TSM bez Sękowskiego?

Na III cząstkowym Walnym Zgromadzeniu Członków Tarnowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, ponownie absolutorium nie uzyskał prezes Zarządu Tadeusz Sękowski oraz wiceprezes Aleksander Bałut. Wotum zaufania otrzymali natomiast Zbigniew Sipiora i Janina Kogut. Przypomnijmy, że kilka dni wcześniej podczas II walnego zgromadzenia, absolutorium nie otrzymał żaden z członków zarządu – po raz pierwszy w przeszło pięćdziesięcioletniej historii TSM. Jak relacjonuje Mirosław Poświatowski, który z woli spółdzielców prowadził II cząstkowe “walne”, atmosfera na tym spotkaniu była gorąca, a zgromadzenie zakończyło się tuż przed 1 w nocy.

-Przede wszystkim wypada zwrócić uwagę na fakt, że poszczególne walne zamiast jak dotychczas odbywać się w piątki i soboty, zaplanowane zostały także na inne dni tygodnia. Do udziału w zebraniach nie zachęca też godzina – o 16-tej większość osób albo kończy, albo dopiero co skończyło pracę i zastanawia się – przyjść, czy po prostu zjeść w domu objad? Nie od rzeczy będzie też dodać, że kto punktualnie przyszedł na “walne”, łatwo mógł się zorientować “kto jest kim” - rodziny pracowników i osób związanych z TSM przychodzą bowiem wcześniej, a w tym roku w większości przypadków ludzie ci dość jednoznacznie zajęli miejsce po jednej stronie auli. Sytuacja była więc jasna i można było łatwo określić, kto ma przewagę – my, zwykli spółdzielcy, czy oni. Z kolei w minionych latach bywało, że “oni” siadali pod dwie, trzy osoby w różnych punktach sali obrad, tak jak za PRL czyniła to SB-cja w przypadku np. manifestacji czy jakichś obrad, tworząc swoistą “siatkę” pomocną w kontrolowaniu tłumu. Wyraźnie w naszej ocenie było też widać, że niektóre wystąpienia były rozpisane na role. Polegało to głównie na atakach personalnych pod adresem moim i radnego Jana Niedojadło, obliczonych na wytrącenie nas z równowagi i wdanie się w “pyskówki”. Tym bardziej, że z założenia “walne” prowadzą “ludzie spółdzielni”, a podczas II i III zebrania było inaczej.... Kontrowałem te wypowiedzi spokojnym argumentem – pytaniem, dlaczego ten czy ów adwersarz, kwestionujący na przykład moje predyspozycje do prowadzenia zebrania, sam się nie zgłosił, przynajmniej do którejś z komisji. Nawiasem mówiąc nam udało się w tych komisjach umieścić swoich ludzi – najważniejsza jest oczywiście komisja skrutacyjna, licząca głosy oraz uchwał i wniosków. Sporo zamieszania było również przy samym wyborze przewodniczącego – reprezentant spółdzielni wykazał się albo złą wolą, albo niekompetencją, bo zamiast poddać pod głosowanie poszczególne kandydatury na zasadzie “kto jest za kim”, pytał się również “kto jest przeciw” i nie wiadomo było, jak w takim razie spółdzielnia ma zamiar liczyć te głosy – przez odejmowanie, dzielenie czy wyciąganie pierwiastków?

Poza tym, choć podczas tego walnego prezes Sękowski nie odważył się mnie pomawiać, jak to miało miejsce wcześniej, na I walnym, pod moją nieobecność - to jednak nie brakowało pytań “skąd mieliśmy pieniądze na ulotki” zachęcające do wzięciu udziało w zebraniach – ulotki, których wydrukowaliśmy 13 tysięcy sztuk. To pokazuje PRL-owską mentalność tych ludzi; pewnie najchętniej poszczuliby na mnie Urząd Skarbowy, by ten się zapytał, skąd miałem pieniądze na coś, na co nie miała ich nasza biedna spółdzielnia. Gdyby o tę kwestię zapytał się osobiście pan prezes, chętnie bym mu podpowiedział, gdzie można znaleźć tanią drukarnię – bo jeśli mnie nie powinno było stać na te ulotki, to może spółdzielnia książeczki mieszkaniowe drukuje zbyt drogo?

Nie brakowało też sugestii pod adresem tygodnika “Miasto i ludzie”, który, jak na rzetelne medium przystało, bardzo profesjonalnie podszedł do tematu dotyczącego kilkunastu tysięcy członków TSM i ich rodzin, drukując kilka artykułów. Były to sugestie wskazujące, że ja za te artykuły też zapłaciłem. Pamiętam, iż odparłem wówczas, że ja przecież nikomu, a w szczególności prezesowi, nie zarzucam “sponsorowania” innego artykułu zamieszczonego w tym tygodniku, będącego swoistym peanem pochwalnym na cześć “działalności kulturalnej” prowadzonej przez Spółdzielnię, a która to działalność sama w sobie stanowi chyba ewenement w skali kraju. Bo spółdzielnie mieszkaniowe nie są od tego; w naszym odczuciu te swoiste świetlice są przede wszystkim źródłem ciepłych posadek.

Osobnej uwagi wymaga postawa notariusza obecnego na sali – bo tylko na “walnym” na które przychodzi nasze osiedle “Jasna”, TSM opłaca notariusza. Następnego dnia po zebraniu spółdzielcy mówili, że czuli się oburzeni jego postawą, mówili, że “rozparty jak Basza”, cały czas ironicznie i szyderczo uśmiechał się w ich stronę i tę pogardę odebrali bardzo boleśnie. Istotnie, pamiętam, że – poza mikrofonem – pan notariusz, którego nazwiska niestety sobie nie zapamiętałem – pozwolił sobie na parę złośliwych uwag pod moim adresem. Nie sądzę, by mieściło się to w jakichkolwiek kryteriach etycznych, zawodowych dotyczących tej profesji, bo w takiej sytuacji zadaniem notariusza jest po prostu protokołowanie obrad, nic więcej. Bardzo kontrastowało to zachowanie z kulturą i godnością osobistą pani notariusz, która protokołowała obrady w minionych latach.

Podczas tego walnego pytałem się też m.in., na jakiej podstawie prawnej odmówiono nam – prawie czterystu osobom, które podpisały się pod projektem uchwał mówiących o odwołaniu poszczególnych członków zarządu – prawa do wprowadzenia tego punktu do porządku obrad? Bez trudu zebraliśmy tych podpisów tak wiele, mimo iż statut stanowi, że wystarczy do tego 10 osób. Pytałem o to, bo o ile my powoływaliśmy się na konkretne paragrafy – o tyle zarząd TSM, przy milczącej aprobacie rady nadzorczej – w swoim kuriozalnym piśmie, nie przywołał paragrafu żadnego. Odpowiedź którą usłyszeliśmy od prawnika spółdzielni, powinna być prezentowana na zajęciach z prawa jako przykład krętactwa i nieudanej próby tworzenia czegoś na siłę, by udowodnić tezę, która nie jest do obronienia. Ponieważ tak jak w państwie polski, zgodnie z Konstytucją, suwerenem jest naród i tak jak w prawie spółdzielczym – spółdzielnią są jej członkowie, wszyscy spodziewaliśmy się, że pan mecenas będzie stał na straży naszych praw, praw swoich rzeczywistych pracodawców, że będzie po prostu stał na straży prawa – nie zaś bronił interesów zarządu.

W każdym razie, na naszym “walnym” udało się nam, mimo oporu, zmienić kolejność porządku obrad, choć próbowano nam wmówić, że niemożliwe jest to, co możliwe jest w innych spółdzielniach i wszędzie na świecie, a nawet podczas obrad Rady Miejskiej w Tarnowie, nawet biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnich latach rada ta coraz bardziej oddala się od demokratycznych standardów. Przenieśliśmy punkt mówiący o udzieleniu absolutorium poszczególnym członkom zarządu z końca zebrania, w miejsce gdzie jest to właściwe, czyli po sprawozdaniu zarządu i rady nadzorczej. To rzecz logiczna i oczywista. Tym bardziej, że przecież jak mieliśmy dyskutować nad udzieleniem zarządowi zgody na zaciąganie zobowiązań kredytowych w sytuacji, w której zarząd ten jeszcze nie otrzymał absolutorium. W oryginalnym porządku obrad, na 24 punkty, absolutorium było 21-sze – i jest to naszym zdaniem celowe działanie zarządu, obliczone na “zmęczenie” spółdzielców, którzy po prostu wyjdą – a wtedy na sali pozostanie już tylko “zdyscyplinowana” grupa rodzin pracowników. Stąd też jako kpina jawią się nam wystąpienia w rodzaju wystąpienia pani księgowej, która przez dobre pół godziny sama czytała z kartki liczby, oczekując, że my je będziemy pamiętali, w sytuacji, gdy nie pamięta ich ona. A przecież wystarczyło skupić się na tym co najważniejsze, wystarczyło przeczytać opinię biegłego rewidenta. Wystarczyło zamieścić to wszystko na stronie internetowej spółdzielni. A w ostateczności – w XXI wieku, znajdując się w auli PWSZ, sięgnąć po tak oszałamiające zdobycze techniki, jak projektor multimedialny, żeby pewne rzeczy zaprezentować.

Druga kwestia, bardzo ważna, to przegłosowanie wniosku, by głosowanie nad absolutorium dla poszczególnych członków zarządu było tajne. Tu też napotkaliśmy “niezrozumiały” opór, który można tylko wytłumaczyć sobie strachem prezesa i jego świty, że w głosowaniu tajnym, przeciwko niemu mogliby wystąpić również niektórzy pracownicy. I muszę przyznać, że zdarzyła się rzecz niebywała – oto w pewnym momencie podbiegł do mnie członek komisji uchwał i wniosków z informacją, że nie wie co zrobić, bo pracownicy spółdzielni odmawiają przygotowania kart do tajnego głosowania! To trochę tak, jakby pracownicy kancelarii rady miejskiej odmówili radnym kart do głosowania nad absolutorium dla prezydenta. Na dobrą sprawę, powinienem był w tym miejscu ogłosić przerwę w zebraniu i przegłosować np zobowiązanie Zarządu, by w określonym czasie zarządził dokończenie tego zebrania. Jak bowiem można procedować walne zgromadzenie w sytuacji, gdy najwyraźniej ani Zarząd, ani pracownicy TSM, nie są do niego przygotowani?! Gdybym tak zrobił, wybuchłby skandal na całą Polskę i nie sądzę, żeby nawet tak spolegliwy wobec zarządu związek rewizyjny, przeszedł nad tym do porządku dziennego. Zdecydowałem się jednak uszanować czas ludzi, którzy przyszli i sam, zamiast prowadzić zebranie, na spółdzielnianym komputerze, posiłkując się statutem, przygotowałem wzór kart do głosowania. Na szczęście w końcu pracownicy TSM karty te wydrukowali. Ta sytuacja pokazuje skalę strachu pracowników – przed własnym prezesem i prezentuje pewien poziom stosunków panujących wewnątrz spółdzielni, które przywołują skojarzenia raczej z jakąś afrykańską czy azjatycką satrapią, a nie z demokratycznym krajem położonym w sercu Europy. Jedyna różnica zasadzałaby się tu do tego, że o ile tam satrapa – wypełniającego swoje obowiązki i narażającego się przez to podwładnego pozbawiłby głowy – o tyle tutaj prezes może “jedynie” pozbawić pracownika pracy.

Z dystansu czasu, podsumowując to zgromadzenie, czuję się również w obowiązku poinformować spółdzielców, że gdzieś około w pół do pierwszej w nocy, kiedy większość “zwykłych” członków TSM rozeszła się do domu, a na sali pozostali przede wszystkim “krewni i znajomi królika” - tuż przed zamknięciem obrad podjęto próbę ponownego głosowania absolutorium. Dopiero bowiem dziesięć punktów porządku obrad dalej i kilka godzin po głosowaniu nad absolutorium, ktoś nagle “dostrzegł”, że na jednej z kart do głosowania popełniono błąd i jeden z członków zarządu ma inne imię niż w rzeczywistości. To była moja “omyłka pisarska”, zdarzająca się również i w wymiarze sprawiedliwości, wynikająca z “obstrukcji” pracowników TSM podczas przygotowywania kart do głosowania. Zresztą, w protokołach i w samej podjętej przez walne uchwale, imię jest prawidłowe. M.in. na tej podstawie odmówiłem ponownego głosowania nad absolutorium. Takich zasadzek podczas obrad było wiele i w przypadku TSM trzeba zachować czujność do ostatniej chwili.

Jak mi relacjonowano, nie inaczej było podczas III cząstkowego Walnego Zgromadzenia. Na przykład z zagadkowych przyczyn niemożliwe okazało się skorzystanie z pen-driva, na którym pewna osoba, bogatsza w doświadczenia naszego walnego, miała przygotowany wzór kart do głosowania. A potem nastąpiła awaria urządzenia drukującego czy kserującego. Dlatego zastanawiamy się, czy nasi reprezentanci na najbliższe, poniedziałkowe, czwarte z kolei walne, nie powinni przyjść wyposażeni we własny laptop i przenośną drukarkę. Bo nie ulega dla mnie wątpliwości, że na V walnym, oprócz tych urządzeń, na wypadek jakiejś kolejnej “awarii”, spółdzielcy powinni przynieść jeszcze agregat prądotwórczy.

Na koniec pragnę serdecznie podziękować członkom Tarnowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, którzy odpowiedzieli na nasz apel, poświęcili swój czas, swoje nerwy, wykazali się cierpliwością – i przyszli na walne zgromadzenia. I wytrwali przynajmniej do punktu mówiącego o absolutorium. Dziękuję osobom, które zgłosiły się do pracy w komisjach na wszystkich zebraniach oraz panu, który podjął się trudu poprowadzenia kolejnego “walnego”. Oczywiście, frekwencja mogłaby być większa, ale tym bardziej jesteśmy wdzięczni tym ludziom. Szczególnie dumny jestem z naszego osiedla “Jasna”, które pokazało, że potrafi zawalczyć o swoje prawa. Te podziękowania i apele, wraz z panem Janem Niedojadło, wobec którego ktoś intensywnie uprawia szeptany czarny pi-ar, wraz z innymi spółdzielcami, wielokrotnie wieszaliśmy na osiedlowych tablicach ogłoszeń. Regularnie były one zrywane przez “nieznanych sprawców”. O ile mi wiadomo, w ostatnich dniach na tę okoliczność przesłuchiwany był przez Policję jeden z pracowników spółdzielni.

Jednak walka o prawa spółdzielców, o porządną restrukturyzację TSM, wciąż nie jest zakończona. W poniedziałek, 24 czerwca o godz. 16:00 w auli Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej odbędzie się IV walne zgromadzenie, obejmujące m.in. ul. Westerplatte i Legionów H. Dąbrowskiego. To bardzo trudny rejon, gdyż zamieszkuje w nim wielu pracowników spółdzielni wraz z rodzinami. W dodatku, o ile mi wiadomo, w tym przypadku częstokroć jest tak, że członkami TSM bywają całe rodziny – i że stosowną parusetzłotową opłatę wniósł np. zarówno mąż, jak i żona. Jeżeli frekwencja na tym walnym będzie zbliżona do dotychczasowej, skostniałe struktury TSM będą miały przewagę. Tym bardziej, że prawdopodobnie jeżeli chodzi o prezesa T. Sękowskiego, wciąż ma on przewagę dosłownie kilku głosów “za”, nad głosami “przeciw”. Z kolei następne, ostatnie walne, odbędzie się w czwartek 27 czerwca. Od nas wszystkich, od Państwa zależy, czy cokolwiek się w naszej spółdzielni zmieni. Spróbujcie skorzystać z Waszych praw. Sprawdźcie, ile są warte. Jakkolwiek zagłosujecie – robicie to we własnym interesie, bo za chwilę może okazać się, że nie macie praw żadnych, a te wam przypisane, są czystą fikcją. Właśnie z powodu braku zaangażowania. Dlatego apeluję, drodzy Państwo – przyjdźcie na walne zgromadzenia. Klucz do zmian, jest w Waszych rękach.

Mirosław Poświatowski

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny