Solski w klubie Go Go

Co wolno wojewodzie, to nie tobie s… chciałoby się zacytować znane staropolskie porzekadło po obejrzeniu najnowszej, styczniowej premiery w tarnowskim teatrze. Otóż, w sobotę 11 stycznia dano tam „Proces 2.0” w adaptacji i reżyserii Jarosława Tumidajskiego i scenografii Mirka Kaczmarka. Ci młodzi teatralni hunwejbini, do których należy jeszcze zaliczyć autora muzyki Stefana Wesołowskiego i realizatora świateł Łukasza Różewicza, poprzez swoje quasi nowatorskie cyfrowo-internetowe odczytanie klasycznego „Procesu” Franza Kafki próbują zainfekować nasze małe galicyjskie miasteczko wszechobecną teraz zarazą gender.

a wciskająca się w każdą bez mała dziedzinę naszego życia pseudo kulturalna patologia od jakiegoś czasu obecna jest także w naszym teatrze, by tylko przywołać ostatnie premiery: „Walkę czarnucha z psami”, „Tlen” i „Proces 2.0”. Dominują w nich nihilizm i negacja, prymitywizm i dewiacja. A wszystko to obowiązkowo przyprawione pornograficznym sosem, erotyką rodem z sex shopu i multimedialną „scenografią”. Wpisując się w szerszy kontekst polityczno-obyczajowo-kulturalnej poprawności, której dominantą jest antychrześcijańska rewolucja niczym walec tratująca po drodze wszystko co dobre, normalne, zgodne z prawem naturalnym. Nowa lewica i neoliberalne środowiska polityczno-medialne wbijają nam do głów, że bycie katolikiem i Polakiem to dzisiaj wstyd i obciach.

Obserwując uważnie od lat życie teatralne i w ogóle kulturalne coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że istnieje bardzo precyzyjny scenariusz przygotowany i realizowany przez w/w środowiska, według którego dokonuje się systematycznego niszczenia polskiej, narodowej kultury. Poprzez całkowite jej przeformatowanie, diametralną zmianę hierarchii wartości, w miejsce kultury wprowadzając antykulturę – antysztukę, antyliteraturę, antyteatr… . Ta groźna wynaturzona ideologia, jaką środowiska genderowskie pasują dziś na dyscyplinę naukową, niszczy niezbywalne dla każdego człowieka prawo naturalne, jego godność, ingeruje w istotę człowieczeństwa. Za pomocą wyrafinowanych perfidnych metod odbierając współczesnemu człowiekowi sferę najczulszą i najgłębszą – jego życie duchowe. Niszcząc transcendentalny wymiar człowieka. Lansując styl życia singli oraz par jednopłciowych, odciąga człowieka od życia rodzinnego i podstawowych tradycyjnych wartości. Wprowadzając w relacjach międzyludzkich zamęt i fałszywe postrzeganie świata realnego. Przez co gubi on swą tożsamość, traci orientację, kim jest naprawdę. Przestaje odróżniać świat realny od wirtualnego.

W wyniku całej tej manipulacji staje się słaby i bezradny. I o to chodzi, bo wtedy łatwiej nim manipulować i podporządkować nowej genderowej ideologii. W teatrze jest to tym bardziej groźne, że ubrane w kostium, uzbrojone w rekwizyt, choćby był nim sztuczny penis przytroczony do podbrzusza młodej aktorki, serwującej nam widzom całą gamę zachowań typowych dla klubów Go Go,  jak to ma miejsce w tarnowskim „Procesie 2.0”. Już choćby za to należałoby „reżyserowi” tego dzieła wytoczyć prawdziwy proces.  

- Warto robić teatr w oparciu o dobrą literaturę i „Proces” na pewno taką jest, ale jest także pozycją, która moim zdaniem, obrosła złymi interpretacjami, tzn. przylgnęła do niej łatka lektury szkolnej i proste hasła „to jest jak u Kafki”, co jest krzywdzące – tłumaczył się w mediach Jarosław Tumidajski. – Zastanowiliśmy się jak tę przypowieść przedstawić dzisiaj i jakimi narzędziami powinna być opowiedziana – dodawał. Wyjaśnił też, że dzięki współczesnym narzędziom proces osądzania jest intensywniejszy i bardziej bolesny dla bohatera.

- Widz przez cały spektakl, dzięki kamerom rozmieszczonym w teatrze, może śledzić to, co dzieje się poza sceną. – Cały system monitoringu buduje strukturę spektaklu, a jednocześnie nastrój osaczenia – wyjaśniał scenograf Mirek Kaczmarek. Spektakl dzięki streamingowi dostępny jest także w Internecie, by jak mówił, dołożyć kolejny poziom inwigilacji. Podobny klimat tworzy muzyka, autorstwa Stefana Wesołowskiego. – Rola muzyki to podkreślenie atmosfery osaczenia, jak i oddanie cyfrowości, brudu współczesnej multimedialnej estetyki, w jakiej funkcjonujemy na co dzień – przekonywał.

A wszystko to po to, aby ukształtować „nowego człowieka”, przeformatować go tak, aby móc z nim zrobić wszystko. Człowiek ma być przede wszystkim konsumentem i odruchowo, podświadomie, posłusznie reagować na wszelkiego rodzaju reklamy i propagandowe kampanie. Ma żyć – jeść i pić, tak jak każe w telewizji i internecie Wielki Brat. Ma płacić podatki i siedzieć cicho. Ma mieć to co mu dadzą, a nie być kim chciałby.  Współczesny homo sapiens ma być także posłusznym elektorem, stadnie głosującym i nie zdającym sobie sprawy, że żyje w demokratycznym matriksie. Ma być wolny i bezwolny zarazem.

To tylko zaledwie dotknięcie, zasygnalizowanie tematu wywołującego ogromne emocje i generującego falę narastającego oddolnie sprzeciwu wobec oficjalnie lansowango modelu życia, w tym uczestnictwa w kulturze. Nie tylko tej tzw. wysokiej dla elit ale i tej masowej dla tzw. zwykłych zjadaczy chleba. A tacy przeważają i coraz wyraźniej domagają się poszanowania ich systemu wartości i powrotu do normalności. Bo to oni są najbardziej bezpośrednim nośnikiem wartości, które przez wieki budowały naszą tradycję i tożsamość opartą na judeo-chrześcijańskich fundamentach.      

Szkoda, że ta oczywista oczywistość ciągle jest nie dostrzegana i wręcz ignorowana przez lokalne układy i koterie oraz rządzące naszą prowincją polityczne i rodzinne kamaryle. A już prawdziwym horrendum jest powielanie i przenoszenie na takie sceny, jak nasza pseudo wzorów warszawsko-krakowskich przesiąkniętych genderyzmem i pozwalanie na ich realizację domorosłym homofobom. To co wolno w Warszawie panu Lupie, a w Krakowie panu Klacie, winno być kategorycznie zabronione w Tarnowie panu Tumidajskiemu. I jemu podobnym. Żeby było jasne, w teatrze od zawsze byli rewolucjoniści, by wymienić choćby tylko Grotowskiego czy Swinarskiego. Twórcy ich miary od zarania byli forpocztą postępu i rozwoju sztuki w każdej dziedzinie.  

I jeszcze jedno. To wszystko dzieje się za nasze podatników pieniądze, z których nikt nikogo nie rozlicza. Niechby wyznawcy nowej religii realizowali swoje chore wizje aliści za swoje własne pieniądze w swoich prywatnych teatrach, w oparciu o swoje autorskie teksty, a nie zawłaszczali cudze… .  Zastanawiające jest także i to, dlaczego godzą się na to aktorzy i widzowie. Chociaż ostatnio to się zmienia… przynajmniej w Krakowie. I pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy i w Tarnowie widzowie przerwą spektakl i powiedzą non possumus. A w tarnowskim klubie Go Go, w jaki zamieniono teatr na potrzeby „Procesu 2.0” dobrowolnie wystąpili: Aleksander Fiałek w roli Józefa K. oraz Matylda Baczyńska, Tomasz Piasecki, Mariusz Szaforz, Kamil Urban oraz Piotr Hudziak. Walnie udowadniając, że król jest nagi.

Odrębna sprawą są tzw. recenzje z tego typu premier, pisane przez zwasalizowanych przez dyrekcje teatrów lokalnych dziennikarzy. Piszą oni w swoich panegirykach ewidentną nieprawdę, za nic mając kodeks dziennikarski i etos tego zawodu. Wystarczy poczytać to, co wypisują o najnowszej premierze w Solskim.

Ps. Teatr od samego początku był świątynią sztuki, a słowa tam wypowiadane swoistym wzorcem, poprawności językowej i kultury w ogóle. Szkoda, że współcześni młodzi-gniewni teatralni rewolucjoniści coraz częściej o tym zapominają.    

Ryszard Zaprzałka

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny