Dzieło
Jaroslava
Haška
„Przygody
dobrego
wojak
Szwejka” ma
swoich
zagorzałych
wielbicieli.
Dla wielu
czytelników
to w ogóle
najlepsza
powieść,
jaką w życiu
przeczytali.
Powodów jest
kilka: humor
utworu,
klimat
ironii i
absurdu,
które Hašek
nadał swojej
wizji
monarchii
habsburskiej
u progu I
wojny
światowej,
wykpiwanie
bezdusznego
drylu
wojskowego,
pacyfistyczna
wymowa,
zabawna
fabuła i
przede
wszystkim
postać
głównego
bohatera,
Józefa
Szwejka –
gaduły i
pokątnego
handlarza
psami, który
wpisuje się
w cały
szereg
postaci
literackich
o plebejskim
rodowodzie (Sanczo
Pansa, Dyl
Sowizdrzał),
a które w
szaleństwie
otaczającej
ich
rzeczywistości
zachowują
dystans,
optymizm i
zdrowy
rozsądek. W
przypadku
Szwejka
efekt
paradoksu
zostaje
wzmocniony
przez fakt,
iż w opinii
otoczenia i
uczonych
autorytetów
medycznych
Szwejk
uchodzi za
nieuleczalnego
idiotę.
Jakie
świadectwo
wystawia
sobie
rzeczywistość,
którą
najtrafniej
i
najskuteczniej
określa
osobnik z
naukowo
stwierdzonym
ograniczeniem
umysłowym?
Każda próba
przeniesienia
opowieści o
Szwejku na
scenę
natrafi na
podstawowa
trudność:
konieczność
dokonania
niezbędnych
skrótów. Z
czterech
tomów
powieści
trzeba
wybrać
materiał na
2-3 godziny
spektaklu.
Adam Walny,
adaptator i
reżyser
przedstawienia
„Szwejk. Na
tyłach”,
wystawionego
na
tarnowskiej
scenie,
poszedł
jeszcze
dalej: jego
spektakl
trwa 1 godz.
15 minut i
jest
zrealizowany
z udziałem…
lalek.
Wielkie
(rozmiarami
większe od
aktorów)
lalki są
animowane
zarówno
przez zespół
aktorski jak
i
techniczny,
i przez cały
czas trwania
przedstawienia
są obecne na
scenie
niczym
widownia
teatralna.
To przed
nimi i
niejako na
ich oczach
rozgrywa się
historia
Józefa
Szwejka.
Adam Walny
jest uznanym
twórcą w
dziedzinie
teatru
lalkowego.
Odnosi
liczne
sukcesy na
tym polu,
zarówno w
kraju, jak i
na świecie.
Niestety,
nie
widziałem
żadnej z
wcześniejszych
inscenizacji
tego twórcy,
ale znam
osoby, które
zachwycają
się jego
osiągnięciami
artystycznymi.
Adam Walny
podejmuje
śmiałe
wyzwania i w
swoim
dorobku ma
takie
adaptacje,
jak np.
„Hamlet” czy
„Genesis”.
Już te
tytuły
dowodzą, że
artysta jest
w stanie
wziąć na
siebie
ryzyko
przeniesienia
nietypowego
materiału na
grunt teatru
lalkowego.
Jego
wypowiedzi,
choćby te
umieszczone
w programie
do
spektaklu,
potwierdzają,
że Adam
Walny to
artysta
świadomy
specyfiki i
uwarunkowań
związanych z
teatrem
lalkowym,
chętnie
odwołujący
się do
artystycznego
eksperymentu.
Tyle tylko,
że
eksperyment
może być
udany albo
nie. W moim
odczuciu
„Szwejk. Na
tyłach” w
Teatrze im.
L. Solskiego
w Tarnowie
jest
eksperymentem
nieudanym.
Wątpliwości
pojawiają
się na
każdym
kroku. Na
przykład:
„wyretuszowanie”
głównej
postaci. Jak
stwierdza w
wywiadzie
opublikowanym
w
miesięczniku
teatralnym
„Kulisy
Solskiego”
odtwórca
głównej
roli, Jerzy
Pal: „Adam
Walny,
reżyser
spektaklu,
nie
przedstawia
kolejnej
klasycznej,
pięćsetnej
wersji
Szwejka” i „
…w
porównaniu z
pozostałymi
postaciami
na scenie
Szwejk jest
najmniej
szwejkowy”.
Stąd też
częste uwagi
podczas
prób,
kierowane do
aktora: „Nie
szwejkuj!”.
Czyli:
Szwejk bez
Szwejka?
Ryzykowny
zabieg, bo
grozi
rozczarowaniem
widowni.
Wielbiciele
powieści
Haška
przyjdą do
teatru, żeby
zobaczyć
„swojego”
Szwejka,
tego
„klasycznego”.
Zawiodą się.
Trudności
pojawią się
przy próbie
zrozumienia
roli owego
lalkowego
audytorium,
które przez
cały czas
przygląda
się
Szwejkowi i
nam, widzom.
Wątpliwości
będzie
więcej:
niektóre
postaci nie
wchodzą na
scenę, tylko
wjeżdżają:
na rolkach,
na
deskorolkach,
na
hulajnodze,
a nawet na…
małym
dziecięcym
rowerku.
Dlaczego?
Niektóry
postaciom
dodano,
nazwijmy to:
nerwowe
ruchy
kończyn
dolnych, co
nie tyle
różnicuje
postaci, co
prowokuje
kolejne
pytania. Ten
pomysł w
żaden sposób
nie
przywołuje
klimatu
powieści
Jaroslava
Haška,
raczej
kojarzy się
z Latającym
Cyrkiem
Monty
Pythona i
jego
Ministerstwem
Głupich
Kroków.
Widzowie są
nieco
zdezorientowani,
widząc różne
urządzenia
techniczne,
które
pojawiają
się na
scenie, np.
podnoszone i
opuszczane
platformy (feldkurat
Katz,
porucznik
Lukasz).
Niektóre
postaci
rodzą
pytania o
trafność
obsady: czy
Matylda
Baczyńska
(Pani
Műllerowa) i
Bogusława
Podstolska-Kras
(Baronowa,
Dama) nie
powinny
zamienić się
rolami? Czy
Piotr
Hudziak (Katz)
nie wypadłby
wiarygodniej,
gdyby zagrał
rolę
Mariusza
Szaforza (Lukasz)
– i na
odwrót?
Oczywiście,
to kwestie
subiektywne.
Twórcy
zapewne będą
mogli je
uzasadnić,
podobnie jak
patologicznie
jąkającą się
panią
Műllerową,
stylizowanego
na
konfidenta
gestapo
Bretschneidera
(Tomasz
Piasecki)
albo postać
graną przez
Ireneusza
Pastuszaka,
która za
pomocą
ręcznej piły
znaczy
dookolne
meble. Tylko
czy widz
znajdzie dla
tych
zabiegów
satysfakcjonujące
wytłumaczenie?
Sądząc po
reakcji
premierowej
widowni –
mogą być z
tym
trudności.
Świadczą o
tym
anemiczne
brawa na
zakończenie
spektaklu i
kuluarowe
rozmowy, w
których
przewijało
się pytanie:
do kogo
adresowane
jest to
przedstawienie?
Raczej nie
do „szwejkologów”,
nie do
młodzieży
szkolnej i
nie do tzw.
zwykłego
widza.
Stopień
stylizacji
(scenografia,
kostiumy,
rekwizyty,
ekspresja
aktorska)
nie ułatwia
odbioru,
raczej
dezorientuje
widza, który
z ulgą
przyjmuje
zaskakujące,
finałowe
zawołanie
Szwejka:
„Koniec
przedstawienia.
Kurtyna!”.
Jaroslav
Hašek:
SZWEJK. NA
TYŁACH.
Teatr im. L.
Solskiego w
Tarnowie.
Reżyseria,
scenografia
i adaptacja:
Adam Walny.
Muzyka: Adam
Pierończyk.
Kostiumy:
Monika
Malicka-Kusak.
Ruch
sceniczny:
Marta
Pietruszka.
Obsada:
Jerzy Pal,
Matylda
Baczyńska,
Bogusława
Podstolska-Kras,
Aleksander
Fiałek,
Piotr
Hudziak,
Ireneusz
Pastuszak,
Tomasz
Piasecki,
Mariusz
Szaforz,
Tomasz
Wiśniewski i
Katarzyna
Jędrzejczyk.
Zespół
muzyczny w
składzie:
Roman
Bartnicki,
Józef
Partyka i
Andrzej
Król/Arkadiusz
Płaneta.
Premiera: 27
marca 2013,
Duża Scena
Marcin Gajda
Źródło:
naszemiasto.pl |