Kim
był
ten
niezwykły
człowiek?
Na
pewno
był
jednym
z
najbardziej
szanowanych
obywateli
Tarnowa,
przed
którym,
gdy
przechadzał
się
Krakowską,
falowały
w
rękach
mieszkańców
kapelusze.
Jego
życiorys
może
przypominać
iście
amerykańską
historię
potentatów
takich
jak
Rockefeller
i
Ford.
Pochodził
z
bardzo
ubogiej
rodziny
szewca
Andrzeja
i
Karoliny
Kuczkowskiej
córki
murarza.
Był
trzecim
z
jedenaściorga
dzieci
tej
robotniczo
–
rzemieślniczej
rodziny.
Okres
młodzieńczy
Władysława
Bracha
nie
jest
znany,
ale
wiadomo,
że
po
ukończeniu
czteroklasowej
szkoły
męskiej
wyjechał
do
Krakowa,
by
tam
terminować
u
znanego
kupca
Krzysztofowicza.
Uczył
się
handlu
farbami
i
przyrządami
malarskimi.
Po
wyzwoleniu
się
z
terminu
powrócił
do
rodzinnego
Tarnowa
i
założył
swój
pierwszy
interes
– w
1895
roku
-
którym
była
drogeria,
czyli
sklep,
gdzie
można
było
kupić
niemal
wszystko.
Drogeria
Bracha
–
nazwa
ta
przetrwała
do
lat
80-tych
XX
wieku
–
usytuowana
była
w
najlepszym
miejscu
jakie
sobie
można
wyobrazić,
przy
zbiegu
ulic
Targowej,
Krakowskiej,
Wałowej
i
Katedralnej,
sąsiadując
z
placem
Kazimierza.
Klimat
ówczesnego
Tarnowa
trafnie
i
dobitnie
opisywał
tarnowski
pisarz
Jan
Bielatowicz
–
Może
zbyt
śmiałym
byłoby
określenie
placu
Kazimierza
jako
piekła,
aliści
bez
wątpienia,
jeśli
już
nie
przedpiekle,
była
to
co
najmniej
zasadzka
piekła,
a to
z
powodu
obfitości
skupionych
tu
przybytków
cielesnych
rozkoszy
i
rozpusty,
trzech
restauracji
z
wyszynkiem
wódek(…)Ziemio
utraconych
smaków
i
przypraw,
pachnąca
z
daleka,
mlekiem
i
miodem
płynąca,
gdzie
tłuste
i
zawiesiste
polewki
zwano
zupką
nic,
z
gwoździa,
galopką,
lub
wodzianką(…)Jakiś
czar
owiewał
plac
Kazimierza,
bo
oprócz
ciała
pedagogicznego
i
patrycjatu,
pijącego
w
knajpie
u
Palucha
i
jeszcze
bardziej
śmiertelnie
u
Pankiewicza,
ściągał
też
pospolitych
pijaków,
raczących
się
zazwyczaj
prosto
z
flaszki
u
stóp
pomniczka
Adama
Mickiewicza(…)Do
Palucha
co i
rusz
zajeżdżał
w
świcie
swych
posłów
ludowych,
mecenasa
Janigi
i
najbliższej
rodziny
z
pobliskich
Wierzchosławic,
w
lśniących
butach
z
cholewami
i
złotą
spinką
pod
kołnierzykiem
koszuli,
skupiony,
poważny,
pierwszy
chłop
u
steru
Rzeczypospolitej,
Wincenty
Witos.
– Co
prawda
opis
pochodzi
z
lat
nieco
późniejszych
i
powojennych,
ale
na
pewno
oddaje
wiernie
wygląd
Tarnowa
z
przełomu
wieków.
W
ten
anturaż
pełen
zapachów
kuchni,
okrzyków
sprzedawców
nabiału
i
alkoholowych
libacji
wbiła
się
zupełnie
odmienna
od
innych
sklepów
ulokowanych
w
pobliżu,
Drogerya
Bracha,
oferując
przysłowiowy
szmelc,
mydło
i
powidło,
a do
tego
podstawowe
lekarstwa,
wykwintne
perfumy,
maść
na
odciski,
farby
i
wszystko
co
tylko
mogło
pomóc
w
prowadzeniu
gospodarstwa
domowego…
i
nie
tylko.
Brach
był
typowym
kupcem
i
nie
wyobrażał
sobie
by
czegokolwiek
brakowało
na
półkach
jego
sklepu
–
gdy
klientki
zaczęły
nieśmiało
wypytywać
o
skuteczny
środek
antykoncepcyjny,
natychmiast
na
półkach
znalazły
się
krople,
które
miały
spełnić
owe
zapotrzebowanie.
Środek
zrobił
karierę
w
kilku
ościennych
województwach,
a
jak
się
potem
okazało
była
to
mieszanka
ziół,
wazeliny
i
terpentyny.
Sława
pomysłowych
subiektów
w
drogeriach
Galicji
dotarła
do
Tarnowa,
a
przykładem
nienagannej
dbałości
o
wymagania
klientów
może
być
pewna
drogeria
w
Pradze,
której
subiekt
bez
mrugnięcia
okiem
znalazł
na
półce
poszukiwany
przez
pucybuta
kapelana
wojskowego
święty
olej,
mający
posłużyć
do
ostatniego
namaszczenia
chorych
(Jarosław
Haszek
–
Przygody
dobrego
wojaka
Szwejka).
Nad
sklepem,
ku
wygodzie
klienteli,
Brach
stworzył
okazałą
kawiarnię.
Usytuowana
na
dachu
kamienicy,
obsadzona
roślinami
doniczkowymi
i
małymi
drzewkami
ozdobnymi,
dawała
bardzo
przyjemne
chwile
wytchnienia
klientom,
czas
na
zastanowienia
przed
zakupami
i
atrakcje
widokowe.
W
pogodne
dni
można
było,
siedząc
przy
ciastku
i
kawie,
oglądać
Tatry
i
całą
dolinę
Dunajca.
Był
to
niewątpliwie
elegancki
świat
wkomponowany
w
pobliskie
knajpy
i
uliczny
handel,
mała
enklawa,
która
całkowicie
odstawała
od
brudnego
placu
Kazimierza
i
gwarnego
placu
Sobieskiego
z
zapachami
postoju
dorożek.
Do
wybuchu
I
wojny
interes
Bracha
prosperował
znakomicie,
a
rosnąca
fortuna
sprawiała,
że
ów
syn
biednego
szewca
wchodził
z
wielkim
impetem
na
salony
towarzyskiego
Tarnowa.
Został
wybrany
do
rady
miejskiej,
gdzie
zajmował
się
tym
na
czym
się
znał
najlepiej
–
finansami.
W
tym
czasie
Tarnów,
jak
opisywał
tamte
czasy
inny
tarnowski
pisarz
Jerzy
Reuter
-
przeżywał
wielki
boom
gospodarczy,
elektryfikacja,
wybudowanie
kanalizacji
i
nowego
dworca
kolejowego,
wodociągi
i
gazownia
– to
wszystko
za
przyczyną
genialnego
burmistrza
Tadeusza
Tertilla
i
jego
radnych,
wśród
których
był
Władysław
Brach
ze
swoim
głosem
doradczym,
opiniującym
wszystkie
inwestycje
w
mieście.
Po
wybuchu
wojny
stracił
po
raz
pierwszy
swoją
fortunę.
Zaangażowany
w
pomoc
dla
biedujących
mieszkańców,
oddał
prawie
wszystko
na
rzecz
głodujących,
organizował
punkty
szpitalne
dla
rannych
i
urządzał
wielkie
Wigilie
dla
tarnowian.
Posądzony
przez
Rosjan
o
szpiegostwo
na
rzecz
Austrii
o
mały
włos
nie
stanął
pod
ścianą
śmierci.
Na
szczęście,
zupełnie
przypadkowo,
Rosjanie
odkryli
linię
telefoniczną,
przez
którą
ktoś
informował
stojące
za
Dunajcem
austryjackie
wojska.
Do
wyzwolenia
zajmował
się
sprawami
miasta,
nie
dbając
o
własne
interesy,
ale
czy
na
pewno?
O
dziwo,
tuż
po
zakończeniu
wojny,
okazało
się,
że
posiada
spory
majątek,
który
pozwolił
mu
na
uratowanie
od
całkowitego
upadku
Drogerii
i
oddanie
sporej
ilości
biżuterii
na
rzecz
Czynu
Narodowego,
niosącego
pomoc
odradzającej
się
Ojczyźnie.
W
1918
roku
Władysław
Brach
posiadał
pokaźny
majątek,
głównie
w
nieruchomościach
i
tysiące
akcji,
co
czyniło
z
jego
dóbr
prawdziwe
imperium
finansowe.
Nikt
w
tym
czasie
nie
przypuszczał,
że
za
piętnaście
lat
Władysław
Brach
stanie
się
całkowitym
bankrutem.
Drugim
po
Drogerii
interesem
Bracha
była
cegielnia
Kantoria,
obok
dzisiejszego
basenu
przy
ulicy
Piłsudskiego,
sprzedał
wtedy
prawie
cały
majątek
i
być
może
to
przyczyniło
się
do
niechybnego
upadku
imperium.
Cegielnia
prosperowała
znakomicie
i
wkrótce
stała
się
poważnym
konkurentem
dla
cegielni
Sanguszków
i
cegielni
miejskiej,
mało
tego,
poprowadził
prywatną
linię
kolejową
przez
strzelnicę
wojskową,
Piaskówkę
i
Klikową,
do
linii
Tarnów
–
Szczucin.
Zatrudniał
ponad
150
robotników,
a
zakład
był
wyrastającą
ponad
swoje
czasy
nowoczesną
fabryką.
Krach
nastąpił
wraz
ze
światowym
kryzysem
gospodarczym.
Brach
zbyt
łatwo
uwierzył
w
dobre
intencje
przyjaciela,
księdza
infułata
Władysława
Mysora,
dyrektora
Komunalnej
Kasy.
Bez
zastanowienia
podpisał
dokumenty,
które
stały
się
podstawą
do
zlicytowania
całego
majątku
Bracha.
Tak
też
się
stało,
a
największą
część
sukcesji
wykupiła
Tarnowska
Kuria.
Zmarł
12
listopada
1941
roku
na
zawał
serca.
Pozostała
tylko
drogeria
prowadzona
do
1951
roku
przez
żonę
-
Annę
Brach.
Ryszard
Zaprzałka
(
za
A.
Sypek
–
Imperium
Bracha.
Temi
1997.) |