Dwa
święta „dotykające”
śmierci, ale w
kompletnie różny
sposób: jedno pełne
oddechu i światła,
drugie ubierające ją
w maskę rodem z
horroru „Noc żywych
trupów”. Czy można
czcić Halloween, tak
jak obchodzi się na
przykład walentynki?
Święto Halloween
szturmem zdobywa
także nasz kraj. Czy
za lat kilka
zamienimy znicze na
świeczkę w
wydrążonej dyni, a
wspomnienia o
świętych na
przebieranki w
czarownice i upiory?
„Święto cukierka”
lub „święto dyni”,
jak pieszczotliwie
określa się
Halloween w Stanach,
od lat szuka sobie
miejsca nad Wisłą.
Szkoły organizują
dyskoteki, na które
nie wypada nie
przyjść we
wdzięcznym
przebraniu wampira
czy czarownicy, w
restauracjach w nocy
z 31 października na
1 listopada trwają
podobne zabawy dla
starszych (i
mądrzejszych?), na
wystawach wielu
sklepów króluje
wydrążona dynia. Co
roku przed
restauracją przy
warszawskich
Powązkach leży w
listopadzie replika
trumny. Trumna jako
„ozdoba” zgorszenia
już nie budzi. Tym
bardziej niewinna
dynia. Mile kojarzy
się z jesienią, a
tylko nielicznym z
duszą potępioną. A
nawet jeśli i wiemy,
że starożytni
podświetlali ją, by
poinformować, że
czczą demony, to
przecież nie ma to
większego znaczenia.
Bo po pierwsze to
zabobon, a po drugie
chodzi przecież
tylko o dobrą
zabawę. – Po raz
pierwszy zetknąłem
się z tym „świętem”
po przybyciu do
Detroit –
opowiada ks. Jan
Karpowicz,
chrystusowiec
pracujący w Stanach
Zjednoczonych – W
ciemny i dość zimny
wieczór mój kolega
postanowił pokazać
mi coś, czego dotąd
nie znałem.
Zobaczyłem na
ulicach dzieci
przebrane za
wiedźmy,
kościotrupy,
wilkołaki. Apogeum
zdziwienia, a może
bardziej
przerażenia, wywołał
we mnie płonący dom
(dla niektórych
święto było
wspaniałą okazją, by
spalić opuszczone
domostwa). Patrząc z
perspektywy czasu,
było to dla mnie
niepokojące
spotkanie z inną
„kulturą”.
Jednak do głębszej
refleksji
zmobilizował mnie
film „Halloween –
Trick or Treat”,
który w jasny sposób
wskazał, że korzenie
tego święta wywodzą
się z czarnej magii,
a nawet satanizmu.
–
Według kościołów:
Katolickiego,
Episkopalnego i
Luterańskiego –
święto Wszystkich
Świętych oznacza
cześć dla wszystkich
świętych w niebie -
tych znanych i tych
nieznanych.
Natomiast coraz
modniejszy i u nas
Halloween to dzień
przed Wszystkimi
Świętymi, czyli
31 października. W
okresie
chrystianizacji
plemion celtyckich
Samhain nadano
chrześcijański
charakter i nazwano
je wigilią
Wszystkich Świętych,
czyli Hallows
lub Hallow Even.
W połowie XIX wieku
przywędrowało wraz z
irlandzkimi
emigrantami do
Ameryki i tam
zmieniło nazwę na
Halloween. W drugiej
połowie XX wieku
święto trafiło znowu
do Europy. W
Irlandii za czasów
pogańskich ludzie
przebrani w kolorowe
kostiumy
odprowadzali duchy
do granic miasta.
Niezamożni
proponowali bogatym
interes, który
polegał na tym, że
mieli odprawiać
modły za dusze
zmarłych w zamian za
chleb. Najbardziej
znanym gadżetem tego
neo pogańskiego
święta jest
wydrążona dynia ze
światełkiem w
środku, która dla
irlandzkich chłopców
oznaczała błędne
ogniki uważane za
dusze zmarłych. W
czasie tajemniczych
celtyckich obrzędów
miano uwalniać
ludzkie dusze z ciał
czarnych kotów, sów
i nietoperzy.
Obecnie w
wyeksponowanych
miejscach domów
umieszcza się
wydrążone i
podświetlone od
wewnątrz dynie z
wyciętymi kształtami
różnych postaci
oraz, w zależności
od wyobraźni
domowników, imitacje
ludzkich czaszek,
szkieletów,
manekinów znanych
postaci z horrorów,
itp. Kulminacyjnym
momentem tego święta
jest odwiedzanie
domów przez
przebrane dzieci,
które wypowiadają
zdanie "trick or
treat" - psikus albo
poczęstunek, co ma
nakłonić
odwiedzonego
domownika do
poczęstowania dzieci
garścią wcześniej
zakupionych na ten
cel słodyczy pod
„groźbą" zrobienia
mu psikusa np.
nasmarowania klamki
pastą do zębów. Na
Zachodzie młodzież
oprócz organizowania
domowych imprez,
często odwiedza tzw.
„Scary Farm" -
straszne farmy,
czyli zaadoptowane
na ten cel duże
przestrzenie, gdzie
tworzone są
specjalne scenerie,
niczym wystrój planu
filmu grozy, jednak
wszyscy w tym czasie
dobrze się bawią.
Dzieci najczęściej
chodzą po domach i
proszą o słodycze.
Niektórzy, co
światlejsi rodzice i
pedagodzy, także ci
duchowni tłumaczą
im, ze zabawa w
Halloween jest po
prostu wesołym
przygotowaniem się
do uroczystości
Wszystkich Świętych.
Ale nie zawsze tak
to niewinnie
wygląda. Niektórzy,
jak Anton Szandor La
Vey, autor „Biblii
szatana”, twierdzi
wręcz, że
Halloween jest
najważniejszym dniem
w roku dla kościoła
szatana. A jego
liczni zwolennicy,
głównie w USA i na
Zachodzie, uważają,
że korzenie tego
święta wywodzą się z
czarnej magii, nawet
satanizmu. A stąd
już tylko krok do
oswajania,
szczególnie
najmłodszych, z
modną ostatnio
„kulturą śmierci”.
Warto
to dokładnie
wyjaśnić bowiem
coraz częściej myli
się Halloween z
Hallowmass -
wziętym ze
staroangielskiego
Hallow, co oznacza
uświęcać, czyli
czcić Wszystkich
Świętych.. W
Kościele Katolickim
jest to jeden z
najważniejszych
obrzędów w roku. W
tym dniu wszyscy
katolicy są
zobligowani do
uczestniczenia w
mszy i nabożnego
nawiedzania
cmentarzy.
Natomiast drugi
listopada jest to
dzień poświęcony
zmarłym, których w
tym dniu szczególnie
się wspomina. Jedno
jest pewne, Święto
to obchodzone bez
wiary, bez obcowania
z Tajemnicą,
pozostaje jedynie
pustym erzacem.
Pustym, jak
wydrążona dynia…
W
Polsce do początku
XX w. /głównie na
terenach wiejskich/
istniał zwyczaj
przygotowywania w
dniu 31 października
różnych potraw.
Pieczono chleby,
gotowano bób i
kaszę, a na
wschodzie kutię z
miodem i wraz z
wódką pozostawiano
na noc dla dusz
zmarłych
/prawosławni na
grobach, katolicy na
domowych stołach/.
Wieczorem zostawiano
uchylone drzwi
wejściowe, aby dusze
zmarłych mogły w
swoje święto
odwiedzić dawne
mieszkania. Był to
znak gościnności,
pamięci i
życzliwości, w
zwyczaju było
również nawoływanie
zmarłych po imieniu.
Wierzono, że dusze
doświadczają głodu i
pragnienia,
potrzebują
wypoczynku i
bliskości krewnych.
Obowiązkiem żywych
było zaspokojenie
tych pragnień, gdyż
obrażone czy
rozgniewane mogły
straszyć, wyrządzić
szkodę, sprowadzić
nieszczęście czy
przedwczesną śmierć.
Po zapadnięciu
zmroku, przez dwa
kolejne dni: 1 i 2
listopada,
zabronione było
ubijanie masła,
deptanie kapusty,
maglowanie,
przędzenie i tkanie,
cięcie sieczki,
wylewanie pomyj i
spluwanie, aby nie
rozgnieść, nie
skaleczyć i nie
znieważyć
odwiedzającej dom
duszy. W całej
Polsce ugaszczano
obficie żebraków i
przykościelnych
dziadów, ponieważ
wierzono, że ich
postać mogła
przybrać zmarła
przed laty osoba. W
zamian za jadło
zobowiązani oni byli
do modlitwy za dusze
zmarłych.
W noc zaduszną, aż
do świtu, na
cmentarzach,
rozstajach i w
obejściach,
rozniecano ogniska,
których zadaniem
było wskazywanie
drogi błąkającym się
duszom. Popularne
było również palenie
ognisk na mogiłach
samobójców i ludzi
zmarłych tragicznie,
którzy zwykle byli
grzebani za murem
cmentarnym. Chrust
na te ogniska
składano w ciągu
całego roku - ten,
kto przechodził
obok, kładł obok
grobu gałązkę i w
ten sposób tworzył
się stos do spalenia
w noc zaduszną.
Wierzono, że ogień
palony na grobach
samobójców ma moc
oczyszczającą
umarłych, daje
również ochronę
żywym przed złymi
mocami, które mogły
być obecne w takich
miejscach.
Warto
o tym wszystkim
pamiętać i
przypominać,
szczególnie w tych
dniach dotykających
spraw ostatecznych.
Ryszard Zaprzałka |