Kurier NieKulturalny

Świat według Poświatowskiego 3

Słońce zachodzi nad Kabotynowem: przewrót w zdRadzie Miejskiej

Wiatr historii zaczynał coraz śmielej zmieniać kierunek, więc co czujniejsi łowcy wiatrów, zaczęli powoli zmieniać nastawienie żagli. Ba, wiatr historii zahulał także i w samym Kabotynowie, szumiąc sobie nieco w Sali Lusterkowej, podczas ostatniej sesji zdRady Miejskiej. Wyrazem tych szumów stało się “nieplanowane” odwołanie z funkcji wiceprze-zwodniczącego, Gienia Pisklawskiego. Oto z jakichś tajemniczych przyczyn możliwe stało się to, co niemożliwym było przez ostatnie dwa lata... W normalnych samo(nie)rządach przyjęło się, że jednym z wiceprze-zwodniczących tej czy innej zdRady, jest przedstawiciel największego klubu opozycyjnego. Tak każe dobry obyczaj – ten sam, który jeszcze niedawno nakazywał puszczać panie przodem, coraz mniej liczne damy całować w rękę, ustępować starszym miejsca w autobusie, powstrzymywać się od puszczania bąków w towarzystwie i nie charchać w rękaw. Członkowie Kabotynowian i Pogardy Obywatelskiej powoli niektórych z tych zasad jednak zapominali – albo jak przystało na nowobogackich – nigdy ich sobie w pełni nie przyswoili, wychodząc z założenia, że najlepszym i bez mała jedynym wyróżnikiem człowieków cywilizowanych jest garnitur od hArmaniego, co znajdowało zresztą swój samousprawiedliwiający się pierwowzór w naczelnym urągowisku Lechistanu, zwanym sejmem, w którym w oślich ławach zasiadało bez liku panoszących się i niesiołowiących, poprzebieranych w garnitury chamów i małp, nie licząc terrarium palikociarni. Ps. Redakcja tkk nie bierze nijakiej odpowiedzialności za treści prezentowane w tekstach red. Poświatowskiego, będących rodzajem literackiego Hayde Parku  co nie oznacza, iż się z nimi nie utożsamia, przynajmniej częściowo…

 

Przykład szedł z góry - tym samym więc, będąca tu oczywiście pewnym uproszczeniem biblijna zasada “jako na górze – tak i na dole”, okazywała się obowiązywać równie mocno, jak prawo ciążenia, na złość wszelkim ideologicznym zacietrzewieniom. I podobnie jak w Sejmie – tak i w kabotynowskiej zdRadzie, tutejszy przykład zdRadnego Pisklawskiego i Rębacza pokazywał, że można przechodzi z ugrupowania do ugrupowania “nawet nie zmieniając poglądów”. W takich sytuacjach wyborcom pozostawało jedynie dywagowanie nad dwoma alternatywami: czy w istocie dane ugrupowania nie różnią się niczym, a cała reszta jest tylko pełnym pozorów teatrem, czy też może “nawet nie zmieniający poglądów” reprezentant wyborców, w rzeczywistości poglądów żadnych nigdy nie miał, lubo też służyły mu one do wynajęcia? I tylko nielicznym wydawało się, że tak naprawdę “do wynajęcia” to jest i owszem – ale całe ugrupowanie Pogardy Obywatelskiej, w warstwie ideologiczno-obyczajowej, edukacyjnej i kulturowej, ze swymi totalniackimi i antykatolickimi ciągotami dryfujące na lewo tam, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się ściana, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowali się Lennin, Stal-in, Kiściak z Musznikiem i aborcyjno-eugeniczno-feministyczne protoplastczynie rozmaitych Środzin, Szczuczek i innych zakutych łbów płci A, B i LGBT. A przecież na takie jawne ekstrawagancje za swych nierządów nie pozwalał sobie nawet pre-mier Milej i p-rezydent Kwaśnica, choć i ten jak wiadomo, pluł na Kościół w kuluarach. I tu znów sprawdzała się biblijna zasada “po owocach ich poznacie”; w przypadku Pogardy Obywatelskiej na szczeblu ogólnopaństwowym, jednym z takich owoców był oseł Gasiknot.

Ale do rzeczy, wszak w Kabotynowie jesteśmy – i choć i tu dzieją się różne hocki-klocki, to przecie jedynie na miarę małomocarstwowych ambicji podupadającego, coraz bardziej sennego golicyjskiego miasteczka, na którym nawet sam (p)rezydent Żbik Śmigły, wydawał się “kłaść lachę”, obrażony, że nikt nie chce doceniać jego osiągnięć i tęsknie spoglądający w stronę zgoła innych, porezydenckich konfitur.

Otóż będący przezwodniczącym Gienio Pisklawski, dawno już z opozycjonistami z Prawie Sprawiedliwych nic wspólnego nie miał – a mimo to wszelkie dotychczasowe próby jego odwołania, okazywały się bezskuteczne. Tym samym, członkom Prawie Sprawiedliwych, członkowie Kabotynowian okazywali swoją Pogardę Obywatelską – co od pewnego czasu nikogo wszak nie dziwiło, zważywszy na fakt, iż oba te ugrupowania różniły się tylko nazwą. Cóż więc takiego się stało, że teraz nagle oto, Gienio Pisklawski miał zostać odwołany, a nie mógł być odwołany wcześniej?

-Jam jest przyczyną – szeptał wiatr historii, szeleszczący cicho po Sali Lusterkowej. Niektórzy owe szepty tłumaczyli sobie spekulacjami, że to Żbik Śmigły poczuł, że nadchodzi nowa bryza, że po kolejnych wyborach, zarówno butni Kabotynowanie, jak i pewna swego Pogarda Obywatelska, zredukowani mogą zostać do rozmiarów dwuosobowego koła LSD – i tej redukcji mogłyby nie zapobiec propagandowe chwyty w rodzaju symbolicznego “budżetu obywatelskiego”, obliczonego przy okazji na zmarginalizowanie dokuczliwych zdRad Osiedlowych, co trochę się o coś czepiających; zaś do bycia gwoździem do wyborczej trumny niewątpliwie pretendowała tu ulica Rakowska, inwestycyjna porażka godna filmowego uwiecznienia, jeżeli tylko kultowy serial Alternatywy 4 miałby swoją kontynuację.

-Jasny gwint, a przecież wcale nie spartaczyliśmy tego bardziej, niż Pogarda Obywatelska wszystkie te autostrady i stadiony – złościł się Śmigły zapominając, że przecie trudno byłoby spartaczyć coś jeszcze bardziej. Tak więc grono “ścisłego kierownictwa” Kabotynowian doszło do wniosku, że czas pokazać Prawie Sprawiedliwym swoją “ludzką twarz”, że pora zacząć ich oswajać, w nadziei, że nie będą zbyt dociekliwi w rozliczaniu nierządów swoich poprzedników, a to z kolei wskutek oczekiwania na to, że podobnie zbyt dociekliwie kiedyś ktoś nie będzie rozliczał i ich. Owa nadzieja, ugruntowana od 1989 roku wielokadencyjną praktyką, a sprowadzająca się do zasady “wy nie ruszacie naszych, my nie ruszamy waszych”, była jednym z fundamentów ustrojowych całego Lechistanu, o Kabotynowie już nie wspominając – i to pomimo faktu, iż nie była wpisana do żadnych konstytucji. Być może zatem rację miał pewien Michałek pisząc, że prawdziwa władza u nas, znajduje sie poza konstytucyjnymi organami państwa.

Tak tedy, dnia tego pamiętnego, w porządku obrad sesji zdRady Miejskiej w Kabotynowie znalazł się punkt, którego wcześniej tam nie było – i w wyniku tajnych porozumień miano właśnie przystąpić do skutecznego i tajnego głosowania nad odwołaniem Gienia Pisklawskiego z funkcji wiceprze-zwodniczącego zdRady. Owo głosowanie tłumaczyło przyczynę, dlaczego mimo wczesnej pory, zagroda zaradnych była tak mocno przetrzebiona, a przez-zwodniczący Ciemniowski ukrywał się przez cały ten czas w oficjalnej, nielegalnej palarni na zapleczu Sali Lusterkowej.

Tajność głosowania wymagała zachowania stosownej tajności, stąd też opodal pre-zydium stanęła mównica, na której zaradni mieli dokonywać stosownych skreśleń. Samą mównicę przesłoniła jeszcze bardziej stosowna “kotarka”, którą ciałami własnymi stworzyła stojąca na baczność dwójka zaradnych; jeden zaradny był płci A, drugi płci B; jeden był ładny, drugi – siłą rzeczy brzydki, ale summa summarum – było przecie na kim oko zawiesić, a głosowanie owo, za tą zaimprowizowaną “kotarką” i tak było bardziej tajne, niż w przypadku “tajnego” głosowania w Dziadostwie Powiatowym, kiedy odwoływano starostę i kiedy głosujący, nawzajem sobie oddane głosy pokazywali, dając tym wyraz wzajemnemu zaufaniu i wartości powziętych wcześniej ustaleń.

Zatem podstawowa zasada tajności została zachowana – i tylko niektórzy fotoreporterzy wyposażeni w dobre obiektywy mieli ubaw, fotografując kto i jak głosuje, a to za pomocą znajdującego się za głosującymi lustra, w którym wszystko się odbijało. W końcu przecie Sala Lusterkowa jako miejsce obrad po to Salą Lusterkową była, aby nawet poprzez tajność, dążyć do jawności poczynań d...kratycznych wybrańców.

Zrobione w ten sposób zdjęcia ilustrujące, kto jak głosował, trzy dni później trafić miały na jedną z internetowych aukcji i wieść niosła, że anonimowy nabywca miał zamiar zlicytować je na najbliższym finale Śniątecznej Orkiestry Samopomocy, o ile wcześniej nie znajdzie się kupiec z kręgów zajmujących się układaniem list wyborczych. Na tą ostatnią możliwość szanse były jednak raczej marne – a to ze względu na fakt rzeczywistej marginalności całego głosowania: Gienio Pisklawskim był bowiem wiceprze-zwodniczącym zdRady miejskiej nie tylko z przyczyn taktycznych – a więc tych samych, z których wiceprze-zwodniczącym być przestał – ale też i z tego prostego powodu, że w ten sposób zaradni Kabotynowian i Pogardy Obywatelskiej, niby chłopcy w piaskownicy, mogli grać na nosie i robić na złość swoim kolegom z Prawie Sprawiedliwych, co obok kręcenia się wokół własnych interesów, było przecie głównym motorem ich działania, przydającym jestestwom zdradnych nie tylko poczucia własnej ważności – ale i sensu życia.

Tak więc po paru chwilach było “po ptokach”, czyli (nomen-omen) “po Pisklawskim” - choć odwołać go udało się z trudem. Na nowego wiceprze-zwodniczącego wybrano Kadzimierza Kaprowskiego, szefa Prawie Sprawiedliwych i wybór ten potwierdzał spostrzeżenia, że wiatr historii zawitał na dobre nie tylko do kabotynowskiej zdRady miejskiej, ale też i do kabotynowskiego magistratu. I gdy co przytomniejsi członkowie Kabotynowian zaklinali ów wiatr, by okazał się ledwie zefirkiem – inni ludzie hołubili w duchu nadzieję, że tym razem zefirek ów stanie się zwiastunem burzy, takiej, która oczyszcza atmosferę i sprawia, że nawet w przesiąkniętej zaduchem sali zdRady miejskiej, że nawet w dusznych komnatach kabotynowskiego magistratu, że wreszcie na ulicach “najcieplejszego z miast” - swobodnie będzie można odetchnąć pełną piersią, a nawet mówić głośno to, co się naprawdę myśli...

Nie był to jednak ostatni interesujący akord minionej sesji zdRady Miejskiej. Oto niebawem głosować miano – po raz kolejny – nad uchwałą w sprawie obrony wolności słowa i Rydzyk-wizji. Komu ze zdradnych wolność słowa jest najbliższa, a komu najbliższe są osobiste fobie i uprzedzenia? Kto ceni prawdę i sprawiedliwość – a kto się jej boi, co innego mówiąc, a co innego czyniąc? Komu ze zdradnych przytrafiła się przykra przypadłość zwana “mentalnością Kalego”, co to światopogląd wypaczając, nie pozwala dostrzegać rzeczy takimi, jakimi są? I czy pod latarnią jest najciemniej? Kto komu Mordorem i jak wielka potrafi być belka w oku mecenasa Szemrawskiego?

O tym wszystkim, o walce sił Jasnogrodu z siłami Ciemnogrodu – już wkrótce, w następnym, żenująco wstrząsającym odcinku Kuriera NieKulturalnego “Słońce zachodzi nad Kabotynowem”...

poswiatowski@gmail.com

UWAGA: Treści prezentowane w niniejszym cyklu zastrzeżone są licencją poeticą (r); nie roszczą sobie pretensji do bycia prawdziwymi i mogą okazywać się czczymi spekulacjami – stąd każdy zapoznaje się z nimi na własne ryzyko. Jednakże wszelka zbieżność opisanych tu wydarzeń oraz osób z wydarzeniami oraz osobami prawdziwymi, jest jak najbardziej nieprzypadkowa i zamierzona.

Redakcja Tarnowskiego Kuriera Kulturalnego nie ręczy za zamieszczone tu treści, co wcale nie znaczy, że się z nimi nie zgadza.

Jeżeli czytasz niniejszy tekst, to znaczy że cenzura go jeszcze nie zdjęła – skopiuj go więc, a link prześlij znajomym.

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny