Tylko u nas… Tylko dla nas…

ekskluzywny wywiad z Januszem Majewskim przeprowadziła Jolanta Frączek

Znamy już wyniki tegorocznej Tarnowskiej Nagrody Filmowej, podczas której specjalne Jury, składające się z przedstawicieli różnych środowisk kulturotwórczych naszego miasta i regionu, wybrało jednego faworyta spośród licznych projekcji konkursowych. Tuż przed finałową Galą  i oficjalnym ogłoszeniem laureatów udało mi się porozmawiać z przewodniczącym Jury 27. TNF – znakomitym polskim reżyserem filmowym, dramatopisarzem i scenarzystą Januszem Majewskim, który nieco przybliżył motywy, jakimi kierowało się Jury podczas wyboru faworyta.

 

Jolanta Frączek: Konkursowe rozstrzygnięcia tegorocznej edycji 27. TNF za nami. Jaki film zwyciężył?

Janusz Majewski: Główną nagrodę, czyli Grand Prix 27. Tarnowskiej Nagrody Filmowej dostał film „Imagine” Andrzeja Jakimowskiego. Było mi niezmiernie przyjemnie, bo to był film, który został wybrany jednogłośnie przez członków Jury.

Można więc powiedzieć, że był on faworytem?

Tak, niewątpliwie był on faworytem. Pojawił się w dosyć późnej fazie festiwalu, lecz od razu nie mieliśmy wątpliwości, że to jest film przewyższający poziomem pozostałe. Owszem, było dużo dobrych filmów, ale musieliśmy uznać zdecydowaną  wyższość tego filmu.

Co zatem najbardziej zachwyciło Jury w filmie „Imagine”?

Jest to film, który porusza wartości bardzo uniwersalne i ponadczasowe. Ta produkcja ukazuje, że można i trzeba wychodzić z pomysłami do Europy i robić coś wspólnie, tak jak tutaj mamy właśnie koprodukcję portugalsko – polsko – francusko – brytyjską. Ważne jest to, że inicjatywa, z którą wychodzi ktoś od nas mogła znaleźć, i znalazła, swoich partnerów w Europie, bez których ten film niewątpliwie byłby innym dziełem. Temat filmu jest uniwersalny, dlatego też w każdym kraju, łącznie z Polską, ta historia może być pokazana. Należy zwrócić także uwagę na tło portugalskie, które dodaje filmowi pewną wartość – słoneczny pejzaż tego kraju jest tym większym kontrastem do ciemności otaczających tych ludzi. Koloryt stwarza napięcie pomiędzy ich stanem niewidzenia, a pełnym barw otoczeniem.

Czy oprócz niewątpliwego faworyta tegorocznego festiwalu TNF mógłby Pan wskazać jeszcze jakiś film, który zasługuje na szczególną uwagę?

Oczywiście mogę wskazać filmy, które nie tylko zasługują na uwagę, ale które także zostały  wyróżnione nagrodami specjalnymi. Mowa tutaj o filmie „Dzień kobiet” w reż. Marii Sadowskiej, który uznaliśmy za szczególnie potrzebny. Film ten w bardzo odpowiedzialny sposób podejmuje problematykę, która dotyczy społeczeństwa, co więcej jest to przykład dobrego społecznego kina. Natomiast drugim tak wyróżnionym filmem został Bodo Kox i jego „Dziewczyna z szafy”. W uzasadnieniu napisaliśmy, że film ten jest dobrym przejściem z kina podziemnego, amatorskiego do filmu zawodowego. Takie postępowanie wydało nam się godne nagrodzenia, wyróżnienia i pochwały.

Zainteresowanych polskim filmem podczas TNF nie zabrakło, o czym świadczyła wysoka frekwencja na sali kinowej. Czy zatem można powiedzieć, że organizowanie tego rodzaju festiwalów spełnia swoją rolę?

Z całą pewnością. Ten festiwal różni się od innych, że nie jest on ani festiwalem branżowym, środowiskowym. Nie jest to impreza dla filmowców, tylko jest to festiwal dla publiczności, czyli dla tych ludzi, dla których się te filmy robi – to oni są celem. Chodzi o to, żeby oglądali filmy polskie i się nimi interesowali. W tym roku było to o tyle łatwiej, że pojawiło się mnóstwo ciekawych filmów. Gdyby nie ta niewątpliwa różnica klasy filmu „Imagine”, od pozostałych to mielibyśmy dużo większy kłopot, dlatego że takich filmów zasługujących na nagrodę było co najmniej kilka – była „Obława” – bardzo ciekawy film, „Mój rower”, który dostał nagrodę publiczności i niewątpliwie na nią zasłużył. Tutaj jeszcze wspomnę, że film, który był kontrkandydatem do nagrody za debiut, przegrał dosłownie o głos, a był to film „Być jak Kazimierz Deyna”, który uznaliśmy za wyjątkowo optymistyczny i podnoszący na duchu. Niestety nie wszyscy mogą być nagrodzeni i tak to już bywa, że jeden film wygra o włos, ażeby inny musiał o ten właśnie włos przegrać.

Festiwal Nagrody Filmowej już od 27 lat organizowany jest  w Tarnowie. Czy Pana zdaniem nie byłoby korzystniej, gdyby tego rodzaju przedsięwzięcie odbywało się w mieście większym, jak np. Kraków czy Warszawa?

Kraków i Warszawa mają swoje festiwale, a nawet gdyby nie miały, to wcale nie uważam, że te miasta bardziej zasługują na taki festiwal. Przeciwnie, wydaje mi się, że dzisiaj staje się to coraz oczywistsze, że tak zwana prowincja zaczyna żyć swoim samodzielnym życiem. Być może tutaj ludzie mają więcej czasu, nie spieszą się tak jak ludzie w wielkich miastach – tym bardziej zasługują na organizację tego typu przedsięwzięć kulturalnych. Uważam, że Nagroda Filmowa powinna trwać właśnie tutaj, nie ma żadnego powodu, żeby przenosić ją w inne miejsce.

A jak odbiera Pan sam Tarnów?

Macie naprawdę piękne miasto, w którym przyjemnie się przebywa. Ja urodziłem się we Lwowie, później spędziłem dużo czasu w Krakowie i kiedy spaceruję po Tarnowie, to czasem widzę tutaj kawałek Lwowa, a czasem kawałek Krakowa. Z resztą kiedyś to była jedna ojczyzna: Galicja i to wszystko jest galicyjskie. Chociażby taka na przykład kuchnia w Tarnowie jest nieco inna niż w Warszawie.

Tak to prawda. Tarnów niewątpliwie ma swój urok i klimat, którego trudno mu odebrać. Wróćmy jednak jeszcze do filmu. „Życie jest snem” to głęboko zanurzony w Pana biografii film dokumentalny – jak czuł się Pan stojąc po drugiej strony kamery, tym razem nie jako reżyser, ale jako bohater filmu?

Trochę jestem wtedy zniecierpliwiony, bo oczywiście są takie ujęcia, które ja osobiście zrobiłbym inaczej, ale powstrzymałem się od wszelkich uwag i Szlachtycz zrobił jak chciał, a ponieważ  znamy się ze Stefanem dobre 60 lat, to znając mnie i ten temat, mógł to zrobić bardzo po swojemu, ja to szanuję i trudno mi nawet tam cokolwiek krytykować. Natomiast jest wiele sytuacji, kiedy staję przed kamerą, czy udzielając wywiadu, czy w telewizji i niedobrze się czuję w tej roli. Wolę być schowany za pudłem kamery, tam się czuję najlepiej.

Podczas spotkania po projekcji filmu „Życie jest snem” Stefan Szlachtycz powiedział, że jest Pan obsesjonatem swoich snów. Czy zatem w Pańskich filmach możemy doszukać się inspiracji własnym snem?

Jest to możliwe, że coś tam ze snu się do moich filmów przedostało, ale nie zdarzyło mi się nigdy, że miałem jakiś sen, a potem go odtworzyłem w całości wiernie. Raczej jakieś klimaty, nastroje, to się mogło wkraść. Nie wiem zupełnie dlaczego zostałem obdarzonym takim „prezentem”, bo mnie się codziennie coś śni, a czasem są to wyjątkowo przykre sny. Niestety nie mogę tego sobie zaprogramować, że będę mieć jakiś miły sen na konkretny temat – tak dobrze nie ma. Myślę, że gdyby można było zaprojektować jakąś kamerę, która by odtwarzała te sny, to mogłyby to być całkiem ciekawe filmy, bo tam nie obowiązują, jak wiadomo, żadne prawa logiki.

Chciałabym zapytać jeszcze o kondycję współczesnego kina. Mam wrażenie, że to kino obfituje w obrazy kontrowersyjne, nierzadko przesycone bywa erotyzmem i wulgaryzmami. Można powiedzieć, że z biegiem czasu mamy nowsze spojrzenie na świat. Tylko czy nowsze zawsze  znaczy lepsze?

Nie. Zdecydowanie uważam, że wdzieranie się w intymne sfery ludzkie, jest po prostu czymś niesmacznym. Oczywiście każde pokolenie, czy też każda epoka ma swoją obyczajowość. Dzisiaj faktycznie nie ma tabu, wszystko można pokazać. Co prawda  są jakieś określenia kiedy rzecz się staje pornograficzna, a kiedy jeszcze tą pornografią nie jest, ale ta granica jest płynna i często łatwo przekraczalna. Niestety nie wszyscy mają na tyle taktu i kultury aby zachować w tym umiar. Czasami ciężko strawić przykre, drastyczne, albo po prostu żenujące obrazy. To jest po prostu podglądanie, które nawet jeśli ktoś lubi, to nie powinno się odbywać w wypełnionej sali kinowej.

Możemy powiedzieć, że jest to kwestia komercyjna? Nasycenie obrazami, które potencjalny widz chciałby obejrzeć?

Komercyjna na pewno. Komercyjność, która decyduje nieraz o pogoni za efekciarstwem. Możemy nawet powiedzieć o pewnej globalizacji – on pokazał tyle, a ja jeszcze więcej pokażę i tym samym ta granica podnosi się coraz bardziej. I tutaj nie chodzi tylko o pokazanie sfery erotycznej, ale nawet sfery fizjologicznej. Mnie się w głowie nie mieści, że można coś takiego pokazywać. Ale skąd się to bierze? No na przykład z reklam, które w pogoni za zyskiem, posuwają się do największej wulgarności, żeby za wszelką cenę wzbudzić zainteresowanie, zaszokować widza, żeby zapamiętał cel tej reklamy. To samo się tyczy języka, który zaczyna przyswajać jakieś slangowe, młodzieżowe wyrażenia. I jest to robione niestety, z całą premedytacją, żeby trafić do jak najszerszych warstw, np. młodzieży. Świat się niestety pauperyzuje.

Zatem obserwujemy zjawisko przewartościowania współczesnego świata?

Myślę, że świat się bardzo zmienia, zwłaszcza w ostatniej dekadzie są to ogromne zmiany. Nawet jeśli spojrzymy na kataklizmy, które przeszły, na zamachy terrorystyczne, one pokazały, że wszystko można. Nie wiem, może rzeczywiście ci ludzie wierzą, że świat byłby lepszy, gdyby był taki, jakim oni chcą go widzieć. No jednak coś się stało takiego, że nie ma tej chwili refleksji. Na pewno dzieją się rzeczy niedobre, ale nie można się tylko zadowolić krytyką i potępiać to, tylko trzeba z tym po prostu walczyć. Trzeba zajmować się ulepszaniem  świata, a nie zamieniać go w jakąś ponurą jatkę…

Jak wobec tego spojrzeć na film Wojciecha Smarzowskiego „Drogówka”, który był projekcją konkursową tegorocznej Tarnowskiej Nagrody Filmowej i który bez wątpienia wzbudza także liczne kontrowersje, co dało się zauważyć nawet na spotkaniu z reżyserem po projekcji tego filmu tutaj w Tarnowie. Co Pan myśli o takim ukazaniu rzeczywistości i świata?

Ja osobiście mam inne widzenie świata i z przykrością to odbieram. Gdyby to nie miało jakiegoś poziomu, nazwijmy to artystycznego, gdyby to nie było zrobione z pełną świadomością, z jakąś myślą i chyba jakimś przesłaniem, które w rezultacie ma być pozytywne,  to bym protestował. Można na przykład zarzucić, że ten film podważa wiarę obywatela w policję, która jest niezbędna w funkcjonowaniu społeczeństwa, i do której trzeba mieć zaufanie. Gdyby traktować ten film bardzo serio, to można by pomyśleć, że jest to jakiś sabotaż. Dlaczego mielibyśmy namawiać obywatela, żeby nie wierzył policji, żeby bał się policji, żeby uważał ich za bandę skorumpowanych pijaków. Ja jednak przyjmuję taką opcję, że to jest pewna konwencja, którą Smarzowski świadomie zastosował w celu wywołania jakiegoś katharsis. Jednak Smarzowskiego chyba ogólnie bardziej interesuje brzydota niż piękno, zrobił z tego jakiś taki swój styl.

W jednej z recenzji Pańskiego filmu „Mała matura 1947” przeczytałam, że reżyser boi się ukazania nieprzyzwoitych scen. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?

Taka opinia to najprawdopodobniej rezultat tego, co na co dzień ogląda współczesny widz w filmach albo w życiu. „Mała matura 1947” jest to film historyczny i ja musiałem się trzymać tego, jak to wyglądało kiedyś. Tam jest pewna doza erotyczności, ale jeśli miało to być wiarygodne, to musiało zostać utrzymane w stylu epoki.

Można posłużyć się stwierdzeniem, że Janusz Majewski łamie pewne schematy i konwencje współczesnego kina?

Ja myślę, że to inni łamią pewne konwencje, które były. Nie uważam też, że tylko starsze osoby są zgorszone – młody człowiek też niejednokrotnie jest zawstydzony, ale po prostu powtarza zachowania i reaguje aplauzem na zwyczajną głupotę.

Czy Tarnów może spodziewać się Pana Janusza Majewskiego na kolejnej Tarnowskiej Nagrodzie Filmowej?

Wiem, że za każdym razem zaprasza się tutaj kogoś doświadczonego, kto jest tutaj szefem. Nie wiem, czy jest taki zwyczaj, żebym rok po roku mógł być przewodniczącym Jury, jednak jak będę miał okazję taką, czy inną, to chętnie zawsze tutaj zajrzę, bo jest naprawdę bardzo sympatycznie.

W imieniu wszystkich Tarnowian i swoim serdecznie zapraszam. Dziękuję bardzo za rozmowę i poświęcony mi czas.

Z Januszem Majewskim rozmawiała Jolanta Frączek.

Zdjęcia – Dawid Bania

 

 

 tarnowski kurier kulturalny   tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny     tarnowski kurier kulturalny    tarnowski kurier kulturalny