-Przede
wszystkim wypada zwrócić
uwagę na fakt, że
poszczególne walne zamiast
jak dotychczas odbywać się w
piątki i soboty, zaplanowane
zostały także na inne dni
tygodnia. Do udziału w
zebraniach nie zachęca też
godzina – o 16-tej większość
osób albo kończy, albo
dopiero co skończyło pracę i
zastanawia się – przyjść,
czy po prostu zjeść w domu
objad? Nie od rzeczy będzie
też dodać, że kto
punktualnie przyszedł na
“walne”, łatwo mógł się
zorientować “kto jest kim” -
rodziny pracowników i osób
związanych z TSM przychodzą
bowiem wcześniej, a w tym
roku w większości przypadków
ludzie ci dość jednoznacznie
zajęli miejsce po jednej
stronie auli. Sytuacja była
więc jasna i można było
łatwo określić, kto ma
przewagę – my, zwykli
spółdzielcy, czy oni. Z
kolei w minionych latach
bywało, że “oni” siadali pod
dwie, trzy osoby w różnych
punktach sali obrad, tak jak
za PRL czyniła to SB-cja w
przypadku np. manifestacji
czy jakichś obrad, tworząc
swoistą “siatkę” pomocną w
kontrolowaniu tłumu.
Wyraźnie w naszej ocenie
było też widać, że niektóre
wystąpienia były rozpisane
na role. Polegało to głównie
na atakach personalnych pod
adresem moim i radnego Jana
Niedojadło, obliczonych na
wytrącenie nas z równowagi i
wdanie się w “pyskówki”. Tym
bardziej, że z założenia
“walne” prowadzą “ludzie
spółdzielni”, a podczas II i
III zebrania było
inaczej.... Kontrowałem te
wypowiedzi spokojnym
argumentem – pytaniem,
dlaczego ten czy ów
adwersarz, kwestionujący na
przykład moje predyspozycje
do prowadzenia zebrania, sam
się nie zgłosił,
przynajmniej do którejś z
komisji. Nawiasem mówiąc nam
udało się w tych komisjach
umieścić swoich ludzi –
najważniejsza jest
oczywiście komisja
skrutacyjna, licząca głosy
oraz uchwał i wniosków.
Sporo zamieszania było
również przy samym wyborze
przewodniczącego –
reprezentant spółdzielni
wykazał się albo złą wolą,
albo niekompetencją, bo
zamiast poddać pod
głosowanie poszczególne
kandydatury na zasadzie “kto
jest za kim”, pytał się
również “kto jest przeciw” i
nie wiadomo było, jak w
takim razie spółdzielnia ma
zamiar liczyć te głosy –
przez odejmowanie, dzielenie
czy wyciąganie pierwiastków?
Poza tym,
choć podczas tego walnego
prezes Sękowski nie odważył
się mnie pomawiać, jak to
miało miejsce wcześniej, na
I walnym, pod moją
nieobecność - to jednak nie
brakowało pytań “skąd
mieliśmy pieniądze na
ulotki” zachęcające do
wzięciu udziało w zebraniach
– ulotki, których
wydrukowaliśmy 13 tysięcy
sztuk. To pokazuje PRL-owską
mentalność tych ludzi;
pewnie najchętniej
poszczuliby na mnie Urząd
Skarbowy, by ten się
zapytał, skąd miałem
pieniądze na coś, na co nie
miała ich nasza biedna
spółdzielnia. Gdyby o tę
kwestię zapytał się
osobiście pan prezes,
chętnie bym mu
podpowiedział, gdzie można
znaleźć tanią drukarnię – bo
jeśli mnie nie powinno było
stać na te ulotki, to może
spółdzielnia książeczki
mieszkaniowe drukuje zbyt
drogo?
Nie brakowało
też sugestii pod adresem
tygodnika “Miasto i ludzie”,
który, jak na rzetelne
medium przystało, bardzo
profesjonalnie podszedł do
tematu dotyczącego
kilkunastu tysięcy członków
TSM i ich rodzin, drukując
kilka artykułów. Były to
sugestie wskazujące, że ja
za te artykuły też
zapłaciłem. Pamiętam, iż
odparłem wówczas, że ja
przecież nikomu, a w
szczególności prezesowi, nie
zarzucam “sponsorowania”
innego artykułu
zamieszczonego w tym
tygodniku, będącego swoistym
peanem pochwalnym na cześć
“działalności kulturalnej”
prowadzonej przez
Spółdzielnię, a która to
działalność sama w sobie
stanowi chyba ewenement w
skali kraju. Bo spółdzielnie
mieszkaniowe nie są od tego;
w naszym odczuciu te swoiste
świetlice są przede
wszystkim źródłem ciepłych
posadek.
Osobnej uwagi
wymaga postawa notariusza
obecnego na sali – bo tylko
na “walnym” na które
przychodzi nasze osiedle
“Jasna”, TSM opłaca
notariusza. Następnego dnia
po zebraniu spółdzielcy
mówili, że czuli się
oburzeni jego postawą,
mówili, że “rozparty jak
Basza”, cały czas ironicznie
i szyderczo uśmiechał się w
ich stronę i tę pogardę
odebrali bardzo boleśnie.
Istotnie, pamiętam, że –
poza mikrofonem – pan
notariusz, którego nazwiska
niestety sobie nie
zapamiętałem – pozwolił
sobie na parę złośliwych
uwag pod moim adresem. Nie
sądzę, by mieściło się to w
jakichkolwiek kryteriach
etycznych, zawodowych
dotyczących tej profesji, bo
w takiej sytuacji zadaniem
notariusza jest po prostu
protokołowanie obrad, nic
więcej. Bardzo kontrastowało
to zachowanie z kulturą i
godnością osobistą pani
notariusz, która
protokołowała obrady w
minionych latach.
Podczas tego
walnego pytałem się też
m.in., na jakiej podstawie
prawnej odmówiono nam –
prawie czterystu osobom,
które podpisały się pod
projektem uchwał mówiących o
odwołaniu poszczególnych
członków zarządu – prawa do
wprowadzenia tego punktu do
porządku obrad? Bez trudu
zebraliśmy tych podpisów tak
wiele, mimo iż statut
stanowi, że wystarczy do
tego 10 osób. Pytałem o to,
bo o ile my powoływaliśmy
się na konkretne paragrafy –
o tyle zarząd TSM, przy
milczącej aprobacie rady
nadzorczej – w swoim
kuriozalnym piśmie, nie
przywołał paragrafu żadnego.
Odpowiedź którą usłyszeliśmy
od prawnika spółdzielni,
powinna być prezentowana na
zajęciach z prawa jako
przykład krętactwa i
nieudanej próby tworzenia
czegoś na siłę, by udowodnić
tezę, która nie jest do
obronienia. Ponieważ tak jak
w państwie polski, zgodnie z
Konstytucją, suwerenem jest
naród i tak jak w prawie
spółdzielczym – spółdzielnią
są jej członkowie, wszyscy
spodziewaliśmy się, że pan
mecenas będzie stał na
straży naszych praw, praw
swoich rzeczywistych
pracodawców, że będzie po
prostu stał na straży prawa
– nie zaś bronił interesów
zarządu.
W każdym
razie, na naszym “walnym”
udało się nam, mimo oporu,
zmienić kolejność porządku
obrad, choć próbowano nam
wmówić, że niemożliwe jest
to, co możliwe jest w innych
spółdzielniach i wszędzie na
świecie, a nawet podczas
obrad Rady Miejskiej w
Tarnowie, nawet biorąc pod
uwagę fakt, że w ostatnich
latach rada ta coraz
bardziej oddala się od
demokratycznych standardów.
Przenieśliśmy punkt mówiący
o udzieleniu absolutorium
poszczególnym członkom
zarządu z końca zebrania, w
miejsce gdzie jest to
właściwe, czyli po
sprawozdaniu zarządu i rady
nadzorczej. To rzecz
logiczna i oczywista. Tym
bardziej, że przecież jak
mieliśmy dyskutować nad
udzieleniem zarządowi zgody
na zaciąganie zobowiązań
kredytowych w sytuacji, w
której zarząd ten jeszcze
nie otrzymał absolutorium. W
oryginalnym porządku obrad,
na 24 punkty, absolutorium
było 21-sze – i jest to
naszym zdaniem celowe
działanie zarządu, obliczone
na “zmęczenie” spółdzielców,
którzy po prostu wyjdą – a
wtedy na sali pozostanie już
tylko “zdyscyplinowana”
grupa rodzin pracowników.
Stąd też jako kpina jawią
się nam wystąpienia w
rodzaju wystąpienia pani
księgowej, która przez dobre
pół godziny sama czytała z
kartki liczby, oczekując, że
my je będziemy pamiętali, w
sytuacji, gdy nie pamięta
ich ona. A przecież
wystarczyło skupić się na
tym co najważniejsze,
wystarczyło przeczytać
opinię biegłego rewidenta.
Wystarczyło zamieścić to
wszystko na stronie
internetowej spółdzielni. A
w ostateczności – w XXI
wieku, znajdując się w auli
PWSZ, sięgnąć po tak
oszałamiające zdobycze
techniki, jak projektor
multimedialny, żeby pewne
rzeczy zaprezentować.
Druga
kwestia, bardzo ważna, to
przegłosowanie wniosku, by
głosowanie nad absolutorium
dla poszczególnych członków
zarządu było tajne. Tu też
napotkaliśmy “niezrozumiały”
opór, który można tylko
wytłumaczyć sobie strachem
prezesa i jego świty, że w
głosowaniu tajnym, przeciwko
niemu mogliby wystąpić
również niektórzy
pracownicy. I muszę
przyznać, że zdarzyła się
rzecz niebywała – oto w
pewnym momencie podbiegł do
mnie członek komisji uchwał
i wniosków z informacją, że
nie wie co zrobić, bo
pracownicy spółdzielni
odmawiają przygotowania kart
do tajnego głosowania!
To trochę tak, jakby
pracownicy kancelarii rady
miejskiej odmówili radnym
kart do głosowania nad
absolutorium dla prezydenta.
Na dobrą sprawę, powinienem
był w tym miejscu ogłosić
przerwę w zebraniu i
przegłosować np zobowiązanie
Zarządu, by w określonym
czasie zarządził dokończenie
tego zebrania. Jak bowiem
można procedować walne
zgromadzenie w sytuacji, gdy
najwyraźniej ani Zarząd, ani
pracownicy TSM, nie są do
niego przygotowani?! Gdybym
tak zrobił, wybuchłby
skandal na całą Polskę i nie
sądzę, żeby nawet tak
spolegliwy wobec zarządu
związek rewizyjny, przeszedł
nad tym do porządku
dziennego. Zdecydowałem się
jednak uszanować czas ludzi,
którzy przyszli i sam,
zamiast prowadzić zebranie,
na spółdzielnianym
komputerze, posiłkując się
statutem, przygotowałem wzór
kart do głosowania. Na
szczęście w końcu pracownicy
TSM karty te wydrukowali. Ta
sytuacja pokazuje skalę
strachu pracowników – przed
własnym prezesem i
prezentuje pewien poziom
stosunków panujących
wewnątrz spółdzielni, które
przywołują skojarzenia
raczej z jakąś afrykańską
czy azjatycką satrapią, a
nie z demokratycznym krajem
położonym w sercu Europy.
Jedyna różnica zasadzałaby
się tu do tego, że o ile tam
satrapa – wypełniającego
swoje obowiązki i
narażającego się przez to
podwładnego pozbawiłby głowy
– o tyle tutaj prezes może
“jedynie” pozbawić
pracownika pracy.
Z dystansu
czasu, podsumowując to
zgromadzenie, czuję się
również w obowiązku
poinformować spółdzielców,
że gdzieś około w pół do
pierwszej w nocy, kiedy
większość “zwykłych”
członków TSM rozeszła się do
domu, a na sali pozostali
przede wszystkim “krewni i
znajomi królika” - tuż przed
zamknięciem obrad podjęto
próbę ponownego głosowania
absolutorium. Dopiero bowiem
dziesięć punktów porządku
obrad dalej i kilka godzin
po głosowaniu nad
absolutorium, ktoś nagle
“dostrzegł”, że na jednej z
kart do głosowania
popełniono błąd i jeden z
członków zarządu ma inne
imię niż w rzeczywistości.
To była moja “omyłka
pisarska”, zdarzająca się
również i w wymiarze
sprawiedliwości, wynikająca
z “obstrukcji” pracowników
TSM podczas przygotowywania
kart do głosowania. Zresztą,
w protokołach i w samej
podjętej przez walne
uchwale, imię jest
prawidłowe. M.in. na tej
podstawie odmówiłem
ponownego głosowania nad
absolutorium. Takich
zasadzek podczas obrad było
wiele i w przypadku TSM
trzeba zachować czujność do
ostatniej chwili.
Jak mi
relacjonowano, nie inaczej
było podczas III cząstkowego
Walnego Zgromadzenia. Na
przykład z zagadkowych
przyczyn niemożliwe okazało
się skorzystanie z pen-driva,
na którym pewna osoba,
bogatsza w doświadczenia
naszego walnego, miała
przygotowany wzór kart do
głosowania. A potem
nastąpiła awaria urządzenia
drukującego czy kserującego.
Dlatego zastanawiamy się,
czy nasi reprezentanci na
najbliższe, poniedziałkowe,
czwarte z kolei walne, nie
powinni przyjść wyposażeni
we własny laptop i przenośną
drukarkę. Bo nie ulega dla
mnie wątpliwości, że na V
walnym, oprócz tych
urządzeń, na wypadek jakiejś
kolejnej “awarii”,
spółdzielcy powinni
przynieść jeszcze agregat
prądotwórczy.
Na koniec
pragnę serdecznie
podziękować członkom
Tarnowskiej Spółdzielni
Mieszkaniowej, którzy
odpowiedzieli na nasz apel,
poświęcili swój czas, swoje
nerwy, wykazali się
cierpliwością – i przyszli
na walne zgromadzenia. I
wytrwali przynajmniej do
punktu mówiącego o
absolutorium. Dziękuję
osobom, które zgłosiły się
do pracy w komisjach na
wszystkich zebraniach oraz
panu, który podjął się trudu
poprowadzenia kolejnego
“walnego”. Oczywiście,
frekwencja mogłaby być
większa, ale tym bardziej
jesteśmy wdzięczni tym
ludziom. Szczególnie dumny
jestem z naszego osiedla
“Jasna”, które pokazało, że
potrafi zawalczyć o swoje
prawa. Te podziękowania i
apele, wraz z panem Janem
Niedojadło, wobec którego
ktoś intensywnie uprawia
szeptany czarny pi-ar, wraz
z innymi spółdzielcami,
wielokrotnie wieszaliśmy na
osiedlowych tablicach
ogłoszeń. Regularnie były
one zrywane przez
“nieznanych sprawców”. O ile
mi wiadomo, w ostatnich
dniach na tę okoliczność
przesłuchiwany był przez
Policję jeden z pracowników
spółdzielni.
Jednak walka
o prawa spółdzielców, o
porządną restrukturyzację
TSM, wciąż nie jest
zakończona. W poniedziałek,
24 czerwca o godz. 16:00 w
auli Państwowej Wyższej
Szkoły Zawodowej odbędzie
się IV walne zgromadzenie,
obejmujące m.in. ul.
Westerplatte i Legionów H.
Dąbrowskiego. To bardzo
trudny rejon, gdyż
zamieszkuje w nim wielu
pracowników spółdzielni wraz
z rodzinami. W dodatku, o
ile mi wiadomo, w tym
przypadku częstokroć jest
tak, że członkami TSM bywają
całe rodziny – i że stosowną
parusetzłotową opłatę wniósł
np. zarówno mąż, jak i żona.
Jeżeli frekwencja na tym
walnym będzie zbliżona do
dotychczasowej, skostniałe
struktury TSM będą miały
przewagę. Tym bardziej, że
prawdopodobnie jeżeli chodzi
o prezesa T. Sękowskiego,
wciąż ma on przewagę
dosłownie kilku głosów “za”,
nad głosami “przeciw”. Z
kolei następne, ostatnie
walne, odbędzie się w
czwartek 27 czerwca. Od nas
wszystkich, od Państwa
zależy, czy cokolwiek się w
naszej spółdzielni zmieni.
Spróbujcie skorzystać z
Waszych praw. Sprawdźcie,
ile są warte. Jakkolwiek
zagłosujecie – robicie to we
własnym interesie, bo za
chwilę może okazać się, że
nie macie praw żadnych, a te
wam przypisane, są czystą
fikcją. Właśnie z powodu
braku zaangażowania. Dlatego
apeluję, drodzy Państwo –
przyjdźcie na walne
zgromadzenia.
Klucz do
zmian, jest w Waszych rękach.
Mirosław
Poświatowski
|