanych w kwietniu
1950 roku za współpracę z
partyzantką
antykomunistyczną. Władze
utrzymywały, że złamał umowę
między Kościołem a państwem,
zobowiązującą Kościół do
karania duchownych
zaangażowanych w działalność
podziemną.
Każda z tych
okoliczności i wszystkie
razem uzasadniają
zatrzymanie księdza, nie
wyjaśniają jednak, zdaniem
wielu historyków, dlaczego
władze postanowiły złamać i
zniszczyć publicznie
przedstawiciela Episkopatu
Polski. Pojawiają się w
związku z tym sugestie, że
jego proces miał stanowić
przygotowanie do ostatecznej
rozprawy z Kościołem:
procesu Prymasa
Wyszyńskiego. Przecież
„ostateczna decyzja o
wytoczeniu rządcy diecezji
kieleckiej pokazowego
procesu niewątpliwie została
zaopiniowana przez
kierownictwo ZSRS” – na co
zwraca uwagę Tomasz Domański
w publikacji „Wokół procesu
biskupa kieleckiego Czesława
Kaczmarka”, przypominając,
że „w maju 1953 roku podczas
wizyty w Moskwie Bierut
pytał o celowość
przeprowadzania otwartego
procesu i najprawdopodobniej
takie potwierdzenie uzyskał,
bowiem bez tego do procesu
by nie doszło”. Być może na
Łubiance zrodził się
przewrotny plan, według
którego „sprawę kielecką”
traktowano jako przymiarkę
do pełnej kompromitacji
polskiego Kościoła.
Oskarżeni
„przyznają się” do winy
Ordynariusz
kielecki został aresztowany
w styczniu 1950 roku przez
ekipę UB z płk. Józefem
Światło, wicedyrektorem X
Departamentu MBP na czele,
co świadczy o znaczeniu,
jakie władze przywiązywały
do sprawy. Równocześnie
zatrzymano wikariusza
generalnego ks. Jana
Jaroszewicza, a do września
1952 roku kilkunastu
następnych duchownych,
spośród których czworo
zasiadło obok biskupa
Kaczmarka w procesie
pokazowym.
Bezpieka
przygotowała się do rozprawy
z biskupem: torturom
fizycznym w śledztwie
towarzyszyły moralne –
wykorzystano słynny „zielony
zeszyt” ks. Leonarda
Świderskiego, sekretarza
biskupa, a zarazem jego
osobistego wroga, w którym
zarejestrowany w 1950 roku
jako agent UB „Iwa” ksiądz
opisywał nieobyczajne
rzekomo życie biskupa. W
rękach UB znalazł się więc
pierwszorzędny materiał do
szantażu.
Wojskowy Sąd
Rejonowy w Warszawie
kilkakrotnie przedłużał
biskupowi areszt tymczasowy,
zatrzymując wciąż kolejnych
duchownych i świeckich –
sprawę najwyraźniej
traktowano jako „rozwojową”.
Jej ciąg dalszy przewidział
Prymas Stefan Wyszyński,
który 14 stycznia 1952 roku
zanotował w swoich
zapiskach: „Kielce mogą być
poligonem w sprawach
kościelnych […]. Nowe
aresztowania wskazują na to,
że przygotowywany jest
proces bpa Kaczmarka.
Aresztowania są
kompletowaniem przyszłych
świadków. […] taktyka tu
wprowadzona jest polem
doświadczalnym dla rozkładu
od wewnątrz Kościoła”.
Zadbano o
głośną medialną oprawę
procesu, który rozpoczął się
14 września 1953 roku przed
Wojskowym Sądem Rejonowym w
Warszawie. Dzienniki
ogólnopolskie oraz radio
wzięły udział w kreowaniu
obrazu biskupa „zdrajcy” i
„kolaboranta”. Transmisje z
sali sądowej odbywały się na
żywo, organizowano wiece
piętnujące zmaltretowanych
śledztwem duchownych, a
bezpieka zbierała codziennie
doniesienia informatorów o
nastrojach społecznych. Akt
oskarżenia przygotowywali
funkcjonariusze z samych
szczytów władzy, m.in. Józef
Różański, dyrektor
Departamentu Śledczego MBP,
i płk Stanisław
Zarako-Zarakowski, naczelny
prokurator wojskowy.
Znalazły się w nim takie
zarzuty, jak: „popieranie
faszystowskich ugrupowań”,
„współdziałanie z niemiecką
władzą okupacyjną”,
„nawoływanie wiernych do
uległości i współpracy z
okupantem”, „usiłowania
obalenia przemocą władzy
robotniczo-chłopskiej i
ludowo-demokratycznego
ustroju Polski”,
„prowadzenie akcji przeciwko
odbudowie kraju i planowej
gospodarce”, „organizowania
i kierowania akcją
wywiadowczą na terenie
Polski w interesie
imperializmu amerykańskiego
i Watykanu”, „przyjmowanie
od zagranicznych ośrodków
dywersyjnych i szpiegowskich
pieniędzy w walucie obcej”.
Biskup
Kaczmarek „przyznał się”,
odczytując notatki
przygotowane wcześniej przez
Różańskiego, podobnie
uczynili pozostali
oskarżeni. 22 września
ordynariusza skazano na 12
lat więzienia, ks.
Danilewicza na 10, ks.
Dąbrowskiego na 9, ks.
Widłaka na 6, a siostrę
Niklewską na 5 lat w
zawieszeniu.
„Odcinamy
się…”
Kilka dni
później, gdy skazani trafili
za kraty, władze
wykorzystały do ich
szkalowania Stowarzyszenie
PAX. „Na rozprawie sądowej
zanalizowana została
przestępcza działalność
oskarżonych, jak i jej
skutki” – pisał w
adresowanym do
inteligenckiego odbiorcy
„Wrocławskim Tygodniku
Katolików” Tadeusz
Mazowiecki. „[…] atmosfera
środowiska społecznego
rozniecająca lub choćby
tylko podtrzymująca
bezwzględną wrogość wobec
osiągnięć społecznych Polski
Ludowej, wpływy polityczne
przychodzące z zewnątrz i
wyrosła na tym wszystkim
błędna postawa polityczna
ks. biskupa Kaczmarka, która
doprowadziła go do kolizji z
prawem, oto sumarycznie
ujęte przyczyny działalności
przestępczej oskarżonych.
[…] Doprowadziły ks. biskupa
Kaczmarka do działalności
wrogiej wobec interesu
narodowego i postępu
społecznego […].
Doprowadziły w szczególności
nie tylko do postawy
przeciwnej nowej
rzeczywistości naszego
kraju, nie tylko do
podrywania zaufania w
trwałość władzy ludowej i
naszych stosunków
społecznych w Polsce, ale i
do uwikłania się we
współpracę z ośrodkami
wywiadu amerykańskiego. […]
Dlatego więc nie tylko
bolejemy, ale i odcinamy się
od błędnych poglądów ks.
biskupa Kaczmarka, które
doprowadziły go do akcji
dywersyjnej wobec Polski
Ludowej […]”.
Cztery dni po
procesie biskupa Kaczmarka,
jeszcze przed publikacją we
„WTK”, został aresztowany
Prymas Stefan Wyszyński, zaś
we wrześniu 1953 roku jego
współpracownik biskup Antoni
Baraniak, którego nazwisko
padało podczas „procesu
kieleckiego” w kontekście
sporządzania przez Prymasa
„szpiegowskich raportów” dla
Watykanu. Biskup Baraniak
milczał jednak przez ponad
dwa lata w więzieniu przy
Rakowieckiej, w celi z
niemieckimi mordercami,
milczał trzymany nago dniami
i nocami w pomieszczeniu,
gdzie po ścianach spływała
nieustannie woda, milczał
torturowany. Nie wydobyto od
niego zeznań, które – jak
przypuszczają badacze –
miały posłużyć do pokazowego
procesu Prymasa, więc
zwolniono go w 1955 roku –
wyniszczonego i skrajnie
wyczerpanego.
Po pięciu
latach więzienia, także w
1955 roku, władze zgodziły
się wypuścić biskupa
Kaczmarka na rok ze względu
na stan jego zdrowia.
Ostatecznie został zwolniony
w maju 1956 roku. W tym
czasie Prymas Wyszyński
przebywał izolowany pod
strażą w klasztorze w
Komańczy. Do Warszawy
powrócił na fali
październikowych zmian – tak
kończył się pierwszy etap
walki z Kościołem, która
miała trwać aż do 1989 roku,
a w nowej odsłonie
kontynuowana jest do
dzisiaj.
Anna
Zechenter,
IPN Kraków
Źródło: Nasz
Dziennik
|