Teatralna pamięć o Żołnierzach Wyklętych

„Powiedz - kiedy będzie tutaj prawdziwa Polska? To nie może być tak, żeby Polski nie było! To jakaś intryga, nieporozumienie, zdrada! Mamy broń oddać, a później co? Koniec?”

Dzień 1 marca – Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych – to data symboliczna. Ale oczywistym jest, że nasz obowiązek pamięci o Żołnierzach Wyklętych nie powinniśmy ograniczać do tej daty. Oni walczyli o niepodległą Polskę przez cały rok i każdego dnia i miesiąca w różnych miejscach kraju; walczyli i za Polskę ginęli. Prezentowany w całej Polsce spektakl tarnowskiego Teatru Nie Teraz pt. „Wyklęci”, według scenariusza i w reżyserii Tomasza A. Żaka, tę pamięć i wiedzę ukazuje w sposób wyjątkowy. W podsumowaniu sezonu artystycznego 2012, TNT i spektakl „Wyklęci” wyróżniono w prestiżowym rankingu miesięcznika „Teatr” w kategoriach: „Najlepszy teatr” oraz „Najlepsze przedstawienie teatru alternatywnego".  Poniżej wywiad z występującą w tym spektaklu Magdaleną Zbylut.  

 

Magdalena Zbylut to…

Urodzona w Tarnowie, mieszkająca w Krakowie, absolwentka filologii polskiej, aktualnie studentka zarządzania w kulturze na Uniwersytecie Jagiellońskim – aktorka Teatru Nie Teraz. Zainteresowana teatrem i ekonomiką kultury. Organizator eventów kulturalnych. Namiętnie śledząca nowe trendy w Internecie, dziwaczne mody… .  Ważną dla mnie postacią na polonistyce był prof. Andrzej Borowski, a w IV LO Anna Krakowska i Małgorzata Porosły.

Z cenionym w Polsce, a zupełnie nieznanym w rodzinnym Tarnowie, Teatrem Nie Teraz związana jesteś od 2007 roku. Jak się zaczęła Twoja przygoda z trupą T. A. Żaka?

Wzięłam udział w warsztatach. Efektem pracy warsztatowej było widowisko pasyjne „Drzewo” (realizacja na dworcu PKP). W tym czasie TNT miało swoją siedzibę przy ulicy Czerwonych Klonów w Tarnowie-Mościcach w starym internacie. Popadający w ruinę ogromny budynek z dużą salą teatralną i klimatycznym foyer ze starym fortepianem. Nie chciałam być aktorem - chciałam być nadal w tym niesamowitym miejscu i z tymi ludźmi. Aktorem stałam się później.

Teatr to dziwny, teatr jedyny w Polsce, którego rodzinne miasto nie chce, ignoruje i udaje, że go nie ma. A on jest i działa,  bezdomny, „od zawsze” niepoprawny politycznie i odrzucany przez tzw. salon. Będący stale w drodze, misyjny, oryginalny, undergroundowo-offowy, programowo w kontrze do wszechobecnej medialno-komercyjnej rzeczywistości. Odnajdujesz się w nim, utożsamiasz,  edukujesz? 

TNT bardzo szybko stało się moim teatrem, co zaważyło na kolejnych wyborach. Po niespełna dwóch latach mojej działalności w Nie Teraz straciliśmy siedzibę. Władze miasta zapewniały nas, że to tylko przejściowa sytuacja, ale do tej pory nic się nie zmieniło. Wymusiło to na nas wiele zmian, ale nie złamało. Jedynym plusem w tej sytuacji jest to, że zaczęliśmy podróżować. Minusy? Szkoda mojego i Pana czasu na narzekanie.

Wszystkie spektakle Nie Teraz są dla mnie bardzo osobiste, bardzo moje, również te, w których nie gram. Identyfikuję się z artystyczną ścieżką TNT, choć może nie ze wszystkim się zgadzam.

W Twoim teatralnym CV masz spektakl „Na etapie”.  To historia Danusi Siedzikówny,  bohaterskiej sanitariuszki leśnego oddziału majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Jak Ty młoda współczesna dziewczyna odnalazłaś się w tym patriotycznym entourage'u?

„Na etapie” było moim pierwszym spektaklem, rola Danusi Siedzikówny „Inki”- pierwszą rolą. Miałam wtedy 17 lat, czyli dokładnie tyle, ile miała Danusia, kiedy ją zamordowano strzałem w tył głowy w więzieniu w Gdańsku.

Na swoim własnym przykładzie przekonywałam się wtedy, że 17 lat, to nie jest wiek na umieranie. „Inka” znalazła się jednak w okolicznościach, gdzie sprawy honoru i Ojczyzny były najważniejsze. Jej postawa dla kogoś takiego jak ja była o tyle piękna i szlachetna, co niezrozumiała. To była ciekawa lekcja, do której przyszło mi wrócić 5 lat później w spektaklu „Wyklęci”.

Grałaś również w „Kreonie” oryginalnym odczytaniu  „Antygony” Sofoklesa. TNT klasyczną historię konfliktu władzy i religii postrzega dość przewrotnie i bardzo politycznie wpisuje ją we współczesność Polski, która stała się częścią superpaństwa – Unii Europejskiej. Czym dla Ciebie był udział w tym ważnym projekcie?  Stałaś się euroentuzjastką, czy też wprost przeciwnie?

Bardzo dobrze wspominam pracę nad rolą Ismeny, która trwała do końca prezentowania spektaklu. Przez dwa lata ciągle szukaliśmy ostatecznego kształtu „Kreona”. Daliśmy wiele pokazów i niemal każdy z nich był inny.  Najważniejsze dla nas było wpisanie się w aktualny kontekst polityczno-społeczny.

Grałam postać, która balansowała pomiędzy normalnością a zupełnym jej brakiem. Ismena była racjonalna w postępowaniu, odważna i stanowiła przeciwwagę dla swojej siostry Antygony, która notabene nie pojawiła się w ogóle na scenie.

Ten spektakl był czymś w rodzaju próby sił pomiędzy mną a reżyserem. W jednej chwili na potrzeby roli dałam sobie ściąć włosy do centymetrowej długości. To miało być takim moim symbolicznym wejściem w dorosłość, kamieniem milowym.

Odpowiadając na drugie pytanie – jestem raczej eurosceptykiem, bo jako osoba zainteresowana zarządzaniem i zjawiskami gospodarczymi wiem, że niczego nie dostaje się za darmo. Poza tym, Polska ma ciągle niewiele do powiedzenia w eurowspólnocie i nic nie wskazuje na to, aby to mogło się zmienić. A my ciągle dajemy się mamić, że jeżeli wzrasta nasze PKB, to ludziom żyje się lepiej. Ślepo wierzymy, że obniżony wskaźnik bezrobocia jest równoznaczny z dochodzeniem do równowagi na rynku pracy etc.

Później weszłaś w znane w całej Polsce głośne superprodukcje TNT -  „Balladę o Wołyniu” i „Wyklętych”. Pierwsza z nich miała swoją premierę w warszawskim Muzeum Niepodległości w maju 2011 r. To  wyjątkowe przedstawienie, pierwsze w Polsce dotyczące ludobójstwa ukraińskiego na naszych Kresach w okresie II wojny światowej. Drugą, w kwietniu 2012 r., TNT zaprezentował w murach Aresztu Śledczego Warszawa – Mokotów, słynnym więzieniu na Rakowieckiej.  Spektakl  jest pierwszym w Polsce teatralnym przedstawieniem poświęconym Żołnierzom Armii Wyklętej. Z obydwoma  spektaklami dużo podróżujecie, jak ludzie, szczególnie młodzi, reagują  na  prawdę w nich zawartą? Czy granie w takich przedstawieniach to również dla aktora rodzaj katharsis?

Rzeczywiście jeden i drugi spektakl cieszą się ciągle dużym zainteresowaniem. Nasze spektakle charakteryzuje odmienna poetyka, inne środki wyrazu, co dociera do młodego widza. W TNT widz nie jest przypadkowym przechodniem, który przychodzi i wychodzi bez emocji. U nas widz często zostaje z nami na dłużej.

Na młodzieży szczególne wrażenie wywiera surowość „Ballady”, ale i historia Niezłomnych nie pozostawia sobie ich obojętnymi. Jeden i drugi spektakl stanowi dla znacznej części widzów lekcję historii, bo niestety wciąż spotykana jest duża nieświadomość, a często też ignorancja w kwestii tych tematów.

Co do katharsis, pewnie tak, choć niekoniecznie w dosłownym znaczeniu tego słowa. To oczyszczenie dokonuje się często w naszych widzach, ludziach, którzy doczekali tego, że ktoś opowiada ich historię, a więc w Kresowiakach doświadczonych tragedią ludobójstwa czy tych, których nie zgodzili się na kolejną okupację po II wojnie. Ludzie są nam wdzięczni i proszą, abyśmy głośno mówili o tym, co ich spotkało. Dla aktora nie ma nic piękniejszego, jak bycie potrzebnym.

Teatr Nie Teraz wkracza w jubileuszowy rok 35-lecia swojej działalności. Ty spędziłaś w nim lat 7. Twórczych? Durnych i chmurnych? Jaki był dla Ciebie ten czas? Zawodowo i prywatnie, jako aktorki i jako kobiety.

To był dobry czas, twórczy, obfitujący w wiele doświadczeń, spotkań. Nie zabrakło też rozczarowań. Teatr mnie ukształtował, zmienił, pokazał cele, do których warto dążyć, miejsca, które warto zdobywać. Pracowałam ze wspaniałymi ludźmi: Szymonem Seremetem, Łukaszem Gawlikiem. Spotkałam na swojej teatralnej drodze śp. Zygmunta Molika – aktora Jerzego Grotowskiego, a także mistrza butoh Daisuke Yoshimoto.  Teraz, w „Wyklętych” mam okazję grać u boku Przemka Sejmickiego, którego podziwiam od wielu lat i uważam za wzór w aktorskim fachu. Życzyłabym sobie kolejnych takich siedmiu lat.

Tomasz A. Żak to bez wątpienia wybitny twórca teatralny, świetny publicysta , pisarz i poeta.  Ale postrzegany jest również, jako tzw. trudny charakter, rogata dusza i niespokojny duch.  Przez wielu aktorów, a przewinęło się ich przez TNT ponad dwie setki, głownie młodzieży i studentów, uważany jest za tyrana i kata, upartego i konsekwentnego do bólu. A kim dla Ciebie jest teatralny guru z Lisiej Góry?

Rzeczywiście tak się mówi, ale prawdy jest w tym dokładnie tyle, ile być powinno w miejskich legendach. Często się nie zgadzamy, sprzeczamy, ale zawsze zdążamy do wspólnego mianownika.

Dziękuję za interesującą rozmowę.

Ryszard Zaprzałka

Zdjęcia - TNT

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny