Kurier NieKulturalny

Świat według Poświatowskiego 2

Słońce zachodzi nad Kabotynowem: (za)radnego etyka nie tyka

George Ciemniowski, Prze-zwodniczący Rady Miejskiej w Kabotynowie, palił właśnie papierocha w oficjalnym, nielegalnym palenisku położonym na zapleczu Sali Lusterkowej, udając swoją nieobecność. Tymczasem za chwilę miała stać się rzecz niebywała – oto były nadredaktor Ściemniatowski złożył pismo z zapytaniem, co ma zamiar zrobić prze-zwodniczący wobec faktu, że zaradny Pogardy Obywatelskiej, mecenas Szemrawski, wydaje się czerpać korzyści majątkowe z mienia komunalnego, co zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym skutkuje utratą mandatu. Co więcej, za-radny ten zamiast czuwać m.in. nad prawidłowym funkcjonowaniem miejskich spółek – reprezentował Miejskiej Dosiębiorstwo Korumpnikacyjne w procesie karnym wytoczonym Ściemniatowskiemu za to, że o nieprawidłowościach w spółce tej, zarządzanej przez kolegów Szemrawskiego - bezczelnie napisał... Ps. Redakcja tkk nie bierze nijakiej odpowiedzialności za treści prezentowane w tekstach red. Poświatowskiego, będących rodzajem literackiego Hayde Parku  co nie oznacza, iż się z nimi nie utożsamia, przynajmniej częściowo…

 

George Ciemniowski, Prze-zwodniczący Rady Miejskiej w Kabotynowie, palił papierocha w oficjalnym, nielegalnym palenisku położonym na zapleczu Sali Lusterkowej. Było to typowe, oficjalne nielegalne palenisko, czyli palarnia publiczna, jakich pełno po rozmaitych urzędach. Nieprzestrzeganie przepisów, których nie sposób przestrzegać – także przez tych, którzy tych przepisów mają pilnować, stało się w ostatnim czasie nie tylko wyborem życiowym, ale wręcz zdroworozsądkową koniecznością milionów obywateli – szczególnie odkąd po przystąpieniu do Eurokołchozu liczba absurdalnych, często sprzecznych ze sobą regulacji lawinowo rosła, dodatkowo psuta przez rodzimych ustawodawców. Podobną koniecznością stawało się unikanie płacenia podatków i kupowanie towarów z przemytu, na co wskazywał z kolei spadek wpływów podatkowych państwa wszędzie tam, gdzie podatki i akcyzy rosły ponad zdroworozsądkową miarę. Ot, normalny, społeczny odruch oparty na instynkcie samozachowawczym; nie dziwota więc że rosnąca “szara strefa” (od Kowalskiego – po np. pobudzaną w ten sposób do rozwoju paliwową mafię) stała się gwarantem przetrwania tysięcy polskich rodzin i jeżeli cokolwiek się jeszcze jakoś w Lechistanie kręciło – to tylko dzięki niej. Ucieczka w szarą strefę stała się czymś na podobieństwo ratującego życie oddechu, złapanego przez tonącego, któremu udało się zerwać kajdany wiążące go do “betonowych butów” i wypłynąć na powierzchnię; ucieczka w szarą strefę stała się niby ucieczka z Alcatras niewinnie osadzonego skazańca – tyle tylko, że tych skazańców było bez liku, a z dróg ucieczki pod tym więzieniem zrobiło się, grożące mu zawaleniem, poważne kretowisko. Ci zaś, którzy z tej ucieczki uczynili innym konieczność i uprzykrzali ludziom życie - zachowywali się tak, jakby nie zdawali sobie sprawy z faktu, iż właśnie piłują gałąź, na której sami siedzą, że podpalają lont pod beczką prochu, znajdującą się pod ich siedzeniem; że przekreślają przyszłość kolejnych pokoleń, milionów ludzi – także tych, którzy jeszcze się nie narodzili...

Nie dziwota więc, że wobec takich oparów absurdu, nawet pomysły MinFinu, by do Produktu Krajowego Brutto doliczać “szarą strefę”, której wielkość obliczałby Główny Urząd Statystyczny podczas zwyczajowej ceremonii rzucania fałszywymi kośćmi, a to celem sztucznego zmniejszenia długu publicznego, w ramach kreatywnej księgowości – tego rodzaju koncepcje przestawały już powoli dziwić kogokolwiek. Jedyna różnica między ministrem finansów a szarym obywatelem polegała tu więc na tym, że za takie coś szary Kowalski poszedły siedzieć – a minister nie. Szara strefa, unikanie podatków, kreatywna księgowość i omijanie przepisów – to wszystko było w tej sytuacji wręcz koniecznością i obowiązkiem każdego zdrowo myślącego obywatela, na własne życzenie tresowanego na wytrzymałość przez Pogardę Obywatelską. Przykład szedł w końcu z góry. Tym, że w ten sposób kompletnie zniszczono propaństwowe myślenie, postawy i zachowania, poprzez stworzenie sytuacji, w której “państwo” traktowane jest jako okupant, publiczna własność – jako obiekt do wydojenia, a cwaniactwo staje się cnotą, co w dalszej perspektywie musi doprowadzić do państwa tego upadku – tym wszystkim nie martwił się nikt, a już na pewno myśl o tym nie zaprzątała głowy ćmiącego właśnie papierosy Georga Ciemniowskiego, któremu towarzyszył zaradny miejski mecenas Szemrawski i jeszcze parę innych osób. Obrady w Sali Lusterkowej właśnie trwały, jednak pobierający dietę Prze-zwodniczący Ciemniowski, aż do ich końca nie miał zamiaru pojawić się na sali; ukrywając się o parę kroków dalej, w oficjalnym nielegalnym palenisku, wolał wymieniać uwagi i ploteczki z tymi spośród zaradnych, którym znudziło się siedzenie i zabawa nowym tabletem.

Obrady prowadził samotnie, pozostawiony sam jak palec, zaradny Glazur, zastępca przezwodniczącego Rady Miejskiej, którego pozostawiono tak w nadziei, że sobie nie poradzi. Pogardzie Obywatelskiej zrobiono jednak psikusa, i tego dnia niektórzy zaradni opozycyjni, między innymi z tego właśnie powodu umówili się, że nie będą przedłużać i komplikować obrad swoimi wystąpieniami; jeden tylko Bubuś Przaśny z LSD, najwyraźniej nie wtajemniczony, wychylił się zdziwionym pytaniem o to, dlaczego nikt nie zadaje pytań w sprawie sprawozdania Urzędu Bezpracy – a to w sprawie lawinowego wzrostu liczby osób bezrobotnych w Kabotynowie, zwłaszcza wśród tej części młodzieży, która zakończywszy bezużyteczną edukację, nie zdążyła jeszcze kupić biletu na samolot do któregoś z krajów, w którym wykonując choćby najpodlejsze prace da się żyć – głównie dlatego, że tam o Pogardzie Obywatelskiej nikt nigdy nie słyszał.

Tymczasem zauważalna nieobecność Georga Ciemniowskiego, przezwodniczącego zdRady Miejskiej w Kabotynowie, podobnie jak postępująca absencja innych zaradnych, miała wiele aspektów, a nawet zalet...

Po pierwsze, bezwiednie, choć jedynie przejściowo uniknął on w ten sposób stresu związanego z pojawieniem się na sali byłego nadredaktora Ściemniatowskiego. Nadredaktor ów popełnił bowiem niewyobrażalne chamstwo, na salonach niedopuszczalne – mianowicie złożył oficjalne pismo, adresowane do Pana Przezwodniczącego, z powiadomieniem wszystkich zaradnych - pismo sypiące piach w tryby dobrze naoliwionej maszynerii koalicyjnej dosiębiorczości.

W piśmie tym, nadredaktor ów pytał, jakie kroki ma zamiar podjąć Przezwodniczący wobec faktu, że mecenas Szemrawski być może łamie ustawę o samorządzie gminnym, która zakazuje czerpania korzyści majątkowych z mienia komunalnego, pod rygorem utraty mandatu; rzecz wymagała zbadania, albowiem mecenas ten, będąc zaradnym, takie korzyści prawdopodobnie czerpał, a to świadcząc usługi prawne na rzecz Miejskiego Dosiębiorstwa Korumpnikacyjnego, spółka z bardzo ograniczoną odpowiedzialnością. Sprawa miała też wymiar etyczny – oto zaradny, który ma stać na straży prawidłowości funkcjonowania spółek miejskich, robi coś wręcz odwrotnego: jako adwokat stoi na straży interesów swoich, przyniesionych do MDK w teczce kolegów, reprezentując miejską spółkę w procesie karnym wytoczonym Ściemniatowskiemu, za publikację o... licznych nieprawidłowościach w tymże MDK. W publikacji tej można było poczytać m.in. o takich sprawkach jak fałszowanie dokumentów w spółce. Rzecz z biegiem czasu się potwierdziła, zapadły nawet wyroki skazujące diagnostów, poświadczających nieprawdę, którzy dobrowolnie poddali się karze – jednak w tej sytuacji zaradny, zamiast interweniować, domagać się kontroli itp. - dokłada wszelkich starań, by dziennikarzynę za nagłośnienie tych przestępstw ukarać – co póki co, mimo upływu czterech lat i kilku procesów – jeszcze mu się nie udało. Sytuacja była o tyle wieloznaczna, że ten sam zaradny, mecenas, jednocześnie bronił w sądzie kierownika w MDK, oskarżonego przez Prokuraturę o “sprawstwo” polecające wobec skazanych już pracowników – a więc o działanie na szkodę spółki, nad którą zaradny powinien sprawować nadzór. Kierownik ten został właśnie skazany nieprawomocnym jeszcze wyrokiem.

Innymi słowy: gdyby ten standard udało się rozpowszechnić, zaradny Szemrawski, występujący tu w dwóch, a nawet trzech przeciwstawnych rolach, mógłby być sędzią we własnej sprawie, albo np. (p)rezydentem – i jednocześnie, nadzorującą (p)rezydenta jednoosobową radą miejską, prezesem spółki – i jej radą nadzorczą. Słowem: żyć nie umierać!

W dodatku, owo pismo Ściemniatowskiego przypominało też treść niegdysiejszej publikacji, jak też i jej konsekwencje, na czele których błyszczała wypowiedź medialna skarbnika miejskiego, pana Skulasińskiego, który zapytany o to, dlaczego audyt w miejskiej spółce, w charakterze podwykonawcy wykonywał kolega prezesa tej spółki, z rozbrajającą szczerością stwierdził, iż wybór tego akurat podwykonawcy był wyborem naturalnym, albowiem ten pan restrukturyzował wcześniej tę spółkę.

Czy zatem przetarg na audyt był ustawiony? Co to za konkurs, przetarg, w którym wybiera się podwykonawcę? Co to za audyt, w którym oceniający ocenia własne działania? I w dodatku jest kolegą prezesa? Gdzie jest Prrrokuratura – pytał retorycznie Ściemniatowski.

W tle tego wszystkiego pobrzmiewały zaś echa publikacji różnych mediów, informacji o płonących autobusach, na czele z głośnym zdjęciem autobusu zaparkowanego w kościele pełnym ludzi...

Redaktor Ściemniatowski złożył też na ręce Żbika Śmigłego – z powiadomieniem wszystkich zaradnych – zapytanie o to, jaki jest koszt obsługi prawnej Miejskiego Dosiębiorstwa Korumpnikacyjnego i ile kancelarii prawnych je reprezentuje. W pewnym oficjalnym piśmie, prezes MDK wymienia bowiem jedną kancelarię – i nie jest to bynajmniej kancelaria jego dobrego znajomego, mecenasa i zaradnego, Pacieja Szemrawskiego. Prezes miejskiej spółki zasłania się przy tym, w zakresie kosztów “tajemnicą handlową”, bo jak wiadomo tajną i podstawową działalnością miejskiej spółki wożącej ludzi, jest wytaczanie procesów.

Poza tym jeszcze inne dokumenty wskazują, że MDK korzysta z usług trzeciej już kancelarii, jednej z najdroższych kancelarii gwarszawskich, a to z tego powodu, że bezprawnie zwolniony pięć lat temu z pracy związkowiec, wygrał przed Sądem Najwyższym skargę kasacyjną o przywrócenie do pracy i proces rozpoczyna się od początku. A przecież wydawałoby się, że Miejskiej Dosiębiorstwo Korumpnikacyjne służy do czegoś innego, niż do finansowania prywatnych wojen panów prezesów, naprawiania ich błędów i zastraszania tych, którzy ośmielą się mniejsze i całkiem duże nieprawidłowości wytykać.

Tak więc cała sytuacja z MDK i zaradnym-mecenasem Szemrawskim na pierwszym planie pokazywała, że również i w Kabotynowie, pod względem standardów obowiązujących w demokratycznym państwie prawa – cofnęliśmy się do standardów rodem z PRL, rodem z łUkrainy, rodem z gRosji, Białej Rusi i reżimów totalitarnych. Słowem: Pogarda Obywatelska w pełnym rozkwicie...

Co gorsza, wynikła z tych dwóch pism checa stała się tym bardziej “krępująca”, że problem świadczenia usług prawnych na rzecz jednostek komunalnych, dotyczył nie tylko pana mecenasa, ale jeszcze jednego zaradnego, tym razem z ugrupowania Kabotynowian. Gdyby tych ewidentnych konfliktów interesów i nieetycznych zachowań nie udało się ładnie prawnie wytłumaczyć, mandat radnego mógłby stracić i mecenas Włebda z Kabotynowian, i mecenas Szemrawski z Pogardy Obywatelskiej, a gdyby sprawa oświadczeń majątkowych radnego Buśki wróciła – mandat mógłby stracić również i ten kolega i partner biznesowy zaradnego Szemrawskiego. Co się stanie wówczas z ich kolegą, prezesem Wicherkiem z MDK? Dyrektor Rola już się stamtąd wyniósł, by zasiąść w zarządzie rakowskiej spółki zajmującej się konserwacją zabytków, gdzie prezesem jest zaradny Buśka. No i jeszcze sprawa tego Skulasińskiego, skarbnika miejskiego, co się jakiś czas temu tak brzydko do kamery wysypał, ech...

“Co tu z tym MDK, audytem i skarbnikiem zrobić – powiadomić Prokuraturę – nie powiadomić? Nie, oskarżą za brak reakcji. To bez mała współudział... Zwrócić się do wojewody z prośbą o zbadanie zgodności z ustawą o samorządzie gminnym, nie zwrócić? Czy przypudrować jedynie opinią rodzimych prawników? Że też redaktor Ściemniatowski, przybłęda jeden, musiał z tej Wyspy do kraju powrócić! A może znowu podać go do sądu?” – kołatały w czyichś głowach powracające wciąż pytania.

Ale to potem. Na razie Ściemniatowski siedzi na sali obrad i obserwuje nagłe przebudzenie ze strony kancelarii rady, która dopiero na jego spóźniony widok przypomniała sobie o rzeczonej korespondencji, złożonej w tej kancelarii kilka dni wcześniej – i rozpoczął się proces wręczania zaradnym szarych kopert...

Póki co, temat został starannie przemilczany. Także przez kabotynowskie media. Jednak czas biegł dalej, odmierzany zegarem Kodeksu Postępowania Administracyjnego...

Tymczasem na sesji zbliżała się wiekopomna chwila, będąca niechybnie powodem nieobecności części radnych, jak i samotności wiceprzezwodniczącego Glazury. Miano głosować nad tym punktem porządku obrad, którego w tym porządku dotąd nie było – nad odwołaniem z funkcji drugiego wiceprzezwodniczącego Rady, Gienia Pisklawskiego. Na Sali Lusterkowej czuć było pierwsze powiewy zmieniającego kierunek “wiatru historii”...

A wszystko to działo się Roku Pańskiego 2013. Był to kolejny rok rządów, za których, jak nigdy dotąd, od 1989 roku – zwykła ludzka uczciwość – stała się czymś nieprzyzwoitym...

CDN

Mirosław Poświatowski

UWAGA: Treści prezentowane w niniejszym cyklu zastrzeżone są licencją poeticą (r); nie roszczą sobie pretensji do bycia prawdziwymi i mogą okazywać się czczymi spekulacjami – stąd każdy zapoznaje się z nimi na własne ryzyko. Jednakże wszelka zbieżność opisanych tu wydarzeń oraz osób z wydarzeniami oraz osobami prawdziwymi, jest jak najbardziej nieprzypadkowa i zamierzona.

Redakcja Tarnowskiego Kuriera Kulturalnego nie ręczy za zamieszczone tu treści, co wcale nie znaczy, że się z nimi nie zgadza.

Jeżeli czytasz niniejszy tekst, to znaczy że cenzura go jeszcze nie zdjęła – skopiuj go więc, a link prześlij znajomym.

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny