Ze Stanisławą Wiatr – Partyką
rozmawia Ryszard Zaprzałka
– Proszę
opowiedzieć, jak doszło do
przyznania Pani – polskiej patriotce
i sybiraczce – przez leżący na
Białorusi, rządzonej przez reżim
Łukaszenki Nieśwież, Honorowego
Obywatelstwa.
– Sama się dziwię.
Jeszcze się nie oswoiłam z tym
zaszczytnym tytułem. Jeśli Nieśwież
chciał uhonorować kogoś spośród
Polaków, którzy tam się urodzili, a
teraz od Nieświeża dzieli ich
granica, to naprawdę mieli duży
wybór. I nie są to ludzie
„napiętnowani” Sybirem czy Katyniem.
Czy funkcjonariusze „reżimu”
przeoczyli charakter mojej
działalności, tematykę moich
wierszy? Raczej nie było to możliwe.
Moje książki są w bibliotece Domu
Polskiego od lat, dzieci deklamują
wiersze na konkursach, a miejscowi
poeci zadbali o wierny przekaz
treści i charakteru. Nie unikali
słów „katyński las”, nie kamuflowali
licznych opisów zesłania. Poeta
Włodzimierz Żyłko to były
prokurator, na pewno więc był
świadom tego, co robi. Nie bał się
Łukaszenki? Przetłumaczył
najważniejszy dla mnie wiersz
„Rodzicom'' , którego fragment jest
umieszczony na rodzinnym grobowcu.
Myślę, że może warto zweryfikować
„obiegowe” czy „obowiązujące”
spojrzenie na Białoruś – nie tylko
zresztą w tej płaszczyźnie. Pomóc w
tym może książka Lecha Niekrasza
„Wojna z reżimem Łukaszenki''.
Naprawdę nie wszystko jest tak
jednoznaczne, jak nam
przedstawiają...
– A jak wyglądała
sama wyprawa do Nieświeża, kto ją
zorganizował i brał w niej udział?
– Moje wyprawy na
Białoruś zaczęły się dość dawno. W
Warszawie istnieje, działa i
jednoczy nieświeżan z całego świata
(dosłownie!) Stowarzyszenie
Nieświeżan, Przyjaciół 27. Pułku
Ułanów im. Króla Stefana Batorego.
Takie sobie kresowe stowarzyszenie,
zdawałoby się jedno z wielu,
wyróżniające się jednak tym, że
spotkania odbywają się regularnie i
wyjazdy-pielgrzymki są organizowane
każdego roku. Bywało, że jechały 2
autokary. Ubywa nas, teraz
przeważają potomkowie i nieświeżanie
„z wyboru'' . Pojechali raz i
Nieśwież ich oczarował. Jeżdżą więc
regularnie. I z Tarnowa też. Jest
ich coraz więcej!
– Jak wynika ze
skąpych relacji medialnych,
sama uroczystość wręczenia Pani
Honorowego Obywatelstwa miasta
Nieśwież miała bardzo podniosły
charakter. Proszę o niej
opowiedzieć.
– Uroczystość, w
której uczestniczyłam, była
rzeczywiście podniosła. 3 lipca to
Święto Niepodległości Białorusi.
Barwny pochód – radosny, kolorowy,
baloniki, kwiaty, tańce . I naprawdę
nie kojarzyło się to z dawnym 1
maja! Szła szlachta i rycerze,
tańczono poloneza, a spektakl „z
epoki” przywołał całą dynastię
Radziwiłłów, bo trzeba powiedzieć,
że Nieśwież był radziwiłłowski i
właściwie nadal jest… Przy
przecinaniu wstęgi w uroczystości
otwarcia pięknie odrestaurowanego
zamku uczestniczyli m.in. książęta
Michał i Mikołaj Radziwiłłowie.
A w samej w
uroczystości uczestniczyła liczna
delegacja Samorządu Powiatu
Tarnowskiego ze Starostą Romanem
Łucarzem i Zbigniewem Karcińskim –
Przewodniczącym Rady Powiatu na
czele. Pięknie się prezentowali,
wyróżniali się elegancją wśród
wszystkich delegacji Miast
Zaprzyjaźnionych z Nieświeżem, a
było ich wiele.
Ja zostałam
uhonorowana podwójnie. Oprócz
przepasania wstęgą i otrzymania
„Zaświadczenia o Honorowym
Obywatelstwie '' z rąk mera miasta
Nieśwież, otrzymałam najważniejsze
wyróżnienie Powiatu Tarnowskiego –
„Grosz Ziemski Tarnowski '' i to
było dla mnie duże wzruszenie:
Nieśwież – Tarnów, moje dwa miasta,
tak razem…
Świętowano cały
dzień. Koncerty, iluminacje,
fajerwerki na całe niebo,
podświetlona fontanna, całe rodziny
z dziećmi na rynku, w parku, na
zamkowym dziedzińcu. Białorusini
umieją świętować, oni są radośni
naprawdę!
– Nieśwież to Pani
rodzinne miasto. Jak je Pani
wspomina z czasów dzieciństwa,
przerwanego dramatem wywózki na
Sybir?
– Och, wspomnienia.
Ależ ja nic nie robię innego tylko
wspominam! Naprawdę. Wspomnienie
Nieświeża na Syberii dawało siły do
przetrwania. Nieśwież uosabiał
Polskę . W ciemnej, zimnej ziemiance
długo w noc mama opowiadała mi o
Nieświeżu i to była najpiękniejsza,
niekończąca się bajka. A ja teraz
cały czas o tym piszę i mówię, czy
na spotkaniach z młodzieżą, czy w
klubach, czy przy każdej innej
okazji. To dla mnie zaczarowane
miasto…
– Jak Pani
znajduje je dziś, po latach?
– Nieśwież po latach?
Inny i ten sam. Paradoks? Nie! Moim
punktem odniesienia jest Brama
Słucka. Stoi. Ta sama. Ale już nie
sklepik z pamiątkami w środku i
bylejakość dookoła, jak wtedy, gdy
Białoruś była sowiecką republiką.
Mer oddał Bramę Słucką katolikom,
najpierw pięknie ją wyremontowawszy.
I jest tam znowu kaplica. Wycieczki
z Polski przychodzą i nie wierzą
oczom. Płaczą. Kaplica (poświęcona!)
jest też na zamku i komnaty wiernie
odtworzone, jak przed wojną. I
wszędzie polskie orły. Na bramie do
parku, na kaflach na ratuszu, gdzie
zresztą jest muzeum polskie. A na
zamku orzeł jest prawie w każdej
komnacie. I w herbie Nieświeża, bo
to herb Radziwiłłów jest herbem
miasta.
Ratusz jest piękny,
króluje na Rynku. Podniesiono mu
wieżę według starych grafik. Rynek
jest inny. Był zbombardowany, ocalał
tylko Ratusz i jeden dom. Ale np.
gmach biblioteki w stylu
klasycystycznym pięknie wkomponowano
w Rynek. Zostało to samo jezioro,
pielęgnowany pieczołowicie park,
odrestaurowane polskie zabytki, no
i domki, domki, werandy, werandy,
kolorowe ogródki. Uderza czystość,
brak graffiti, brak reklam, mnogość
kwiatów. I ludzie. O, to osobny
temat, a mówiąc krótko – są
wspaniali. Wiele mam na to
przykładów, nieprawdopodobnych
zdarzeń, chcę podkreślić poczucie
godności i ciepły, serdeczny
stosunek do Polski, do Polaków. Oni
nas kochają. Tak. Muszę wymienić dwa
nazwiska: moim bohaterem jest pan
Anatol Żołnirkiewicz – ostatni
szlachcic na Ziemi Nieświeskiej.
Natomiast moją bohaterką jest
nieświeżanka z pochodzenia, pani
doktor Wiktoria Dziwota-Żukiewicz,
która urodziła się na Syberii,
mieszka w Świnoujściu, a rządzi w
Nieświeżu.
– Rozmawiając o
wyróżnieniu, jakie Panią spotkało,
nie sposób nie zapytać o polską
diasporę w Nieświeżu i na Białorusi
w ogóle. Jak wypada porównanie z
Polakami na Ukrainie?
– To akurat jest dla
mnie trudne pytania, a nawet bardzo
trudne. Nie chciałabym wdawać się w
politykę, a tu musiałabym
opowiedzieć, ile krzywd wyrządziła
Polakom Andżelika Borys. Szok? Widzi
Pan? I na tym poprzestanę. Ale
chętnie dodam, że wszystkie kościoły
Polacy odzyskali bez walki, już na
samym początku oddzielenia się
Białorusi od Rosji, że w ubiegłym
roku uczestniczyłam w uroczystości –
konsekracji kościoła w Klecku, a
głównym sponsorem był 94-letni pan
Wacław Wierzbicki, żołnierz spod
Monte Cassino, obywatel USA, który
co roku przyjeżdża z nami do
Nieświeża. Kościoły są pełne
wiernych. A jak się modlą! Jak
śpiewają... A Ukraina? Powiem tyle:
w niczym, ale to dosłownie w niczym
Białoruś Ukrainy nie przypomina. Nie
ma porównania.
– Z tego, co wiem,
Pani wyprawy na Kresy Wschodnie nie
ograniczają się li tylko do
działalności patriotycznej i
sentymentalnych powrotów, ale
sprawiają, że jest Pani obecna w
tamtejszym obiegu kulturalnym
poprzez publikacje i tłumaczenia
pani wierszy, spotkania autorskie i
koncerty, na których śpiewane są
Pani wiersze...
–
Moje pierwsze
„utwory” rzeczywiście powstały na
zesłaniu – w Północnym Kazachstanie.
To już była Syberia. Tam się zaczęły
w mojej dziecięcej samotności i
rozpaczy rozmowy z Bogiem,
monologi-modlitwy, które następnie
zapisywano, a krąg zainteresowanych
się powiększał. To tam podjęłam
nieuświadomioną jeszcze misję
utrwalania, przekazywania Prawdy o
zesłańcach. Potem to już było
zobowiązujące: rośnij, a jak
wrócisz, powiedz o nas'.
– W tym miejscu
nie sposób nie zapytać o Pani
wiersze – i te pisane po polsku, i
te pisane po rosyjsku. Które były
pierwsze i co sprawiło, że zaczęła
Pani tworzyć na tamtej syberyjskiej
„nieludzkiej ziemi"?
–
Tak, pisałam też po
rosyjsku, bo przyszedł taki czas, że
po rosyjsku mówiłam lepiej niż po
polsku. Wszystkie dzieci zresztą.
Och, jak ciężko było z takim
„bagażem” wrócić! Niewyobrażalnie
ciężko. A reminiscencje są do dziś.
Taki cierń ostatnio wpadł w samo
serce. Na spotkaniu z jedną z klas –
50 lat po maturze – padło pytanie:
„A ile wierszy napisała pani o
Tarnowie? Przecież Tarnów w a s p
r z y j ą ł! Nas? – to znaczy kogo?
Przyjął? To znaczy mógł nie przyjąć,
tak? Boli. Na szczęście nie wszyscy
tak postrzegają Sybiraków. Kocham
Tarnów, jest piękny, mam tu
przyjaciół, Sybiracy mają tu swój
kąt. Dom Polski w Nieświeżu jest
jednak większy, zasobniejszy,
własny. Czy z tego coś wynika? Nie
wiem, ot, nasunęła się paralela.
– Pamięta Pani
swój debiut?
–
Mój debiut? Tak.
Nietypowy. Wygrałam w szkole konkurs
na wiersz. W rosyjskiej szkole. Był
tam taki czas, że polskie dzieci
objęto obowiązkiem szkolnym. No więc
wygrałam i w nagrodę miałam wystąpić
z tym wierszem w rejonowym
radiowęźle. Towarzyszył mi
nauczyciel. Boziu! Dorwałam się do
mikrofonu i jednym tchem
wyrecytowałam:
Kochamy Cię , Tatusiu,
Dbaj o swoje zdrowie,
Pozdrawiam Cię Tatusiu
W dalekim Ostaszkowie!
W swojej naiwności
byłam pewna, że mój głos do Ojca
doleci… Ach, co potem było!
Nauczyciel blady jak ściana,
przerażony, powtarzał: „Czto ty
takoje skazała?”. Mikrofon
wyłączono, ale „debiut'' się odbył
. We wszystkich ziemiankach
„kołchoźnik'' przemówił po polsku.
– A jak obecnie
wygląda Pani dorobek literacki? Co
aktualnie „na warsztacie”? Słyszałem
o książce, zbiorze listów „do Pani
S."...
–
Do tej pory
napisałam: „Piołun z kropelką rosy",
„Zapomniana melodia, czyli Lacrimoso
Polski", „Powiem wam, jak było",
„Powrót do Sanato" i „Nieśwież w
sercu i snach" (część I). To
wszystko wiersze. Jest jeszcze
powieść „Panna na Bukowcu". Są
jeszcze teksty piosenek, eseje –
znane dość szeroko w określonych
środowiskach: sybirackich,
katyńskich, kresowych. Za granicą
nic nie wydawałam, rozchodziło się
samo... Moi wydawcy to: Muzeum
Okręgowe, Starostwo Powiatowe,
Ośrodek Dokumentacji Czynu
Niepodległościowego, Rodzina
Katyńska. Natomiast „Listy do Pani
S.” to nie ja! To pan Tomasz Żak do
mnie. To niebawem będzie dostępne
pod tytułem „Dom za żelazną
kurtyną”. Czekam na tę książkę, bo
zainspirowała Autora pielgrzymka do
Nieświeża właśnie. Ja tam napisałam
tylko jeden list – do pana T.
Posłowie. A dopełnieniem naszej
rozmowy niechaj będzie jeden z moich
nieświeskich wierszy:
Sen się kończy,
jak wszystko. I jakie to dziwne:
Pozostało daleko
moje miasto rodzinne…
Moje szczęście i
radość… i rana wciąż świeża…
Jestem tu. Jak
daleko… jak blisko Nieświeża…
Proszę już o jedno
– usłysz szept pacierza
Kiedy nas nie
stanie, nie odchodź z Nieświeża!
Rozmawiał:
Ryszard Zaprzałka
(Także w tygodniku
Miasto i Ludzie)
|